Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 17Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 16Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 15Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 11Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 12Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 10Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 9Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 8Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 7Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 6Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 5Upiorek dokumentacja photo Pawel Wylag 4

 

10.06.2022

Codziennie rano nawiedza mnie myśl a jeśli jestem martwy. Zwłaszcza jeśli dzień wcześniej wypije więcej niż butelkę wina. Wtedy czuje się naprawdę upiornie. Podobno Tołstoja prześladowało podobne pytanie: co jeśli ona zrobi dla mnie wyjątek? Chodziło mu o śmierć, ale to nie jej się bał. Strach skraplał się dopiero w zderzeniu z tą mrożącą krew w żyłach możliwością. Mogło się przecież okazać, że jest jednym z nas.

Podobno w chwili przyjścia na świat nie krzyczałem, ale zanosiłem się zaraźliwym śmiechem. Urodziłem się w czepku, z ciemnymi włosami umazanymi białym syropem i wachlarzem odstających zębów. Matka uparła się, że ten obrzydliwy, na wpół przeźroczysty worek wypełniony wodami płodowymi przyniesie mi szczęście. Wysuszyła go na słońcu i wręczyła mi kilka lat później w postaci nie mniej odrażającego talizmanu. Brzydziłem się go nosić, ale nie miałem wyboru. Zwłaszcza, że kiedy się denerwowałem czerwieniały mi koniuszki palców. I to też miał być znak. Tak jak to, że nigdy nie przepadałem za mięsem. Ale czy kogoś dziwi, że nie miałem ochoty wgryzać się w rachityczne ciałko zakrwawionej sarenki? Po latach ten sam talizman rodzice wrzucą mi do trumny. Wtedy też odetną mi głowę, a spływającą z niej krew wymieszają z tzw. księżycówką. Wyśmienitym samogonem, doprawianym gruszkami i pędzonym przy pełni księżyca, na który przepis lata temu spisała jeszcze moja babka. Koktajl, wstrząśnięty, ale nie mieszany – żeby nastąpił wybuch trzeba potrząsać - wypiją stukając kieliszkami o wieko drewnianej trumny i szepcząc „na zdrowie”. Jeśli mam być szczery, to nie pachniał on ani zdrowo ani zachęcająco. Dodam też, jak się pewnie domyślacie skoro piszę te słowa, na niewiele się zdał. Ale matka zawsze wierzyła w takie rzeczy. Czytała horoskopy, kupowała magiczne kamienie, a jeśli nie daj boże spotkała przed południem zakonnicę, to siarczyście pluła przez lewe ramię. No i koniecznie chciała żeby wszyscy wokół wiedzieli jaki jestem wyjątkowy.

Cała ta historia z piciem mojej skrzepłej krwi jest o tyle zabawna, chociaż to śmiech przez łzy, że to właśnie mnie nazywają krwiopijcą. Mówią też że jestem wampirem, demonem i potworem. Oskarża się nas o wszystkie nieszczęścia. Choroby, zarazy i śmierć. Kręci się o nas filmy i pisze śmieszno-straszne książki, gdzie niemal zawsze gramy czarne charaktery. Zresztą do życia, trochę z zemsty, a trochę z nudów, kiedy erupcja wulkanu Tambora odbiła się wszystkim czkawką w postaci roku bez lata, powołać nas miał angielski medyk, który chciał być poetą, mściwy Polidori. Ten sam, który zanim zabrał się do pisania przez kilka miesięcy robił maślane oczy do zapatrzonego w siebie Byrona. To frustrujące, bo my nie tylko byliśmy, ale idąc tropem tych insynuacji, już wtedy tańczyliśmy na wulkanie, gdzie taplając się  w błocie, dla zabawy sprowadzaliśmy na nich deszcze i huragany. Irytujące zawłaszczenie, ale dlaczego by się nim nie zabawić? Dlaczego nie wejść w tę dziurę, przez którą wypływa cała niesamowitość, prześwieca kolonialny konstrukt dzikości i wyssana z mlekiem matki mania wykluczania? Zwłaszcza, że na końcu i tak pojawią się nadęci kolesie, zadający pytania, ale nie słyszący odpowiedzi, którzy z poczuciem wyższości oświadczą wszem i wobec, że tak naprawdę nie istniejesz? Z przekonaniem wmawiając Ci, że jesteś tylko wymysłem, wcieleniem czyjegoś wyparcia i dziwacznym zlepkiem zbiorowych lęków i traum. Tak jak gdyby jedno nie mogło się nakładać na drugie, jak gdyby całe to skłębienie rozsadzało im głowy.

Nie wiem po co to wszystko pisze. Jeśli ktoś to przeczyta… część ucieknie w popłochu zachowując się tak jak gdybym był nawiedzonym ręcznikiem, a druga połowa zasypie mnie idiotycznymi pytaniami i zmusi do rozdawania autografów. Tak naprawdę notuje ten strumień świadomości, bo mój terapeuta uważa że prowadzenie dziennika pomoże mi uporać z wykluczeniem i podwójną tożsamością. Dzięki temu zaakceptuje swoją inność, uleczę obie dusze i pokocham to kim jestem. Ple ple ple. Tylko, że jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Jestem już tym wszystkim zmęczony. Chce po prostu palić papieroski i pić kawkę w Noworolskim albo przejść się na Wawel i tam poprzytulać do czakramu. Zobaczyć wypływającego z Wisły trupa Mickiewicza, ponure zamczysko z neogotyckimi wieżyczkami i pogrążone w ciemności mokradła zaludnione w takim samym stopniu przez wykluczonych, jak i demony, bo czy jest między nimi różnica? Potem wpadnę do kościoła, poprzewracam lichtarze i poobgryzam świece, nastraszę dziecko pokazując mu język albo założę maskę i zaczaję się na jakiegoś nieszczęśnika w ciemnej ulicy. To zawsze przynosi mi ulgę. Nie żebym to lubił, ale sprawia mi to jakąś dziką przyjemność. Po wszystkim zakopię się w mojej małej norce, gdzie od lat gromadzę osobliwe dowody na to jak postrzegają mnie inni. Dla śmiechu włączę sobie Netflixa i obejrzę „Krakowskie potwory”, a kiedy mnie zmęczą poczytam książkę. Najbardziej zresztą lubię czytać o sobie. Wyobrażę sobie, że jestem niewinnym ręcznikiem z powieści Gombrowicza, wokół którego biega wataha oszalałych i opętanych postaci. Francuskim croissantem, który przeobraża się w jadowitego laguna. A jeśli dziś znowu pojawi się u mnie jakiś badacz i po raz setny zapyta, czy wierzę w upiory, wybuchnę śmiechem i odpowiem: Głuptasie, ależ ja jestem upiorem! A kiedy wpadnie w panikę, jak duch matki ze sztuki Witkacego, zapytam słodko szczerząc moje białe zęby w uśmiechu: Mój drogi, może napijemy się kawki?

Zbliża się wieczór, myślę, że za niedługo opuszczę moją mysią norkę. Jeśli jestem martwy… Teraz kiedy o tym myślę, wydaje się, że mogło być gorzej.

Urywek z dziennika Upiorka

-

Dokumentacja fotograficzna: Paweł Wyląg 

Kuratorka: Ania Batko 

Wydarzenie zostało zorganizowane przez galerię Mysia Norka w ramach Cracow Art Week Krakers

Patronite