O egalitarności targów książki, społecznej funkcji imprez proczytelniczych i roli samorządów w ich kreacji – z wydawcą, Michałem Kolińskim - przy okazji nadchodzących Łódzkich Targów Książki - rozmawia Natalia Królikowska.
Spotykamy się przy okazji nadchodzących Łódzkich Targów Książki, na których będziesz jednym z wystawców. Jakie są Twoje dotychczasowe doświadczenia jako uczestnika wielu różnych tego typu imprez? Po co wydawcy targi?
Po pierwsze, jest to doskonała okazja do spotkania z czytelnikami, którzy również mają okazję spotkać się z nami oraz z autorami. Tak naprawdę wchodząc do większości księgarń w Polsce, widzimy tylko kawałek oferty wydawniczej. Jeśli ludzie, którzy pasjonują się książkami jakiegoś wydawnictwa, chcą kompletować serie, nie znajdą wszystkiego na księgarskich półkach, bo każdy księgarz stara się przede wszystkim mieć w ofercie te książki, które w danym momencie najlepiej się sprzedają, czyli nowości, bestsellery. Natomiast ta backlista jest już często dla księgarza dużo mniej ważna. Może oczywiście zdarzyć się, że na targach czytelnik też jej nie znajdzie, ale ma chociaż okazję zapytać u źródła czy książka jest jeszcze dostępna, a jeśli nie, to czy planowany jest dodruk.
Czy problem dostępności pewnych tytułów dotyczy tylko księgarni stacjonarnych, czy również internetowych?
Księgarnie sieciowe są zainteresowane tylko nowościami i bestsellerami. W przypadku księgarni niezależnych – tam przychodzi już inny czytelnik, niż ten szukający książki znanego polskiego pisarza w markecie. Natomiast księgarnie internetowe biorą wszystko, ponieważ one nie mają książek u siebie. Jedynym majątkiem większości księgarń internetowych jest po prostu baza danych, więc nie robi im dużej różnicy czy włączą do swojej oferty sto tysięcy książek czy dwieście tysięcy. Dlatego w tych księgarniach teoretycznie można kupić wszystko, mimo że fizycznie nie posiadają one ani jednego egzemplarza, a zamawiają je dopiero w momencie złożenia przez klienta zamówienia.
Tak naprawdę wchodząc do większości księgarń w Polsce, widzimy tylko kawałek oferty wydawniczej. Jeśli ludzie, którzy pasjonują się książkami jakiegoś wydawnictwa, chcą kompletować serie, nie znajdą wszystkiego na księgarskich półkach, bo każdy księgarz stara się przede wszystkim mieć w ofercie te książki, które w danym momencie najlepiej się sprzedają...
Czyli targi książki są jednym z punktów, jednym ze sposobów dystrybucji książki?
Dystrybucji to może zbyt mocne słowo, bardziej upowszechniania, przekazania informacji o książce oraz jej promocji.
Jak bycie w bazie danych dużej platformy sprzedażowej wpływa na funkcjonowanie wydawnictwa?
Wydaje mi się, że nie można nie być w takich bazach danych. Wydaje się, że aktualnie najwięcej książek sprzedaje się przez Internet. Aczkolwiek to też nie jest do końca pewne. My kierując książki do różnych dystrybutorów nie mamy wiedzy co oni z tą książką zrobią, nie dostajemy informacji do kogo została sprzedana czy do księgarni internetowej czy może stacjonarnej. A i duża część księgarni stacjonarnych także ma jakiś dział sprzedaży poprzez sieć.
Michał Koliński, fot. kawaisztuka.pl
Wróćmy więc do targów – jak często jako wydawca jesteś ich uczestnikiem?
W Polsce podmiotów gospodarczych, które prowadzą działalność wydawniczą jest pewnie parę tysięcy. Szacuję, że takich, które prowadzą tę działalność w sposób profesjonalny jest ok. czterystu – pięciuset, z czego w granicach stu to takie, które bywają na większości imprez targowych w Polsce i my zaliczamy siebie właśnie do tej ostatniej grupy. Jeździmy po całej Polsce. W skali roku jest to kilkanaście takich wydarzeń. Największymi targami są te w Warszawie i w Krakowie, trochę mniejsze są we Wrocławiu i Katowicach. Na pewno bardzo brakowało takiej możliwości w Łodzi – nie tylko wydawcom z całej Polski, ale również tutejszym czytelnikom.
Cała branża czeka, żeby w Łodzi pojawiła się taka impreza. Jesteśmy jedynym miastem, obok Szczecina, które w ostatnich latach nie miało targów książki
Jest tu pewien paradoks. Bo z jednej strony mówi się w środowisku o pewnej nadprodukcji targowej – Warszawa ma np. dwie duże imprezy obok siebie – oraz o ich postępującej komercjalizacji i umasowieniu, co oczywiście jest też dowodem niewątpliwego sukcesu tych przedsięwzięć. Z drugiej – wciąż są takie białe plamy jak Łódź, gdzie istnieje głód targów.
Łódź miała targi książki kilka lat temu, organizowane przez Międzynarodowe Targi Łódzkie i kiedy zaczynało to już fajnie działać, rozwiązana została spółka targowa. Później były próby organizowania targów przez Atlas Arenę, ale nie można ich uznać za sukces. Następnie zadanie prowadziła prywatna firma, która również temat położyła. Mam nadzieję, ze teraz Fundacja Przędzalnia Sztuki podoła temu niełatwemu zadaniu i oczekiwaniom zarówno wydawców, jak i czytelników i że te targi będą miały taką rangę, na jaką łódzki rynek książki bez wątpienia zasługuje. Cała branża czeka, żeby w Łodzi pojawiła się taka impreza. Jesteśmy jedynym miastem, obok Szczecina, które w ostatnich latach nie miało targów książki. Od kilku lat Rzeszów ma swoją imprezę, w tym roku dołączył również Lublin. Białystok jest fenomenem, bo są to jedne z najbardziej udanych tragów, na które jedzie się z naprawdę ogromną przyjemnością, są to chyba najbardziej lubiane targi w Polsce. A więc nie tylko największe i najbogatsze miasta mają najlepsze imprezy.
Co sprawia, że targi są lubiane?
Bardzo duża w tym rola organizatorów. To oni muszą mieć bardzo dobre kontakty z wydawcami, muszą ich lubić, ale lubić też czytelników, wiedzieć dla kogo to robią. Ważne są również dobre kontakty z mediami. Dotarcie z informacją do mieszkańców danego miasta czy regionu może być kluczem do sukcesu. Dlatego dużą wartość mają również wszelkie współprace – z bibliotekami, z samorządem, z jego spółkami (np. z MPK), z miejscami, które mogą poinformować o tym, że takie targi będą się odbywały oraz które będą zachęcać do udziału w nich, np. oferując darmowe przejazdy.
Organizatorem Łódzkich Targów Książki jest Fundacja Przędzalnia Sztuki i Fundacja Zakręceni Czytaniem, które organizują je bez jakiegoś znaczącego udziału miasta. Czy to się może powieść? Przecież targi zwykle są organicznie związane (widzimy to np. w ich nazwach) z miastami.
Większość miast bardzo poważnie podchodzi do targów książki. Prezydenci tych miast wspierają targi zarówno finansowo, jak i promocyjnie, obejmują patronatem, udostępniają miejskie nośniki reklamowe oraz przestrzeń w mediach społecznościowych, żeby dać wyraz temu, że w ich mieście trwa święto książki. Po prostu rozumieją, że nie jest to tylko i wyłącznie prywatna, czysto biznesowa inicjatywa. Zdają sobie sprawę, że takie wydarzenia budują prestiż miejsca, jednocześnie pokazują mieszkańcom, że tematy kultury są jednak zauważane przez rządzących.
...organizatorzy, którzy zwykle są pasjonatami literatury, nie realizują tylko celów biznesowych, ale przede wszystkim wypełniają zadanie publiczne, jakim jest promocja i upowszechnianie czytelnictwa. Dlatego instytucje publiczne powinny wręcz czuć się zobowiązane, aby takie działania wspierać
Targi książki to działanie mocno proczytelnicze. W przeciwieństwie do nagród czy wielu festiwali literackich, targi nie wartościują literatury, a co za tym idzie czytelników. Nie wskazują co jest dobre, a co nie, co warto czytać, a czego nie wypada. Targi uznają różnorodność literatury oraz różnorodność jej czytelników, którzy niekoniecznie muszą być znawcami czy smakoszami literatury najwyższej próby. Na targach reprezentowane są różne gatunki literackie i różne gusta.
Tak, targi mają także trochę powszechny, ludyczny albo po prostu egalitarny charakter. Dlatego organizatorzy, którzy zwykle są pasjonatami literatury, nie realizują tylko celów biznesowych, ale przede wszystkim wypełniają zadanie publiczne, jakim jest promocja i upowszechnianie czytelnictwa. Dlatego instytucje publiczne powinny wręcz czuć się zobowiązane, aby takie działania wspierać.
Czy w ogóle podmioty z trzeciego sektora – w przypadku Łódzkich Targów Książki są nimi Fundacja Sztuki i Fundacja Zakręceni Czytaniem – są w stanie samodzielnie, bez wsparcia, udźwignąć tak dużą imprezę samodzielnie?
Są w Polsce targi – i to nawet te największe - organizowane przez fundacje, aczkolwiek są to de facto fundacje, które prowadzą działalność gospodarczą pod szyldem fundacji, bo tak jest pewnie łatwiej i wygodniej. Muszę więc twierdząco odpowiedzieć na Twoje pytanie, bo tak, jest to możliwe, aczkolwiek wiemy też, że fundacja fundacji nierówna. Jeśli impreza urośnie, rozwinie się to zdecydowanie tak, ale zacząć może być niezwykle trudno.
Wydaje mi się, że problem z wspieraniem targów może z perspektywy urzędnika polegać na tym, że targi mają jednak mocno komercyjne konotacje, a z tego co wiem, istnieją przepisy, które zabraniają dotować takie przedsięwzięcia z publicznych pieniędzy.
Ale za targami idzie również promocja miasta. Są one zachętą do odwiedzania danej metropolii. Wystawcy, ale też goście, przyjeżdżają na targi z całej Polski, a czasem nawet z zagranicy, a więc siłą rzeczy płacą za noclegi, wyżywienie, parkingi – wszystkie w ten sposób wygenerowany dochody trafiają przecież do kasy miasta, a nie do organizatora. Nie można więc myśleć, że miasto wspiera tym samym czyiś biznes, dba bowiem również o własny interes.
To jest w ogóle bardzo ważne, aby targi książki w danym mieście odbywały się w określonym czasie. Powtarzalność jest tu dla wydawców bardzo istotna ze względu na całoroczny kalendarz tego typu imprez w Polsce
Pozostał niecały miesiąc do Łódzkich Targów Książki, targów, które tworzone są oddolnie, w pewnej mierze z inicjatywy środowiska lokalnego. Wskazaliśmy już pewne zagrożenia z tym związane, ale wiemy, że w tej oddolności jest również potencjał.
Potencjał jest ogromny! Jesteśmy czwartym co do wielkości miastem w Polsce. W Krakowie na targi książki przybywa sto tysięcy ludzi, w Warszawie – podobnie. Nie ma żadnego powodu, dla którego zainteresowanie tego typu imprezą miałoby być proporcjonalnie mniejsze. Co więcej, Łódzkie Targi Książki łączą literaturę ze sztuką. Oprócz stoisk wystawców, scen i miejsc spotkań, będzie również cała strefa sztuki, designu, rzemiosła, komiksu które dodatkowo poszerzą pole potencjalnych odbiorców tych targów o osoby szerzej, niż tylko literacko, związanych z kulturą. Myślę, że jest to bardzo dobry pomysł. We Wrocławiu jest podobnie, ponieważ w ramach targów książki odbywają się również targi rękodzieła. Książki oczywiście muszą być tym punktem centralnym, ale wszystko to, co je otacza, czy jest to sztuka czy rękodzieło czy coś jeszcze innego może być dobrym i cennym uzupełnieniem.
Łódzkie Targi Książki odbędą się w przedostatni weekend listopada. Myślę, że z punktu widzenia wystawcy jest to bardzo dobra data.
Z pewnością jest to jeden z najlepszych możliwych terminów. To jest w ogóle bardzo ważne, aby targi książki w danym mieście odbywały się w określonym czasie. Powtarzalność jest tu dla wydawców bardzo istotna ze względu na całoroczny kalendarz tego typu imprez w Polsce. W Łodzi targi książki zawsze odbywały się w listopadzie, zwykle w jego przedostatni weekend.
Mamy również bardzo ciekawą lokalizację. Łódzkie Targi Książki odbędą się w tym roku na dworcu Łódź-Fabryczna.
Jest to doskonała lokalizacja, ponieważ ma wyjątkowy potencjał dla powodzenia tej imprezy. Z dziesięć lub z piętnaście lat temu tragi we Wrocławiu odbywały się na Dworcu Głównym, w pięknym, zabytkowym miejscu pełnym ludzi. Zarówno goście targów, jak i przypadkowi podróżni byli zachwyceni atmosferą. Myślę, że u nas będzie podobnie. Nasz dworzec jest piękny, znajduje się w samym centrum miasta, posiada gigantyczny parking. Mogę powiedzieć, że lokalizacyjnie jest to najlepsze miejsce w Łodzi.
Dworzec Łódź Fabryczna, fot. Lodz.pl
Organizatorzy myślą też o tych targach w kontekście regionu, chcą aby była to największa impreza proczytelnicza w województwie łódzkim.
O targach zawsze trzeba myśleć w ten sposób, ale nie wypadałoby, aby taka impreza odbywała się np. w Poddębicach. Łódź jest centrum regionu i to tutaj powinno się ściągnąć czytelników z różnych miast i wsi województwa po to, żeby poczuli, że to centrum daje im coś cennego i wartościowego.
Ale gdyby jakiś burmistrz miał fantazję i byłaby wola polityczna ku temu, aby taką imprezę zorganizować w mniejszej miejscowości, teoretycznie nic nie stałoby na przeszkodzie.
Tak, aczkolwiek wydaje mi się, że po pierwsze byłoby mniejsze zainteresowanie takimi targami ze strony wydawców, którzy obawialiby się po prostu zbyt małej liczby odbiorców. Po drugie, to jednak miastom wojewódzkim powinno przede wszystkim zależeć na tym, aby budować swój prestiż, konkurencyjność oraz pozycjonować się w roli lidera danego regionu.
Może więc miasto powinno być organizatorem takich imprez?
Nie, zdecydowanie nie. Uważam, że dobrze, że to się dzieje oddolnie, a niech miasto widzi, wspiera, docenia pracę tych ludzi.
____________________
Michał Koliński (ur. 1975 r.), absolwent Uniwersytetu Łódzkiego. W latach 90. XX wieku był prezesem Retkińskiej Telewizji Kablowej. W latach 1992–1993 w miesięczniku Kalejdoskop ukazywał się cykl jego artykułów poświęconych łódzkim mediom. Działalność wydawniczą rozpoczął w 1995 roku, był wtedy współzałożycielem kilku wydawnictw: Oficyny Wydawniczej Lantra, Agencji Publikacyjnej Czarne na Białym, Piątek Trzynastego Wydawnictwo. Od 2007 r. prowadzi, już samodzielnie, Księży Młyn Dom Wydawniczy.
____________________
Natalia Królikowska – łodzianka, doktora nauk humanistycznych, literaturoznawczyni, producentka wydarzeń kulturalnych, miłośniczka książek dziwnych, autorka bloga recenzenckiego Propsiki.
____________________