Okolice rogu Piotrkowskiej i Mickiewicza to przestrzeń, która mieści w sobie wszystko. Mam jednak pomysł, jak ją wzbogacić…
Jak kraj długi i szeroki Polacy przeprowadzają latem eksperymenty ze smażeniem jajek na zalanych betonem placach i rynkach. W obliczu kryzysu klimatycznego potrzebujemy zieleni w miastach jak nigdy dotąd, a bezlitosne wyrywanie wszystkich drzew i krzewów, by zmieścić więcej kostki brukowej, nie zasługuje na miano rewitalizacji. Miasto ma przecież służyć dobrostanowi ludzi.
Na rynku czy placu – jako istotnym punkcie na mapie miasta – oprócz przyrody powinny znajdować się obiekty symboliczne, które oddziaływują na emocje. Zazwyczaj załatwia się to jakimś pomnikiem lub fontanną. Mam propozycje pośrednią, bardziej przystającą do naszych czasów i miejsca, w którym żyjemy. Łódź to potencjalnie najpiękniejsze miasto w Polsce, a jednak wciąż dość trudne i stawiające mieszkańcom nieoczekiwane wyzwania. By w nim przetrwać, trzeba mieć trochę poczucia humoru. Dlatego proponuję, by posadzić na placu przed Hiltonem Palmę Polską, czyli wierzbę płaczącą, a dookoła niej ustawić okrągłą ławkę – miejsce, w którym można wspólnie posiedzieć i zastanowić się nad jakością architektury, urbanistyki i planowania przestrzennego. A nawet zapłakać.
Gdy jakiś czas temu zobaczyłem, jak wygląda plac przed dworcem Łódź Fabrycza pomyślałem, że umieszczenie w jakimś miejscu choćby jednego dużego drzewa może zmienić charakter całej przestrzeni. Próbowałem sprzedać temat Michałowi Bierzyńskiemu, z którym znamy się jeszcze z czasów, gdy nie było Urban Forms, a pierwsze murale w mieście powstawały w ramach naszej wspólnej akcji na Lipowej i Pogonowskiego. Niestety teren przed dworcem znajduje się nad tunelem, więc perspektywa rozmów z PKP i technicznych trudności sprawiła, że temat ucichł. Pojawiła się jeszcze opcja realizacji tego pomysłu w ramach Zielonego Expo, ale to już mnie nie interesowało. Nie chciałem być częścią projektu, który wydawał mi się fasadowy i niedorzecznie utopijny.
Niedawno znalazłem lepszą przestrzeń dla tego przedsięwzięcia. W ramach plebiscytu zapytano kiedyś znanych łodzian, gdzie jest centrum miasta. Zbigniew Boniek trafnie wytypował róg Piotrkowskiej i Mickiewicza. Przyjrzyjmy się zatem okolicy. Zacznijmy od placu, na którym miałaby stanąć Palma Polska. Pierwotnie miał tu znajdować się pomnik jednorożca, który tymczasowo stanął po drugiej stronie ulicy, ale łodzianie tak przyzwyczaili się do przejściowej lokalizacji, że postanowiono go w niej pozostawić. No więc, co my tu mamy? Morze betonu, kostki i nagle znikąd wyłaniają się schody, które stały się przyczyną wielu kontuzji, do czasu aż ustawiono w tym miejscu parę donic jako znak ostrzegawczy.
Po drugiej stronie Piotrkowskiej jeszcze do niedawna stały drewniane latryny. Jeśli czyta to ktoś spoza Łodzi, zapewne trudno mu w to uwierzyć, ale tak było. Łódzki przedsiębiorca i deweloper Piotr Misztal chciał wymusić na władzach miasta pozwolenie na wzniesienie budynku wyższego niż dopuszczają przepisy, więc ustawił w tym miejscu kilka wychodków, straszył wylewaniem gnoju, itd. Szantaż się udał. Choć stawianie wysokich budynków w osi ulicy z historyczną zabudową w ogóle nie jest śmieszne (przecież niektóre osie widokowe wpisane są na listę dziedzictwa Unesco), to panu Misztalowi nie można odmówić poczucia humoru. Przy okazji mam małą propozycję promocji inwestycji. Będzie dobrze wyglądać ☺
Chyba nikt się obrazi. Skoro w realnym świcie można postawić kibel w centrum miasta, to chyba i w internecie… Dla pewności, na zdjęciu napiszę „instalacja artystyczna”, tak jak pan Misztal na swoich kiblach.
Tymczasem pan Misztal znów obraził się na miasto, bo po przeciwnej stronie ulicy ma stanąć wieżowiec, który rzekomo za bardzo przypomina jego Golden Tower. Deweloper żąda, aby Rada Miasta nie wyraziła zgody na budowę i już zapowiada, że tym razem ustawi na terenie swojej inwestycji chlew z żywymi świniami noszącymi nazwiska radnych. XD.
Z wrażenia prawie przeoczyłem inny wybitny element małej architektury, czyli Ławeczkę Stefana Jaracza przez Zahirze. Przypominam, że kiedyś pojawił się całkiem sensowny postulat, aby pomniki-straszydła przenieść z Piotrkowskiej w miejsca, które wiążą się z uwiecznionymi postaciami: Jaracza pod Teatr Jaracza, Rubinsteina pod Filharmonię, itd. Pani prezydent obiecała, że skonsultuje tę propozycję z władzami ASP. Pomniki zostały, ciekawe dlaczego…
Jeśli spojrzymy dalej, zobaczymy pokaz sprawności Straży Miejskiej. Strzelam w ciemno: jakieś 20 aut zaparkowanych na zakazie, tak jak co dzień od paru lat. Wyżej dostrzegamy wspaniały przykład myśli planistyczno-architektonicznej. Trwa remont budynku Biprowłóku przy al. Piłsudskiego 12, którego efekty trudno sobie nawet wyobrazić, bo dla inwestycji nie przygotowano wizualizacji, a jedynie rysunki techniczne. Jeśli budynki opowiadają historię, to mamy tu kawał dziejów XX-wiecznej Łodzi. Tymczasem przyzwoite biurowce z lat 60. przerabiane są na architekturę wczesnych lat 2000, i to w 2022 roku.
Obok widzimy Central 2 i budynki dawnego Juventusu z elewacjami stanowiącymi oryginalne połączenie płyty pilśniowej, blachy falistej i azbestu. Opodal trudno przeoczyć wielkie rozdzielnie PGE, które pojawiły się w pobliżu skrzyżowania Piłsudskiego i Sienkiewicza w 2015 roku. UMŁ długo nie chciał zgodzić się na tę lokalizację i ugiął się pod warunkiem, że przemysłowy wygląd rozdzielni zostanie zamaskowany przy pomocy współczesnych rzeźb. Spokojnie, minęło dopiero 7 lat…
Lecimy na drugą stronę Piłsudskiego, po drodze mijając tzw. rów Zdanowskiej, który w założeniu miał być tunelem, odzyskaną przestrzenią publiczną, etc. Podobnie jak po północnej stronie alei, oprawę dla niego stanowią budynki w stylu „polo-architektury”. Rzut oka na te obiekty może zainspirować nas do refleksji, dlaczego polska architektura lat 90. jest tak brzydka i kiczowata? Problem w tym, że część tych budynków powstała dużo później.
Prawie każde polskie miasto ma swój Manhattan. Łódzka wersja jest całkiem udana. Gdyby monumentalne bloki były odpowiednio pomalowane (może nie każdy w innym kolorze), stanowiłyby ciekawy przykład architektury brutalistycznej. A tak mamy pasterelozę, urozmaiconą Wiedźminem. Podobno to największy mural na świecie, podobno ludziom się podoba, podobnie jak jednorożec. Czasami trudno dyskutować z gustami. Nie da się jednak zaprzeczyć, że obie realizacje są atrakcjami naszego miasta.
Idziemy do Centralu, gdzie kiedyś pielgrzymowały wycieczki, by przejechać się ruchomymi schodami. Dziś nie budzi już tak jednoznacznie pozytywnych emocji, z zewnątrz zdeformowany styropianem, a czasami zakryty wielką reklamą kabanosów. W biurowcu obok było podobnie, obecnie jest w remoncie.
Jeśli przez morze betonu spojrzymy dalej na prawo, nie zobaczymy modernistycznej kamienicy na rogu Mickiewicza i Kościuszki. Po odzyskaniu budynku właściciel odciął lokatorom wodę i gaz, by skłonić ich do szybkiej wyprowadzki. Opustoszała kamienica przez lata popadała w ruinę i dziś podobno nadaje się już tylko do wyburzenia. Od wieków służy za olbrzymi słup ogłoszeniowy.
Na koniec Stajnia Jednorożca, chyba trochę zbyt podobna do Dworca Oriente w Lizbonie, ale co z tego. Jest nasza.
Fajna wycieczka? A to wszystko znajduje się w zasięgu wzroku z ławeczki pod drzewem. Nie ruszając się z miejsca, możemy odbyć podróż przez kolejne odsłony polskiej myśli urbanistycznej i kolejne piekielne kręgi chaosu. Może zróbmy z tego atrakcję turystyczną? Pomimo wielu oczywistych walorów wierzba płacząca w niektórych krajach uważana jest za roślinę złowrogą, symbol żalu i smutku. My jednak możemy uznać ją za znak elastyczności i zdolności adaptacji, harmonii i wzrostu. Wierzby symbolizują również burze życia i miłość, czyli to, co nieobce żadnej łodziance i łodzianinowi.
Proponowałem już kiedyś miastu, przyznam nieskromnie, wspaniałą koncepcję, czyli Plac Miłości na Placu Dąbrowskiego. Jakoś nie wyszło. Daję Wam drugą szansę. Każdy na tym skorzysta: ja będę łódzką Rajkowską, miasto zyska wspaniałą atrakcję turystyczną, a mieszkańcy przyjazne miejsce, gdzie będzie można schronić się w cieniu i popatrzeć na miasto z nadzieją, że kultura potrafi wpływać na politykę. Może nawet, siedząc w tym miejscu, zapomnimy o 70 tysiącach drzew wyciętych za kadencji pani prezydent i będzie nam łatwiej uwierzyć w lepsze jutro pomimo zbliżającej się katastrofy…
-
Marcin Polak – artysta i kurator poruszający się na styku działań artystycznych i społecznych. Inicjator działań z cyklu „Zawód Artysty”, mających wpłynąć na zmianę polityki kulturalnej. Założyciel i redaktor portalu „Miej Miejsce“. Współprowadzi latającą „Galerię Czynną“. Absolwent PWSFTViT w Łodzi. Stypendysta MKiDN. W 2016 został odznaczony honorową odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej“.