Oto paradoks: najbardziej obywatelska prezydentka Łodzi wysadza w powietrze obywatelskość łodzian. 

 

Burza jaka rozpętała się wokół potencjalnego wiaduktu nad skrzyżowaniem marszałków, jak na dłoni ujawnia, że pani prezydent Hanna Zdanowska, która konsekwentnie, od kliku lat, buduje swoje poparcie na haśle partycypacji
i włączania łodzian w procesy decyzyjne, de facto czyni w tej dziedzinie więcej szkody niż pożytku. Dlaczego? Bo polityka jaką prowadzi dewaluuje i wypacza kluczowe, z punktu widzenia budowania społeczeństwa obywatelskiego, pojęcia. W Łodzi partycypacji mylona jest z PR-em, budżet obywatelski jest fałszywie obywatelski, a konsultacje społeczne są wyłącznie fasadowe. 

 

13 kwietnia pani prezydent ogłosiła na swoim profilu na Facebooku krótkie zaproszenie do konsultacji społecznych na temat wiaduktu. Zaczyna się ono od słów „Te konsultacje naprawdę są na serio”. Znaczące jest to podwójne podkreślenie prawdziwości: NAPRAWDĘ i NA SERIO. Czyli że poprzednie były nie naprawdę i na żarty? Coś w tym jest. 

 

SZYBKO, SZYBCIEJ

 

W zaproszeniu czytamy: „3 tygodnie to dużo czasu, aby przekazać mieszkańcom wiedzę niezbędną do podjęcia decyzji [o wiadukcie].” Tak, to jest wystarczająco dużo czasu, żeby władze miasta, za pośrednictwem wszystkich możliwych kanałów, bombardowały mieszkańców swoją jedyną słuszną wizją utworzenia wiaduktu. Jest to jednak zdecydowanie za mało czasu dla drugiej strony –  organizacji pozarządowych i wspierających ich działania mieszkańców, którzy bezlitośnie krytykują ten projekt. Ile czasu zajęło urzędnikom ze ZDiTu przygotowanie tej koncepcji? Były to zapewne miesiące pracy (której efekty były skwapliwie ukrywane przed opinią publiczną). Nad tą koncepcją, przedstawioną do konsultacji, pracował sztab urzędników: wariantujących, rysujących i wizualizujących. Robili to w godzinach pracy
– etatowej, regularnie opłacanej z miejskiego budżetu, ozusowanej. Dlaczego to istotne? O tym za chwilę. 

 

Tymczasem pani prezydent pisze dalej w swoim zaproszeniu „Jutro poproszę przedstawicieli organizacji pozarządowych, przeciwnych tej inwestycji, o udział w spotkaniach konsultacyjnych, przygotowanie prezentacji
i przekazanie mieszkańcom swoich argumentów.” 

 

Aha, czyli organizacje pozarządowe dostały od pani prezydent na przygotowanie i przedstawienie swojej koncepcji termin 2 tygodni – bo tyle mają trwać konsultacje (do 29 kwietnia). No cóż, to znacząco mniej niż otrzymał na to samo zadanie ZDiT.  Nie wspominając o tym, że za dwa tygodnie konsultacje się już kończą, więc realnie, społecznicy muszą przygotować swoje propozycje w tydzień – tak, aby zdążyć je jeszcze zaprezentować łodzianom i spróbować przekonać ich do swoich racji, zanim ci zdążą się wypowiedzieć w konsultacjach. Czyli my, przedstawiciele organizacji pozarządowych, mamy teraz natychmiast rzucić wszystkie swoje projekty – pracę w NGO, pracę zawodową, życie rodzinne – i zabrać się do tworzenia kontr-koncepcji, po raz kolejnych udowadniających, że łódzki ZDiT to szkodnik.
I mamy na to dwa tygodnie, bo jak nie, to będzie świetny dowód na to, że jesteśmy niepoważni, nieprzygotowani do merytorycznej rozmowy i potrafimy tylko krzyczeć. Komuś się chyba wydaje, że łódzki sektor pozarządowy funkcjonuje wyłącznie po to, aby robić darmowe ekspertyzy na potrzeby UMŁ, a działalność społeczna, którą prowadzi jest jedynie miłym dodatkiem. Może dla niektórych będzie to zaskoczenie, ale nie, łódzcy społecznicy nie są sztabem wolontariuszy, czekającym na zlecenia pani prezydent. 

 

Kiedy mamy przygotowywać te prezentacje, o które jesteśmy proszeni przez prezydent Łodzi? W czasie, kiedy w naszych organizacjach realizujemy dla łodzian projekty prawdziwie społeczne i realnie włączające ich w życie miasta? Czy jak w przypadku wielkiej rzeszy łódzkich społeczników, pracujących zawodowo i udzielających się w NGO po godzinach pracy, mamy to robić w czasie poświęconym na życie prywatne? Dzięki temu niespodziewanemu ekstra-zleceniu od prezydentki, po raz kolejny mamy powiedzieć naszym rodzinom i przyjaciołom, że nie będziemy mieć dla nich czasu. Bo musimy błyskawicznie opracować koncepcję, która obnaży mizerię pomysłów forsowanych przez UMŁ. I najsmutniejsze jest to, że najpewniej to zrobimy. Bo mamy taki defekt, że naprawdę zależy nam na Łodzi. I nie możemy nic nie robić, kiedy ciężkie miliony mają być utopione w absurdalnych pomysłach.

 

SPOŁECZNIK – WOLONTARIUSZ WŁADZ?

 

Ile razy jeszcze środowisko pozarządowe zostanie wywołane do tablicy w ostatniej chwili, postawione pod ścianą
i zmuszone do desperackich prób obrony wizji miasta przyjaznego mieszkańcom? Dodam: wszystkim mieszkańcom,
a nie tylko jednej, namaszczonej przez ZDiT, grupy: kierowców. A konkretnie tej części kierowców, która uważa, że ich potrzeba bezkolizyjnego dojechania z punktu A do punktu B i wygodnego zaparkowania w dowolnie wybranym miejscu jest nadrzędna nad wszystkimi innymi potrzebami wszystkich innych łodzian. 

 

Mam serdecznie dość tego marnowania naszego czasu. Łódzcy społecznicy to ludzie, którzy działają na rzecz  miasta
i mieszkańców bezinteresownie, bo im zależy, i robią to stale, bez względu na to, z której strony zawieje wiatr politycznej koniunktury. Dlatego mój wielki sprzeciw budzi fakt, że na główną społeczniczkę tego miasta kreuje się osoba, która traktuje partycypację koniunkturalnie i wspiera na niej swoje stanowisko, mydląc mieszkańcom oczy
i fałszywie przekonując ich, że ich głos coś znaczy. Nie znaczy, a raczej znaczy dopóki jest spójny z wizją władz Łodzi. Bo jeśli nie jest spójny to albo nie bierze się go pod uwagę w ogóle, albo wypacza i modyfikuje tak długo, aż zostanie sformatowany podług urzędniczej zachcianki (vide Ogrody Karskiego – zwycięski a następnie rozwalcowany przez UMŁ projekt z ubiegłorocznej edycji Budżetu tzw. Obywatelskiego czy projekt kontra-ruchu rowerowego). 

 

Kiedy będą wznowione konsultacje systemu transportowego? Czy wtedy kiedy mieszkańcy zgodzą się z wreszcie z wizją ul. Nowokostytucyjnej i Trasy Karskiego i nie będą denerwowali przedstawicieli ZDiT-u, prowadzących spotkania konsultacyjne swoim gromkim sprzeciwem? Kto zapłaci za godziny pracy społeczników z Łódzkiej Inicjatywy na Rzecz Przyjaznego Transportu, którzy w wolnym czasie, w ramach wolontariatu przygotowali dla miasta plan realnych usprawnień zbiorkomu, z którym nie poradziła sobie firma wynajęta przez ZDiT i opłacona pokaźną kwotą z miejskiej kasy? Kiedy MPU i BAM zaczną respektować głos łodzian wyrażony w konsultacjach na temat rewitalizacji? Zdanie mieszkańców sobie, a plany architektów, urbanistów i drogowców sobie – za pełną wiedzą i zgodą pani prezydent, która je sankcjonuje i wdraża w życie. Nie dajmy się więc nabrać na słowa pani prezydent wypisane na zaproszeniu na konsultacje dotyczące wiaduktu: „Wasz głos znaczy dla mnie więcej niż opinie ekspertów, inżynierów i urbanistów”
- bo to jest wierutna bzdura. 

 

NIEWAŻNE WAŻNE SŁOWA

 

Konsultacje społeczne po łódzku to zmarnowany czas ludzi, którym chciało się w nich wziąć udział, zmarnowany papier na którym napisali czego im trzeba i zmarnowane godziny na forach i portalach społecznościowych, na których finalnie dają upust swojej frustracji, kiedy już zorientują się, że zostali zmanipulowani i oszukani.

 

To tanie efekciarstwo, jakie kryje się za pro-społecznymi deklaracjami władz Łodzi, ma jeszcze jeden poważny skutek: sabotuje wysiłki organizacji pozarządowych. Trudno jest społecznikom przekonywać łodzian, że coś się zmienia i że warto włączyć się w życie miasta, jeśli władze szybko udowadniają że to nie jest na serio i nie jest naprawdę. Nie wspominając o taniej manipulacji, jaką jest alternatywa korki albo wiadukt – bo właśnie taki, z gruntu fałszywy wybór proponuje się łodzianom w obecnych konsultacjach. Działania władz podważają zaufanie mieszkańców do bardzo ważnych słów: obywatelskość, partycypacja, deliberacja, konsultacje społeczne. Coraz więcej osób widzi, że w ustach włodarzy miasta, one nic nie znaczą. Są wypaczane, fasadowe, że szafuje się nimi wyłącznie z nadzieją na zbudowanie wokół prezydentki dobrego PR. 

 

Duża część łódzkich społeczników straciła zaufanie do władz Łodzi. To fatalnie. Część mieszkańców straciła zaufanie do społeczników, którzy wcześniej dali się nabrać na współpracę z UMŁ i przekonywali ich do sensowności wspierania miejskich inicjatyw. Tym gorzej. I piszę to z wielkim rozgoryczeniem, bo – jak wielu łodzian – ja także uwierzyłam, że to wszystko jest naprawdę, że w końcu mamy prezydentkę, którą faktycznie interesuje co mamy do powiedzenia i która będzie brała pod rozwagę głos mieszkańców. Bogatsza o doświadczenia z udziału w konsultacjach społecznych
i ostatniej edycji budżetu obywatelskiego, mogę tylko powiedzieć: o, naiwności! 

 

Marta Karbowiak - Współdzielnia Staropoleska 

 

Patronite