Rozmowa z Dziewczyną Rakietą, 29.11.2016

 

Eliza Gaust: Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Demolkę na żywo, a było to chyba trzy lata temu w klubie DOM, zostałam wręcz powalona Twoją charyzmą i scenicznym szaleństwem. Skąd bierzesz te pokłady energii?

To się po prostu bierze stąd, że stajesz na scenie. Scena jest takim szczególnym miejscem gdzie do chwili, kiedy się na niej nie znajdziesz, myślisz, że nic specjalnego się nie wydarzy. I nagle jesteś tam i dzieje się coś wyjątkowego. Interakcja z publicznością – ty zapalasz ją, ona odpala ciebie. Ten rodzaj energii może zaistnieć tylko tam, na żywo. Dając koncert znajdujesz się w niepowtarzalnym rodzaju skupienia i przeżywania, stajesz się tym, o czym śpiewasz
i wtedy wybucha cała ta energia, bo to co robisz jest dla ciebie ważne. Jeśli odbierasz, że to jest energetyczne, to super, o to chodzi.

 

Demolka to nie tylko muzyka, raczej performance. Całość jest spójna – muzyka, instrumenty, kostiumy, oprawa graficzna… Skąd pomysł na taki sceniczny image?

To jest tak, że niektórzy ludzie już od najmłodszych lat mają potrzebę przebierania się. Ale nie takiego przebierania się na co dzień, tylko takiego, które miałoby dopełnić, nasycić jakiś ważny moment. Dla nas koncert jest takim momentem i chcielibyśmy wszystkimi możliwymi środkami, jak strój, makijaż, światło, wpłynąć na jego siłę odbioru. Zarówno ja, jak i Procesor Plus mamy w sobie taką fascynację i potrzebę kostiumu. U niego trwa to od dawna, bo już w czasach powstania zespołu 19 Wiosen przechadzał się po mieście w barokowym stroju, budząc ogólne poruszenie. Potem przyszedł czas na policyjne umundurowania. Z tym przebraniem bywało agresywnie. Zdarzało się, że na punkowych imprezach ktoś nagle rzucał się na niego i szarpiąc, wyrywał naszywki z emblematem władzy albo centralnie wyrzucano nas ze squatów. Procesor lubi kreować swój wizerunek również na co dzień, ja lubię to sobie oddzielić, te wszystkie kolory, kształty, formy zostawiam na scenę.

 

Jak powstają wasze sceniczne kostiumy?

Robimy je sami. Chodzimy po wyprzedażach, kompletujemy tkaniny, różne części garderoby i ja je potem przerabiam, szyję maski. Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej, bo kiedy piszę nową piosenkę, chciałabym dodać do niej też jakiś wizualny akcent. Ale mimo wszystko najważniejszy jest dźwięk, strój i światło są dopełnieniem.

 

Miałaś wiele wcieleń, zanim narodziła się Dziewczyna Rakieta… Byłaś Androidką Jolą Spectrolux z Telewizji Atlantyda poszukującą Super Kwarców, grałaś w Mikrowaflach, od dawna jesteś związana z 19 Wiosnami, potem nastąpiło spotkanie z Procesorem Plus, z którym zadebiutowaliście w 2012 roku albumem „Demolka”…

No tak, ostatnio nawet o tym napisałam na stronie facebookowej - Ile poziomów trzeba przejść, by stać się Dziewczyną Rakietą... Tak się nazwałam, ale to jest cały czas otwarty proces. Dzieje się tak dużo i tak wiele inspiruje, że w sposób naturalny pojawiają się kolejne wcielenia. Na nowej płycie „Ha ha chaos” znajduje się piosenka o Lulu Cyborg i to jest jedna z setek odnóg Dziewczyny Rakiety. Pisząc tekst o tej postaci, obsesyjnie myślałam, jak to jest być wyprojektowanym ideałem czyjejś koncepcji piękna i seksualnego spełnienia. Jak to jest być cyborgiem, który wnika w ludzki umysł szalenie głęboko, a realizując jego pragnienia nie przynosi zaspokojenia, lecz upadek i śmierć. Myślałam też o tej drugiej stronie, jednostce, która pozwala sobie sczytać z umysłu zapisy najbardziej skrywanych
i niedozwolonych perwersji. Jakieś migawki twarzy, ruchów, ciał, które następnie zlepione w całość dają właśnie Lulu. Taką halucynację, przez którą finalnie musisz zginąć. Teraz powstaje kolejna odnoga – Automatka. To jest tak, że Dziewczyna Rakieta funkcjonuje trochę na potrzeby Demolki, ale poza tym pojawiają się coraz to nowe postacie.

 

 02 demolka

Demolka Cafe 102 Łódź 17.09.2015. Foto Tuareg. Kolaż DR.

 

Jak one się rodzą?

Czasami przeczytam zdanie, słowo, które jest w stanie otworzyć we mnie całą historię. Ta historia zawsze wiąże się
z konkretną postacią. Bardzo szybko utożsamiam się z nią, w jednej chwili staję się tą istotą, nie zawsze ludzką
i rozmyślam z czym ją zderzyć, żeby było intrygująco. Powstaje zatrzęsienie wariacji na temat, ale nie wszystkie dają się spisać. Przeważnie, kiedy jadę na próbę do Bajkonuru, to jest jakieś 40 minut drogi rowerem, przychodzą mi do głowy najlepsze teksty. Wyśpiewuję je sobie, zapętlam i tylko kiedy pojawi się prawdziwy diament, notuję.

 

Opowiesz trochę o najnowszych fascynacjach, co Cię ostatnio zainspirowało?

Aktualną fascynacją jest Automatka. Narodziła się pod wpływem obrazu „Automat” Edwarda Hoppera z 1927 roku. Opuszczony lokal, wyludnione miejsce, głucha noc i dziewczyna samotnie sącząca kawę w lokalu o nazwie Automat. Tutaj nie obsługują ludzie, tylko maszyny. Kawa z automatu, a dlaczego nie z automatki? Na pewno smakowałaby inaczej, nie wiem jak, ale inaczej. W dzisiejszych restauracjach powinny być stawiane obok siebie automaty
i automatki, tak żeby można było wybrać również smak płci. Oczywiście moja Automatka nie będzie miała nic wspólnego z serwowaniem kawy. Na początku zainspirował mnie tytuł pracy, który od razu powiązałam z płcią. Automat – automatka. I kolejne skojarzenia, gra słów – matka automatyczna, szereg pytań i mnóstwo historii… Niektóre z nich sobie notuję, innych zupełnie nie.

Podobnie było z Lulu Cyborg, która narodziła się pod wpływem filmu „Puszka Pandory”. To niemieckie kino nieme
z niezwykle sugestywną odtwórczynią roli głównej, Amerykanką Louise Brooks. Wciela się ona w małoletnią prostytutkę o niezwykłej seksualności, doprowadzając za każdym razem swoich kochanków, mężów i kochanki do śmierci. Kto zna dramat Wedekinda i nakręcony na jego motywach film Pabsta, na pewno odnajdzie analogię pomiędzy postacią z filmu a moją cybernetyczną Lulu z piosenki, która, począwszy od imienia, jest silnie inspirowana tą postacią, tylko została przeniesiona z czasów Republiki Weimarskiej do świata cybernetycznego. Stworzyłam sobie Lulu – seksualną cyborginię, która, mam nadzieję, doprowadzi słuchaczy do szału. Warto wspomnieć, że włoski rysownik komiksów Guido Crepax, swoją postać Valentiny wzorował właśnie na Lulu zagranej przez Brooks.

 03 demolka

Plakat do filmu Puszka Pandory reż. Georg Wilhelm Pabst / okładka komiksu Guido Crepaxa Valentina / Lulu Cyborg rys. DR.

 

 „Po pierwszym razie z Lulu olśni cię technologia | Symulacje symulacji hiperrealizm projekcji | Chociaż nie jest prawdziwa tobie się taka wyda | Od mechanicznych westchnień szybko się uzależnisz”. Słychać w tych tekstach chyba zarówno fascynację maszynami, jak i lęk przed tym, że mogą nami zawładnąć…

One już nami zawładnęły. Technologiczny rozwój, który cały czas trwa, niesie za sobą nie tylko pozytywne skutki. Można doświadczyć związanych z nim uzależnień, obsesji, nienormalności i nadużyć, czy uczucia totalnego osamotnienia i oddzielenia, pomimo mnogości połączeń. W konsekwencji możemy obudzić się w świecie, w którym każdy będzie samotnie dryfującą jednostką, otoczoną przedmiotami, bez których nie będzie w stanie niczego zrobić. No i jeszcze energia, skąd ją brać, na zasilanie tych wszystkich rzeczy?

Poruszam w swoich tekstach tematy rozwoju technologii, bo to ona w sposób absolutny nadaje kierunek naszej przyszłości. Postrzegam ją, jako drapieżne zjawisko, ponieważ tak też widzę człowieka. Poza tym zawsze fascynował mnie ten rodzaj energii, wypływającej z niezaspokojenia i żarłoczności. W jakimś stopniu solidaryzuję się
z maszynami. My chcemy zmusić je do totalnej służalczości, a może za jakiś czas okaże się, że to one użyją nas do swoich celów… I to wcale nie będzie takie nieuzasadnione. Może stać się tak, że za pomocą wzoru uda się odtworzyć ludzką inteligencję i uczucia. Nie będzie w tym żadnej magii, bo wszystko zostanie sprowadzone do algorytmów. To nie musi być zupełnie negatywne zjawisko, chociaż ja widzę to w formie pewnego zagrożenia. Dokładając, wszczepiając w ciało coraz to nowe urządzenia w sposób płynny i niezauważalny ta cała technika nas przejmie. Ale czy zrozumie? Pociąga mnie taka niepokojąca forma, bo z kryzysowych sytuacji może narodzić się więcej dobrego niż z momentów słodkich, przyjemnych.

 

Demolka narodziła się cztery lata temu. Z Procesorem Plus połączyły was wspólne fascynacje?

Bardzo się cieszę, że na siebie trafiliśmy. Procesor Plus jest osobą, która ma w sobie lekkość i humor. W trakcie naszych prób wszystko jest dozwolone, możemy pójść w każdym kierunku. Kiedy okazuje się, że to nie to, po prostu ruszamy dalej. Ale nie ma czegoś takiego, że z gruntu nie pozwalamy sobie na jakiś temat. Właściwie im temat będzie dziwniejszy, tym lepiej. Z każdego człowieka wypływają różne rzeczy i nie sądzę, że powinno się to zatrzymywać. Moja rzeka płynie z umysłu mocno zabarwionego kulturą science fiction, cyberpunkową i nie chciałabym tego blokować.

 

Od czego zaczęła się u Ciebie fascynacja tą kulturą?

Kiedy byłam w podstawówce – patronką której została Maria Skłodowska-Curie, co też nie jest bez znaczenia – mama zabrała mnie do kina „Zachęta” przy Bałuckim Rynku na film „Mucha” Davida Cronenberga. Dziwię się czemu wpuszczono mnie na salę, bo byłam małym dzieciakiem. Obejrzałam film w całości i to pewnie on odcisnął piętno na mojej psychice. Człowiek przemieniający się w muchę, maszyna do teleportacji… fantastyczna historia i w dodatku tak mięsiście przedstawiona. To był pierwszy film Cronenberga oficjalnie wyświetlany w polskich kinach! Miałam dużo szczęścia.

Cronenberg stał się z czasem moją miłością, jeśli chodzi o proponowany język filmowy. Jego kino jest totalne, wizyjne, cielesne i porusza wiele ważnych zagadnień. Te szalone wizje są mi jakoś bliskie, może przez to, że bardzo łatwo przekładam je na szaleństwa realnego życia. Tutaj też zawsze coś się wymyka spod kontroli i giną masy. Połączenie zabawy i grozy – to mnie zawsze pociągało, lubię się bać. I to też pojawia się w moich tekstach.

 

A co z inspiracjami muzycznymi? W utworach Demolki słychać echa electro-punkowe, nostalgię za syntezatorowym graniem rodem z lat 80….

Oczywiście, jest wielu wykonawców, którzy na mnie działają, ale są też po prostu różne dźwięki z otoczenia, które mnie mocno inspirują. Nasze próby często wyglądają tak, że każdy przychodzi ze swoim pomysłem, który wziął
z tylko sobie znanego źródła – to może być odgłos maszyny, pojazdu, zwierzęcia, jakiś jeden dźwięk, który determinuje wyobraźnię, linia melodyczna nagrana na dyktafon … I tak szkicujemy swoje pomysły na piosenki, a ja zaczynam pracować nad tekstem. Nasze brzmienie przeważnie ustala Procesor Plus, zna się na całym sprzęcie i komponowaniu muzyki, ja mu w tym towarzyszę. On ma swoje upodobania dźwiękowe, lata 80., punk, synth pop, i tego się nie wyzbędzie. Byłoby głupie, gdyby miał się tego wyzbyć. To trochę tak, jakby ktoś nagle odciął sobie palec. Ale przede wszystkim jesteśmy duetem i jest między nami współpraca.

 

Spotkaliście się i od razu wiedzieliście, co chcecie robić i jak to wasze wspólne granie będzie wyglądać?

Z Procesorem Plus znaliśmy się dużo wcześniej, zanim powstała Demolka. Często jeździłam z 19 Wiosen na koncerty, dużo rozmawialiśmy. A potem kiedy przestałam grać w Mikrowaflach, co też było ciekawym czasem, strasznie chciałam dalej muzycznie działać. Pisałam teksty i ciągnęło mnie na scenę, do tego grania na żywo, tu i teraz. Były rozmowy z różnymi osobami, ale nic z tego nie wyszło. I jeszcze w niesamowitej sali prób 19 Wiosen na ul. Śnieżnej był Olek, który grał na perkusji, Fagot na basie, a ja zaczęłam coś śpiewać. Potem Olek się z tego wyłamał, a my zostaliśmy z takimi szkicami, które szkoda było zmarnować, bo wydawały nam się fajne, ale zostały jego gitary na pierwszej płycie. Stwierdziliśmy, że musimy zagrać koncert. Koncert to jest zawsze taki deadline. Jak masz datę, to zrobisz wszystko, żeby jej dotrzymać, praca nabiera szalonego tempa.

 

Kiedy zagraliście po raz pierwszy?

To było w Jazzdze, 27 kwietnia 2012, akurat ostatnio znalazłam bilecik z tej imprezy, dlatego wiem. Po tym koncercie ustaliliśmy, że chcemy coś dalej razem robić, na sto procent. Nie mieliśmy wtedy sali prób, spotykaliśmy się po domach, ja śpiewałam na przykład do słuchawki od walkmana, co też dawało fajne brzmienia, których nie można już później odtworzyć. I pojawił się Michał Turowski, który chciał nas wydać w swojej Oficynie Biedocie. Pierwsza płyta powstała dosyć szybko, pomagał nam Paweł Cieślak z Hasselhoff Studio i Kamil Łazikowski z Soyuz Studio. Po jej przesłuchaniu pomyślałam: o nie! tu bym zrobiła inaczej! Mam zupełnie nowe pomysły, trzeba robić nowe piosenki… Nagle czujesz, że zaczyna w tobie wykwitać tyle różnych pomysłów, aż cię to paraliżuje, bo tego jest tak dużo.

Z Procesorem Plus przyjaźnimy się. Ten kontakt jest zdrowy i fajny. Traktujemy nasze próby jako ważny moment – szybko pracujmy, dopóki jeszcze mamy czas, bo potem może być różnie. Ale nagrywać płyty chcemy po to, żeby dawać koncerty. Krążek to pretekst, żeby grać na żywo. Dla mnie nagrywanie w studio jest męką, bo trzeba stać nieruchomo. Jest statyczny mikrofon, słuchawki z podkładem, nie ma Procesora. Nie wiem wtedy, co ze sobą robić, ponieważ ruch ciała bardzo pomaga mi w wydobywaniu dźwięku i emocji. Do takiego studyjnego śpiewania trzeba się przyzwyczaić, to jest specyficzne doświadczenie. Moim żywiołem jest scena.

  

Nowy album „Ha ha chaos” ukazał się nakładem wydawnictwa  Antena Krzyku, które publikuje też m.in. łódzkie Alles. Przy tej płycie współpracowaliście z Pawłem Cieślakiem, znanym z wielu muzycznych projektów. Dobrze wam się razem pracowało?

Paweł to nasz kolega, bardzo nam przy tej płycie pomógł. Sporo z tymi naszymi dźwiękami zrobił i dużo dodał od siebie. Ponieważ się znamy, nie trzeba było wiele mówić i wyjaśniać. My z naszej strony zrobiliśmy wszystko, co chcieliśmy z siebie wycisnąć, a potem Paweł zajął się materiałem – on wie, jak gramy, był na naszych koncertach,
a przy tym jest niesamowicie wrażliwy na dźwięki, muzykę, nie tylko naszą, ale wielu innych łódzkich i nie tylko zespołów. Chodzi, słucha, wie co zrobić i nasz materiał tylko na tym zyskał.

 

 OKADKA DEMOLKA 2 pyta

 

W każdej z ostatnich rozmów z łódzkimi muzykami pytam o tę „łódzkość” właśnie, bo przecież istnieje silna undergroundowa łódzka scena muzyczna. Czy widzisz w tym pewną wspólną tożsamość, wspólne korzenie?

Na pewno utożsamiam się z tą sceną. Przez tyle lat człowiek się czochrał po tych koncertach. W pewnym momencie stało się naturalne, że na imprezy przychodzą ludzie, którzy sami też tworzą. Tu w Łodzi, w tym środowisku, właściwie każda znana mi osoba ma zespół, robi świetne zdjęcia, czy jeszcze coś innego… Przez to jest się cały czas dźganym i pobudzanym, ludzie nie chcą osiąść tylko i wyłącznie na konsumpcji, sami dają dużo z siebie. To jest fajne, że jest ten ferment, że się chce. Nie zawsze musi ci się to podobać, ale kiedy czujesz, że ten zespół nie do końca ci pasuje, ten drugi też nie, to znak, że czas założyć swój własny band. (śmiech) Myślę, że łódzka scena jest pełna
i różnorodna, sama się nakręca i napędza, jest teraz dobry czas.

Byłoby bardzo miłe, móc czuć się częścią tej sceny, ale ja, szczerze mówiąc, nie myślę o tym, czy gdzieś przynależę. Chcę napisać piosenkę, dać dobry koncert, to jest najważniejsze.

 

Widzicie różnicę w odbiorze waszej muzyki w Łodzi i poza nią?

Wiadomo, w Łodzi jest trochę inaczej, bo stąd pochodzimy, zna nas tu więcej osób i na koncertach pojawia się więcej publiczności, w tym nasi przyjaciele i znajomi. W innych miastach to jest trudniejsze. Do tej pory nie mamy wideoklipu, nie puszczają nas w radio – chociaż klip niedługo będzie. Robi go Krzysiek Ostrowski. Nasz zasięg nie jest na tyle duży, żeby na koncerty przychodziły tłumy. Zdarzają się sytuacje, że gdzieś przyjeżdżamy i jest garstka osób, ale to samo
w sobie mnie nie frustruje.

Ostatnio zawsze gramy z kimś, np. w Warszawie i w Gdańsku ze Zdradą Pałki i raczej tam ludzie już o nas coś słyszeli. To są takie grupki, że można poczuć się na tyle fajnie, że jest ten odbiór. 10 grudnia zagramy z Romance Disaster
w Łodzi, w klubie Żarty Żartami. Będzie dużo brudnych bitów, techno i dark elektro. Zapraszam!

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Dziewczyna Rakieta (ur. 1975 Łódź). Autorka tekstów i wokalistka w projekcie Demolka, z którym nagrała dwie płyty: Demolka - Oficyna Biedota 2012, oraz Ha ha chaos - Antena Krzyku 2016. W stworzonym przez siebie Studio Robota zajmuje się fotografią, rysunkiem, grafiką m.in. projektuje okładki płyt dla Demolki i zespołu 19 Wiosen. Na stałe związana z nieformalnym stowarzyszeniem Kosmopolitania dla którego wykonuje plakaty i jednodniówki.

Eliza Gaust - Absolwentka kulturoznawstwa na UŁ, koordynatorka wydarzeń kulturalnych, obecnie pracująca
w Centrum Dialogu im. Marka Edelmana.

rysunek: Magda Miszczak

 

 

Patronite