FASCYNUJĄCA SAGA RODU HEINZLÓW
W Łodzi było bardzo wiele rodzin fabrykanckich – bardziej lub mniej zamożnych. Dominowali głównie Niemcy
i Żydzi, ale można było znaleźć także Czechów, a nawet Anglików i Włochów. Jedną z najciekawszych rodzin byli Heinzlowie. Postaram się przybliżyć tę arcyciekawy ród łódzkich przemysłowców.
Król wełny
Rodzina Heinzlów pochodziła z Augsburga. Później przenieśli się na Śląsk, a w latach 20. XIX wieku majster tkacki Jan
i jego żona Franciszka Heinzel osiedlili się w Łodzi, będąc jednymi z pierwszych łódzkich osadników.
Synem Jana był Juliusz, który po studiach technicznych wstąpił do Zgromadzenia Majstrów Tkackich. Początkowo pracował w zakładach Scheiblera. Na start miał majątek równowartości zaledwie 100 rubli. W roku 1864 roku wybudował przy Piotrkowskiej 104 zmechanizowaną tkalnię wełnianą – nie zdecydował się na bawełnę z powodu 'kryzysu bawełnianego' – z powodu wojny secesyjnej Łódź straciła duże źródło surowca, jakim były Stany.
Zakład szybko rozbudowywał się, całkiem niedługo Heinzel stał się największym fabrykantem wełny w całym Królestwie. Ponoć na jego postaci Władysław Reymont wzorował Müllera, bohatera 'Ziemi Obiecanej'. W 1879 roku wszedł w spółkę z innym przemysłowcem – Juliuszem Kunitzerem, który planował na Widzewie założyć dużą fabrykę, potrzebował tylko wspólnika. Fabryka zatrudniała ponad 3500 osób. Oprócz zakładów fabrykanci zbudowali także osiedle dla robotników i szkołę, dofinansowali również budowę kościoła św. Kazimierza.
Heinzel zmarł w roku 1895, fabryką od tego momentu zarządzał Kunitzer, po którego śmierci przejął zarząd nad nią baron Giuseppe Tanfani, zięć Heinzla, a następnie Oskar Kon. To jednak zupełnie inna historia. Fabryka pod nazwą Widzewska Manufaktura (Wi-Ma) istnieje do dzisiaj i ma się bardzo dobrze, co prawda nie ma w niej już produkcji, ale kwitnie w niej kultura.
Kiedy Juliusz zmarł, sporządzono bilans całego majtku. Wyszło 5 858 673 rubli i 61 kopiejek. 40 lat wcześniej Heinzel zaczynał z majątkiem 105 rubli.
Trzy pałace
Jak na króla wełny przystało, potentat o takim majątku musiał mieć okazały pałac. Jego pierwsza siedziba mieściła się przy Piotrkowskiej 104. Reymont określił go jako pałac 'o ciężkim, renesansowo-berlińskim stylu'. Na froncie spoczywa alegoryczna rzeźba przedstawiające trzy kobiety, uosabiające przemysł. Za pałacem mieściła się fabryka. Dzisiaj w tych budynkach mieści się Urząd Miasta Łodzi i Urząd Wojewódzki.
Heinzel chyba niekoniecznie przepadał za hałaśliwym centrum miasta, skoro pod koniec lat 80. XIX wieku zbudował kolejny pałac, tym razem na Radogoszczu. Przy okazałym pałacu założył nie mniej wspaniały park. Całe założenie kosztowało łącznie 600 tysięcy rubli! Od imienia właściciela do dzisiaj okolica nazywana jest Julianowem (o którego historii napisałem więcej w poprzednim numerze). W pałacu na początku wojny mieścił się sztab Armii „Łódź”, dlatego został on zbombardowany przez Niemców we wrześniu 1939 i już nigdy nie odbudowany. Jedyne, co po nim pozostało, to wielka łąka.
Kolejny pałac stanął w Łagiewnikach, nad stawem na rzece Łagiewniczanka, niedaleko klasztoru i kapliczek. Zamieszkał tam Ludwik, który niekoniecznie angażował się w sprawy przedsiębiorstwa. Prowadził stadninę koni
(w budynkach której dzisiaj mieści się Łódzki Klub Jeździecki) oraz browar i wytwórnię win w Arturówku. Stworzył także kolekcję obrazów starych mistrzów i malarzy współczesnych, nie zachował się jednak żaden rejestr, nie wiemy też, co się z nimi stało. Wedle przekazów, wyposażenie pałacu było niezwykle bogate. Szczególnie wspaniała miała być sala lustrzana. Niestety, kryształowe zwierciadła nie przetrwały obecności radzieckich żołnierzy w 1945 roku. Inną ciekawostką jest to, że kiedy po wybuchu wojny Łódź początkowo weszła w skład Generalnej Guberni, to właśnie
w tym pałacu, a nie na Wawelu, miał rezydować Hans Frank. To chyba najdobitniej świadczy klasie tego budynku. Po wojnie mieścił się tam Szpital Chorób Płuc, a dzisiaj pałac znajduje się w rękach Urzędu Marszałkowskiego i jest na sprzedaż – jedynie za 7 mln złotych.
Las nie ku**a, nie każdy może wejść
Juliusz Heinzel zarobione pieniądze musiał spożytkować jakoś inaczej niż na budowę pałaców – ufundował m.in. główny ołtarz w kościele pw. św. Stanisława Kostki, ale skupiał się głównie na rzeczach bardziej przyziemnych. Oprócz budowania pałaców budował także pokaźny majątek ziemski – w jego posiadaniu był m.in. Radogoszcz, zakupione w 1887 roku od Augusta Zawiszy, dziedzica okolicznych majątków, Marysin i Arturówek oraz zakupione
w 1888 roku dobra Skotniki i Łagiewniki. Wedle legendy Heinzel potrafił chodzić po lesie ze strzelbą i strzelać do wszystkich intruzów, którzy weszli na jego prywatny teren, mawiał że 'las to nie kurwa, nie każdy może wejść'.
Po I wojnie światowej Heinzlowie, podobnie jak inni fabrykanci, zaczęli miewać problemy finansowe. Kiedy tworzono nowy cmentarz żydowski, teren pod niego kupiono właśnie od Juliusza Heinzla. W 1929 Roman Heinzel rozparcelował dobra Marysin III – w największym przybliżeniu są to tereny ograniczone: torami kolejowymi, ulicami: Kasztelańską, Strusią, Wycieczkową, Fiołkową i Centralną.
W 1937 mocno zubożała rodzina Heinzlów musiała sprzedać także i Julianów, którego powolne wyprzedawanie trwało od początku dekady. Kupiło go miasto, park otwarto dla wszystkich, a w pałacu umieszczono zbiory Muzeum Archeologicznego.
Spokrewnieni z Napoleonem, zasłużeni dla Polski
Ale Heinzlowie to nie tylko Juliusz senior. Jego syn, Ludwik, ożenił się z Marią Colonną-Walewską, wnuczką słynnej pani Marii Walewskiej, kochanki samego Napoleona. Na tej podstawie Ludwik uważał, że jego syn będzie w linii prostej prawnukiem samego cesarza Francuzów!
Brat Ludwika, Juliusz Teodor, mąż Anny Geyer, był filantropem – był przewodniczącym komitetu budowy szpitala przy Pańskiej (dziś szpital im. WAM przy Żeromskiego), dzięki niemu powstały linie tramwajowe do Pabianic i Zgierza.
W jego pałacu na Julianowie bywali często tacy ludzie jak Eugeniusz Bodo, ks. bp Tymieniecki czy słynny kapitan Franciszek Żwirko, natomiast Heinzlowie byli wielokrotnie gośćmi u Ignacego Daszyńskiego. Dbał również o dzieci –
w 1916 w pałacu Heinzlów przy Piotrkowskiej 104 urządzono wielką kwestę na rzecz pomocy najmłodszym, połączoną
z wystawą dzieł sztuki. Juliusz Teodor udostępnił swoje bogate zbiory, w których skład wchodził m.in. obraz pt. 'Patrol powstańczy' M. Gierymskiego, dziś własność Muzeum Narodowego w Warszawie.
Syn Juliusza Teodora, Juliusz Ryszard (Roman) był oficerem Wojska Polskiego – walczył w wojnie polsko-bolszewickiej, za co otrzymał order Virtuti Militari, w 1940 roku dostał się do niewoli sowieckiej i został zamordowany przez NKWD w Charkowie. Co warte zauważenia, żaden z członków rodu Heinzlów nie podpisał volkslisty w czasie wojny, przez co rodzina spotykała się z szykanami ze strony gestapo.
Baron Heinzel von Hohenfels
Król wełny był człowiekiem bardzo ambitnym. Nie wystarczały mu trzy okazałe pałace w Łodzi i okolicy ani rozległe posiadłości ziemskie. Musiał mieć coś, co odróżniałoby go od innych fortun fabrykanckich w mieście. I tak (ponoć za namową synów) nabył od Ernesta, ks. Sachen-Coburg-Gotha posiadłość i zamek w Koburgu w Turyngii, za który zapłacił 100 tysięcy rubli. Z posiadłością związany był dziedziczny tytuł szlachecki – odtąd sam Juliusz, jak i jego potomkowie dumnie tytułowali się Heinzel von Hohenfels. Miał również swój własny herb – wyrzeźbiony został m.in. na elewacji pałacu w Łagiewnikach oraz kaplicy grobowej na Starym Cmentarzu. Sama symbolika herbu musiała być oczywiście nierozerwalnie z przemysłem. Na dolnym polu herbu umieszczono skrzyżowane srebrne młoty na czerwonym tle, natomiast pod tarczą herbową umieszczono dewizę 'Industriae coronam'.
KOSMA NYKIEL
Uczeń III klasy I LO im. Kopernika w Łodzi, brązowy medalista IX Międzynarodowej Olimpiady Geograficznej iGeo 2012.
Prywatnie fotograf, miłośnik Łodzi, członek Towarzystwa Opieki nad Zabytkami.
Interesuje się historią sztuki i urbanistyką.