Marsz Równości w Białymstoku, występ w telewizji śniadaniowej, Festiwal Sztuki Więziennej w Sztumie, jubileuszowy koncert Bajm. W Alternatywnym Podsumowaniu Roku 2019 oddajemy głos artystom i artystkom, którzy prowadzą nas przez świat sztuki niezbyt oczywistymi ścieżkami. Alex Freiheit, Jan Możdżyński / BDSM Boys, Katarzyna Wojtczak, Jana Shostak, Stach Szumski, Olga Dziubak, Kacper Szalecki.
___________________________________
Katarzyna Wojtczak / 2019: Stopniowo, ale zdecydowanie unikaj pełnienia funkcji publicznych i udziału w „modnych” zgromadzeniach związanych z „ArtWorldem” w celu dokonania dokładnej całkowitej rewolucji osobistej i publicznej. Wystawiaj publicznie tylko te dzieła, które umożliwiają dalsze dzielenie pomysłów i informacji związanych z rewolucją totalną.
Lee Lozano, Notebooks 1967-70, Nowy Jork, 1969
Czytając wiele podsumowań regularnie publikowanych od początku stycznia, a nawet już pod koniec zeszłej dekady, doszłam do wniosku, że nie ma sensu powtarzać tych samych nazwisk, wystaw, czasami bardziej lub mniej, jednak oczywistych. Zdecydowałam się skupić na minionym roku w kontekście sytuacji artystów i wykorzystywanych przez nich, jak i przez instytucje, praktyk.
Ostatnio uczestniczyłam w ciekawej rozmowie ze studentem Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu, jednej z najstarszych uczelni tego rodzaju w Europie (znanym odrzuconym kandydatem był Adolf Hitler). Co ciekawe, uczelnia założona w XIX wieku wprowadziła w tamtym roku zajęcia Transmedia, które odnoszą się do praktyk związanych z terminami queerowymi, transgenderowymi i transgatunkowymi. Mają na celu motywować studentów do samodzielnego myślenia poprzez stymulację świadomości etycznej (w kontekście społecznym, gospodarczym, politycznym), indywidualną i zbiorową zdolność do działań artystycznych w przestrzeniach publicznych. Zauważać relacje między językiem mówionym i pisanym. Uświadamiać konteksty społeczne oraz finansowe (warunki produkcji dzieł). Skupiają się na seksualności w kontekście używanych mediów, które wpływają zarówno na praktyki, jak i fantazje. Ustawiają dynamiczną relację pomiędzy dziełami sztuki, produkcją artystyczną i byciem artystą. Uważam, że to szalenie ważne, żeby uczelnie wyższe dostosowały się do czasów obecnych i skupiały się na tematach podejmowanych dzisiaj, tych zupełnie nowych, jak i całkowicie już przegadanych. My jednak na terenie Polski mamy wciąż problem z dysproporcją płciową w kadrach uczelni wyższych. Pozdrawiam swoją Alma Mater (UAP), która od lat utrzymuje wynik 5:1 dla mężczyzn. Zajęcia Transmediów znajdują na Wydziale Malarstwa.
Dwa równie ważne wydarzenia ubiegłego roku dla mnie są związane z osobą Ahmeta Ögüta, który wraz z Burakim Arıkanim założył internetową platformę Code of Acquisitions. Ma ona na celu mapować dobre i złe praktyki instytucji artystycznych, galerii, przypadki niewłaściwego traktowania i nadużyć, w których artyści nie są wynagradzani, są okłamywani lub nie dostają z powrotem swoich prac (bądź prace wracają uszkodzone). Zazwyczaj podjęcie działań prawnych w celu rozwiązania konfliktu nie jest możliwe głównie z powodu niepewnej sytuacji artystek i artystów. Platforma Code of Acquisitions pozwala każdemu na przesłanie swojej sprawy anonimowo lub jawnie. Przypadki mogą również obejmować dyskryminację ze względu na płeć, wiek, orientację seksualną, pochodzenie oraz nieprawidłowe postępowania w sprawach płatności. Zgłoszenia tworzą bazę, która ma na celu zwiększenie świadomości i skali problemów, pociągając organizacje do odpowiedzialności poprzez utworzenie czarnej księgi i reinterpretację reputacji instytucji.
Ahmet, który poza byciem całkiem rozpoznawanym artystą jest też moim przyjacielem, dlatego było dla mnie osobiście bardzo wzruszające, gdy w 2019 w końcu dostał obywatelstwo niderlandzkie. Uważam, że jest to fundamentalna kwestia w czasach kryzysu uchodźczego i zwiększanej wciąż wymaganej liczby lat spędzonych w krajach europejskich, aby móc starać się o obywatelstwo. Ahmet mieszka w Europie od 13 lat, pochodzi z Turcji, jest kurdyjskim artystą konceptualnym, który pomimo swoich licznych wystaw, publikacji i wykładów miał problemy, aby w ogóle móc ubiegać się o paszport europejski. Pokazuje to skalę problemu i tego, że Europa wciąż boi się tzw. clandestino (z hiszp. osoba bez papierów) i kompletnie nie radzi sobie z sytuacją obecną. Przerażające są realia takich starań. Widząc ile czasu, pracy i pieniędzy zajęło to Ahmetowi, nieprawdopodobnym wydaje się być uzyskanie podobnych możliwości przez osoby z mniejszą widocznością na rynku europejskim lub z jej kompletnym brakiem. Ponadto z każdym rokiem rośnie liczba uchodźców klimatycznych, a sytuacja w Europie wciąż pozostaje nierozwiązana i na co dzień wypierana.
Wystawa Trash Temple zorganizowana przez niemiecko–grecki kolektyw Vandaloop w Atenach. Artystom udało się pozyskać środki z Amerykańskiej Fundacji Festiwalu Burning Man na stworzenie instalacji typu site–specific, do której jako głównego materiału użyto puszek najtańszego, greckiego piwa. Cały grant przeznaczony został na pozyskanie i obrobienie materiału potrzebnego do wykonania totalnej wystawy – wielopoziomowych instalacji na 3–piętrowej przestrzeni galerii. Kolektyw, poza spełnieniem swoich artystycznych aspiracji, skupił się na medium: zatrudnił uchodźców przy cięciu puszek (formy repetycyjne) oraz otworzył swój własny skup puszek piwa – złote puszki były skupowane za cenę wyższą niż w ateńskich skupach aluminium o 10 eurocentów. Instalacja została jednak nieskończona z powodu ewikcji i likwidacji skłotów, co wiązało się z deportacją ludzi – budowniczych Trash Temple.
Ciekawą postacią niezależnej galerii w Atenach jest Kostas, który pełni rolę maître d’hôtel galerii Sub Rosa, dedykowanej działaniom performatywnym. Kostas przed każdym wydarzeniem wita gości, odbiera domofon i uprzejmie informuje, na które piętro należy się udać windą oraz w jakich godzinach będzie odbywać się perfomance. W trakcie wydarzenia stoi przed budynkiem zawsze tym samym kostiumie: klasyczna biała (bądź czarna) koszula, elegancki gorset i 22–centymetrowe obcasy. Jest elokwentnym, dbającym o savoir–vivre hostem, który dodaje splendoru galerii, niezależnie od jej programu artystycznego.
Rezydencja kolektywu Hyslom w Zamku Ujazdowskim. Hyslomów poznałam przelotnie w Berlinie, potem spotakaliśmy się na ich performancie w Poznaniu. Jest ich trójka, pochodzą z Japonii i od lat toczą dwustokilogramowy kamień. Toczą kamień we trójkę, na swojej drodze poznają ciągle nowych ludzi, którzy przez chwilę toczą z nimi. Opowiadają historię wspólnoty, przyglądają się dziwnym miejscom, zazwyczaj tym, które jeszcze nie zostały pochłonięte przez kapitalistyczne żądze zysku, porównują podobne miejsca w Europie i Azji. Toczą kamień tam, gdzie jest puste pole, na które wracają i toczą ponownie w zurbanizowanej już tkance. Toczą sami, toczą wspólnie. Napotkane osoby obdarowują w prezencie performancami z prośbą o przekazanie ich dalej. Łańcuszki, ciągłość, toczenie. Wspólnie, w trojkę, razem. Używają zaimka „my”, mówiąc o świecie. Przytulają gołębie, doceniają szczegóły, wchodzą do kanalizacji miast, kierują się uważnością i toczą dalej. Obserwując ich, przebywając z nimi, uczyłam się czasu, obserwowałam, kiedy jest odpowiedni czas na pracę i co go warunkuje.
W ostatnim tygodniu marca zapraszamy na performance Hyslomów w DOMIE, artyści są dzisiaj przyjaciółmi DOMIE i częścią społeczności tej galerii.
Galeria Sandra to efemeryczna galeria założona przez Dominikę Olszowy w 2010 roku, która dostała drugie życie w 2019 dzięki kuratorkom: Tomkowi Pawłowskiemu Jarmołajew, Oli Polerowicz oraz Magdalenie Adameczek. Kuratorki zaprosiły do współpracy 16 artystek z poznańskiej młodej sceny artystycznej i na przestrzeni ostatniego roku organizowały wspólnie wiele wystaw i wydarzeń artystycznych. Hasło Sandr to „JESTEŚMY SILNE, RAZEM SILNIEJSZE!”, a ich akronim opisuje Sandry, jak i ich działania: Sprytnie, Ambitnie, Nonszalancko, Dziewczyńsko, Romantycznie, Awangardowo. Wykreowanie dziewczyńskiego kolektywu miało w sobie dużo empatii, emocjonalności opartej na zasadach współdziałania, współtworzenia i współwspierania się, które są jednak rzadkością w świecie sztuki opartym przeważnie na pracy na swoje nazwisko. Galeria Sandra pokazywała się w poznańskich galeriach: Artel, Luka, Łęctwo, DOMIE i na terenie Polski tj. lokal30, Festiwal Łódź Czterech Kultur, Obrońców Stalingradu, Fundacja Salony czy Widna. Latem 2020 planowana jest ostatnia, podsumowująca roczne działania wystawa w Miejskiej Galerii Arsenał w Poznaniu, potem Galeria Sandra wraca do rąk Dominiki i jej studentów.
Wyjątkowa wrażliwość i uważność Natalii Karczewskiej. W działaniach Natalii szalenie szanuję i podziwiam dotykanie małych szczegółów rzeczywistości wytworzonych przez ludzi i przekształcanie ich w wyjątkowe poetyczne obiekty. W 2019 roku Natalia Karczewska obroniła dyplom na Wydziale Intermediów, okraszając go wierszem, który narracyjnie opisuje inspiracje, jak i tworzone przez nią rzeźby: „Biedaczyna, biedaczysko, biedak, charłak, cherlak, cherlawiec, chodzący kościotrup, chodzący szkielet, chucherko, chudzinka, cień człowieka, mizeractwo, mizeraczek, mizerak, ruiny, rujnacja, rujnowanie, strata, szkoda, unicestwienie, wyniszczenie, zagłada, zgliszcza, zniszczenia, zrujnowanie, upadłość, zbankrutowanie, deformacja, odkształcenie, wyeksploatowanie, zniekształcenie, zużycie, cmentarzysko, gruzowisko, plaga, pogorzelisko, rozwalina, rudera, rumowisko, zwalisko, zły stan, stary mebel, koniec, kres.”
Na przełomie kwietnia i maja zapraszamy na wystawę Natalii w DOMIE, gdzie artystka zaopiekuje się nagromadzonymi dziwnymi przedmiotami i pozornie wydającymi się śmieciami regularnie rodzącymi się w i dookoła DOMIE.
DOMIE. Na pograniczu szaleństwa, anarchizmu, troski, empatii, potrzeby wspólnoty i domu. „DOMIE jest miejscem, które wymaga troski, miejscem trudnym, potwornym, ale odpowiadającym na poczucie wykorzenienia, chronicznego nomadyzmu, kryzysu mieszkaniowego, artystycznej biedy. Domowość i własność się wyczerpały. Nadszedł czas post–zamieszkiwania, zombie–wspólnot, labilnych domowisk.”
W DOMIE w ostatnim roku powstały instalacje dedykowane specjalnie przestrzeni, które stały się częścią DOMIE, tj. wystawa Karoliny Mądrzeckiej Stany skupienia, dzięki której część piwnic przekształciła się w białe bezbrzegowe próżnie oraz instalacja Spiżarnia Adeliny Cimochowicz, która funkcjonuje w DOMIE jako spiżarnia z dziesiątkami pysznych kiszonek. W ostatnim roku DOMIE współpracowało m.in. z: Athens Museum of Queer Arts, Paweł Błęcki, BWA Wrocław Główny, Adelina Cimochowicz, Miłosz Cirocki, Czas Kultury, Dom Mody Limanka, FORMA, Adam Gołębiewski, Izabella Gustowska, INSIDE JOB (Ula Lucińska & Michał Knychaus), Rafaela Jasionowicz, Natalia Karczewska, Dylan Kerr, Tina Keserović, Aleksandra Kluczyk, Agata Kneć, Piotr Kurka, Diana Lelonek, Line Larsen, Fryderyk Lisek, Lena Lubińska, LUCY, Karolina Mądrzecka, Jasmina Metwaly, Horacy Muszyński, Tomek Pawłowski, Łukasz Radzisz, Galeria Sandra, Galeria SKALA, Zuzanna Siemińska, Tytus Szabelski, Mikołaj Tkacz, Ola Winnicka, WSZYSTKO, Wydawnictwo BOMBA, Zaumne, Rafał Żarski.
Katarzyna Wojtczak. Artystka interdyscyplinarna, architekta, kuratorka, bieda–galerzystka, praktykuje poznawanie poprzez zamieszkiwanie, współinicjatorka teatru w Berlinie i wielu innych miejsc kolektywnych w Europie, obecnie współzałożycielka i współprowadząca projekt DOMIE w Poznaniu – eksperyment artystyczny, architektoniczno-socjologiczny i ekonomiczny. Ukończyła Wydział Architektury i Urbanistyki na Politechnice Poznańskiej oraz Università degli Studi di Firenze, pracę dyplomową zrobiła w pracowni profesory Gustowskiej na Intermediach Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. W swojej praktyce wykorzystuje (alfabetycznie): architekturę, instalacje, malarstwo, performance, słowo, video. Koncentruje się na działaniach procesowych, obserwuje i opowiada historie ludzi, co pomaga jej obserwować nawyki myślowe, szukając granicy między tymi wrodzonymi a nabytymi – poddaje rzeczywistość pod jasno zdefiniowane eksperymenty i tworzy momenty kolektywnej współpracy, badając pamięć zbiorową.
___________________________________
Alex Freiheit / Lubię, jak ludzie są rozczarowani
Uwielbiam koniec roku się, tego nie wstydzę. W ten dzień jestem przesądna, więc mimo, że jest jeszcze czas na niektóre rzeczy, to wszystkie sprawozdania należy złożyć właśnie 31 grudnia maksymalnie, bo tak już mam w głowie ustawione. Jaka Wigilia, taki cały rok: e-e. Jaki Sylwester taki cały rok: ehe. Trochę żartuję, ale w głębi serca oraz z tyłu głowy pobrzmiewa mi ten zabobon, więc podsumowanie tego roku robię o 14:18 ostatniego dnia 2019 roku, bo 1 stycznia to ja już będę gdzie indziej. Tego dnia staram się robić rzeczy przyjemne, sentymentalne, dużo wspominam, otaczam się w miarę możliwości zasobem ludzkim i zwierzęcym, który jest miły, ciepły, ale także ma predyspozycję do szaleństwa, trzody czy innych krzyków. Jakie podejście do życia, takie podsumowanie – są tu różne rzeczy i nie wszystkie z 2019 roku, ponieważ skupiam się na rzeczach, które po prostu odbierałam w 2019 r.
Całe to podsumowanie dedykuję artystom i artystkom, którzy nie ulegli presji, nie poszli ścieżkami, które sobie dla nich przygotował odbiorca, odważają się robić po swojemu nawet kosztem tego, że ktoś powie: „eee, to już nie to samo co w 2017 roku”. To właśnie dlatego na pierwszym miejscu ląduje kolekcja Tomasza Armady, którą zrobił dla społeczności Norymbergii, a którą oglądać można w Teatrze Współczesnym w Szczecinie na aktorach i aktorkach w spektaklu Kaspar Hauser. Mimo, że mógł zrobić z każdego z nich freaka, który mieni się i kolorowi do widza, zdecydował się na stworzenie kolekcji dla mieszczuchów, bardzo konsekwentnej – właściwie jest to odzież zunifikowana, dla pracowników kosmicznego korpo czy artystów idących na wernisaż w 2024 roku w określonym dress codzie, bo tak zażyczył sobie artysta zapraszający na wystawę. Tęcza szarości – sztos. To się nazywa kultura wysoka, wyższe sfery, złe maniery, jebać presję, wygłuszmy wszystko w pizdu.
Saul Williams Encrypted & Vulnerable – płyta z piosenkami na koniec świata. Nie jest łatwa dla tych, którzy się spodziewali, że Saul dowali skomplikowane, podane jak petarda teksty na wkurwie o tym, że świat ginie, a on po prostu zrobił piękne, proste piosenki, z bardzo metaforycznymi tekstami, na spokoju, delikatnym zwątpieniu i poddaniu. Z takim czymś to ja się utożsamiam, bo nie miałam w tym roku „roku na napierdalanie” – wolałam takie spokojniejsze solóweczki (nie chodzi o muzyczne).
PRZEPYCH REGRESARABAS – oczywiście cała płyta PRZEPYCHU jest dziełem, bez którego polski underground byłby mniej zajebisty, ale wokal, który tu się objawił, chciałabym, by został już z nami na zawsze! Chodzi o Ewę Głowacką, którą usłyszycie w utworze Hymn do Zera na ten przykład i jest to wokal, którego w kraju naszym brakowało, mega punkowy, ale taki british punk (lata nie wiem jakie, zaprzeszłe jakieś) – tak mi się to kojarzy.
The Specials featuring Saffiyah Khan Ten Commandments – skoro już jesteśmy przy znakomitych wokalach kobiet, to ja przy tej okazji chciałabym ten utwór wskazać. Na pewno pamiętacie zdjęcie z dziewczyną, która uśmiecha się pełna siły i pewności siebie do prawicowego kolesia, który na nią krzyczy, a między nimi stoi policjant. To ona właśnie jest tutaj na tej płycie, w tym utworze. Świetnie podany świetny tekst i przy tej okazji chciałabym ogłosić, że wspaniały gatunek muzyczny SKA powróci ze zdwojoną siłą i będzie słuchany w kit!!! Pozdrawiam zespół Vespa, na którym miałam pierwszą przypadkową randkę z Burim.
Mary and The Boy Praying for your sins – nie no, zostaję przy wokalach lasek. To nie jest płyta z 2019 roku, bo wokalistka zmarła w 2017. Jest to płyta z 2014 roku, a znajduje się tutaj, bo jest to album, który mnie rozbroił ze wszystkiego i nic nie istnieje poza nim, jak go słucham do dziś. Nie mogę sobie do niego czegoś porobić. Muszę siedzieć i słuchać, iść ewentualnie lub leżeć. Smutek i totalna depresja. To jest w ogóle duet chłopak i dziewczyna, a ją kojarzycie na pewno, bo grała m.in. w Kle Lantimosa jedną z sióstr. W tym roku to poznałam, bo jak byłam w Grecji, to poprosiłam swoim zwyczajem punków, by mi polecili coś, co w Grecji jest najlepsze według nich. Nie jest po grecku, po angielsku jest i to jest jakieś połączenie Nicka Cave’a z Patti Smith czy inną PJ, ale pozostaje totalnie w swoim stylu przez te organiska tam. Świetnie jest to nagrane też – do dziś się zastanawiam, czy to nie w jakimś kościele było grane na setkę.
Blindead Niewiosna – pewnie nie posłuchałabym tej płyty, gdyby nie to, że jest na niej Nihil – jeden z moich ulubionych krajowych geniuszy. No, ale posłuchałam. Jest to bardzo smutna i piękna płyta, która dzięki tekstom, a właściwie prozom Nihila, stała się dla mnie jakimś krzykiem humanizmu, a humanizm to dla mnie bardzo wzruszająca nadal sprawa. Mimo że jest on ogólnie (ten humanizm) i także na tej płycie rozedrgany, poturbowany i zmęczony. Jest to kolejna płyta, która jest dla mnie pójściem o krok dalej niż oczekują od tego presje – takie mam wrażenie. Swoją drogą, odważnie, w zgodzie z własną moralnością i poziomem zaangażowania w światy.
Setlista Konstantego Usenko na Marszu Równości w Gnieźnie. Kostja nas przeprowadził przez różne narodowości i rejony muzyczne i śmiem twierdzić, że to dzięki niemu ten marsz był tak dobry – mimo zakończenia ze stadem orków na Rynku – to jednak takie dobro jak z elfów z nas emanowało. I ta muza właśnie przez to, że nie napierdalała też ludzi dobrze nastroiła – tak se myślę.
Jeśli chodzi o filmy to zdecydowanie wygrywa serial Paquita Salas i ja go polecam obejrzeć, jeśli ktoś chce się uśmiać do łez, a przypomniałam sobie przy tym serialu, jakie to ważne. Kiedy ja się tak ostatnio śmiałam, to pamiętam i dawno temu to było. Krótkie odcinki o upadłej agentce gwiazd w Hiszpanii. A przede wszystkim to opowieść o babie granej przez bezbłędnego Braysa Efa, która to baba nie ma pojęcia, co się dzieje na świecie i nadal myśli, że wszystko załatwia się w kuluarach małymi przekręcikami – i w sumie ma rację, tylko teraz wstyd się ludziom do tego przyznać. Absolutnie niepoprawna politycznie Paquita to mój numer jeden, jeśli chodzi o obrazki. I właśnie wczoraj zaczęłam oglądać Too Old Too Die Young Refna i jestem totalnie zachwycona i nikt mi nic nie wspominał o tym, że to jest tak dobry serial, więc ja mówię: oglądajcie jak ktoś woli trylogię Pusher od filmu Drive.
Lizzie Fitch & Ryan Trecartin Whether Line, czyli wystawa w Fondazione Prada w Mediolanie. Akurat nam się poszczęściło i jak pokazywaliśmy film i graliśmy koncert w Mediolanie, to okazało się, że jedną z organizatorek koncertu jest wzięta włoska didżejka z kolektywu Tomboys Don’t Cry. I liznęło się wielkiego świata dzięki zaproszeniom, które nam dała na wernisaż wystawy Whether Line. Nigdy nie byłam na takim dużym wydarzeniu galeryjnym, więc całość jawiła mi się jakby filmowo – gdzie by to człowiek pomyślał, że w takich miejscach będzie się bujał raz na ruski rok, ale jednak. Gdy już opadła moja szczęka w związku z tym, jacy ludzie tam przyszli, to mogłam zająć się oglądaniem sztuki. Spędziliśmy w tej instalacji (?) jakieś 2 godziny i wyszłam ze zniszczonym bardzo udanie mózgiem. Dźwiękowo doznaniowe szaleństwo i jakiś genialny film z gatunku nie wiem… kina rozszerzonego – to było coś totalnie nowego, czego jeszcze nie mogę pojąć. Właściwie prócz trzech dużych pomieszczeń, w których byliśmy niby to w prosty sposób, bo dźwiękowo, architektonicznie i obrazowo pobudzani, to ja nie wiem, co się tam wydarzyło. Postaci występujące w filmie to jakieś pojechane Belle Ćwir, a ja miałam wrażenie, że filmu nie obejrzałam do końca, bo zamysłem artystów było wypierdolenie nas przed końcem z sali – taką mam teorię. Ponieważ robiło się tam coraz zimniej i nie szło wytrzymać to uknułam coś takiego, że to specjalnie tak zrobili, by film robił wrażenie nigdy się niekończącego – jak go się oglądało, to takie miało się wrażenie, że nie jest to pętla. Jednak mogę się mylić. Proszę, dawajcie mi jakoś znać, jak te nazwiska będą gdzieś w Polsce, bo nie chciałabym przegapić tego. Albo może już byli i są jakieś teksty o nich po polsku – dawajcie znać.
A tak w ogóle to ta kolejność jest przypadkowa, więc może obyć się bez numerów i już kończę, bo jest tyle rzeczy, które można by tu wymienić, że naprawdę. Mogłabym napisać w tym miejscu o jedzeniu na przykład i wygrywa LOKAL VEGAN LANGOSZE, które w sezonie wiosennym i letnim można jeść w Warszawie, polecam, bo to jest hit totalny. Natomiast chciałabym jeszcze wymienić tutaj zespół NA GÓRZE, który w tym roku obchodził 25-lecie swojej działalności artystycznej, a z moich statystyk wynika, że mało kto ten zespół zna, a jest to najbardziej obecnie punkowy skład. Śpiewają z taką szczerością, że szok, a mają taki power, jakiego brakuje wielu składom punkowym. Polecam ten zespół zapraszać częściej do Waszych miast, ostatnio grali w Łodzi w DOMU i mam nadzieję, że był tłum.
Alex Freiheit. Dziewczyna, która postanowiła do końca swoich dni pozostać SIKSĄ, a jak się jej to udaje, można sprawdzić podczas koncertów, performansów, zgromadzeń publicznych, w filmie STABAT MATER DOLOROSA, książce Natalia ist sex. Alex ist Freiheit oraz na płycie boiska, gdzie występuje jako gracz i kibic w meczu o jasną stronę mocy. Potyka się i próbuje być cały czas na bieżąco ze sobą.
___________________________________
Stach Szumski / Na Jawie i na wystawie sztuki więziennej w Sztumie
Rok 2019 przyszło mi rozpocząć ponad miesięczną w rezydencją w Sesamie mieszczącej się w Yogyakarcie w Indonezji (czyli symbolicznej odwrotności Polski, zarówno na poziomie flagi, jak i tropikalnego temperamentu jawajskiej społeczności). Pierwszym kulturalnym wydarzeniem, z jakim przyszło mi się skonfrontować, były odbywające się głównie w tym obszarze Jawy coniedzielne ceremonie transowe Jathilian. Z perspektywy wyjałowionej z rytualności Europy, Jathilian wydaje się być mocno surrealistycznym ceremoniałem. Synkretyzm panujący na Jawie pozwolił przetrwać przed-islamizacyjnym tradycjom o podłożu animistycznym. W związku z czym Jathilian, migrujący co niedzielę po różnych dzielnicach Yogyakarty, kultywowany jest do dziś. Ceremonia ma charakter całodniowego festynu, któremu towarzyszy perkusyjna sekcja gamelanu. Już same wielogodzinne obcowanie z repetatywno-hipnotyzującą audiosferą Jathilianu przyprawia o pewne odrealnienie. W szczytowym momencie tancerze wpadają w trans objawiający się różnego rodzaju opętaniami, począwszy od swoistego obłędu w oczach, poprzez epileptyczne turbulencje, po bardzo radykalne gesty, jak odgryzanie głowy przebiegającej przez taneczne klepisko kurze. Sekcja bardzo niepozornie wyglądających szamanów (często noszących dresy, koszulki piłkarskie lub inne przyziemne atrybuty) czuwa, by w odpowiednim momencie poprzez akupunkturalny ucisk wyzwolić transujących z ich opętania. Poza tradycją i rytualnością bardzo ciekawa u Jawajczyków jest kultura kolektywności. Yogyakarta kondensuje na swoim terenie blisko sto kolektywów i galerii.
Pomijając tradycje rzemieślnicze z których słynie Yogyakarta, będąc tam warto zwrócić też uwagę na współczesne nurty, takie jak szeroko pojęta scena D.I.Y lub ze strony czysto muzycznej lokalna podziemna scena HC punk czy noise. Podczas mojego pobytu miałem okazję odwiedzić czwartą edycję Jogja Noise Bombing, czysto noizowego festiwalu, którego ortodoksyjnie lo-fi harshnoiseowy line-up reprodukował istotę buzujących sprzężeń zwrotnych. Bardzo ciekawą formułą byli wodzireje, ożywczo pohukujący w przerwach między koncertami, zapełniając popularną na noizowych festiwalach niezręczną ciszę międzygigową. Scena noise z Yogjakarty wydaje się hołdować tradycjom i nie dopuszczać do siebie hi-tecowych perspektyw. Uważnym odbiorcom muzycznym pewnie nie umknęła zeszłoroczna edycja festiwalu Unsound, podczas której w grodzie Kraka wystąpił duet z sąsiadującej z Jawą, opętanej przez zachodni turyzm Bali. Gabber Modus Operandi to projekt dwóch balijczyków, którzy łączą swoje inspiracje rdzenną rytualnością indonezyjską ze współczesnymi post-hardcore'owymi rytmami. GMO często odnoszą się do Jathilianu zarówno z perspektywy muzycznej, jak i narracyjnej, Ican, wokalista duetu, wchodzi w czysto wodzirejskie rejestry, w ramach których wciela się w mistrza ceremonii, przełamując rytmiczne tekstury odnoszącym się do rytuału Kuda Lumping wrzasko-śpiewem. Tak więc, by zetknąć się z realiami synkretyzmu Indonezyjskiego, nie trzeba wcale opuszczać naszego kraju.
Kolejne miesiące przyszło mi obserwować z perspektywy Japonii, więc znów polskość i orientacja w rodzimych wydarzeniach spadła na drugi plan.
Wczesno wiosenny wyjazd do Japonii miał charakter pracowity oraz znów skonfrontował mnie zarówno z realiami oficjalno-projektowymi, jak i oddolno-kolektywnymi. W ramach polsko-japońskiego projektu Celebration powstała wystawa w Kyoto Art Center kuratorowana przez Akiko Kasuyę i Pawła Pachciarka, pierwotnie mająca na celu dobrać w twórcze duety pary złożone z artystów polskich i japońskich. W większości przypadków poza intencją i próbami podęcia dialogu ostateczne współprace nie doszły do skutku. Jedyną zaistniałą w ramach projektu realizacją duetową była praca moja i artysty pochodzącego z Osaki, Staoshiego Kawaty. Pomimo utrudnień komunikacyjnych, bardzo nikłego anglojęzycznego warsztatu Satoshiego oraz mojej praktycznie zerowej komunikatywności w języku japońskim udało nam się porozumieć na poziomie intuicyjno-wizualnym. Wspólną cechą dla naszych obu praktyk jest ulubienie pustostanów, tylko w przypadku Satoshiego, by wtargnąć z wszelką twórczą interwencją na dany pustostan, musi on zdobyć szereg pozwoleń legalizujących jego pobyt w nim, więc wszelka impulsywno-kontrabandowa interwencyjność nie ma tam racji bytu. Szereg regulacji i wielopoziomowa pokora względem ustroju powoduje głęboko zakorzeniony w japońskim społeczeństwie brak spontaniczności. Oczywiście jej nadmiar można zarzucić i nam, lecz w przypadku twórczego dialogu stanowił on pewną barykadę, która z czasem stopniowo pękała, by ostatecznie zaowocować serią wspólnych realizacji.
Kolejna część pobytu łączyła się już z dość naturalnym, intuicyjnym doborem na poziomie twórcy i instytucji. Zaproszony do współpracy przez kolektyw Side Core z Tokyo, miałem okazje pracować i integrować się z instytucją powstałą w procesie oddolnym, poprzez dobór naturalny wynikający z empatycznej zażyłości założycieli oraz ich wspólnej misji. Polecam uwadze ich działania oraz liczę na to, że będziemy mieli ich okazję gościć w Polsce.
Wracając do audiowizualnych wydarzeń oraz naszego już kraju, okres letni przyniósł kolejną edycję festiwalu Borderline. Festiwal obfitował w liczne warsztaty, a sam główny muzyczny line-up jak zwykle skupiał się na eksperymentalnej elektronice z Europy i spoza jej granic. Ciężko definiowalne endemiczne gatunki muzyczne, które reprezentują występujący na nim artyści, zawsze potrafią zaskoczyć, a formuła niekończącego się całodniowego oraz całonocnego bloku koncertów pozawala poczuć się odrealnionym w gęstwinie skrajnych muzycznie doświadczeń.
Ostatnim i potencjalnie nieoczywistym wydarzeniem, które zdecydowanie polecam uwadze, jest coroczna wystawa sztuki więziennej w Sztumie. Kondensuje ona twórców całego bloku środkowo-wschodniego. Międzynarodowa wystawa prezentuje wszystkie formy rękodzieła, od tkanin, poprzez różnego rodzaju ręcznie ciosane szkatułki, po klasyczne formy takie jak rysunek czy malarstwo. Dla poszukujących kryminalnej pierwotności oraz autentyczności w sztuce jest to zdecydowanie warty odwiedzenia azymut.
Stach Szumski. Artysta wizualny, jego twórczość jest wielopłaszczyznowa, przez działania konceptualno-interaktywne, w których krytycznie przygląda się wypłukanej z folkloru estetyce krajów pierwszego świata po czysto intuicyjne, wizualne praktyki. Od 2015 roku wspólnie z Karoliną Mełnicką tworzy projekt Nomadic State (nomadyczne mikropaństwo). Absolwent studiów licencjackich Akademii Sztuk Pięknych na wydziale Sztuki Mediów w Warszawie, w pracowni Przestrzeni Malarskiej dr. hab. Pawła Susida.
___________________________________
Jan Możdżyński / BDSM Boys
O pomoc przy wyborze najciekawszych wydarzeń kulturalnych poprosiłem ekipę zespołu BDSM Boys, bardzo popularnego za granicą, który jednak swój pierwszy dopiero koncert w Polsce zagra wiosną tego roku.
Fast Fingers Fred – pianino, instrumenty klawiszowe
Hitem roku należy nazwać wystawę Farba znaczy krew w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Wystawa malarstwa kobiecego, której kuratorką była przez świetnie zorientowana w bieżących trendach Natalię Sielewicz, pokazała, że farba wciąż może być gęstym od znaczeń nośnikiem bieżących tematów. Największe wrażenie zrobiły na mnie prace Isabelle Fein. Wspaniałe połączenia kolorów! Jej obrazy można było zobaczyć również na wystawie w galerii Pola Magnetyczne w kwietniu minionego roku. Pozostałe wystawy Pól również należały do bardzo ciekawych.
DJ Hard Nipples – DJ, sampler, wokal wspierający
Przebojowe działania ekipy CSW Zamku Ujazdowskiego, która dzielnie i bez strachu pokazuje queerowe wystawy i działania performatywna-choreograficzne. Dla Michała Grzegorzka, Mateusza Szymanówki i Joanny Maneckiej nie ma rzeczy niemożliwych. No i oczywiście Karol Radziszewski – człowiek instytucja, człowiek orkiestra, wzór i inspiracja dla młodych artystów, którego niezłomna postawa wobec nowego dyrektora CSW jest kolejnym przykładem jego odwagi. Jego doskonała wystawa Potęga sekretów łączy w sobie archiwum społeczności queerowej oraz archiwum prywatne artysty.
Handsome Henry – gitara prowadząca, wokal wspierający
Kolejna kobieca wystawa, tym razem w galerii lokal_30. Prace dotyczące macierzyństwa i córkostwa, temat nieczęsto podejmowany w sztuce, a warty przeanalizowania. Wystawa pokazywała również trudne wybory pomiędzy oddaniem się karierze, a skupieniem uwagi na dziecku, przed którymi stają kobiety.
Doctor Queer – wokal prowadzący, gitara rytmiczna, pianino
Wciąż wybrzmiewa mi w głowie wystawa Dominiki Olszowy w Rastrze. Duch domu był rodzajem scenograficznego przerobienia wnętrza galerii na wzór przestrzeni kiczowatego mieszkania, z dziwnymi obiektami i porozlewanymi płynami. Trochę creepy zrobiło się w piwnicy galeryjnej, do której wejść można było przez wystającą drabinę.
Boobongo Bill – instrumenty perkusyjne
Solidarność środowiska w sprawach ważnych: wspierania różnorodności, obrony mniejszości seksualnych, walki z faszyzmem i cenzurowaniem sztuki. Wydarzenia takie jak Marsz Równości w Białymstoku czy protest przeciwko zdjęciu z ekspozycji MNW prac Natalii LL pokazały, że środowisko artystyczne nie ugnie się przed wyniszczającą i ksenofobiczną polityką kulturalną rządu.
Jan Możdżyński. Mieszka i pracuje w Warszawie, gdzie w 2018 ukończył Wydział Malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych. W swojej twórczości porusza ważne dla niego tematy związane z tożsamością płciową, płcią kulturową oraz stygmatyzacją związaną z preferencjami seksualnymi. Jako aktywny uczestnik społeczności BDSM widzi wiele związków między feminizmem a prawami mniejszości seksualnych i stara się je uwidaczniać. Nawiązuje do wielu fetyszy, które świat BDSM realizuje, oraz przedmiotów z nimi związanych. Koncentruje się na tym, co to znaczy, że jesteśmy kobietami lub mężczyznami. Czy ten wykluczający podział na dwie płcie, stworzony przez mechanizm represyjnego patriarchatu, jest uzasadniony? W swoich pracach stara się uchwycić sytuacje związane z odgrywaniem ról, dezintegrować to, co tradycyjnie rozumiane jest jako męskie i kobiece. Uprawia też boks i prowadzi zajęcia bokserskie dla znajomych.
___________________________________
Jana Shostak / Skuteczność Sztuki
Często sylwester w życiu jest podyktowany innymi wydarzeniami niż kalendarzowym rozpoczęciem roku. Mój 2020 rok zaczął się dosłownie na dniach, jak dowiedziałam się o pozytywnie rozstrzygniętej walce z nowotworem w mojej rodzinie. Zatem śmiało mogę podsumować własny 2019:
Wystąpienie publiczne / performance
Dzięki zaproszeniu Galerii Czynnej mogłam poprowadzić na Bałutach loterię obrazu Roberta Mainki na Rynku Bałuckim w Łodzi. Czułam się jak ryba w wodzie, czego więcej chcieć – mikrofon przenośny, różnorodna publiczność, improwizacja, współtworzenie zasad do licytowania obrazu w różnorodnej grupie fokusowej. (Polecam się na przyszłość :) )
Skuteczności sztuki
Oczywiście skuteczność sztuki jest terminem bardzo efemerycznym. Każda sztuka przy odpowiednich warunkach może uskuteczniać. W ubiegłym roku zanotowałam kilka przypadków, dzięki którym mogłam śmiało powiedzieć: opłacało się wierzyć w sztukę. Po moim występie w telewizji śniadaniowej, w której mogłam opowiedzieć o Fundacji Nie lękajcie się i pedofilii w Kościele, zadzwoniła do mnie jedna pani, dziękując za poinformowanie jej o fundacji. Okazało się, że ma w rodzinie ofiarę nadużywań przez księdza i zupełnie nie wiedziała, dokąd ma pójść prosić o pomoc.
Kapitalizm na własnej sztuce
W ubiegłym roku zaczęłam odczuwać niesmak innych osób na wieść o kolejnych wydarzeniach/pokazach związanych z moim wdrażaniem się do świata konkursów miss. Niektórzy krytycy/czki, kuratorzy/ki, instytucje otwarcie mówią (a ile jest tych, co mówią za plecami ;) ), że pragną czegoś nowego. Już nie interesują się kolejnymi działaniami w świecie miss, nawet jeżeli zupełnie się różnią od poprzedniego. Z tego powodu zawsze zazdrościłam malarkom, bo mogą robić serie składających się z podobnych do siebie obrazów i nikt nie nazwie ich nudnymi, ale powie, że w końcu osiągnęły swój własny styl.
Dziękuje w związku z tym wszystkim, którzy/re zaprosili nas na udział w wystawach, wydarzeniach. W szczególności Galerii Rodriguez, w której mogliśmy razem z Jakubem Jasiukiewicz spróbować w ramach indywidualnej wystawy konwencji merchu do filmu.
Współtworzenie
Najważniejszą współpracę realizowałam z Jakubem Jasiukiewiczem i dziękuję mu za to, że nie bał się wejść we współtworzenie pełnometrażowego filmu Miss Polonii, nie zważając na trudności w wyjaśnianiu innym zasad tej współpracy.
Najlepszy tytuł
Lubię powtarzać złotą myśl wziętą z rosyjskiej bajki: „Jak statek nazwiesz, tak on popłynie.” Niezwykłą radość przyniósł mi udział w wystawie pod tytułem Art of Being Good, którą dowodził Siim Preiman. Mam nadzieje, że w 2020 uda mi się zmaterializować ten tytuł we własnych czynach :)
Jana Shostak. Urodzona w 1993 r. w Grodnie, doktorantka na Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. 20.06.2017 r. w Światowy Dzień Nowaka w CH Złote Tarasy na 67 telewizorach obroniła pracę magisterską. Na co dzień używa feminatywów. W swojej praktyce artystycznej skupia się na pozytywnym hakowaniu społeczności wewnątrz pozaartystycznego systemu. Wierzy w skuteczność sztuki. Od 2018 pracuje w zespole z Jakubem Jasiukiewiczem nad pełnometrażową komedią „Miss Polonii”.
___________________________________
Olga Dziubak / Spacerujące wystawy i kłiry
„Radość nie jest zdradą aktywizmu, ale go wspiera. A w zmaganiach z polityką, która dąży do tego, by wzbudzić w nas jak największy lęk, byśmy czuli się wyobcowani i osamotnieni, radość jest doskonałym zaczątkiem powstania.” - Rebecca Solnit, Nadzieja w mroku.
Walka trwa, 2019 był to rok zmian i deklaracji sił. Nagroda publiczności dla Liliany Piskorskiej w konkursie Spojrzenia w Zachęcie. Akcja LGBT to ja zainaugurowana przez Pawła Żukowskiego w odpowiedzi na strefy wolne od ideologii LGBT. Przejęcie miasta przez faszystów podczas Pierwszego Marszu Równości w Białymstoku kontra lewicowa kampania wyborcza i rekordowa frekwencja na marszu równości w Warszawie. Bal u Bożeny Sir Thaddeus i film Filipka w reżyserii Dawida Nickela oraz więcej eksperymentów z wychodzeniem na ulicę już nie tylko z zaciśniętą pięścią, ale też artefaktem w dłoni.
Do Białegostoku pojechaliśmy legendarnym złotym autobusem Pawła Althamera za sprawą Muzealnego Biura Wycieczkowego (Rafał Żarski, Tomek Pawłowski). Wszystkie uczestniczki i uczestnicy wycieczki w zasadzie wyglądali jak rozluźnieni Czesi udający się na wczasy do Chorwacji. Po wylądowaniu w Galerii Arsenał Tomek Pawłowski oprowadzał nas i lokalną publiczność po wystawie Dominiki Olszowy. Tego, co wydarzyło się dalej, po wyjściu z galerii, nie będę opisywać, zrobił to już Jacek Dehnel.
Na prośbę organizatorek Marszu Równości przywiozłam sztandary, które odnosiły się do walki kobiet o emancypację i przywoływały formą banery używane przez sufrażystki, a w polskim kontekście również procesje z kościoła katolickiego. Tę misję nazwałam roboczo Purpura okrywa najczarniejsze serce. Kilka sztandarów w tym samym czasie pokazywałam w Fundacji Rodziny Staraków jako feministyczną lekcję dialogującą z użytkownikami budynku. Ta prywatna sytuacja wystawiennicza stanowiła pewien komfort, nie musiałam kamuflować słów queer i feminizm, co jest odwrotną strategią do wypełniania wniosku o stypendium artystyczne do MKiDN.
Na kilka dni przed wyjazdem zostałam poproszona przez przerażoną organizatorkę o nieafiszowanie się z rewolucyjno-anarchistycznymi gestami na samym marszu. Atmosfera wokół wydarzenia zaczęła się radykalnie zagęszczać, rosło poczucie zagrożenia. Zastanawiałam się z J., czy oby na pewno powinnyśmy jechać. W internecie pojawiły się zapowiedzi ogólnopolskiej kibolskiej kontry, gdzie organizatorzy gwarantowali wewnętrzny pakt o nieagresji wobec różnych barw klubowych na terenie województwa podlaskiego. Po poznańskim doświadczeniu pracy kolektywnej przy projekcie Queerowy demontaż, którego finałem było między innymi zainfekowanie Muzeum Narodowego narracjami grup nieheteronormatywnych przez #pozqueer oraz platforma awatarowa skupiona wokół uchodźców LGBT+ „za tych, którzy iść nie mogą” związanej z teatrem Moniki Popiel, uświadomiłam sobie, że żyjemy w co najmniej dwóch krajach. Jakby geograficzna granica wolności przebiegała już nie tylko równo z liniami dawnych podziałów administracyjnych, ale również czerwonych nietolerancyjnych wysp całych gmin i powiatów.
Jedną z podstawowych zasad niesienia pomocy w sytuacjach krytycznego zagrożenia jest zadbanie o własne bezpieczeństwo. Z kolei jedną z bardziej radykalnych decyzji w performansie jest milczenie awangardowe, dalej wycofanie się czy zaniechanie zamierzonego działania. Milczenie z całą pewnością nie jest tym, czego najbardziej potrzeba polskiej społeczności LGBTQ+. Jeśli ktoś powinien w tej sytuacji zamilknąć, to zdecydowanie jest to kościół katolicki, wykazujący się coraz to większą hipokryzją na temat cnoty empatii.
Cały przebieg zdarzeń w dniu Pierwszego Marszu Równości przypominał wojenne efekty specjalne z filmów — strzały, petardy, ryk armii chuliganów, syreny, uzupełniane muzyką z tęczowych platform i sceny pikniku rodzinnego. Okrężną drogą dotarłyśmy na Rynek, od marszu oddzielał nas kilkuosobowy kordon policji i kilkudziesięciu chuliganów, którzy zaczęli biec w naszą stronę. Podpalanie flag, przemoc fizyczna wobec osób z naszej grupy i wszystkich chcących dojść do marszu, wykrzykiwanie obelg, próby wyrywania mi sztandarów z rąk doprowadziły do mojego wycofania się. Ktoś schował się do apteki, ktoś zniknął nam z zasięgu. Wracając do Galerii Arsenał, minęłyśmy z J. tylko jednego policjanta. Dalej była już tylko kilkugodzinna kakofonia agresji dopełniana nutą wojskowych szlagierów dobiegających z pikniku rodzinnego w parku przy Pałacu Branickich. Zdarzenie dla mnie tak traumatyczne, że kiedy szłam tydzień później ze sztandarem na manifestację przeciw przemocy, to na widok tłumu, flag i policji cała drżałam. Po pół roku wróciłam. Piszę to podsumowanie w hotelu Podlasie.
Olga Dziubak. /1991/. Artystka wizualna mieszkająca i pracująca w Warszawie. Studiowała Multimedia na Akademii Sztuki w Szczecinie i malarstwo na Uniwersytecie Artystycznym. Olga Dziubak eksploruje problemy socjopolityczne oraz ich oddziaływanie na jednostki, uwzględniając rozwój sytuacji militarnej, protesty grup wykluczonych, kładąc nacisk na osoby z doświadczeniem życia jako kobieta.
fot. Marcin Polak
___________________________________
Kacper Szalecki / Beata Kozidrak traciła głos, a ludzie skakali na bungee.
Jako członek upadłego kolektywu zacznę od narcystycznego stwierdzenia, że dla mnie był to rok Domu Mody Limanka. No przynajmniej jego pierwsza połowa, a już na pewno luty, kiedy otwieraliśmy wystawę Prototypy: Dom Mody Limanka Nowa Kolekcja w Muzuem Sztuki w Łodzi. Miesiąc później — z deficytem 16 tysięcy — zaczynaliśmy prace nad filmem Ostatni pociąg do Warszawy opowiadającym o próbie wydostania się z łódzkiej beznadziei. Podróż okazała się czołową konfrontacją z rozpadem grupy i w maju, gdy na ulicach Łodzi schły niewsadzone, rewitalizacyjne tulipany, my w Zamku Ujazdowskim ogłosiliśmy upadłość.
Mieszkańcy Łodzi pomyśleli wtedy, że już nic ich w tym mieście nie czeka… Tymczasem:
Na mapie miasta pojawiły się nowe miejsca (albo te, do których miałem po prostu okazję zajrzeć). Jednym z nich jest prowadzona przez Pawła Szlotawę Galeria Przedpokój Inicjatywa Studencka, mieszcząca się w kamienicy na Rewolucji 1905/46. Choć jednodniowe wydarzenia, jak sama nazwa wskazuje, mają bardzo szkolny charakter, to warto docenić fakt wyjścia poza mury i fosy lokalnej Akademii, gdzie wernisaże odbywają się w dni robocze o godzinie 12. Niestrudzenie po mieszkaniach spotykają się i knują nad kolejnymi wystawami artystki tworzące grupę Frakcja.
Swoją stałą siedzibę w tym roku znalazła fundacja Obszar Wspólny (Piotrkowska 111), która funkcjonuje obecnie jako kawiarnia i dom kultury z m.in. warsztatami rękodzielniczymi i koncertami lokalnych muzyków elektronicznych. Otworzył się także klub Konkret — na co dzień wegańska stołówka Muzeum Sztuki i miejsce na dobry lunch, a wieczorami i weekendami klub muzyczny.
Jednak rzeczy, które najbardziej mnie ucieszyły w tym roku w sztuce, to:
Pokazanie na 16. Międzynarodowym Triennale Tkaniny w Centralnym Muzeum Włókiennictwa pracy Wasze Rzeczy — czyli 20 metrowej tkaniny stworzonej przez czeczeńskie uchodźczynie według koncepcji i pomysłu Pameli Bożek.
Wystawa Tomka Haładaja w galerii OFF. Zaproszenia na jego wernisaż znajdowałem nawet w taniej odzieży Dukat.
Nic jednak w tym roku nie przebiło jubileuszowego koncertu Bajm na urodziny Manufaktury. Wciąż wracam pamięcią do czasu, kiedy w powietrzu unosił się zapach strawionego piwa, Beata Kozidrak traciła głos, a ludzie skakali na bungee.
*O wszystkich większych wydarzeniach takich jak: Festiwal Retroperspektywy, Festiwal Czterech Kultur czy wystawy organizowane przez Muzuem Sztuki w Łodzi z pewnością możecie przeczytać gdzieś indziej.
Kacper Szalecki. Artysta wizualny, współtwórca upadłego kolektywu Dom Mody Limanka.
___________________________________
Ilustracja główna i BDSM Boys. Jan Możdżyński