Z Martą Frej i Tomaszem Kosińskim, twórcami festiwalu ART.eria rozmawia Marcin Polak
Miej Miejsce jest teoretycznie nastawiony lokalnie, ale Wy przecież jesteście "nasi", przynajmniej Marta. Przede wszystkim, co cieszy pamiętacie o łódzkich artystach, których zapraszacie do Waszych projektów, chociażby Arterii. Świetnie, bo w Łodzi nie ma festiwalu czy instytucji, która dawałaby szanse na realizację działań
w przestrzeni miasta. Jak Wy oceniacie łódzkie środowisko artystyczne z perspektywy tych 120 km?
Od pierwszej edycji festiwalu biorą w nim udział artyści związani z Łodzią. Gościli u nas: Egon Fietke, Bartek Jarmoliński, Ola Kozioł, Artur Chrzanowski, Marta Pszonak, Tomasz Matuszak, w tym roku gościem będzie Paweł Hajncel. Porównując twórczość tych artystów, można zobaczyć jak bardzo się różnią. Można więc powiedzieć , że importujemy z Łodzi różnorodność, wielobarwność. Taka właśnie jest dla nas Łódź.
Jaki wpływ na Wasze działanie ma charakter miasta w którym działacie?
Idea festiwalu narodziła się w wyniku niezgody na jednowymiarowy wizerunek miasta , jako "dobudówki" do sanktuarium maryjnego. Chcieliśmy zwrócić uwagę na około 240 tysięcy mieszkańców Częstochowy, którzy są tacy sami, jak mieszkańcy innych miast. Mają marzenia, potrzeby i aspiracje, potrzebują kontaktu z kulturą tu na miejscu. Poza tym Częstochowa, podobnie jak Łódź, to młode, robotnicze miasto, którego tożsamość trzeba budować, mnóstwo wysiłku wkładając w tworzenie i wzmacnianie więzi społecznych. Wierzymy, że kultura czyni to najlepiej. Ogólnodostępna, taka, która sama zaczepia przechodniów na ulicy. Nie jesteśmy w stanie rozwiązać palących problemów miasta, tj. bezrobocie i wynikający z tego odpływ mieszkańców, ale próbujemy robić, co możemy, aby tym, którzy tu zostali, zapewnić możliwość rozwoju i pokazać inne punkty widzenia.
Czy ubiegłoroczny skandal z użyjmy takiego określenia "konfiskatą pracy" Sztucznych Fiołków miał wpływ na na Wasze działania? Czy takie wydarzenia pomagają, czy raczej przeszkadzają?
Wydarzenie ze "Sztucznymi Fiołkami" nie miało żadnego wpływu na nasze działania. Nie zmieniliśmy naszych poglądów, upodobań, ani kształtu festiwalu. Czy to pomogło, czy zaszkodziło? Trudno to stwierdzić. Nie możemy powiedzieć, żeby zaszkodziło, natomiast niewątpliwie zwróciło na nas uwagę mediów. Trochę to gorzka świadomość, bo przed "skandalem" większe media nie były zainteresowane festiwalem sztuki w mieście średniej wielkości, tworzonym przez dwójkę pasjonatów. Mimo, że zapraszamy dobrych artystów z całej Polski.
Odwiedzając czasami mniejsze ośrodki kulturalne obserwuję, że tam kultura jest bliżej polityki niż w przypadku większych ośrodków, chociaż akurat w Łodzi nie ma mowy o całkowitym oddzieleniu tych dwóch sytuacji. Jak to jest w Waszym przypadku?
Jesteśmy zwolennikami sztuki zaangażowanej , niosącej zmiany i stawiającej na działanie. Wybieramy artystów, których twórczość dotyka ważnych problemów społecznych i światopoglądowych, często drażni, uwiera i prowokuje. Przestrzeń publiczna, w której działamy, rządzi się swoimi prawami. Wszystko w niej może stać się polityczne, wystarczy, że ktoś użyje magicznej formułki o obrazie uczuć religijnych. My postrzegamy tę przestrzeń przede wszystkim jako miejsce debaty, gdzie każdy pogląd może być zaprezentowany i przedyskutowany.
Opowiedzcie o atrakcjach Arterii, na co warto zwrócić uwagę?
Nie będziemy faworyzować żadnej z prac, zaproszenie artyści, na własną rękę mierzyć się będą z przestrzenią publiczną centrum Częstochowy. Jak i w latach ubiegłych, projekty realizowane w tym roku mają za zadanie zaskoczyć widza, sprowokować do zadawania pytań, do poszukiwania odpowiedzi, do oceny tego, czym dla nich jest część wspólna, czyli miasto. Jako kuratorzy festiwalu szukamy odpowiedzi na pytanie, czy sztuka w przestrzeni publicznej jest jedynie tymczasowym działaniem, czy też może stać się skutecznym narzędziem zmian społecznych. Mamy
w sobie dużo pokory i jesteśmy świadomi, że przed nami długa droga, liczona w latach, lecz uważamy, że warto czynić ten wysiłek. Być może koniec końców, ktoś inny kiedyś przejmie po nas wyniki naszej pracy i będzie ją kontynuował, tak by znaleźć rozwiązanie. Życie w mieście to połączenie wielu elementów i czynników, to mnogość emocji, postaw, oczekiwań. O tym ma mówić ART.eria, a raczej o tym podczas ART.erii chcemy rozmawiać.
Realizowałem dwa projekty z bezdomnymi, dlatego interesuje mnie praca Łukasza Surowca. Przyznam, że jeszcze nie wyrobiłem sobie stosunku do tej pracy. Jestem zwolennikiem mniej spektakularnych działań i wolę skupić się na jednostce. W naszych działaniach, które realizujemy z członkami Teatru Chorea pracujemy z dwójką ludzi, którzy zostali naszymi przyjaciółmi, udało im się wyjść z bezdomności. A może jednak lepsza jest strategia informatyka, który kupił jedzenie bezdomnemu i pochwalił się na fejsie zdobywając wielki rozgłos? Może wystarczy głośno mówić o problemie bezdomności?
Pytasz o efekty pracy, którą zaprezentuje w tym roku w Częstochowie Łukasz Surowiec. Nie potrafiimy udzielić odpowiedzi na tak postawione pytanie, odpowiedź pojawi się w czasie trwania projektu. Sam pomysł uważamy za jak najbardziej celowy, gdyby było inaczej, tej pracy najzwyczajniej w świecie nie proponowalibyśmy mieszkańcom. Co do tematu bezdomności poruszanego w tym przypadku, uważamy, że lepiej jest zapobiegać niż leczyć, a do tego potrzebne są rozwiązania systemowe. Aby zaś te mogły dojść do skutku, ludzie muszą dostrzec problem. Parafrazując pewną przypowieść, muszą wsadzić palec w dziurę by uwierzyć.
Czy możesz opisać na czym będzie polegała praca Łukasza Surowca?
Projekt zakłada skonstruowanie urządzeń (prototypów) żebraczych, które mają zostać oddane na czas trwania projektu osobom żyjącym w skrajnym ubóstwie, głównie bezdomnym żebrakom. Urządzenia te składać się będą z zestawu mikrofonów stetoskopowych i głośników, które podczas kontaktu z ciałem wydają głośne, charakterystyczne dźwięki z wnętrza organizmu (burczenie brzucha, przełykanie śliny, pracę płuc, bicie serca itp.)Podczas trwania projektu osoby bezdomne, zostaną zaproszone do korzystania z urządzeń tworząc tym samym autentyczne utwory muzyczne. Powstałe w ten sposób „żywe koncerty" publiczne mogą pełnić rolę podobną do praktyk grajków ulicznych, którzy po przez swoją pracę pozyskują środki finansowe do życia. Projekt „Śpiewcy” powinien być ważnym, angażującym emocje prototypem relacji społecznych, narzędziem pracy dla żebraków, wykluczonych społecznie ludzi bezdomnych nie rzadko pozbawionych możliwości wyboru i awansu społecznego
w dzisiejszych realiach."
Dziękuję za rozmowę
ART.eria Czwarty Strzał. Częstochowa 10.09 - 14.09.14
http://arteria.kulturoholizm.pl/