O malarstwie jako introspekcji, psychicznym rozbiciu i jego manifestacji, symbolice ciała, a także o tym, jak twórczość pozwala na przepracowanie własnych traum. W rozmowie z Zuzanną Szor, młodą łódzką artystką, Monika Szeliga i Kinga Bezgacka.
Monika Szeliga & Kinga Bezgacka: Co skłoniło Cię do rozpoczęcia cyklu "Dziury we mnie"? Czy był jakiś konkretny moment lub wydarzenie, które zainspirowało Cię do stworzenia tych prac?
Zuzana Szor: To, co dzieje się w naszych głowach, emocje jakie odczuwamy, często rzutują na całe ciało, wywołując somatyczne odczucia. Mówi się, że ktoś czuje motyle w brzuchu, kiedy jest zakochany albo gulę w gardle, kiedy łapie nas trema. Czasem czujemy jakby nogi nagle stawały się miękkie, a kiedy jesteśmy bardzo szczęśliwi, mamy wrażenie, jakbyśmy byli po prostu lżejsi. Półtora roku temu miałam dosyć ciężki epizod depresyjny. Wtedy zaczęłam malować rany i dziury w ciele, bo również w nim odczuwałam dyskomfort. Niektóre stany trudno jest właściwie opisać albo do czegoś porównać. Wtedy, kiedy leżałam całymi dniami w łóżku, czułam się wybrakowana i zupełnie nieobecna, tak jakby w moim ciele nagle pojawiały się dziury i rany. Jakbym nie mogła nic zrobić, bo wszystkie tkanki zaczną jeszcze bardziej pękać i nic już nie zostanie albo jakby ktoś podzielił moje ciało na części i niektóre kawałki pogubił. To nie był oczywiście fizyczny ból prawdziwych ran, zlokalizowany w konkretnym miejscu, bardziej uczucie zajmujące całość. Tak to sobie wyobrażałam.
Twoje obrazy są bardzo osobistym wyrazem Twoich wewnętrznych przeżyć. Czy ich tworzenie pomaga Ci w przetwarzaniu tych trudnych emocji i doświadczeń? Jak Twoja twórczość ewoluowała od czasu tego epizodu depresyjnego?
Bardzo pomaga. Niektórzy ludzie mają tak z gotowaniem - wykonywanie manualnych czynności, takich jak krojenie warzyw, odmierzanie składników, wyrabianie ciasta daje dziwne poczucie kontroli nad życiem. To po prostu relaksuje. Pozwala skupić się na konkretnym zadaniu i stwarza pole, w którym wszystko zależy od nas, nikt się nie wtrąca. Malowanie to z jednej strony manualne zajęcie, czasem wymagające cierpliwości i precyzji, ale pozwalające na eksperymenty i zabawę. Malując, można dużo przemyśleć, przetrawić i uporządkować sobie w głowie, a jednocześnie wyzwolić emocje i wyrazić je. Później, kiedy zestawiam ze sobą więcej prac, widać pełniejszą opowieść. To bardzo lubię.
Jak wygląda Twój proces twórczy przy tworzeniu obrazów z tego cyklu? Czy różni się on czymś w porównaniu do Twojego drugiego obecnie prowadzonego cyklu „Drzewo genealogiczne”?
Drugi, a właściwie pierwszy cykl opowiada o czymś trochę innym, bo o rodzinie. Zaczął się, wtedy kiedy moja pasja do historii mówionych i zainteresowanie zagadnieniem pamięci pokoleniowej. Punktem wyjścia jest pytanie o to, co jest dla nas ważne i warte zapamiętania i w dalszej kolejności - jaka wiedza zostaje przekazana kolejnym pokoleniom, a jakie historie znikają i dlaczego. To szukanie tożsamości, korzeni i tego, co łączy nas z członkami rodziny. Dużo czerpałam z historii opowiadanych przez moją rodzinę, robiłam też z nimi wywiady. Malując dziury koncentruję się na sobie i swoich odczuciach. Mimo, że oba projekty rozrastają się i ewoluują, tutaj nie przedstawiam konkretnych sytuacji i zdarzeń.
Czy możesz opowiedzieć o technikach i materiałach, których używasz w cyklu "Dziury we mnie"? Czy coś je odróżnia od Twoich pozostałych prac?
Maluję farbą olejną, zazwyczaj kładąc bardzo cienkie warstwy. Ostatnio eksperymentuję z fakturą, używam innych materiałów, czasem przeszywam płótna nićmi.
Ale najważniejsze, choć może najgłupsze jest, że najbardziej na świecie uwielbiam nieudane zdjęcia i komercyjne reklamy. Zdarza mi się zakochać w kadrze z reklamy Daichmana albo Łomży
Gdzie, poza własnymi doświadczeniami i emocjami, szukasz inspiracji do tworzenia tego cyklu? Czy są jacyś konkretni artyści, dzieła, myśli, które nakierowały Cię na tę tematykę i estetykę?
Z: Jest bardzo dużo malarek i malarzy, których prace uwielbiam. Aleksandra Waliszewska, Barbora Myslikovjanowa, Julia Soboleva, ale też Andrzej Wróblewski, Goya albo Hieronim Bosch. Bardzo często oglądając filmy widzę coś i myślę „chcę to namalować w tym momencie”, dużo siedzę na instagramie i tam też oglądam masę świetnych rzeczy. Myślę, że jestem taką osobą, którą naprawdę dużo rzeczy inspiruje. Ale najważniejsze, choć może najgłupsze jest, że najbardziej na świecie uwielbiam nieudane zdjęcia i komercyjne reklamy. Zdarza mi się zakochać w kadrze z reklamy Daichmana albo Łomży. Tak samo jak w stockowych zdjęciach. Szerokie uśmiechy, nienaturalne pozy i lekko przerażające spojrzenia. Bardzo dużo póz i kadrów, które widuję na ulicy albo w internecie w pewnym stopniu przenoszę na obrazy. Lubię to przekształcanie.
Czy mogłabyś opowiedzieć więcej o symbolice dziur i ran w Twoich obrazach? Co chciałabyś, aby widzowie zrozumieli patrząc na te elementy?
To są tak naprawdę bardzo proste skojarzenia. Nagość, goła skóra kojarzą się z naturalnością i intymnością w rozumieniu zrzucenia z siebie skorupy; pokazaniem czegoś intymnego i prawdziwego; z bezbronnością i odwagą do bycia bezbronnym. Ale w tę skórę powleczona jest jeszcze cała masa mięsa, kości, żył, tłuszczu, jeszcze wrażliwszych tkanek. Rany i dziury są naruszeniem integralności, spójności ciała. W oczywisty sposób kojarzą się z bólem, zagrożeniem, długim i uciążliwym procesem gojenia. No wiesz, ogry są jak cebula.
Można byłoby opowiadać o cierpieniu, malując stłuczone wazony i zniszczone kanapy, ale ciało jest po prostu bliżej, to bardziej naturalne
Dlaczego postanowiłaś wykorzystać ciało jako medium dla oddania cierpienia psychicznego?
Nie da się oddzielić umysłu i psychiki od ciała. Po prostu jesteśmy naszymi ciałami i musimy z tym żyć, dbać o nie, starać się lubić i myśleć o sobie jako całości. Można byłoby opowiadać o cierpieniu, malując stłuczone wazony i zniszczone kanapy, ale ciało jest po prostu bliżej, to bardziej naturalne. Poza tym ciało ma wspaniałą zdolność regeneracji. Kryzys można przetrwać, tak samo rany i zadrapania wygoić i to też się zawiera w tym cyklu obrazów.
Czy tworzenie tych obrazów miało dla Ciebie charakter terapeutyczny?
Tak, oczywiście! To trochę tak jak pisanie pamiętnika, wierszy, robienie filmu. Malowanie to medium, dzięki któremu mogę wyrażać emocje i opowiadać. Zupełnie inaczej niż słowami, bo to zupełnie inny język, ale efekt jest taki, że to, co było dla mnie ważne, trudne i wymagające przemyślenia, zostało przemyślane, w pewnym stopniu przepracowane, sformułowane i wypowiedziane. Rozmawiając z kimś albo pisząc, porządkujemy to, o czym staramy się opowiedzieć. Cudów nie ma, ale wyrażając emocje, mówiąc o nich i próbując nadać opowieści jakąś strukturę, odrobinę je oswajamy. Dlatego głęboko wierzę w sens ekspresji. Po pięciu godzinach malowania okaleczonego ciała, człowiekowi od razu robi się weselej, wiadomo.
Czy uważasz, czy Twoje obrazy mogą wpłynąć na zwiększenie świadomości społecznej na temat zdrowia psychicznego i traumy?
Nie wydaje mi się, żeby ktoś, kto zobaczy te obrazy pomyślał „o, może to czas, żeby zapisać się do psychiatry i zadbać o swoje zdrowie”. Chyba tak to nie zadziała, bo to właściwie są tylko ekspresje moich emocji, historia o mnie. Nie ma w nich aż tak dużo wartości merytorycznej i edukacyjnej, a nawet gdyby miały takie walory, nie miałabym nigdy takiej mocy i siły przebicia, żeby coś zmienić. Aczkolwiek kilka osób po obejrzeniu obrazów, powiedziało mi, że oddają one w pewien sposób to, jak się czuły. Z tego się cieszę i widzę największy sens, że może ktoś, kto czuje się okropnie, będzie w tym chociaż odrobinę mniej samotny.
Jak publiczność reaguje na swoje obrazy? Czy były jakieś opinie i komentarze, które Cię zaskoczyły lub były dla Ciebie ważne?
Mimo, że moje obraz nie są zbyt wesołe, dostaję dużo pozytywnych komentarzy. Jedna osoba zapytała mnie kiedyś, czy dziury, które maluję powstają od wewnątrz czy od zewnątrz. To było świetne pytanie, na które zupełnie nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Po pięciu godzinach malowania okaleczonego ciała, człowiekowi od razu robi się weselej, wiadomo...
A czy dziś potrafiłabyś na nie odpowiedzieć? Są to rany z zewnątrz czy z wewnątrz?
Od tamtej pory rzeczywiście myślę o tym, malując. Większość z wewnątrz, ale to nie jest zasada. Rozwijam cykl obrazów, to znaczy, że ulega on pewnym zmianom, tak jak zmieniają się różne rzeczy w moim życiu, to co myślę i jak się czuję.
Jakie masz plany na przyszłość? Czy zamierzasz kontynuować ten cykl, czy planujesz może coś zupełnie innego?
Będę jeszcze nad nim pracować. Mam bardzo dużo pomysłów na obrazy z dziurami i bez dziur, działań filmowych, intermedialnych. W tym roku zacznę również pracę nad filmem dyplomowym.
_______________
Zuzanna Szor – urodziła się 11.09.1999r w Łodzi. Malarka, artystka wizualna i aktywistka feministyczna. Członkini kolektywu Manifa Łódź. Obecnie studiuje animacje i efekty specjalne w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Teatralnej i Telewizyjnej w Łodzi.
_______________
Monika Szeliga – studentka Kultury i Sztuki na Uniwersytecie Łódzkim, absolwentka Nowych Mediów i Kultury Cyfrowej. Medioznawczyni, fascynatka makabry i dziwności wszelakiej.
Kinga Bezgacka – studentka Kultury i Sztuki Współczesnej na Uniwersytecie Łódzkim, miłośniczka kotów, artystka specjalizująca się w grafice komputerowej.
_______________
Zdjęcie główne: wystawy „Drzewo genealogiczne" w Galerii WY, fot. Mateusz Demski