W piątek w Akademickim Centrum Designu finisaż wystawy „Smutn* lepszego świata nie zbuduję”. Umieszczona na queerowej ścieżce Festiwalu Łódź Wielu Kultur, problematyzuje ona takie zagadnienia, jak ciało, podmiotowość i widzialność, performowanie seksualności, afirmacja kobiecego i queerowego spojrzenia.
Pamiętacie z baśni pelerynę niewidkę? Kuratorowaną przez Magdalenę Komborską-Łączną wystawę „Smutn* lepszego świata nie zbuduję” zamyka jej przeciwieństwo: peleryna demonstracyjna, która wyławia z tłumu. Nie jest prezentowana na manekinie, tylko na stelażu. Stajesz na postumencie, otulasz się nią i patrzysz w lustro. Kogo widzisz?
Zakochał się, ożenił, urodził mu się syn. W 2002 roku po raz pierwszy wystąpił jako Kim Lee. W trakcie ponad 1500 performance’ów Kim bywała Violettą Villas, Korą, Hanną Banaszak, Beatą Kozidrak, Lizą Minnelli, Marylą Rodowicz i Marilyn Monroe. Stroje szyła sama
Ordonówna z wietnamskim akcentem
Peleryna została uszyta z rzeczy, które zostały w garderobie Kim Lee, zmarłej dwa lata temu polsko-wietnamskiej drag queen którą Mariusz Kurc, redaktor naczelny „Repliki”, nazwał „wielkim koszmarem przeciwników ideologii gender”. Emilia Dłużewska pisała w „Wyborczej”, że Kim Lee, „Ordonówna z wietnamskim akcentem”, „musiała istnieć, bo nikt nie byłby w stanie jej wymyślić. Gdyby taka postać pojawiła się w serialu Netflixa, konserwatywni recenzenci nie zostawiliby na niej suchej nitki. A i bardziej progresywni mogliby zwątpić w scenarzystów. Wszystko jest w tej historii nieprawdopodobne, nadmiarowe, przegięte”.
Faktycznie - Andy Nguyen (to również pseudonim; Jakub Wojtaszczyk w „Cudownym przegięciu. Reportażu o polskim dragu” pisze, że nikt w społeczności LGBT+ nie znał jego prawdziwego imienia i nazwiska) przyjechał do Warszawy w latach 90., jako stypendysta rządu Socjalistycznej Republiki Wietnamu. - Miałem 17 lat. Byłem dobrym uczniem i rząd skierował mnie na studia do Europy. Wybrali nawet za mnie kierunek: fizykę jądrową. Miałem służyć ojczyźnie – opowiadał Wojciechowi Karpieszukowi.
Z pracy w Instytucie Fizyki Plazmowej nie mógł się utrzymać, otworzył więc sklepik z rzeczami z Chin i Wietnamu. Zakochał się, ożenił, urodził mu się syn. W 2002 roku po raz pierwszy wystąpił jako Kim Lee. W trakcie ponad 1500 performance’ów Kim bywała Violettą Villas, Korą, Hanną Banaszak, Beatą Kozidrak, Lizą Minnelli, Marylą Rodowicz i Marilyn Monroe. Stroje szyła sama.
– Remek Szeląg, partner Kim, podarował mi pudła z materiałami, które Kim trzymała do przerobienia – mówi Agata Zbylut. – Odkąd się poznałyśmy, Kim zachęcała mnie, żebyśmy zrobiły coś razem, ale po projekcie Katarzyny Kozyry „W sztuce marzenia stają się rzeczywistością” myślałam, że temat jest wyczerpany. W trakcie pandemii odezwała się do mnie, żebym pomogła jej zorganizować wydarzenie z okazji osiemnastolecia bycia w dragu. Nie wyszło, zmarła, ale ta prośba ciągle we mnie siedziała. Kiedy okazało się, że Magdalena Staroszczyk robi w Muzeum Woli wystawę „Kim Lee. Królowa Warszawy”, połączyłyśmy siły. Ale tamten projekt był dokumentacyjny. Kim miała tysiące ciuchów, wszystkie musiałam sfotografować na białym tle. Kosztowało mnie to mnóstwo czasu i energii, a na koniec miałam wrażenie, że nie wypowiedziałam się artystycznie. Taką okazję dostałam od Magdy Komborskiej-Łacznej i Festiwalu Łódź Wielu Kultur.
Rewolucja na trzepaku
Peleryna jest dwustronna. Na zewnątrz wyhaftowano nazwiska kobiet, które inspirowały Kim: Marleny Dietrich, Christiny Aguilery, Hanki Odronówny. W środku: pseudonimy drag queens, dla których Kim była artystyczną matką: Sellina, Andrzejowa, Lukrecja, Vanessa Odessa, Fatima czy Pussy Cat.
Drag ciekawi Zbylut jako kobiecość totalnie niepatriarchalna, nieużytkowa, niezależna od męskiego spojrzenia. To nie są kreacje do sprzątania i gotowania, tylko wezwanie: oto jestem, patrzcie na mnie, jestem wspaniała!
Ogromną wartością projektu jest to, że Zbylut współtworzy go z osobami studenckimi i absolwenckimi z Pracowni Fotografii i Działań Postartystycznych, którą prowadzi w Akademii Sztuki w Szczecinie.
Opisując swoją pracę poświęconą Kim Lee, artystka nawiązuje do spostrzeżenia Joanny Krakowiak, która w „Odmieńczej rewolucji” pisała o kobiecości jako kluczowej kategorii homorewolucji: „zwalczania heteronormy, ustanawiania estetyki, performowania odmieńczej tożsamości i pseudonimowania odmieńczej kondycji”. Dodałabym do tego słowa J. Szpilki, która w wydanym niedawno przez Czarne autobiograficznym eseju o transkobiecości „Gorset, wstyd i kocie uszka” cytuje zina „Riot Grrrl”: „rewolucja to wizyta na placu zabaw z najlepszymi koleżankami. Wisisz do góry nogami na drabince, cała krew spływa ci do głowy. To euforia. Chłopcy mogą zobaczyć twoje majtki, ale masz to gdzieś”. I tak trzeba żyć! Stąd tytuł – bo queerowanie jest dobrą zabawą, a sztuka formą oporu, umożliwiającą przetrwanie. Nie będzie lepszej przyszłości, jeśli nie wejdziemy w nią tanecznym krokiem.
Ogromną wartością projektu jest to, że Zbylut współtworzy go z osobami studenckimi i absolwenckimi z Pracowni Fotografii i Działań Postartystycznych, którą prowadzi w Akademii Sztuki w Szczecinie. To nie jest pierwsza kolektywna ekspozycja tworząca przestrzeń dialogu – „Królowa pszczół” w bytomskiej Kronice poświęcona była trudnej sytuacji artystek w świecie sztuki, a „Temu zaś, kto nie ma, będzie zabrane nawet to, co ma" na festiwalu Kultura Nas Ocali w Brześciu Kujawskim – mitowi Wielkiego Artysty i fantazmatowi Talentu. Tym razem wiodącym tematem okazała się cielesność. Prace Anny Bielawskiej, Piotra Michalskiego, Natalii Sary Skorupy i Kamila Winnickiego są kameralne, odważne i zaangażowane. Niektóre wypływają z osobistych doświadczeń.
Zjem się sama
W Akademickim Centrum Designu można obejrzeć zapis performance’u Bielawskiej, zatytułowanego „Polish Sushi”. Artystka odnosi się do japońskiej tradycji nyotaimori – serwowania sushi na nagim kobiecym ciele. To praca subwersywna – rolki ryżu zastępują swojskie: śledź, cebula, ziemniaki, kiszone ogórki, czosnek i – oczywiście – jarzynowa sałatka. Na video widać, jak leżąca na nakrytym obrusem stole Bielawska sama je konsumuje, zabawiając motywem „kobiety do zjedzenia”. Czytelne jest nawiązanie do surrealistycznych imprez – w 1959 roku Meret Oppenheim zorganizowała Spring Banquet, podczas którego goście ucztowali na nagim ciele kobiety, aby uczcić płodność i naturę. Kiedy Andre Breton zmienił nazwę na „Cannibal Feast”, Oppenheim się wściekła.
Kamil Winnicki, chłopak z religijnego domu, związał się z Piotrem, kościelnym organistą. Seria zdjęć „Adam i Adam” jest opowieścią o tej relacji, a także – jak w filmie „Wszystkie nasze strachy” – o tym, czy można łączyć wiarę z tęczą
Męskie spojrzenie jest również tematem pracy Natalii Sary Skorupy „Play With Queer Erotica”. Zainspirowana talią kart z nagimi kobietami, którymi można zagrać w oczko, makao albo pokera, artystka zaprojektowała własne, męskie. Ale nie jest to prosta zmiana płci, która prowadziłaby do powtórzenia gestu, tym razem adresowanego do kobiet zainteresowanych męskim striptizem. Zmiana polega na tym, że do zdjęć Skorupie zapozował przyjaciel niemieszczący się w konserwatywnym kanonie męskości: z półdługimi, ufarbowanymi włosami, w makijażu, kabaretkach i sukienkach.
Sporą siłę oddziaływania mają prace mające początek w rodzinie. Kamil Winnicki, chłopak z religijnego domu, związał się z Piotrem, kościelnym organistą. Seria zdjęć „Adam i Adam” jest opowieścią o tej relacji, a także – jak w filmie „Wszystkie nasze strachy” – o tym, czy można łączyć wiarę z tęczą. Cztery zdjęcia z pierwszej części dyptyku zawieszone zostały pod sufitem. Przedstawiają nagich Kamila i Piotra, przytulających się w kościele (niemieckim – proboszcz szczecińskiego nie wyraził zgody). „Adam i Adam” to historia z happy endem. W tekście towarzyszącym pracy Winnicki pisze: „Gdy członkowie rodziny uzmysłowili sobie, że Kościół katolicki, z którym byli do tej pory związani, nie akceptuje mojej orientacji (a przez to mnie samego), odmawia miejsca w swoich szeregach osobom domagającym się prawa do cielesnego samostanowienia, […] święte obrazy wylądowały w piwnicy”.
Druga część dyptyku to właśnie fotografie Marii i Jezusów upchniętych na przykład za wodomierzem. Winnickiemu to miejsce kojarzy się z czyśćcem. Wydruki zdjęć umieścił na podłodze.
Formą rodzinnego rewanżu jest praca Piotra Michalskiego, który służył w dzieciństwie za modela. Rodzice mieli wypożyczalnię strojów karnawałowych i, żeby zaoszczędzić, przebierali w nie syna i robili fotki do katalogów. Z perspektywy czasu artysta ocenił to działanie jako nieco przemocowe – nie wyrażał przecież świadomej zgody. W ramach zemsty namówił mamę, żeby towarzyszyła mu na fotografiach z cyklu „Bajka (w której ja jestem księciem, a moja mama królową)”. Teraz to on przebrał ją w poliestry: za hurysę, wróżkę i Czerwonego Kapturka.
Warto spotkać się w Akademickim Centrum Designu z zetkami i ich wrażliwością. W trakcie finisażu 11 października o godz. 18 po wystawie oprowadzi Agata Zbylut. Wystąpi też projektant Paweł Kazimierowski, absolwent łódzkiej ASP, który przekracza granice pomiędzy rozumianym stereotypowo ubiorem damskim i męskim – mężczyzn ubiera w gorsety i buty na koturnach i obcasach. Reżyseruje performatywne pokazy mody i jeden z nich, pokaz dyplomowy, będzie w formie filmowej zaprezentowany na imprezie zamknięcia.
____________
Izabella Adamczewska-Baranowska, adiunktka na Uniwersytecie Łódzkim, dziennikarka kulturalna "Gazety Wyborczej".
____________