Wystawa Kąt Padania ≠ Kąt Odbicia została przygotowana w trakcie warsztatów współorganizowanych przez łódzką Akademię Sztuk Pięknych oraz Muzeum Sztuki w Łodzi. Była to pierwsza, pilotażowa edycja programu, który ma być kontynuowany w kolejnych latach. Uczestniczące w niej studentki i studenci przez dwa semestry uczęszczali na spotkania teoretyczne i praktyczne poświęcone realizacji wystaw. Nowo zdobytą wiedzę wykorzystali, aby stworzyć wstępną koncepcję zbiorowej wystawy i pod okiem artysty i aranżera wystaw Roberta Rumasa oraz kuratora Daniela Muzyczuka, pracować przy jej realizacji – od przygotowań teoretycznych po prace remontowe w galerii i instalację wystawy.
Tekst ten nie będzie jednak recenzją warsztatów i wystawy pisaną z dystansu, lecz relacją „insajderki”: jako uczestniczka projektu spróbuję przedstawić nasze poczynania „od wewnątrz”, z perspektywy studentki kulturoznawstwa zainteresowanej sztuką współczesną, która dołączyła do grupy zdominowanej przez młodych artystów, aby wspólnie z nimi stworzyć wystawę.
Cały projekt, odbywający się w pracowni Łukasza Ogórka, rozpoczął się na wiosnę 2015 roku cyklem wykładów prowadzonych przez kuratorów i dyrektora łódzkiego Muzeum Sztuki. Na każdym ze spotkań poruszane było inne zagadnienie dotyczące historii wystaw, modeli funkcjonowania instytucji sztuki oraz tendencji w sztuce i w aranżacji wystaw. Daniel Muzyczuk, Paweł Polit, Joanna Sokołowska oraz Jarosław Suchan opowiadali o wpływie zmian w sztuce na nowe myślenie o aranżowaniu przestrzeni wystawienniczych. Wielość podejmowanych wątków i proponowanych perspektyw zachęcała do samodzielnego zgłębiania tematów. Kwestia reprodukcji, problem statusu dzieła sztuki, nietradycyjne formy działalności artystycznej, konwencje wystawiennicze i niekonwencjonalne, konceptualne sposoby ekspozycji, wpływ różnych nurtów współczesnej filozofii na praktykę artystyczną, krytyka instytucjonalna, pozycja autora i problem autorstwa, polityczność, sprawczość i społeczne zaangażowanie sztuki
– to tylko niektóre z poruszanych zagadnień. Omawiane tematy pozwoliły spojrzeć z dystansem na własne próby artystyczne, odnieść je do dyskutowanych przykładów, porównać. Były impulsem do własnych przemyśleń i uzupełnieniem tradycyjnie, chronologicznie rozpatrywanej historii sztuki znanej studentom z zajęć uczelnianych.
Celem drugiego bloku spotkań, który rozpoczął się jesienią 2015 roku, było przygotowanie i realizacja wystawy prac uczestników i uczestniczek projektu. Mieliśmy okazję rozwijać umiejętności pod okiem Roberta Rumasa – artysty, który dzięki doświadczeniom zdobytym w pracy aranżera wystaw i scenografa zwracał naszą uwagę zarówno na wartość realizacji wybranych do wystawy, jak i znaczenie ich możliwego układu w przestrzeni galerii. Stanęliśmy przed dużym wyzwaniem. Mieliśmy stworzyć wystawę z prac niezwykle od siebie różnych – fotografii, wideo, instalacji, rzeźb, biżuterii, przedmiotów użytkowych. Co więcej, my sami – zbiór nieznających się uprzednio osób – reprezentowaliśmy nie tylko różne pracownie i kierunki studiów, posługiwaliśmy się różnymi technikami artystycznymi, ale również, co naturalne, mieliśmy odmienne poglądy i zainteresowania. Niełatwo było przełamać początkowe bariery, jednak z czasem grupa milczących i wycofanych osób zaczęła coraz bardziej przypominać zespół. Rozpoczęły się dyskusje, wyartykułowane zostały pierwsze pomysły. Choć często zaskoczeniem była jednomyślność grupy, nie zabrakło też wzajemnej krytyki i sporów.
Prowadzący warsztaty Robert Rumas i Daniel Muzyczuk zdecydowali się na nietypową formułę. Postawili siebie raczej w roli doradców niż nauczycieli i pozwolili, abyśmy sami uczyli się poprzez działanie. Nie było łatwo. Momentami dało się odczuć zagubienie i przytłoczenie pełnią odpowiedzialności za końcowy efekt – wystawę. Czasem brakowało stanowczej wskazówki, jednoznacznej podpowiedzi. Uważam jednak, że to właśnie wypuszczenie nas na głęboką wodę sprawiło, że przyspieszony kurs realizacji wystaw zakończył się powodzeniem. Wystawieni na możliwość popełnienia błędu, mogliśmy nauczyć się znacznie więcej niż gdybyśmy byli asekuracyjnie „prowadzeni za rękę”.
Spotkania praktyczne obejmowały kilka etapów. Po wspomnianej wcześniej prezentacji własnych prac, dostaliśmy zadanie połączenia ich w pary, a następnie ułożenia zestawień korespondujących ze sobą dzieł. Powiązania między pracami mogły zachodzić zarówno na płaszczyźnie analogii, jak i rozbieżności – ważne było to, aby prace w aktywny sposób odnosiły się do siebie, a ich zestawienie i rozmieszczenie w przestrzeni w określonych relacjach otwierało przed potencjalnym widzem nowe sensy. Dzięki temu ćwiczeniu prace zyskały dodatkowe płaszczyzny interpretacyjne. Przestały być jedynie tym, czym były pierwotnie w zamyśle młodych artystów i artystek, a stały się również wszystkimi swymi potencjalnościami, które ujawniły się w konstelacjach. Zostaliśmy zmuszeni do wyjścia
z utartych przez siebie samych, autorskich ram myślenia o własnych pracach. Granice interpretacyjne poszerzyły się, pozwalając nam dostrzec w zbiorze przypadkowych z pozoru prac krystalizującą się całość.
Podczas kolejnych zajęć, prowadzący przedstawili mapę myślową złożoną z słów, których najczęściej używaliśmy do opisu swoich i cudzych prac. Niektóre hasła wyraźnie dominowały nad innymi: „miejsce”, „ciało”, „ruch”, „przestrzeń”, „proces”. Pozwoliło to znaleźć punkty wspólne, a następnie, w trakcie działania przypominającego pracę detektywistyczną, układać prace w rozmaite kombinacje, skupione wokół łączących je haseł. Robiliśmy to, wyklejając wydruki ze zdjęciami i hasłami na ścianach pracowni. Gdy już wydawało się, że z chaosu przyklejonych do ściany kartek wyłania się wstępna koncepcja wystawy, prowadzący dokonali swoistej dekonstrukcji, proponując nam zerwanie z dotychczasowym tokiem rozumowania. Trzeba było zapomnieć o uprzednich koncepcjach i stworzyć coś świeżego, nawet jeśli efekt miałby okazać się całkowicie absurdalny. Na „ścianie detektywa” pojawiły się więc nowe układanki; bawiliśmy się rozmieszczeniem prac, kategoryzując je pod względem z pozoru tak mało znaczących aspektów jak kolorystyka czy wielkość. Wszystko to pomogło opracować kilka pierwszych koncepcji wystawy. Następnym istotnym momentem warsztatów było rozmieszczanie prac w Galerii Kobro, znajduącej się w łódzkiej ASP. W jej przestrzeni, której daleko do typowego galeryjnego white cube'a, sensowne ułożenie prac było znacznie utrudnione. Problemem był nie tylko rozkład pomieszczenia – dwa piętra, ściany działowe, klatka schodowa
w kształcie walca w centralnym punkcie – ale także stan, w jakim zastaliśmy galerię. Wszechobecne gwoździe w ścianach, linki przy suficie, listwy itp., uniemożliwiały instalację czegokolwiek bez wcześniejszych prac remontowych. Po długich dyskusjach i „nadgodzinach” spędzonych przy komputerze przy planowaniu układu prac i aranżowaniu ich w przestrzeni udało się wreszcie opracować ostateczną wersję wystawy. Rozpoczął się etap techniczny: przygotowanie dzieł do ekspozycji, gromadzenie sprzętu, remont galerii, farby, wydruki, teksty, podpisy, gładzie, oświetlenie i setki drobnych spraw, których nie sposób było wcześniej przewidzieć.
Zdecydowaliśmy, że tematem wystawy będzie dążenie do doskonałości i że szczególny nacisk położymy na przestrzeń pomiędzy tym, co ułomne i doskonałe – przestrzeń o znamionach procesu. Tematyka doskonałości została przedstawiona w dwóch aspektach. Osobiste dążenia do bycia lepszym człowiekiem i lepszą artystką lub artystą, tworzącym prace bliskie własnych ideałom i wyobrażeniom, zostały skonfrontowane z historycznymi koncepcjami perfekcji, zarówno jeśli chodzi o człowieka (doskonalenie duchowe, kanony piękna, reżimy cielesności, protezy ciała), jak i rzeczy (ideał osiągany przez kopiowanie wzoru, powtórzenie, imitację, lub wyrażający się
w określonych proporcjach i formach). Prace zostały umieszczone na dwóch piętrach galerii: jedne opowiadały
o człowieku, drugie o rzeczach. Łącznikiem między obiema grupami stały się tkaniny autorstwa Magdaleny Lamch, umieszczone w centralnym punkcie galerii. Na dwóch wertykalnie zawieszonych tkaninach widać było ten sam wzór – na jednej wykonany mechanicznie, na drugiej odręcznie. Doskonałość technicznego procesu kontrastowała z licznymi „błędami” na tkaninie wykonanej przez człowieka, wyraźnie odbiegającej od idealnego wzorca.
Pierwszą pracą, z którą widz stykał się po wejściu do galerii, była „Purioria” Ady Bireckiej, utopijna wizja alternatywnego świata; rzeźba ukazująca jednego z mieszkańców owej krainy stawała się przewodnikiem po wystawie. Liczne autoportrety (malarskie, fotograficzne, wideo) przedstawiały odmienne wizje samego lub samej siebie, wyrażające różnorodne sposoby pojmowania doskonałości. Dalej, w oko wpadały kuloodporne kamizelki-plecaki Jarosława Bikiewicza, które skłaniały do namysłu nad kruchością ludzkiego ciała w obliczu zagrożeń, jakie może nieść codzienne życie. Na przeciwległym biegunie sytuowały się prace mówiące o wartościach duchowych
a także etycznych, odwołujące się do osobistych doświadczeń, pamięci, czy historii, jak na przykład realizacje Adrianny Gołębiewskiej, łączącej zdjęcia anonimowych osób z obrazkami chrześcijańskich świętych. Wiele kontrowersji wywołała wielkoformatowa fotografia Mikołaja Sitkiewicza. Artystya sfotografował instalację z dziecięcych zabawek ułożonych na kształt godła III Rzeszy. Jak sam podkreślał, praca ta wpisuje się w dyskurs o postpamięci: „wyraża nadzieję w kolejne pokolenia, które nieobciążone bezpośrednio ciężarem spuścizny II wojny światowej będą w stanie
z należytym szacunkiem i ugruntowaną wiedzą o historii swych narodów, wprowadzać dyskurs powojennego piętna w nowy obszar międzynarodowego dialogu zgody i prawdomówności”. W kontekście wystawy realizacja Sitkiewicza zyskała nowe znaczenia, dając się interpretować jako krytyka programów eugenicznych – projektów stworzenia „idealnej” rasy ludzkiej – praktykowanych przez nazistów w latach 30. i 40 XX wieku.
Na piętrze zgromadzone zostały prace podejmujące kwestię doskonałości w odniesieniu do przedmiotów
i przestrzeni. Z pojęciem „ideału” w pewien sposób wiążą się pojęcia „odbicia” lub „kopii”. W ten sposób problem przedstawiła Magdalena Czyżewska w serii fotografii zatytułowanych „Imitacje”. Obok nich umieszczona została wideo-rejestracja performance'u Grzegorza Demczuka, w którym artysta, posługując się dwoma komputerami, wywołuje zjawisko feedbacku: dzięki zapętleniu nagrywanego obrazu i dźwięku powielanie treści może nie mieć końca. Inna uczestniczka warsztatów, Katarzyna Koba, postanowiła szukać ideału w tautologicznym powtórzeniu, zderzając ze sobą w jednej pracy różne aspekty tego samego. W małej gablotce umieściła pomarańczę, zapach pomarańczy oraz wzór związku chemicznego limonenu odpowiedzialnego za ten zapach. Zwróciła jednocześnie uwagę na zwierciadlaną budowę tego związku: „lewoskrętna odmiana limonenu pachnie jak cytryna, prawoskrętna ma zapach pomarańczy […] odbicie lustrzane tak naprawdę nie jest dokładnym odwzorowaniem realnego świata […] to, co na pozór jest identyczne w zapisie chemicznym, ma zupełnie inne właściwości odczuwane zmysłowo". Kolejnym ciekawym obiektem pokazanym na wystawie była instalacja Marty Krześlak. Był to rodzaj azylu, miejsca wyciszenia
w postaci szklarni. Jeszcze jedno spojrzenie na doskonałość zaproponowała Denica Milusheva – w serii grafik połączyła obrazy nieba z regularnymi kształtami geometrycznymi.
To zaledwie część prac, które zostały zaprezentowana na wystawie i tylko fragment rozważań nad (nie)doskonałością i różnymi jej formami. Niezależenie od efektu samej ekspozycji, główną wartością projektu był sam proces jej powstawania. Każda z osób biorących udział w warsztatach zaangażowała się w ten proces w inny sposób i zapewne wyniosła z niego inną lekcję. Warto jednak podkreślić to, co chyba dla wszystkich było najistotniejsze – relacje międzyludzkie, które powstały w dążącej do wspólnego celu grupie. Jedna z uczestniczek warsztatów wprost uznała więź, jaka się między nami wytworzyła, za dopełnienie samej wystawy. Myślę, że więź ta uwidoczniła się też w samej ekspozycji. Dowodem na to mogą być wypowiadane przez widzów, pół żartem, pół serio, sugestie utworzenia przez uczestników i uczestniczki warsztatów grupy artystycznej. Patrząc wstecz na historię studenckich grup twórczych i ich moc „przebicia”, trzeba przyznać, że to całkiem niezły trop.
JOANNA GLINKOWSKA
Studentka Kulturoznawstwa na specjalności Promocja Sztuki. Współtwórczyni inicjatywy lokalnej Odnowa Teofilowa.