Wystawa Karoliny Freino o dziewannie i Róży Luksemburg w BWA Studio we Wrocławiu to statement polityczny i rewizja kapitalizmu w romantycznym wydaniu. Idąc za Luksemburg i Miłoszem, światu, który zmierza ku końcowi przyglądamy się wciąż ze spokojem, nie tylko w sztuce.


Dziewanna pretenduje do bycia pochodnią. Ma kwiatostany w postaci wielkich kłosów i choć często była nasączona pszczelim woskiem albo zwierzęcym łojem, sama jest przesycona olejami. Do tego jej łodyga jest zdrewniała. Staje się przez to regularnym i sztywnym badylem. Kiedy przychodzą mrozy – pada i gnije, nie przeżywa ich. Nawet kiedy kwitnie przypomina żółty płomień i ładnie pachnie. Dziewanna rośnie na ciepłych, wygrzanych pagórkach i zboczach. Musi mieć sucho i ciepło. Będzie jej u nas coraz więcej.

Liście dziewanny pojawiły się w zielniku Róży Luksemburg. Nieprzypadkowo. Luksemburg jako niedoszła botaniczka otaczała się przyrodą, to było jej bezpieczne otoczenie, gdziekolwiek się nie znajdowała. Dziewannę akurat zebrała we Wrocławiu przebywając przez rok w więzieniu na Kleczkowie. Roślina stała się jedną z towarzyszek jej niedoli. Ale niedola Luksemburg nie była związana jedynie z ograniczeniem jej osobistej wolności. Była refleksją nad oddalaniem się od przyrody i od wartości, od wyniszczającego wpływu przemysłu i człowieka na tkankę natury. Można by się pokusić o stwierdzenie, że jako jedna z pierwszych łączyła jedno z drugim i nie upatrywała szczęśliwego zakończenia tego procesu. W swoich listach pisanych z więzienia rozpoznane drzewa i krzewy nazywała znajomymi postaciami. Była w stanie odnaleźć skrawki wolności przebywając nawet na więziennym spacerniaku. Ta współobecność pozwalała jej przetrwać w tym obcym miejscu. Przedostatnią stronę dziennika Luksemburg poświęciła wspomnianej dziewannie. Roślinie, jak każda inna, na swój sposób wyjątkowej, nacechowanej symboliką i szczególnym zastosowaniem. Od dawna byliśmy w stanie wykorzystać dla swoich celów praktycznie każdy fragment rośliny. Jedne leczyły, inne dawały zapach, a większość pożywienie. Funkcjonalne wykorzystanie dziewanny jako naturalnej pochodni oraz symbolika, którą można odnaleźć w zielnikach Luksemburg stworzyły pierwszoplanowy pejzaż instalacji Karoliny Freino na wystawie kuratorowanej przez Joannę Kobyłt, która niedawno miała miejsce w BWA Studio we Wrocławiu.

 4 karolina freino fot alicjakielanfot. Alicja Kielan 

 

Freino wprowadza nas w poetycki świat natury. Otaczająca nas trzykanałowa projekcja z płonącymi roślinami, zgodnie z jej starodawnym wykorzystaniem, po pewnym czasie daje wrażenie kominka w jakiejś chatce na Podlasiu czy Mazurach, który kontemplujemy w chłodny, zimowy wieczór. Jest to jednak kontemplacja pięknej katastrofy, która jawi się nam jak fragment wiersza Czesława Miłosza „Piosenka o końcu świata”, kiedy pisze „Innego końca świata nie będzie, Innego końca świata nie będzie”. Instalacja przenosi nas zarówno w świat Róży Luksemburg, Miłosza jak i Żiżka, który z kolei pisał o tym, że łatwiej wyobrazić sobie „koniec świata" niż znacznie skromniejszą zmianę w obrębie sposobu produkcji. Tak jakby liberalny kapitalizm był „Realnym", które w jakiś sposób przetrwa nawet globalną katastrofę ekologiczną. W tych płonących roślinach pojawia się symboliczna krytyka kapitalizmu. Wciągający, rytualny obraz oddaje atmosferę wizyty Róży Luksemburg w parku i obserwacji jej znajomych postaci, podobnie jak ona odchodzących w jakieś smutne zapomnienie, będąc jedną z figur zaniechania. Jest w tej pracy dużo współobecności i współodczuwania, a kartka z zielnika jest kolejnym świadkiem historycznej narracji.

 

8 karolina freino fot alicjakielan2
fot. Alicja Kielan

 

 

Freino tworzy kolejną zwrotkę piosenki o końcu świata, w tonie posthumanistycznym

W czasach kiedy artyści z różnym zapleczem w swojej praktyce artystycznej podejmują szeroko problemy dekolonizacji, powstaje wiele prac odwołujących się do historii kolonializmu i katastrofy ekologicznej tak, jak tegorocznym berlińskim Biennale. Jest to temat na czasie, łatwo się w niego wkleić, bo przecież koniec świata i dominację białego człowieka można ująć w setki wątków. Wrażliwy widz nie podejmie próby zapamiętania wszystkich prac, rozlewają się one w zbyt rozległą strukturę, siłą rzeczy odejdą w naszą niepamięć. Słusznie, że dokonuje się w nas selekcja naturalna, która pozostawia w nas na ogół te najlepsze wspomnienia, rzadko bowiem jednak artyści i artystki pracują w sposób traumatyczny. Mamy szereg najrozmaitszych bardziej lub mniej spontanicznych akcji artystycznych, prac w stylu forensic architecture, prostych koncepcji opartych na jednym wątku lub rozbudowanych diagramów, mówiących czasem, jak przy okazji tak rozbuchanych eventów artystycznych, zbyt wiele, aby móc odczytać je podczas jednorazowej wizyty w muzeum.

 

22 karolina freino fot alicjakielan5
fot. Alicja Kielan
  

Wystawa „Wszystko znajome postacie” jest pełna uwagi i czułości. Freino stworzyła narrację pełną głębokiej refleksji zarówno historycznej jak i botanicznej. Zawarła ją w poetyckim obrazie. Im prostszy nam się on wydaje, tym bardziej musimy sobie zdawać sprawę z nakładu pracy wykonanego przez artystkę do pokazania nam tej prostej historii. Nie ma tu mowy o spontanicznym aktywizmie, nie ma też ta praca cech dokumentu. Jest bardzo artystyczna, bo przewodzi jej świat wizualny, który odrywa nas od codzienności, w różne rejony przeżyć, choć tak naprawdę ostatecznym celem jest refleksja nad światem. Płonące pochodnie dziewanny wciągają nas w tą katastrofę w bardzo kontekstualny, ale też wizualny sposób. Każdy element pracy wymaga przemyślenia, a historia stojąca za prostą instalacją ma wiele warstw. W najprostszych pracach tkwi najczęściej najwięcej szczegółów. 

Freino tworzy kolejną zwrotkę piosenki o końcu świata, w tonie posthumanistycznym. Stworzyła krajobraz bez człowieka, który jest możliwy, bo zagłada naszej planety dotknie prawdopodobnie przede wszystkim ludzi. Nie będzie ona zatem taka samotna, jak nam się wydaje. Dziewanna jest właśnie jedną z takich roślin, które całkowicie sobie bez nas poradzą. „Wszystkie znajome postacie” ukazuje słabość człowieka wobec natury, która nie tak, jak my przetrwa. Nawet w tej kwestii pozostajemy w tych wizjach nader uparci i głusi.

   

*Karolina Freino w projekcie konsultowała się z botanikami, którzy po wybraniu przez artystkę roślin do spalenia dokładnie sprawdzili ich stan, wysyp nasion oraz brak w nich owadów.

 

_

Karolina Freino– urodzona w 1978 roku. Studiowała w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu (rzeźba), Edinburgh College of Art (School of Sculpture) i Uniwersytecie Bauhausu w Weimarze (MFA Sztuka Publiczna i Nowe Strategie Artystyczne). Adiunktka na Wydziale Rzeźby i Mediacji Sztuki ASP we Wrocławiu. W latach 2014-2017 zrealizowała przewód doktorski (Wydział Sztuki Mediów ASP w Warszawie/Wydział Rzeźby i Intermediów ASP w Gdańsku). Stypendystka m.in. Alfred Töpfer Stiftung oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W twórczości łączy różne media i dziedziny – od rzeźby, fotografii, wideo, performansu i sztuki dźwięku po materiały naturalne i zjawiska fizyczno-chemiczne. Najbardziej interesuje ją przestrzeń publiczna, której przygląda się krytycznym okiem i w prawie niezauważalny sposób w nią ingeruje. Można ją nazwać aktywistką społeczną, która mimo, że nie stara się wprowadzać radykalnych zmian, to zwraca uwagę na sprawy niewygodne, zapomniane i przemilczane. Większość dzieł Freino to prace site-specific, osadzone w kontekście wybranego miejsca i czasu. 

_

Marta Czyż -  historyczka sztuki, kuratorka i krytyczka.

 

Patronite