Zbyszko Siemaszko, jeden z najbardziej znanych fotografów powojennej Warszawy, mistrzowsko uchwycił ducha PRL-owskiej fotografii reportażowej. Fotografował wszystko: od nowych miejsc i zabytków, po codzienne życie obywateli i partyjnych dygnitarzy. Jego prace dokumentujące Warszawę są ważnym świadectwem tamtych czasów. Kamila Kobus przygląda się, kim był słynny fotograf stolicy, którego wystawę możemy oglądać w Domu Spotkań z Historią.
Krótkie stwierdzenie, jakiego użył autor jednych z najbardziej rozpoznawalnych fotografii powojennej Warszawy - „Od PGR-u do Belwederu” - doskonale podsumowuje stan fotografii reportażowej w PRL-u. Fotografowano wszystko. Nowopowstałe miejsca i zabytki, panoramy miast oraz mieszkania spółdzielcze, zwykłych obywateli i partyjnych dygnitarzy. Na zlecenia fotoreporterzy wysyłani byli zarówno na dokumentację modernizacji socjalistycznych państwowych gospodarstw rolnych, jak i portretowanie ważnych osobistości politycznych w Sejmie. Zbyszko Siemaszko, bo o nim właśnie mowa, nie był wyjątkiem. Choć najbardziej lubił fotografować architekturę miejską, nie ominęło go dokumentowanie partyjnych posiedzeń czy rozsławionego V Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w 1955 roku. Jako fotoreporter posiadający legitymację Związku Polskich Artystów Fotografików (legitymacja nr 127, członek Okręgu Warszawskiego od 1951 roku), a w późniejszym czasie również partyjną, był dopuszczany do realizacji przeróżnych tematów dla tygodnika „Stolica”, a od 1969 roku dla magazynu „Perspektywy”. Jednak najbardziej rozpoznawalnym tematem w karierze Siemaszki pozostaje do dziś Warszawa, jej zakamarki, najsłynniejsze (niektóre już nieistniejące) obiekty, zabytki. Kim był słynny fotograf stolicy?
Urodzony 30 sierpnia 1925 roku w Wilnie Zbyszko był trzecim synem Leonarda Siemaszki, wileńskiego fotografa, ucznia Jana Błuhaka. Jednymi ze znanych prac ojca były portrety marszałka Józefa Piłsudskiego w jego rezydencji na Placu Napoleona, a także biskupa Władysława Bandurskiego, kapelana Polskiej Organizacji Wojskowej. Jego fotografie reporterskie ukazywały się w takich gazetach jak „Kurier Codzienny" w Krakowie, „Ekspres Wileński” czy „Kurier Wileński”. Od 1919 roku małżeństwo Siemaszków prowadziło własne atelier przy Ostrej Bramie, nic dziwnego, że Zbyszko poszedł w ślady ojca. Dorastając w przestronnych, jasnych przestrzeniach zakładu fotograficznego (po których wraz z braćmi podobno jeździł rowerem), chwytał za aparat przy każdej nadarzającej się okazji. Szkolił swój warsztat techniczny, już jako młodzieniec pomagając w niektórych zleceniach. Co ciekawe, to nie Zbyszko miał przejąć rodzinną schedę fotografa. Do przejęcia zakładu po ojcu, szykował się najstarszy syn, Leonard. Niestety, zginął podczas akcji w 1944 roku, kiedy to wszyscy trzej bracia wstąpili do 3. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej. Można powiedzieć, że to właśnie wtedy zaczęła się przygoda Zbyszka z fotoreportażem, gdy w nocy chwytał za broń jako „Swojak”, a za dnia małą Leicą fotografował życie partyzantów. Ciężko ranny w 1945 roku trafił do niewoli, skąd szybko został odbity przez swój oddział.
Odbudowa Warszawy była tematem wdzięcznym, ponieważ miasto zmieniało się jak w kalejdoskopie. Siemaszko potrafił to wykorzystać
Po wojnie przeniósł się z rodziną z Kresów w okolice Katowic, gdzie ojciec ponownie założył studio, a on przygotowywał się do matury, by następnie w 1948 roku podjąć studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (obecnie Szkoła Główna Handlowa). W powstającej z gruzów Warszawie czekał go nowy start i zupełnie nowe perspektywy niż praca w rodzinnym zakładzie. W 1951 roku podjął pracę jako fotograf w Państwowym Przedsiębiorstwie Konserwacji Architektury Monumentalnej (KAM), zajmującym się rekonstrukcją zabytkowych obiektów na terenie całego kraju. Jego mentorem został wybitny fotografii architektury i krajobrazu, Edmund Kupiecki, który w tym samym roku wprowadził go do ZPAF-u. Odbudowa Warszawy była tematem wdzięcznym, ponieważ miasto zmieniało się jak w kalejdoskopie. Siemaszko potrafił to wykorzystać. Chwytał niesamowite kadry, dzięki którym już w 1953 roku dołączył do elity polskiej fotografii prasowej, tworzącej zespół tygodnika „Stolica”.
Był to dla niego niesamowicie płodny czas. Fotografując wielkoformatowym Linhofem 6 x 9, podczas gdy większość kolegów przerzucała się już na aparaty małoobrazkowe, potrafił osiągnąć ujmujące, wręcz plastyczne kadry. Zaowocowało to ponad 220 okładkami magazynu, niekiedy co drugi tydzień pojawiały się na nich fotografie Siemaszki. Jego zdjęcia zaczęły zyskiwać coraz większą renomę. Wygrywały konkursy, były pokazywane na wystawach, publikowane w albumach. Jednym z pierwszych dużych osiągnięć było zdobycie przez cykl fotografii Siemaszki pt. „Jesień”, ukazujący w oryginalny sposób architekturę miasta, pierwszej nagrody ex aequo z Edwardem Hartwigiem w konkursie "Warszawa 1955 roku w fotografii”. W latach 60. otrzymał Złotą Odznakę za Zasługi dla Warszawy. Przygotował także trzy indywidualne wystawy poświęcone miastu. Szczególnie ta pokazywana w Centralnym Domu Dziennikarzy w Moskwie w 1961 roku przyciągnęła tłumy. Kilka moskiewskich dzienników, z "Prawdą" na czele, pisało o tysiącu odwiedzających dziennie, którzy z wielka sympatią przyjęli fotografie Warszawy.
To był tylko początek. W 1969 roku przeniósł się do zespołu nowego magazynu ilustrowanego „Perspektywy”, w którym pozostał aż do emerytury. Zyskał wówczas większą swobodę tematyczną, choć Warszawa wciąż zajmowała specjalne miejsce w jego sercu. Wysyłany w podróże po Polsce, fotografował wydarzenia, ludzi i ich pracę, lecz również tworzył wiele reprodukcji dzieł sztuki z kolekcji muzealnych. Jednymi z większych przedsięwzięć były stworzone we współpracy z Danutą Rago, dokumentacje krakowskiego ołtarza Wita Stwosza oraz renowacji Panoramy Racławickiej. Europa stała przed nim otworem. Uzbierał kolekcję fotografii niemalże wszystkich jej stolic (nie licząc Rejkiaviku i Tirany), mając w planach stworzenie obszernego albumu. Jako portrecista miejski bywał niezwykle wytrwały, co owocowało wybitnymi kadrami. Jak wspomina Filip Siemaszko, wnuk autora, na górę Gellerta w Budapeszcie wchodził podobno trzy razy, czekając na powiew wiatru, który miał przesunąć chmury w odpowiednią stronę.
Widoki miasta z lotu ptaka były jednymi z jego ulubionych. Najlepiej ukazywały rozmach architektury i urbanistyki, a także było to wyzwanie by wychylając się z samolotu osiągnąć odpowiednią ostrość i jasność
Widoki miasta z lotu ptaka były jednymi z jego ulubionych. Najlepiej ukazywały rozmach architektury i urbanistyki, a także było to wyzwanie by wychylając się z samolotu osiągnąć odpowiednią ostrość i jasność. Pierwsze lotnicze kadry wykonał, rozpoczynając współpracę z Kupieckim w stolicy, a kilka lat później, na zlecenie Krajowego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków, miał już tysiące zdjęć polskich miasteczek. Chociaż wykonywał duże zlecenia, jak katalog reklamowy Fabryki Samochodów Małolitrażowych z Danutą Rago w 1978 roku, a jego fotografie Warszawy funkcjonowały w społecznej świadomości Polaków, pozostawał skromny. Krzysztof Wójcik, który w latach 80. zaczynał swoją karierę w „Perspektywach”, opisywał doświadczonego kolegę jako łagodnego i sympatycznego. Siemaszko chętnie dzielił się swoją wiedzą, przełamywał dystans, potrafił rozładować napięcia - po prostu „Swojak”, jak jego pseudonim z AK.
Zmarł w 2015 roku, pozostawiając po sobie ogromne archiwum, którego część znajduje się w Narodowym Archiwum Cyfrowym, Agencji Forum, Narodowym Instytucie Dziedzictwa oraz w archiwum rodzinnym Siemaszków, prowadzonym obecnie przez wnuka Filipa i jego żonę Annę. Jest to wciąż opracowywany zbiór, na którego całość przyjdzie nam jeszcze poczekać. Jego najlepiej znaną i rozpowszechnioną częścią są wybrane przez NAC zdjęcia Warszawy lat 50. i 60. To one stały się przyczynkiem do wydanego w 2014 roku albumu „Warszawa Siemaszki”, a dwa lata później do wystawy plenerowej „Sen o mieście”, stworzonej przez Dom Spotkań z Historią (DSH).
Historia toczy się dalej, a zdjęcia Siemaszki zjednują sobie więcej widzów, zapełniając coraz większe sale wystawiennicze. Obecnie, do 8 września 2024 roku, w DSH na ulicy Karowej 20 w Warszawie, można oglądać wystawę „Zbyszko Siemaszko. Fotograf Warszawy”. Tym razem kuratorzy wystawy, Katarzyna Madoń-Mitzner i Krzysztof Wójcik, połączyli we wspólne opracowanie dorobek artysty zgromadzony w NAC-u oraz Agencji Forum. Złożona z ponad stu kadrów miasta i jego mieszkańców ekspozycja zaskakuje swoim drobiazgowym opracowaniem, co w szczególności potęgują opisy stworzone przez uznanego varsavianistę Jerzego S. Majewskiego. Dzięki zebraniu faktów historycznych i dodaniu ich do deskrypcji miejsc przedstawionych na fotografiach, została stworzona płynna historia przemiany Warszawy, którą można czytać niemalże jak komiks.
Historia toczy się dalej, a zdjęcia Siemaszki zjednują sobie więcej widzów, zapełniając coraz większe sale wystawiennicze
Na czarno-białych (głównie) fotografiach Siemaszko zatrzymał czas. Wchodząc do galerii można przeżyć bezpośrednie zderzenie z przeszłością, jej upadłym ciężarem. Gruzy, kikuty ścian, fragmentaryczny obraz miasta na ręcznie klejonych z kilku zdjeć, panoramach. Jednak zniszczenia Starówki, przekraczające dziewięćdziesiąt procent przedwojennej zabudowy, zostały tu zestawione z widokiem nowego centrum. Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa (MDM), Centralnym Park Kultury, a nad nimi zawieszone na linkach, lotnicze widoki nowych osiedli oraz Pałacu Kultury i Nauki. Miasto nie umarło. Warszawa wstała z gruzów dwa razy. Nim wygasły zgliszcza, warszawscy architekci i urbaniści pod kierunkiem prof. Jana Zachwatowicza, rozpoczęli szereg planów odbudowy. Powstało Biuro Organizacji Odbudowy Stolicy. W latach 1947-1949 zbudowano trasę W-Z, zaczęto stawiać kamienice na rynku, przywracać dawny wygląd ulicom. Kadry z tego etapu przywołują na myśl dokumentację Zofii Chomętowskiej, jednej z kronikarek Warszawy z 1945 roku. Jej piktorialne fotografie ruin, dzięki grze światłocienia, nabierały malarskiego charakteru. Podobnie prezentują się nowopowstałe budynki na zdjęciach Siemaszki, gdzie każdy cień przechodnia, samochodu czy wozu, odgrywa swoją rolę w kompozycji.
Zagłębiając się w wystawę, wszędzie widać ludzi. Kobiety i mężczyzn. Wszyscy równi. Ich pasja przy pracy, przywracanie życia miastu i radość z dokonanego dzieła jest widoczna w każdym kadrze. Wrażenie potęguje samo przygotowanie plików do druku. Dzięki wyciągnięciu czerni i kontrastu (oczywiście, z zachowaniem standardów dla fotografii archiwalnej), ich ostrość zdaje się namacalna. Jakby piach przerzucany łopatami przy odbudowie miał zaraz wpaść widzom do oczu. Czy zestawienie widoków klasy robotniczej z V Światowym Festiwalem Młodzieży i Studentów, gdzie wszyscy są równi i uśmiechnięci, nasuwa na myśl działanie propagandowe? Oczywiście. Czy w istocie nim było? Nie do końca. By podjąć ten temat, trzeba spróbować nieco zrozumieć czas powstania fotografii. Niewątpliwie Siemaszko miał narzucone tematy, zamówienia do realizacji. Jak najbardziej reprezentatywne ukazanie odbudowy, dlaczego była tak istotna, dlaczego jej kontynuowanie było niezbędne dla przyszłości państwa. To wszystko miało skłonić ludzi do dołożenia „swojej cegiełki” w ten projekt. Jednak przebywając w środowisku członków KAM-u, będąc w zespole „Stolicy”, trudnym wydaje się nienasiąknięcie czystym entuzjazmem i miłością do miejsca, powstającego na oczach fotografa. Siemaszko widział każdy etap budowy. Śmiało można powiedzieć, że był w każdym zakątku Warszawy, o każdej porze. To niespotykane.
Jedne z najlepszych zdjęć, jakie w DSH można zobaczyć, przedstawiają prawdziwe perły modernizmu
Nie bez powodu album wydany przez NAC w 2014 roku, nosił tytuł: „Warszawa Siemaszki”. Chociaż zarówno w nim jak i na wystawie ukazane zostały zdjęcia dokumentalne, reportażowe, dalej są one pełne artyzmu, kreacji fotografa. Siemaszko przedstawia nam miasto jakim sam je widzi - zmieniające się jak w kalejdoskopie, oczyszczone, wdzięczne - a przez to nawet fotografia architektury może wydawać się propagandowa. Pozbawiona reklam i porozrzucanych śmieci Warszawa jest dzisiaj czymś nie do pomyślenia, ówcześnie była to rzeczywistość. Jedne z najlepszych zdjęć, jakie w DSH można zobaczyć, przedstawiają prawdziwe perły modernizmu. Centralny Dom Towarowy przy alejach Jerozolimskich z ruchem przechodniów jak na Manhattanie i niemiecką dekawką na pierwszym planie. Nieistniejąca już dziś, łukowato wygięta bryła Super Samu na Mokotowie. Fotografie tak zwanej „małej architektury”, wiaty dworców i perony, ujęte w nieoczywistych, starannie wypracowanych kadrach robią kolosalne wrażenie. Uchwycona z ciekawej perspektywy wiata peronu dworca Powiśle przywodzi na myśl kosmiczną konstrukcję, coś czym nie jest. W podobnie nieoczywisty sposób Tadeusz Sumiński przedstawił maszyny z Raciborskiej Fabryki Kotłów czy Zakładów Mechanicznych w Błoniu, których odbitki znajdują się obecnie w kolekcji Tate Modern w Londynie. Dla wielu mógłby to być niewdzięczny temat, lecz tymi kadrami Siemaszko udowadnia, że doskonałą znajomością techniki i możliwości swojego aparatu, jest w stanie stworzyć dzieło sztuki z żelbetowej konstrukcji.
Mimo swojego przywiązania do architektury, dla Siemaszki najważniejszym elementem kompozycji byli ludzie. Nie uznawał fotografii bez nich. Chociaż praca w atelier go nie interesowała, to nabyte tam doświadczenia przeniósł na grunt fotografii reportażowej. Dokumentacje z zakładów pracy w wykonaniu Siemaszki wyglądają jak upozowane portrety. Cykl barwnych fotografii przechodniów z rogu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu przyciąga wzrok tam, gdzie Siemaszko chciał go nakierować, opatrzajac zdjęcia komentarzem w katalogu „Warszawa” z 1964 roku:
„Każde miasto ma swoją twarz, podobnie jak ma ją każdy człowiek. Jaka jest twarz Warszawy? Odpowiedź nie jest łatwa, albowiem oblicze miasta jest ciagle zmienne. Jest ono wszak lustrem, w którym odbijają się rysy twarzy i charakteru wszystkich jego mieszkańców. Popatrzmy w to lustro…”
Tak jak nie ma miasta bez ludzi, bez nich nie ma też fotografii Siemaszki. Na jednym z piękniejszych, osławionych już ujęć ulewy na ulicy Puławskiej w 1968 roku to biegnąca, bosa dziewczyna skrada całą uwagę. To prawdziwy bressonowski decydujący moment. Efemeryczna, unoszącą się nad ziemią kobieca postać pośrodku gwałtownego załamania pogody. Ulotność chwili dodaje sytuacji wdzięku, ale nawet w sytuacjach codziennych portretując wypoczywających nad Wisłą czy życie nocne pośród neonów, Siemaszko potrafił uchwycić to, co w życiu miasta i jego mieszkańców najciekawsze.
Parafrazując współkuratorkę, Katarzynę Madoń-Mitzner: każdemu miastu trzeba życzyć takiego fotografa, z takim sercem, jakie Siemaszko miał do Warszawy. Cała wstawa to z pewnością piękna, nostalgiczna podróż w czasie dla jej mieszkańców. Dzięki nim wystawa żyje, przyciągając tłumy. Nieustannie słychać na niej historie o drodze babci po mleko lub osoby rozpoznające na zdjęciach swoich rodziców, czy też quizy o tym, co teraz stoi w tym akurat miejscu. To fantastyczne uczucie stać się częścią tej historii. Nie trzeba być Warszawiakiem czy varsavianistą by docenić wagę tego przedsięwzięcia. Sam wizualny bieg zdarzeń wciąga bezpowrotnie. Gruzy, odbudowa, nowe miasto, ludzie, ich zwyczaje. Wystawa tętni codziennym życiem w realiach PRL-u. Stając pośród nocnych zdjeć kawiarni i pawilonów, można poczuć jakby się tam było, a bijące blaskiem warszawskie neony wcale nie leżały teraz zwinięte w rulony jako projekty w archiwum Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
„Zbyszko Siemaszko. Fotograf Warszawy”
Dom Spotkań z Historią
_______________________
Kamila Kobus – historyczka sztuki, redaktorka i wiceprezeska Fundacji Archeologia Fotografii. Absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, specjalizuje się w fotografii polskiej oraz archiwistyce. Od lat związana z Fundacją Archeologia Fotografii, gdzie pełni rolę w opracowywaniu i popularyzacji zbiorów polskich fotografek i fotografów XX wieku. Jest także autorką licznych artykułów dotyczących kultury, sztuki i mody.
_______________________