O roli kontekstu, czarnych symbolach na czarnych tłach, strukturze błędu i zakłócenia oraz o ciągłości i konsekwencjach jej zerwania – przy okazji wystawy „Pozor!” w Kamienicy Hilarego Majewskiego pisze Natalia Królikowska.
Kiedy Kamienica Hilarego Majewskiego zapowiadała wystawę ikon łódzkiej sceny alternatywnej, byłam sceptyczna. Ot, kolejny retrospektywny, z pewnością nostalgiczny rzut oka w przeszłość, w piekielną, łódzką transformację i jej artystyczno-kulturowe emanacje – hardcore, techno, industrial, z tym że tym razem w sytej, mieszczańskiej przestrzeni perły łódzkiej rewitalizacji. Kolejna ekspozycja, mierząca się z Tym wnętrzem. „Pozor! to wystawa łącząca dwa pozornie nieprzystające dosiebie światy: paradną architekturę przełomu wieków i kulturęklubową – czytamy w opisie wystawy - Charakterystyczna czarno-biała typografia znana z zinów, plakatów, wlepek, pinów wnika do Kamienicy HilaregoMajewskiego i silnym komunikatem, a także skalą, zawłaszczają na nowo definiując”. Czysta dystynkcja, w każdym tego słowa znaczeniu – myślałam nie bez cienia ironii. Tymczasem – Uwaga! Będzie spoiler! – myliłam się, ale żeby dowiedzieć się czemu i jak bardzo należy (choć wcale nie trzeba) poniższy tekst przeczytać do końca.
Kuratorką i producentką „Pozoru!” jest Magda Milewska, ale jak sama wyjaśnia spiritus movens całego przedsięwzięcia był Wiktor Skok, który do wspólnego projektu zaprosił przedstawicieli i przedstawicielki łódzkiego środowiska kultury alternatywnej - duet Distort Visual, Sect7, MarcinaPryta, Jude i Txt Eye, których prace - choć „dziwnie znajome” – nieczęsto prezentowane są w galeriach, a tym bardziej w instytucjach. A więc gratka!
Gdybym chciała wrócić do mody z tamtych czasów, włączyłabym sobie swoją kasetę z komunii (1994). Pryt przede wszystkim portretuje jednostki, które w ten czy inny sposób wymykają się nabierającej rozpędu, mielącej wszystko na swojej drodze, maszynce kapitalizmu, która rozmemle wszystko, upłynni, z człowieka robiąc mięso oddzielane mechanicznie, odkostnione, odmięśnione, odmóżdżone
Na półpiętrze zwiedzających wita Trębacz, film artysty multidyscyplinarnego, Marcina Pryta z 1991 roku, dokumentujący mężczyznę grającego na trąbce na łódzkim Widzewie Wschodzie, otoczonego grupką dzieciaków z osiedla, wygrywającego mniej lub bardziej fałszywe melodie. Grajek na miarę naszego upadającego wówczas miasta, który gdzie indziej wygrywałby może z wieży ratusza hejnał, ale jedyny hejnał, jaki leciał wówczas w mieście włókniarzy to ten z opróżnionych na raz butelek, które zbiera Teresa, tytułowa bohaterka drugiego mikro-dokumentu Pryta, przemierzająca ulicę Piotrkowską i jej przecznice w poszukiwaniu towaru, który będzie można spieniężyć. W obu pracach nie chodzi o popatrzenie sobie jak wyglądało miasto czy jak ubrani byli ludzie. To byłoby ogromne uproszczenie! Gdybym chciała wrócić do mody z tamtych czasów, włączyłabym sobie swoją kasetę z komunii (1994). Pryt przede wszystkim portretuje jednostki, które w ten czy inny sposób wymykają się nabierającej rozpędu, mielącej wszystko na swojej drodze, maszynce kapitalizmu, która rozmemle wszystko, upłynni, z człowieka robiąc mięso oddzielane mechanicznie, odkostnione, odmięśnione, odmóżdżone. Trębacz i Teresa w hipotetycznym sequelu mogliby spotkać się w jakimś ulicznym studio tatuażu, aby wydziarać sobie techniką handpoke M.V.D.E.D, inicjał łacińskiej sentencji „Mundus vult decipi, ergo decipiatur”, który jest tytułem kolejnej pracy na wystawie, również umieszczonej na półpiętrze, tuż obok telewizora z filmami Pryta. „Świat chce być oszukiwany, więc niech będzie oszukiwany” – to jak dla mnie nieoficjalne credo tej wystawy. Autorzy zaprezentowanych na niej prac idą bowiem na ostre zwarcie z rzeczywistością, używając przeciwko agresorowi jego własnych technik i reguł. Nic dziwnego, że M.V.D.E.D. wyeksponowane jest tuż przy wejściu, na wielkiej tkaninie, swoistym sztandarze, łączącym czasy, ludzi, ustroje w jakimś piekielnym klinczu, chocholim tańcu czy innej figurze ciągłego, bezsensownego powrotu.
Dominantą pierwszej sali jest wielkoformatowa praca Wiktora Skoka Pozor! (Pozorovatelna CSRS), złożona z kilkunastu fotografii przygranicznej wieży strażniczej, którą dzięki technice slideshow, można oglądać z kilku perspektyw – przywilej, którego pozbawieni byli uciekinierzy ze Wschodu na Zachód.
„Tak jak inne części Żelaznej Kurtyny, granica między Czechosłowacją a Austrią i Republiką Federalną Niemiec była elementem muru więziennego, systemu administrowanego doraźnie z Moskwy – czytamy w zinie „Uwaga”, towarzyszącym wystawie – Żelazna Kurtyna – granica pomiędzy Blokiem Wschodnim a tzw. Zachodem liczyła około 7000 km. Składała się przeważnie z rzędów ogrodzeń z drutem kolczastym, murów, zasieków, pól minowych i wież obserwacyjnych”.
Przed czym lub przed kim ostrzega wystawa w KMH? Różnego rodzaju zagrożeń we współczesności nie brakuje, być może są one lepiej zakamuflowane, nie tak dosłowne jak zimnowojenne zasieki z drutu kolczastego, choć koncertina ma się na polsko-białoruskiej granicy dużo lepiej, niż stojący za nią ludzie. Tytuł wystawy można więc czytać publicystycznie, ale można też autoreferencyjnie, w odniesieniu do samych prac, które się na nią składają, ich roli, statusu, znaczenia
Z typografii czeskich tablic informacyjnych i ostrzegawczych zaczerpnięto tytuł wystawy. „Pozor!” to polska „Uwaga!”, niemieckie „Achtung!”, rosyjskie „Внимание!”. Przed czym lub przed kim ostrzega wystawa w KMH? Różnego rodzaju zagrożeń we współczesności nie brakuje, być może są one lepiej zakamuflowane, nie tak dosłowne jak zimnowojenne zasieki z drutu kolczastego, choć koncertina ma się na polsko-białoruskiej granicy dużo lepiej, niż stojący za nią ludzie. Tytuł wystawy można więc czytać publicystycznie, ale można też autoreferencyjnie, w odniesieniu do samych prac, które się na nią składają, ich roli, statusu, znaczenia.
„Sztuka jest wypadkową pozoru, czyli sztuczności i kreacji, ale również oporem przeciwko nadwyrafinowaniu sztuki współczesnej, która pozostawia widza w dezorientacji, na przegranej pozycji, bezradnym wobec wyzwań współczesności – wyjaśniał Wiktor Skok w trakcie oprowadzania kuratorskiego – Większość produkcji artystycznej nie daje ani wsparcia, ani mocy, nie pomaga”.
Czy jest to krytyka jakiejś współczesnej formy estetyzmu? Być może, ale jeśli tak, to jej źródła są dużo wcześniejsze i sięgają w przeszłość dużo odleglejszą niż ostatnie 30 lat, od których początków rozpoczyna się wystawa. Drugą pracą w pierwszej sali na piętrze jest BrokenPillar Wiktora Skoka/ JUDE. Złamany filar to symbol pęknięcia zachodniej kultury, jej świadomego zerwania z własnymi początkami, oderwania się od źródeł pod etycznym rygorem samooczyszczenia się przez anihilację. Wertykalny, pionowy obraz wieży strażniczej zestawiony z horyzontalnym, poziomym złamanym filarem wyznacza jakiś wyobrażony w przestrzeni i czasie punkt przecięcia, niewyrażony bezpośrednio, a jednak semantycznie dociążony przez zestawienie ze sobą w jednym pomieszczeniu tych dwóch dialogujących o sztuce, historii i polityce, ze sobą prac.
Połowa drugiej sali na piętrze wypełniona jest teleodbiornikami różnej skali i formatu, stojących jeden przy drugim, stojących jeden na drugim, stojącym jeden za drugim, tworzącym razem zapierający dech w piersiach swoją intensywnością, kakofoniczny kolaż migających, trzeszczących, rwących się szumów, zlepów, ciągów. To instalacja duetu Distort Visual, czyli Oli i Przemka Hofferów, którzy w swoich pracach digitalne łączą z analogowym, tworząc przekaz zanieczyszczony, skażony błędem– tak wspaniale różny od otaczającej nas zewsząd cyfrowo wygładzonej i spłaszczonej produkcji generycznej. Chwalmy obraz zakłócony!
To rozszczepienie, które dzieje się każdego dnia, w którym w każdej minucie, kiedy czytasz ten tekst, ginie lub traci zdrowie człowiek
Trzecia sala stanowi punkt kulminacyjny opowieści. Tutaj – w sensie dosłownym - kumuluje się i wybucha jej energia. Na wielkoformatowym montażu / kolażu - Joy. Optimism. Fission. Wiktora Skoka oglądamy przeskalowany symbol rozszczepienia jądra atomowego – fetysz systemów totalitarnych, zsekularyzowany święty graal imperialnego wyścigu zbrojeń, imperatyw ślepego wzrostu, ale też destrukcyjnej potęgi nauki, która wiedziona mrocznym popędem zniszczenia może obrócić się przeciwko ludzkości. Czy nie o tym samym w gruncie rzeczy dyskutujemy obecnie, omawiając szanse i zagrożenia, związane choćby z rozwojem sztucznej inteligencji? Radość. Optymizm. Rozszczepienie - konfrontuje widza nie tyle z jakąś mroczną materią, co z mrokiem, który jako ludzkość nosimy w sobie, a którego emanacją paradoksalnie jest wielki rozbłysk, moment potężnej iluminacji, po której następuje nie tyle koniec, co raczej powrót do początku. Eksplozja i implozja jako awers i rewers tej samej sytuacji. Pracę Skoka doskonale dopowiada video CarCrashScrap duetu TXT EYE, tworzonego przez dwóch twórców audiowizualnych z grup JUDE i HALT - Wiktora Skoka i Michała Wojewodę. Dzięki autorskiej metodzie, polegającej na rejestracji i dynamicznym montażu urywków nagrań, widz ogląda zderzenie samochodów jak gdyby z perspektywy zgniatanej materii, wytwarzającej ogromną, niszczycielską energię. To rozszczepienie, które dzieje się każdego dnia, w którym w każdej minucie, kiedy czytasz ten tekst, ginie lub traci zdrowie człowiek. Ale śmierć jednostek niczego nie zmienia, ludzkość pędzi dalej w swoim obłąkańczym wyścigu.
I tak, przechodzimy do ostatniej sali, w której oświetlana rozbłyskami stroboskopowego światła znajduje się praca Sect7 cykl Achtung – wielkie monochromatyczne malowidło, złożone z ikon symboli ostrzegawczych, namalowanych czarną, błyszczącą farbą na czarnym, matowym tle. Symbol bomby, skażenia oraz innych niszczycielskich zagrożeń to uniwersalny i ponadnarodowy, zrozumiały dla wszystkich bez wyjątku, najbardziej demokratyczny sposób komunikacji. To nowy, oficjalny język Ukrainy, Palestyny, Sudanu, Jemenu i wielu innych krajów na świecie, w których toczy się wojna. To, że oglądamy te znaki w przestrzeni pięknie i starannie zrewitalizowanej kamienicy dodaje zwiedzaniu niemałego dramatyzmu, tworzy bezpieczną ramę dla niebezpiecznego tematu. Pozor! – ostrzegają twórcy ekspozycji. Naszym językiem wciąż jest język sztuki, mamy instytucje, które problematyzują ważne tematy, możemy o nich dyskutować, pisać teksty, estetyzować wszystko – to są wartości, których być może jeszcze nie doceniamy, a które możemy stracić w jednej chwili – i o tym w gruncie rzeczy jest ta wystawa. Umiejscowienie industrialu w mieszczańskim kontekście kamienicy to nie jest tylko kwestia wywołania estetycznego dysonansu. To zestawienie winno wzbudzać konkretny, aksjologiczny rozdźwięk i coś na kształt egzystencjalnej grozy.
Twierdzenie, że historia się nie skończyła to oczywiście banał. Wystawa „Pozor!” w Kamienicy Hilarego Majewskiego nie ma totalizujących aspiracji. Dokładanie do niej jakichś wielkich kwantyfikatorów byłoby sporym nadużyciem. Z pewnością jednak pokazuje, że sztuka alternatywna, taką jaką dobrze znamy z undergroundowej Łodzi, którą łączyliśmy zwykle z transformacją ustrojową nie jest jednym z wielu minionych stylów historycznych, a dość uniwersalną w gruncie rzeczy estetyką, językiem, który znalazł swoiste środki wyrazu dla momentów kryzysowych. Zmieniają się środki techniczne i szczegóły wykonania, lecz esencja jest wciąż ta sama. Pozor! Miejcie się na baczności!
____________
Natalia Królikowska – łodzianka, dra nauk humanistycznych w dziedzinie literaturoznawstwa, producentka wydarzeń kulturalnych, aktywistka literacka, zawodowo związana z Domem Literatury w Łodzi
____________