Około 2.5 kilometra dzieli dwie wystawy o tym co „na” i „w” ciele – „Nobody” w Pracowni Portretu i „Pamięć ciała” w Galerii S35. W rzeczywistości spacer między nimi jest znacznie krótszy, bo Keith Lafuente i Małgorzata Górska opowiadają o składowych tej samej całości. Zażycie obu skutecznie rozbudza szary marazm topniejącego śniegu i zajmuje myśli. Trzeba się tylko uzbroić w dobrą kurtkę.

 

 

Keith Lafuente w Pracowni Portretu i Małgorzata Górska w Galerii S35 opowiadają o ciele poprzez sztukę obiektu i obrazu. Dwie wystawy dzieli pozornie duży dystans, ich historie zdają się biec równolegle. Mają jednak momenty, w których się krzyżują, a może nawet bezpiecznie jest stwierdzić, że stanowią dwa punkty na tym samym odcinku. Różne historie potrafią się zaskakująco połączyć i uzupełniać.

 

 

       Artysta o filipińskich korzeniach łączy jednak prezentowany pancerz z kataklizmem nienaturalnym, bo spowodowanym zbrojnymi działaniami kolonialistów. Przywołuje chociażby Magellana, jednego z inicjatorów kolonizacji Filipin, który zginął przez „niekompletne” uzbrojenie – chronił tylko górną część ciała

 

 

A

Ekspozycja Nikt (Nobody”) Lafuente składa się z 12 drobnych obiektów-figurek oraz 3 średnioformatowych obrazów. Wszystko w nasyconych żółciach, różach, zieleniach i błękitach, wśród białych ścian i postumentów. Galeria przekształciła się w konwent z feerią barw, błyskotek i pióropuszy w skali mini. Artysta łączy wątek cosplay’u z pancerzem, w który ubrane są fantomowe figurki precyzyjnie ukształtowane z miedzianego drutu. Fantomowe, bo mimo że pancerz sugeruje obecność jego użytkownika, a konstrukcja naśladuje linie ciała, zbroje są puste. Niewidzialne, zuniwersalizowane (lecz czytelnie męskie) sylwetki stanowią rodzaj stojaka na dekoracyjne, zqueerowane okucia, które przejmują podmiotowość. Zupełnie jakby postacie stawały się tym, co mają na sobie. Jako odbiorca mogę w teorii ubrać w nie kogo zechcę. 

 

 

                                                    Widok wystawy „Nobody”, Keith Lafuente, Pracownia portretu, fot. Maciej Łuczak

 


W praktyce – ktoś już tam jest. Pochylam się nad nimi jak nad planszą z żołnierzykami do planowania manewrów militarnych. Patrzę na ich świat z dystansu i jakby przez różowe szkiełko mikroskopu, bo pomniejszonym wojownikom daleko do sztywności rycerzy. W ich kodeksie jest raczej wpisana frywolność i figle, w których zastygli. Lafuente twierdzi, całkiem słusznie, że cosplay to praktyka materializacji pragnień i fantazji. Zatem, mimo że prezentowane opancerzenie jest puste, daje się w nim wyczuć cząstkę ludzką. Skulony pancerz leżący na boku sprawia wrażenie kruchego, wrażliwego, z kolei eksplodująca zbroja, z ugiętymi do środka kolanami niczym postać z anime, zdaje się być zawstydzona swoją „porażką”. Tak więc „łupiny” są de facto pełne, ale materii metaforycznej i pozazmysłowej. Przypominają pod tym względem drastyczne sylwetki pompejskie, które mimo fizycznej pustki niosą w sobie ciężar ludzkiego bytu. Artysta o filipińskich korzeniach łączy jednak prezentowany pancerz z kataklizmem nienaturalnym, bo spowodowanym zbrojnymi działaniami kolonialistów. Przywołuje chociażby Magellana, jednego z inicjatorów kolonizacji Filipin, który zginął przez „niekompletne” uzbrojenie – chronił tylko górną część ciała. Na wystawie widzę kilka sylwetek, które mogłyby być portugalskim odkrywcą, gdyby ograniczył się on do ubierania zbroi tylko dla fantazjowania. Mógłby być na przykład klęczącym mężczyzną z widoczną erekcją lub jednorękim akrobatą robiącym imponujący szpagat.

 

 

                                                       Widok wystawy „Nobody”, Keith Lafuente, Pracownia portretu, fot. Maciej Łuczak

 

 

Pancerz można nosić, żeby się ukryć, zasłonić widowiskową fasadą siły. Lafuente w tekście towarzyszącym wystawie zdradza, że obiekty są osobistą próbą okiełznania niepokoju związanego z przemocą. Przywołuje również alternatywny tytuł ekspozycji – „Miękka skorupa”. Amortyzująca warstwa, jednocześnie chroniąca przed obrażeniami i łagodząca te, których nie uda się uniknąć. Taką rolę może pełnić pianka EVA – materiał do tworzenia cosplayowych charakteryzacji, z którego Lafuente stworzył swoje zbroje. Artyście kojarzy się to z nie w pełni rozwiniętą skorupą mięczaka – twardą i miękka jednocześnie. Mi również przynosi na myśl postać nieludzką, lecz fikcyjną i będącą obiektem  zaintersowania cosplayerów_ek. Bowiem Eva to również nazwa pancerza-robota, nadziei ludzkości, którego pilotował Shinji – bohater kultowej japońskiej animacji „Neon Genesis Evangelion”. W tym anime nastolatek przybiera wymuszoną rolę operatora zbroi-broni, która staje się metaforą jego największych lęków i pragnień zarazem. Eva to jednocześnie bohater i potwór. Niepokój związany z wizją poniesienia porażki na polu bitwy łączy się z potrzebą bycia docenionym. Na pilocie robota spoczywa obowiązek ochrony ludzkości przed niszczycielskimi „aniołami”. Shinji jednak walczy właściwie sam ze sobą. Kolorowe okucia na „Nobody” są pełne i eksplodują raczej w wyniku namnożenia znaczeń, aniżeli w wyniku ataku wroga. Podobnie jak w „Evangelionie”, w którym wcale nie chodzi o ratowanie świata. Chyba wolę alternatywny tytuł, bo artysta sprawił, że w „pustych” figurkach nie widzę już tytułowego „Nikogo”. Nawet te rozczłonkowane mają w sobie coś więcej.

 

 

                                                     Widok wystawy „Nobody”, Keith Lafuente, Pracownia portretu, fot. Maciej Łuczak

 

 

W jakim celu można nosić pancerz w prawdziwym życiu i z czym to się wiąże? Lafuente próbuje na te pytania odpowiedzieć, natomiast jego działania rodzą kolejne, które podważają pierwotne odpowiedzi. Artysta daje intrygującą możliwość poszukiwania sedna gdzieś pomiędzy piankowymi taflami zbroi i miedzianymi drutami, w pozornej pustce stojaków na zbroje.

 

 

Być może je sobie wymyśliłem, ale artystka mi tego nie zabroniła. W galerii aura indywidualności i intymności Górskiej łączy się ze zbiorowym odczuwaniem. W końcu każdy płacze, zbiera grzyby, układa kształty z kamieni i czasem mówi brzydkie słowa

 

 

B

Z Pracowni Portretu idę do Galerii S35. Tu o ciele, ale wewnątrz, można pomyśleć na wystawie Małgorzaty Górskiej. W ramach „Pamięci ciała” w małej sali prezentowane są grafiki oraz obiekty, które wprowadzają mnie w wewnętrzny świat autorki, ponownie nie dając jednoznacznych wskazówek i odpowiedzi na rodzące się pytania. Przewrotny jest gest stworzenia ekspozycji tak intymnej, że artystka decyduje się nie dzielić intencjami stojącymi za poszczególnymi realizacjami, przy jednoczesnym otwarciu na wejście odbiorców do środka świata jej osobistych przeżyć i przemyśleń. Nie traktuję tego jako wadę, wręcz przeciwnie – wolę nie wiedzieć i się domyślać, trochę pobłądzić. Czuję się do tego serdecznie zaproszony za sprawą przytulnie różowego welcome* na ścianie. Gwiazdka to przypis do cytatu z Nietzschego, bo autorka nie tylko zaprasza mnie, ale też wszystko to, co zgodnie z myślą filozofa stanowi życie – jej przeznaczenie.

 

 

                                                       Widok wystawy „Pamięć ciała”, Małgorzata Górska, S35, fot. Zbigniew Olszyna

 

 

Obiekty na wystawie są blisko ciała przez swoją materię i formę. Uszyte z ubrań tworzą organiczne i sensualne kształty, które wprowadzają w uniwersum niemal bajkowe, zarazem znane i nieznane. Czarne, miękkie łzy pojawiają się znikąd między sufitem i podłogą, podobnie jak delikatna kropelka ukryta w ciemnym kącie. Łatwo ją przeoczyć, a dostrzeżenie dostarcza satysfakcji odkrycia tajemnicy. Jest tu kilka takich elementów, które się zanadto nie narzucają i cierpliwie czekają na dociekliwe oko. Na parapecie tulą się do siebie kamienie pozbawione swojej twardej struktury, a na surowej i kolorowej ścianie wyrasta wzorzyste pole Rzeczy osobistych, wśród których widzę choinkę, ptaszka i grzybka. Być może je sobie wymyśliłem, ale artystka mi tego nie zabroniła. W galerii aura indywidualności i intymności Górskiej łączy się ze zbiorowym odczuwaniem. W końcu każdy płacze, zbiera grzyby, układa kształty z kamieni i czasem mówi brzydkie słowa.

 

 

                                                       Widok wystawy „Pamięć ciała”, Małgorzata Górska, S35, fot. Zbigniew Olszyna

 

 

Artystka materię stanowiącą nakrycie ciała przekształciła w twórczą próbę opowiedzenia tego, co kryje się pod nią, zarówno fizycznie, jak i metaforycznie. Kształty na wystawie odsyłają do organizmu, jego budowy, ale też pełnią dla mnie funkcję symboli emocji i zjawisk opierających się zachodzącym w nim biologicznym procesom. Nawet, gdy Górska buduje Czarne myśli - koralikową zasłonkę zapamiętaną z dziecięcego wózka - to robi to za pomocą organicznych elementów. Przywołuję w głowie wspomnienie, gdy jako dzieciak próbowałem chować się za firanką i obserwowałem pokój przez koronkowy ażur. Czarna girlanda artystki jest jednocześnie blisko i daleko tej wizji.

 

                                               
                                                    Widok wystawy „Pamięć ciała”, Małgorzata Górska, S35, fot. Zbigniew Olszyna

 

 

Okazuje się, że pamięć ciała może być po części wspólna lub przynajmniej taką się wydawać. Zanurzając się chwilowo w onirycznym i potulnym (choć nie idealistycznym) świecie zbudowanym przez Górską i starając się „rozwikłać zagadkę” autorki można odnaleźć połączenia z osobistymi odczuciami. Każda z prac stanowi element w układzie powiązań stanowiących psyche. Ten system jest raczej nie do rozszyfrowania, ale wędrówka po nim, bez nawigacji i oczywistych wskazówek, jest całkiem przyjemna.

 

 

Suma

Niespodziewanie punkty A i B na mojej trasie zgrabnie się połączyły. Lafuente i Górska interesują się człowiekiem, sobą, swoim wnętrzem i ciałem obierając różne taktyki. Oboje tworzą sieci, w których można się porozglądać. U pierwszego jesteśmy wielkimi obserwatorami spektaklu w pomniejszonej skali, a u drugiej wchodzimy do środka pomiędzy abstrakcyjne organy mniej lub bardziej biologiczne. Kameralność i „codzienność” przestrzeni S35 sprzyja intymności obiektów Górskiej. Dzięki temu budują rodzaj środowiska pomimo ich niedużej skali. W Pracowni Portretu sytuacja jest inna – przyglądając się z bliska konstrukcji figurek tak naprawdę ogląda się je z pozycji zdystansowanej. Stworzone uniwersum obserwuje się z zewnątrz pozostając między bielą ścian. Pancerze Lafuente pozostają niezmienne, zatrzymane w ściśle wyreżyserowanym momencie. Na „Pamięci ciała” wchodzi się bezpośrednio na teren swobodnych działań artystki, żeby zrobić empiryczny zwiad. Niektóre obiekty reagują na obecność poruszając się, a z jednym można wejść w bezpośrednią interakcję. Introspekcja artystki staje się namacalna. Obie ekspozycje są lekkie i barwne, przypominają mi place zabaw. Na jednym ktoś już się bawi (i bawił) - można tylko popatrzeć z daleka. W drugi zaś można wejść i obserwować z bliska, a nawet też się pobawić.

 

Pomimo różnic działania Lafuente i Górskiej orbitują wokół tego samego zagadnienia – wewnętrznego świata emocji, pragnień i lęków człowieka. Co by nie mówić, temat niby przeżuty i oczywisty, jednak jak widać wciąż dający się interesująco podjąć. Ten wspólny czynnik pozwala wystawom trzymać się razem, jak punkty odległe, lecz leżące na jednym spektrum artystycznych rozważań.  Różne są bodźce i środki, lecz razem ekspozycje potrafią się uzupełnić i stworzyć kompletny zestaw wrażeń. W obu przypadkach materię wyjściową stanowi okrycie ciała, które wytycza artyście i artystce drogę ku wnętrzu. Miło zajrzeć tam razem z nimi.

 

 

_______________

 

Wojciech Grum – absolwent Historii Sztuki I stopnia na Uniwersytecie Łódzkim, obecnie student Fotografii i Multimediów Akademii Sztuk Pięknych. Interesuje się sztuką współczesną w teorii i praktyce. Czasem wyślizgnie mu się parę słów.

 

_______________

 

Zdjęcie główne: Widok wystawy „Pamięć ciała”, Małgorzata Górska, S35, fot. Zbigniew Olszyna

 

Patronite