Biografia Hanny Krzetuskiej jest studium przypadku tego, jak sytuacja dwojga ludzi, pozornie symetryczna, po latach objawia swoją asymetryczność, w dodatku nieadekwatną do poziomu tworzonej przez nich sztuki. Zapomniany dorobek artystki stanowi punkt wyjścia dla wystawy „To maluję ja” prezentowanej w jej dawnym domu, czyli wrocławskim Mieszkaniu Gepperta.
To maluję ja
(…) od pierwszych chwili nigdy nie podpisywałam obrazów podwójnym nazwiskiem
Hanna Krzetuska
„To maluję ja”, tytuł zbiorowej wystawy prezentującej prace trzech pokoleń wrocławskich artystek, która została otwarta 14 października w Mieszkaniu Gepperta, ma zdecydowanie performatywny wydźwięk i afirmuje obecność. Bo to właśnie sprawa obecności w przestrzeni i w historii Wrocławia i w historii sztuki jest bardzo ważnym, wręcz podstawowym dla tej ekspozycji wątkiem. Obecności, a raczej jej braku, ponieważ problem nieobecności kobiet objawia się tu od razu. Kiedy tylko wchodzę do przestrzeni galerii, konstatuję natychmiast, że znalazłam się na wystawie, na której większość prac stanowią obrazy artystki, Hanny Krzetuskiej, która od połowy lat 60. niemal do śmierci, a więc przez znaczną część swojego życia tu właśnie mieszkała i pracowała. Pomimo tego jednak, że Eugeniusz Geppert i Hanna Krzetuska tu właśnie wspólnie żyli i tworzyli, przestrzeń w domu Rybischa przy ul. Ofiar Oświęcimskich 1/2 we Wrocławiu została upamiętniona tylko nazwiskiem jej męża. Trzeba od razu zaznaczyć, że stało się to właśnie dzięki staraniom jego żony. Hanna po śmierci Eugeniusza Gepperta rozpoczęła starania o otwarcie w mieście muzeum jego imienia, zainicjowała także ogólnopolski Konkurs im. Eugeniusza Gepperta dla młodych twórców. Zatem, chciałoby się powiedzieć z irytacją i znużeniem, znów to samo i jak zawsze: sławny mąż artysta i żona w jego cieniu, która, jak sama miała o sobie mówić, malowała w kuchni i o której dorobku zapomnieliśmy.
Co do nieobecności Krzetuskiej w historii sztuki, sprawa jednak nie jest aż tak prosta, bowiem artystka miała wyjątkową sprawczość
Fatalna reguła niewątpliwie potwierdza się w pewnym stopniu, bowiem to jej twórczość jest znacznie mniej rozpoznana niż jego malarstwo. W starannie opracowanym biogramie artystki na stronie Art Transparent czytam, że często mówiło się o niej: „Malująca żona Gepperta1” oraz że „(…) nawet po śmierci Eugeniusza Gepperta zawsze przedstawiano ją w kontekście małżeństwa z malarzem”. Oczywiście niesprawiedliwie, ponieważ to właśnie świeża, radykalna i wyrafinowana kolorystycznie twórczość Krzetuskiej jest znacznie ciekawszą propozycją, niż malarstwo Gepperta. Hanna pisała, że „Obraz musi grać…choć żadnego szmeru nie wydaje” i tak właśnie jest w przypadku jej prac – intrygujących formalnie, zawierających w sobie trudno uchwytną tajemnicę i bardzo współczesnych.
Co do nieobecności Krzetuskiej w historii sztuki, sprawa jednak nie jest aż tak prosta, bowiem artystka miała wyjątkową sprawczość. Była bardzo aktywną uczestniczką wrocławskiego środowiska twórczego i bardzo skuteczną organizatorką życia artystycznego, można wręcz powiedzieć, że była współtwórczynią ram instytucjonalnych dla kultury we Wrocławiu. Jak wspomina współkuratorka wystawy, Małgorzata Miśniakiewicz (razem z Michałem Bieńkiem), trzeba pamiętać, że to właśnie ta artystka dwukrotnie współorganizowała Związek Polskich Artystów Plastyków: w Krakowie, swoim mieście rodzinnym przed wojną i po niej, we Wrocławiu. Po wyjeździe z Krakowa do Wrocławia, współorganizowała tamtejsze PWSSP. Sprawa ta była zresztą dla Krzetuskiej i jej męża bezpośrednim powodem opuszczenia ich rodzinnego miasta. Gdy Geppert w styczniu 1946 r. otrzymał propozycję pracy na uczelni, zdecydowali się na przeprowadzkę i do końca życia pozostali związani z Wrocławiem. On został rektorem, ona włożyła wielkie pokłady energii w tworzenie szkoły, w której przez krótki okres także uczyła.
Hanna urodziła się, podobnie jak Eugeniusz, w Krakowie w 1903 r. w inteligenckiej, wpływowej i zamożnej żydowskiej rodzinie Kolischerów. Nie udało się ustalić, kiedy dokładnie jej rodzice zmienili nazwisko, ale stało się to zapewne na długo przed wybuchem II wojny światowej.
Krzetuska odebrała dobrą edukację artystyczną. W latach 1920-1924 studiowała w Wolnej Szkole Malarstwa i Rysunku im. Ludwiki Mehofferowej w Krakowie, m.in. u Zbigniewa Pronaszki. Ukończyła artystyczne Wyższe Kursy dla Kobiet, a w 1925 roku wyjechała do Paryża w celu kontynuowania nauki.
Wobec tego, jak mocno w zbiorowej środowiskowej świadomości funkcjonuje Eugeniusz Geppert, a jak mało obecna jest w niej Hanna Krzetuska, trzeba zadać pytania o to, co znowu poszło nie tak
Hanna i Eugeniusz pobrali się w 1938 roku, po kilkunastu latach znajomości. Jak wspominał sam Eugeniusz, małżeństwo było wynikiem zawodów sercowych, których oboje doznali w tym samym mniej więcej czasie. Choć ich związek nie zrodził się z wielkiej miłości (przynajmniej, jeśli mamy wierzyć słowom Gepperta) to z perspektywy czasu, para wyglądała na dobraną. Oboje pochodzący z dobrze sytuowanych rodzin (choć o kompletnie różnych tradycjach), eleganccy. Dużo podróżowali, minimalizowali prozaiczne czynności do niezbędnego minimum (np. ponieważ oboje nie chcieli tracić czasu na gotowanie, codziennie jadali obiady w restauracji hotelu Monopol). Czyli w zasadzie związek oparty na zasadach równości. Dopiero, jeśli przyjrzymy się bardziej uważnie pojawią się w polu widzenia pozornie drobne, jak i ważkie różnice w ich sytuacji. Np. to, że on do połowy lat 70. pracował na stworzonej przez nich uczelni, ona uczyła krótko i nie mogła rozwinąć w pełni kariery akademickiej. A także to, że on malując, śpiewał, a śpiewając – fałszował, w związku z czym Hanna, potrzebująca do pracy ciszy i skupienia „wyprowadziła się” ze sztalugami do kuchni.
Wobec tego, jak mocno w zbiorowej środowiskowej świadomości funkcjonuje Eugeniusz Geppert, a jak mało obecna jest w niej Hanna Krzetuska, trzeba zadać pytania o to, co znowu poszło nie tak. Które elementy systemu sprawiają, że po latach musimy odzyskiwać artystyczne herstorie. Biografia Hanny jest, niestety, studium przypadku tego, jak sytuacja dwojga ludzi, pozornie symetryczna, po latach objawia swoją asymetryczność, w dodatku nieadekwatną do poziomu tworzonej przez nich sztuki. I mamy w efekcie nad-obecność jednej ze stron, przy braku obecności tej drugiej.
Wspomniana Fundacja Art Transpartent, której siedzibą jest mieszkanie Gepperta, podjęła już wcześniej działania mające na celu przywrócenie obecności Hanny Krzetuskiej. W 2018 r. odbyła się wystawa „15% abstrakcji”, tytułem nawiązująca do zbioru jej tekstów, wydanych w 1966 r. Na ekspozycji pojawiły się zarówno prace Krzetuskiej, jak i formy rzeźbiarskie autorstwa Karoliny Szymanowskiej, powstałe z inspiracji tymi pierwszymi i w wyniku pogłębionej kwerendy.
W 2020 r. na strychu Muzeum Archidiecezji Wrocławskiej odnaleziono prawie pięćdziesiąt obrazów Hanny, w tym jej wielkoformatowe płótna
Prezentowana jesienią 2022 r. wystawa „To maluję ja” jest poszerzeniem tej perspektywy, ponieważ w domu Rybischa możemy zobaczyć prace nie tylko Krzetuskiej jej dawnych koleżanek z Grupy Wrocławskiej, Krzesławy Maliszewskiej i Wandy Gołkowskiej, ale także obecnych dziś we wrocławskiej scenie artystycznej kobiet. Justyna Baśnik, Karolina Szymanowska i Anna Kołodziejczyk odniosły się do prac Krzetuskiej, Karina Marusińska zaproponowała realizację w dialogu z Gołkowską, natomiast Agnieszka Sejud pracowała z twórczością Maliszewskiej. To właśnie obraz Maliszewskiej (prywatnie żony znanego wrocławskiego artysty i pedagoga Alfonsa Mazurkiewicza) eksponowany na tej wystawie jest najbardziej intrygujący. Przedstawia, jak większość prac tej artystki, kobiecą postać. W tym przypadku ma ona niebieskawą skórę i znajduje się w nieokreślonej niebiesko-czarnej przestrzeni. Malarstwo Maliszewskiej – osobne, figuratywne, na granicy kiczu, nasycone trudną do zwerbalizowania symboliką, będące zupełnie „obok” artystycznych mód i konwencji i funkcjonujące (a jakże!) poza kanonem, aż prosi się o kwerendę i opracowanie.
Widok wystawy „To maluję ja”, fot. Małgorzata Kujda
Tymczasem fundacja Art Transparent opracowuje dorobek Krzetuskiej. Zdecydowanie udana, dobrze przemyślana i starannie zrealizowana wystawa „To maluję ja” to kolejny krok tego procesu. Trudno być może od razu odpowiedzieć na stawiane za jej pośrednictwem przez Bieńka i Miśniakiewicz pytanie o to, czy w lokalnym wrocławskim środowisku sztuk wizualnych istnieje świadomość i potrzeba pokoleniowej kontynuacji, ale z pewnością widać, że wystawa taką świadomość może budować.
Jak zwykle w sytuacji, kiedy jakaś instytucja zaczyna zajmować się danym artystycznym dorobkiem, pojawiają się w polu widzenia prace uznane za zaginione lub po prostu nieznane. Tak jest i w tym przypadku. W 2020 r. na strychu Muzeum Archidiecezji Wrocławskiej odnaleziono prawie pięćdziesiąt obrazów Hanny, w tym jej wielkoformatowe płótna. Ewa Pluta, autorka książki o artystkach Grupy Wrocławskiej, która ukaże się niebawem, odkryła drogę, jaką przebyły te prace. Krzetuska pod koniec życia przebywała w hospicjum jadwiżanek. Zależało jej na przekazaniu obrazów do Muzeum Miejskiego Wrocławia, ale z jakichś powodów nie udało się tej woli zrealizować. Hospicjum, chcąc jakkolwiek spełnić życzenie podopiecznej, przekazało prace Muzeum Archidiecezjalnemu, gdzie spędziły one cztery dekady. Obecnie trwa praca fundacji nie tylko pracami artystki, ale także np. nad materiałami znajdującymi się w archiwum wrocławskiej ASP.
Pozostaje tylko życzyć sobie, aby Mieszkanie Gepperta zaczęło znów funkcjonować w przestrzeni Wrocławia jako mieszkanie ich obojga.
___
„To maluje. Ja!” Wystawa w galerii Mieszkanie Gepperta i galerii Szewska poświęcona Hannie Krzetuskiej i artystkom Grupy Wrocławskiej. artystki: Hanna Krzetuska, Wanda Gołkowska, Krzesława Maliszewska, Justyna Baśnik, Anna Kołodziejczyk, Karina Marusińska, Agnieszka Sejud, Karolina Szymanowska
dr Marika Kuźmicz – historyczka sztuki, kuratorka, wykładowczyni, dziekana Wydziału Badań Artystycznych i Studiów Kuratorskich ASP w Warszawie, wykładowczyni Collegium Civitas. Prezeska Fundacji Arton (od 2011 r.), organizacji zajmującej się opracowywaniem archiwów artystek i artystów lat 70. oraz Fundacji im. Edwarda Hartwiga od 2017). Dwukrotna stypendystka MKiDN, stypendystka Miasta St. Warszawy. Autorka i redaktorka licznych książek o sztuce, w ostatnim czasie m.in. Ludmiła Popiel i Jerzy Fedorowicz (2019), Edward Hartwig. Fotografiki (2019), Jan Dobkowski (2020), Barbara Kozłowska (2020), Paweł Kwiek. Zrobić niemożliwe światło (2021), Tapta (2021). Pomysłodawczyni i koordynatorka bazy www.forgottenheritage.eu Organizatorka międzynarodowych konferencji poświęconych archiwom artystek i artystów Revisiting Heritage (2018) oraz sztuce artystek z Europy Środkowo-Wschodniej Not Yet Written Stories. Women Artists in CEE (2021). Obecnie pracuje m.in. nad monografią Jerzego Rosołowicza oraz archiwami Hanny Orzechowskiej i Janiny Węgrzynowskiej.
___