Rozmowa z Kasią Stańczak i Maciejem Łuczakiem prowadzącymi galerię Pracownia Portretu

 

Marcin Polak: Maciej, jesteś artystą, Kasia architektką – skąd pomysł na prowadzenie galerii?

Zwykle wielkie przedsięwzięcia mają swoje początki w zdarzeniach błahych i na pierwszy rzut oka nieistotnych.
W moim przypadku było jednak odwrotnie. W sierpniu 2013, po niezwykle obfitym obiedzie wydanym na cześć rocznicy urodzin, zapadłem w niespokojny sen. We śnie ukazał mi się święty Wit. Nie chcę tutaj przytaczać szczegółów tego spotkania, dość powiedzieć, że było ono przerażające i by ukoić gniew świętego zobowiązałem się do otwarcia w najbliższym czasie galerii sztuki nowoczesnej. 
Kasia dołączyła do zespołu na samym początku funkcjonowania Pracowni Portretu. Można na pewno powiedzieć, że jest ona architektką sukcesu galerii.

 

Dlaczego akurat lokalizacja na Księżym Młynie? Czy tylko dlatego, że była taka możliwość czy był to świadomy wybór?

Był to wybór podyktowany przepowiednią świętego, który mną kierował. Lokalizacja ta eliminuje z udziału
w wystawach wszystkich nieszczerych miłośników sztuki. Fakt, że z OFF Piotrkowskiej trzeba tu iść około 25 minut stanowi poświęcenie graniczne dla wielu z tych, którzy chodząc do galerii, fotografują głównie siebie. W lecie organizujemy wraz z zaprzyjaźnionymi pracowniami warsztaty artystyczne, chłopacy z Pociągu do Łodzi są autorami comiesięcznych weekendowych targów, a w parku Źródliska działa prężnie Tubajka. Wtedy Księży Młyn nabiera innego charakteru. Ale teraz w zimie każdy gość galerii napełnia nas największą radością i odnawia wiarę w sens naszego przedsięwzięcia.

 

 Micha Zwijfel odpoczywa jacy pewnego pieknego pazdziernikowego popoludnia

 

Czy miejsce, w którym działacie wpływa na program galerii?

Na pewno tak! Czasem powstają projekty już na wstępie zainspirowane Łodzią. To jest przykład najbardziej bezpośredniego oddziaływania tego miasta. Zwykle rezydencja artystów w Pracowni Portretu trwa przez tydzień
i w tym czasie wstępne projekty ulegają pewnym modyfikacjom. Często nietypowy urok Łodzi oddziałuje na artystów siłą swą przemożną i pozostawia niezatarty ślad na cyfrowych dokumentacjach ich wystaw.

 

Raczej miałem na myśli najbliższe otoczenie. Pytam w kontekście czynnika ludzkiego. Akcja Łukasze Ogórka „Życzenia” była dla mnie małą traumą ponieważ ze względu na duże zainteresowanie wytworzyła się niezmiernie ciekawa sytuacja towarzyska, co sprawiło, że ciągle mijała mi kolejka. W końcu do Łukasza nie dotarłem. Podobno przygotowaliście wspólnie odpowiedź na moje „życzenie”, czyli plan zorganizowania działania z sąsiadami galerii - tego trochę mi brakuje w Waszym programie.

Z tego co pamiętam to życzyłeś sobie przeprowadzenia warsztatów dla dzieci w Pracowni Portretu. I takie warsztaty się w tym roku odbyły, przez wakacje prowadziłem zajęcia pod tytułem „Plenery Księżego Młyna” przy współpracy Ośrodka Kultury Górna. Zaprzyjaźnione pracownie prowadziły też warsztaty, każda miała swój temat. Czar „Życzeń” Łukasza Ogórka nadal działa. Powinniśmy pomyśleć o cykliczności tej akcji.

 

Tak pomyślmy, życzyłem współpracy ze świetlicą środowiskową, która jest parę domów dalej.

Wobec tego wybierzemy się tam na przechadzkę.

 

Jaka jest Wasza strategia, czy podejście do prowadzenia galerii? Skupiacie się na interesującym dla odbiorców programie czy chcecie raczej wspierać artystów? Jednak to się czasami wyklucza... 

Przede wszystkim szukamy ciekawych artystów. Z racji wielkości naszej galerii, zazwyczaj organizujemy wystawy solowe. Najczęściej zapraszamy młodych artystów u progu kariery. Zależy nam na spotkaniach artystów łódzkich
i zagranicznych. Działamy w oparciu o bliskie relacje z zapraszanymi twórcami.

 

Nie wiem czy wypada pytać i czy będziecie chcieli odpowiedzieć na to pytanie – zróbcie to prywatnie, powiedzcie, którą z wystaw wspominacie szczególnie?

Proszę publikować! Mnie się bardzo podobała wystawa Joanny Szumacher. Pamiętam jak dziś miarowe buczenie basów - elektronicznego tętna serca i LOVE LOVE LOVE Aśki głucho zawodzącej o miłości na tle wielkich foliowych balonów wypełnionych powietrzem – sztucznych chmur. Bardzo piękną wystawę zrobił Mariusz Sołtysik. Możliwą do obejrzenia jedynie w przerwach pomiędzy totalną jasnością białej pary unoszącej się w przestrzeni galerii. Wystawa opowiadająca o śmierci, bez zwykle jej towarzyszących, groteskowo przerażających atrybutów, poetycko i chyba można tak powiedzieć - lekko. Świetną wystawę zrobiła Sabrina Chou. Samo obserwowanie, z jaką metodyczną pracowitością przygotowywała swoje dowcipne komentarze dotyczące życia robotników Księżego Młyna znajdując się w miejscu, w którym faktycznie oni odpoczywali po swojej katorżniczej pracy, było naprawdę inspirujące. Dzięki Mathijsowi i Dico poznałem fascynującą przestrzeń łódzkiej oczyszczalni ścieków, miejsca, w którym oni chcieli widzieć fontannę prawdy. Nie było łatwo się tam dostać, pokonać strzegących jej strażników. Być może dlatego, że prawda ta wygląda... jest trudna do przyjęcia. Do tej pory zorganizowaliśmy 26 wystaw, także niemożliwe jest, by
o każdej z nich opowiedzieć ale zapraszam serdecznie do przejrzenia dokumentacji na naszej stronie.

 

Mikroklimat widok wystawy

 

   

Na mnie największe wrażenie zrobiła wspomniana wcześniej akcja Łukasza Ogórka. Ostatnia wystawa in Translation też była dobra i mówiąc szczerze nie pamiętam słabych wystaw...
Często gościcie artystów z zagranicy, jak do Was trafiają?

Za pośrednictwem naszego holenderskiego łącznika – mojej siostry Anny Marii Łuczak - absolwentki trzech uczelni artystycznych. Taki życiorys wpływa na ilość ciekawych artystów, których może do nas zaprosić. Anka od dwóch lat prowadzi także własną galerię w Rotterdamie, Peach. I mam nadzieję że za jej pośrednictwem będziemy mogli promować artystów z Pracowni Portretu w Holandii. W zeszłym roku w grudniu Peach zorganizowała wystawę w galerii W139 w Amsterdamie i była tam również grupa artystów z Łodzi. Także mamy już stabilne fundamenty, by dalej rozwijać międzynarodowe kontakty. I o to chodzi. 

 

Z czego finansujecie działalność galerii?

Z własnych środków.

 Kasia podczas przygotowa wystawy Dyskomfort jest odczuciem subiektywnym

 

Czy myśleliście o działalności komercyjnej?

Jeden z moich przyjaciół powiedział, że rynek sztuki w Łodzi jest jak Święty Mikołaj. Konfrontujemy się z tą sytuacją poprzez sekcję „sklep” na stronie Pracowni Portretu, którą w najbliższym czasie poszerzę o prace pokazane na wystawie in Translation. Brak przychylnego artystom środowiska szczególnie daje się odczuć malarzom, którzy
w najbardziej dosłownym znaczeniu potrzebują odbiorców. Czekam na czasy, gdy mieszkania bez obrazów zaczną być wstydem.

 

Zaangażowaliście się w organizację łódzkiego weekendu galerii – czy Waszym zdaniem Łódź jest na to gotowa, czy będą odbiorcy takiego wydarzenia?

Tutaj dotykamy delikatnej materii przyszłości zupełnie niepewnej. W sensie finansowym. Jeśli wnioski przejdą, to zorganizujemy super wydarzenie. Inspirowaliśmy się powodzeniem Festiwalu Designu i Fotofestivalem, które są sukcesami. Droga jest już wytyczona, więc o gotowość Łodzi jesteśmy spokojni, a sama organizacja tego wydarzenia to przygoda i dla nas na pewno cenne doświadczenie.

 

Zdradźcie nam plany na nowy rok, jakich artystów i jakie wystawy zobaczymy w 2017? 

Jesteśmy teraz w trakcie planowania wydarzeń. Chcielibyśmy w czerwcu pokazać wystawę Zbigniewa Olszyny. 
W najbliższą sobotę, już 14 stycznia o 18, zapraszamy na warsztaty Alexandra Yanga. Prosimy o przybycie na nie
z przedmiotem NIEBĘDĄCYM sztuką. O wszystkich wydarzeniach informujemy na naszej stronie pracowniaportretu.com oraz na naszym fanpage'u. Zapraszamy do polubienia nas na facebooku.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Pracownia Portretu powstała w październiku 2013 roku. Skupia się na prezentowaniu najnowszych zjawisk zachodzących w sztuce współczesnej. Współpracuje blisko z zapraszanymi artystami, których pobyt w galerii ma zwykle charakter krótkiej rezydencji zakończonej prezentacją powstałych prac. Siedzibą galerii są dwa pomieszczenia zlokalizowane w budynku przy zbiegu ulic Przędzalnianej i Księży Młyn.

 

Patronite