Muzeum – dom idei – nabiera zmysłowego wymiaru. Wybitne dzieła sztuki zalewa woda z pękniętej rury, palce krwawią od szybkiego uderzania w klawisze maszyny do pisania, fasola z pietruszką à la Czartoryska robi furorę na wernisażach, a od papierosowego dymu kręci się w głowie. Karolina Maciejewska o książce „Proszę mówić dalej. Historia społeczna Muzeum Sztuki w Łodzi”
„Muzeum jest pełne ludzi i miejsc, których nie widać.” Ta prosta obserwacja z eseju Olgi Gitkiewicz wydaje się doskonale podsumowywać intencje stojące za powstaniem zbioru tekstów „Proszę mówić dalej. Historia społeczna Muzeum Sztuki w Łodzi”, zainspirowanego rozmowami z byłymi i obecnymi pracowniczkami i pracownikami tej instytucji. Publikacja pod redakcją Agnieszki Pindery, Marty Madejskiej i Natalii Słaboń wyrasta z autorefleksyjnej działalności Centrum Muzeologicznego, nie ma jednak naukowego charakteru. To ciekawa, wciągająca, pełna humoru i nieznanych anegdot opowieść o ostatnich 60 latach muzealnych dziejów – bo horyzont czasowy wyznacza tu pamięć żyjących świadkiń i świadków, którzy zaczynali pracę podczas kadencji dyrektora Ryszarda Stanisławskiego. Spotkanie i dialog kilku pokoleń pracowników instytucji staje się zaczynem alternatywnej historii, rozgrywającej się za kulisami ważnych wystaw, przełomowych projektów czy konferencji z udziałem gwiazd art worldu. „Proszę mówić dalej” kieruje uwagę na osoby zwykle marginalizowane czy pomijane w oficjalnych narracjach o polskiej sztuce współczesnej, rzadko znane powszechnie z nazwiska, często zapomniane po zakończeniu pracy zawodowej: sekretarki, konserwatorki, opiekunów ekspozycji, realizatorki wystaw czy stróżów. W swobodnych rozmowach z młodszymi koleżankami i kolegami z muzeum odsłaniają oni zarówno nieznane zaplecze działalności instytucji sztuki, jak i swój cichy wkład w jej publiczne sukcesy, swoje wyraziste osobowości, gusty i zainteresowania.
Autorki i autor nierzadko podążają za skojarzeniami, zatrzymują się na dłużej przy pozornie błahych szczegółach, jak Stanisławski naśladujący śpiew kosa czy intensywny zapach pasty do podłóg, oddając asocjacyjny mechanizm działania ludzkiej pamięci
Choć swobodne i pełne humoru opowieści muzealniczek i muzealników są na tyle zajmujące, że zapewne wystarczyłoby oszlifować je redakcyjnie i uporządkować problemowo, Pindera i Słaboń zdecydowały się na odważniejszy gest i zainicjowały literacki eksperyment, pomysłowo przekraczając konwencję tekstu popularno-naukowego czy reportażowego. Zebrane materiały przekazały czterem pisarkom i jednemu pisarzowi, którzy w swojej twórczości realizowali dotychczas różnorodne strategie literackie i eksplorowali odmienne obszary tematyczne. Marta Madejska, Olga Gitkiewicz, Marcin Wicha, Olga Drenda i Patrycja Dołowy wykorzystują spisane wspomnienia jako punkt wyjścia do stworzenia esejów, które układają się w zbiór o luźnej, niezdyscyplinowanej strukturze. Historia muzeum jest w nim faktycznie opowiadana – w zmiennym tempie, dygresyjnie, achronologicznie, fragmentarycznie. Autorki i autor nierzadko podążają za skojarzeniami, zatrzymują się na dłużej przy pozornie błahych szczegółach, jak Stanisławski naśladujący śpiew kosa czy intensywny zapach pasty do podłóg, oddając asocjacyjny mechanizm działania ludzkiej pamięci.
Leszek Karczewski (dział edukacji), Małgorzata Ludwisiak, (wicedyrektorka), Richard Demarco, Małgorzata Potocka, fot. Archiwum Muzeum Sztuki w Łodzi
Madejska wędruje przez sale muzealnych siedzib i kolejne rozdziały dziejów instytucji, przystając na chwilę przy zabawnych anegdotach czy zapomnianych epizodach, a nawet urządza mały seans spirytystyczny. Gitkiewicz z dbałością o szczegół inscenizuje wybrane przez siebie sceny z udziałem kolejnych pokoleń pracowniczek i pracowników, które składają się na znakomity literacki koncept – wyimaginowaną wystawę nieistniejących fotografii z archiwum MS. Wicha układa cytaty w coś w rodzaju poezji konkretnej, bawiąc się sensami słów i typografią. Drenda śledzi przemiany technologiczne w latach 90. na tle równie szybkich zmian społecznych i politycznych tej trudnej dla Łodzi epoki. Zaś Dołowy zagląda do pracowni konserwatorskiej, by eksplorować sferę zawieszoną pomiędzy życiem ludzi i rzeczy – obszar kolonizowany przez mikroorganizmy zamieszkujące w muzealnych obiektach.
Komisarz wystawy Maria Morzuch (Dział Sztuki Nowoczesnej), Józef Robakowski, dyr. Mirosław Borusiewicz, fot. Archiwum Muzeum Sztuki w Łodzi
„Proszę mówić dalej” udaje się uniknąć wartościowania czy hierarchizowania doświadczeń. Mirabelka rosnąca na podwórku jest równie istotna co Polentransport Beuysa
Te autorskie perspektywy łączy wspólny mianownik, który określiłabym jako ucieleśnienie muzeum. Muzeum – dom idei – nabiera zmysłowego wymiaru. Jego mury wypełniają się gwarem rozmów, zapachami, dźwiękami, smakami. Wybitne dzieła sztuki zalewa woda z pękniętej rury, palce krwawią od szybkiego uderzania w klawisze maszyny do pisania, fasola z pietruszką à la Czartoryska robi furorę na wernisażach, a od papierosowego dymu kręci się w głowie. Każda z autorek i autorów obiera inną strategię, ale wszystkie łączy szacunek wobec codziennych zdarzeń i powszednich mikrohistorii, które – widziane z dystansu – układają się we fresk dziejów jednej z najważniejszych instytucji kultury w Polsce. Publikacja nie sugeruje dominującej narracji, wybrzmiewa w niej polifonia głosów muzealniczek i muzealników. „Proszę mówić dalej” udaje się uniknąć wartościowania czy hierarchizowania doświadczeń. Mirabelka rosnąca na podwórku jest równie istotna co Polentransport Beuysa. W otwartej formie książki zaszyte jest bezcenne, bardzo obszerne archiwum świadectw o relacjach międzyludzkich i życiu towarzyskim, wyzwaniach organizacyjnych i technicznych, oddziaływaniu dwóch ustrojów politycznych na działalność MS, związkach z Łodzią i jej mieszkańcami.
W opowieściach muzealniczek i muzealników wystawa jawi się jako święto – niepowtarzalny moment, gdy zawieszone zostają prawa i hierarchie obowiązujące w oficjalnej rzeczywistości, a ludzie zbliżają się do siebie
Leitmotivem, który powraca w wielu muzealnych wspomnieniach, jest silne poczucie wspólnoty odczuwane na co dzień przez pracowniczki i pracowników, szczególnie w czasach PRL. Choć losy instytucji, od dnia jej utworzenia, w znacznym stopniu kształtowane były przez kolejne polityczno-społeczne wstrząsy w tej części Europy, pozostała ona przez dekady autonomiczną wyspą, zaludnianą przez osoby o silnym wewnętrznym poczuciu wolności. Muzeum, włączone w krwiobieg zachodniej sztuki współczesnej dzięki wysiłkom Stanisławskiego, Urszuli Czartoryskiej i ich współpracowników, skutecznie stawiało opór szarzyźnie, bylejakości i cenzurze, przeciwstawiając im swobodę artystycznej wypowiedzi, niezależność sądów i radość bycia razem. To jeden z wielu przykładów z dziejów kultury w PRL na to, jak wspólne twórcze działanie stanowiło źródło sensu i poczucia przynależności, nierzadko prowadząc do zatarcia granic między życiem prywatnym i pracą. W opowieściach muzealniczek i muzealników wystawa jawi się jako święto – niepowtarzalny moment, gdy zawieszone zostają prawa i hierarchie obowiązujące w oficjalnej rzeczywistości, a ludzie zbliżają się do siebie. Ten sposób funkcjonowania zaczął powoli erodować po 1989 r., kiedy transformacja ustrojowa obeszła się z muzeum nieomal równie brutalnie jak z Łodzią, a charakter relacji w pracy ewoluował stopniowo w kierunku bardziej formalnego i zadaniowego. Zastanawiam się, czy ta silna wspólnotowość mogłaby odrodzić się dziś, gdy swoboda artystycznej wypowiedzi znowu jest naruszana przez władze?
Od lewej kustosz Maria Morzuch (Dział Sztuki Nowoczesnej), Daniel Buren, fot. Archiwum Muzeum Sztuki w Łodzi
Wyrazistym symbolem utożsamienia z instytucją może być postawa Urszuli Czartoryskiej, jednej z wielu łódzkich kobiet, które pracowały w pracy i po pracy. Ta wybitna intelektualistka, badaczka i twórczyni pionierskiej kolekcji fotografii w MS, mieszkała i wychowywała dziecko w siedzibie muzeum, a we wspomnieniach pracowniczek i pracowników została zapamiętana jako osoba robiąca przetwory, gotująca poczęstunek na wernisaże i zamiatająca podłogi przed przyjściem pierwszych gości. To matka całej instytucji, pisząca przełomowe teksty teoretyczne na maszynie ustawionej w kuchni.
Urszula Czartoryska (Dział Fotografii i Technik Wizualnych) i Erna Rosenstein, fot. Archiwum Muzeum Sztuki w Łodzi
Konieczność zaklejania napisu „Solidarność” na obrazie Dwurnika, regularnego rozmiękczania serc PRL-owskich celników czy zdobywania papieru na bocznicy kolejowej po 1989 r. zastąpiła troska o brak pieniędzy na rachunki telefoniczne i opieka nad głodnymi dziećmi z pobliskich kamienic Starego Polesia w realiach bezrobocia i powszechnej biedy w Łodzi lat 90
Historia społeczna Muzeum Sztuki jest w równym stopniu opowieścią o pasji i zaangażowaniu, co o trudzie i walce. Zachowując humor i dystans, bez popadania w przesadną martyrologię, książka uświadamia, że przez kolejne dekady pracowniczki i pracownicy muzeum mierzyli się z wyzwaniami natury politycznej, organizacyjnej i technologicznej, które w znacznym stopniu uległy zapomnieniu wraz z epoką, do której przynależały. Konieczność zaklejania napisu „Solidarność” na obrazie Dwurnika, regularnego rozmiękczania serc PRL-owskich celników czy zdobywania papieru na bocznicy kolejowej po 1989 r. zastąpiła troska o brak pieniędzy na rachunki telefoniczne i opieka nad głodnymi dziećmi z pobliskich kamienic Starego Polesia w realiach bezrobocia i powszechnej biedy w Łodzi lat 90. Jak refren powracają wypowiedzi o pisaniu na odwrocie już raz użytych kartek, przynoszeniu do pracy własnych długopisów czy niedogrzanych pomieszczeniach, wyraźnie przypominając, że problem niedofinansowania instytucji kultury to fatum, od którego nie sposób się wyzwolić, bez względu na ustrój państwa czy aktualny układ sił politycznych.
Artyści przed MS, fot. Archiwum Muzeum Sztuki w Łodzi
To tylko niektóre z wielu wątków w gęstej opowieści o wielopoziomowej koegzystencji kilku pokoleń ludzi, zabytkowych budynków, muzealnych obiektów, codziennych przedmiotów, sił przyrody i miasta. We wprowadzeniu Pindera i Słaboń podkreślają, że książka „Proszę mówić dalej” stanowi jeden z elementów większego projektu poświęconego społecznej historii Muzeum Sztuki i należy ją traktować jako punkt wyjścia do dalszych badań. To doskonała wiadomość, bo w tej dość szczupłej objętościowo publikacji zarysowane jest wiele niezwykle interesujących obszarów tematycznych, które zasługują na dalszą, pogłębioną eksplorację.
________________
Karolina Maciejewska – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim oraz studiów podyplomowych marketing kultury na Uniwersytecie Warszawskim. Autorka tekstów poświęconych sztuce, filmowi, designowi i rozwojowi branży kultury. Zajmuje się tworzeniem i redagowaniem treści, PR i komunikacją oraz koordynowaniem projektów w publicznych instytucjach kultury, NGO oraz dla klientów komercyjnych.
________________

________________