Eksperymenty dźwiękowe stanowią epizod w twórczości Andrzeja Łobodzińskiego. Wydaje się on jednak o wiele bardziej interesujący, niż malarstwo będące główną materią pracy artysty. Szkoda tylko, że nie dostrzegają tego autorzy jego indywidualnej wystawy w łódzkim Muzeum Sztuki.
„To chyba powinno wydawać jakieś dźwięki?” – pytam z zakłopotaniem osoby pilnującej ekspozycji. „Owszem, ale są bardzo nieprzyjemne, dzieci się ich boją dlatego jest wyłączone”. W zasięgu wzroku nie dostrzegam jednak żadnych dzieci. Prawdę mówiąc w gmachu łódzkiego Muzeum Sztuki mijam może dwie osoby, a w sali w której zaledwie kilka dni temu odbyło się otwarcie wystawy Andrzeja Łobodzińskiego oprócz mnie i osoby czuwającej nad ekspozycją nie ma nikogo. „Możemy włączyć?” – pytam nieśmiało. Podchodzi i bez przekonania naciska włącznik. Zastygam na prawie siedem minut wsłuchując się w dźwięki uderzajacych o siebie bambusowych rurek, czując jednocześnie na plecach zniecierpliwiony wzrok pracownika Muzeum.
Stoję przed niedużą, drewnianą skrzynią. Wewnątrz niej podwieszone na stalowych drutach bambusowe rurki o różnych długościach. Potrącane są przez długie ciernie nabite na wąską listwę, obracaną ukrytym wewnątrz elektrycznym mechanizmem. Rurki nieregularnie odbijają się od siebie, oraz rzadziej, lecz zdecydowanie głośniej, od tylnej ściany skrzyni, która nie tylko spaja konstrukcję, ale i pełni rolę rezonatora. Brzmią jak bambusowe dzwonki kołysane na wietrze. Słychać też miarowe odgłosy mechanizmu. Dodatkowy walor wizualny zapewniają zamontowane na spodzie zwierciadła. Odbijające się od nich światło rzuca cień na rurki, tworząc na wewnętrznej ramie dynamiczny taniec cieni. Ta intrygująca konstrukcja ustawiona w narożniku sali pośród neoawangardowych obrazów Andrzeja Łobodzińskiego, to pierwsza w Polsce dźwiękowa rzeźba „Klantata” z 1965 roku. Jej współautorem jest Ireneusz Pierzgalski absolwent i późniejszy wykładowca Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi, oraz PWSFTviT, twórca związany z łódzkim środowiskiem artystycznym między innymi z grupą „Piąte koło”.
...to nie wizualny aspekt jego sztuki był wabikiem, który przyciągnął mnie na wystawę do MS1, a działalność artysty na polu dźwiękowym
Do grupy, należał także Andrzej Łobodziński, którego działalność artystyczna i pedagogiczna związana jest przede wszystkim z Łodzią. Tutaj ukończył PWSSP, której później był wieloletnim wykładowcą i autorem programu nauczania na Wydziale Grafiki i Malarstwa. Wystawa „Prace z lat 1956-1972” pokazywana w Muzeum Sztuki koncentruje się w głównej mierze na malarstwie, któremu Łobodziński pozostaje wierny przez całą swoją twórczość. Zaprezentowane obrazy pokrywają się z poszukiwaniami powojennej awangardy. Zbiór kilkudziesięciu obrazów prezentuje kolejne przystanki formalnych ewolucji twórcy; taszyzm, czy abstrakcję geometryczną wyrażoną w cyklu „obrazów kreskowych”, w którym bada wzajemne oddziaływanie na siebie barw, przejść tonalnych i kontrastujących z nimi dynamicznych linii, oraz w „obrazach pistoletowych”, gdzie kontynuuje poszukiwania przy pomocy aerografu i techniki szablonowej. Ten wątek wystawy kończą kolaże z lat 60-tych łączące kilka technik malarskich. Przyznam, że trudno jest mi dzisiaj wykrzesać w sobie entuzjazm wobec tego malarstwa. Może to również efekt złej ekspozycji, sprawia, że przy bezpośrednim kontakcie obrazy Łobodzińskiego tracą swoją moc oddziaływania, jakby wyjałowione, pozbawione napięć i energii. Zresztą to nie wizualny aspekt jego sztuki był wabikiem, który przyciągnął mnie na wystawę do MS1, a działalność artysty na polu dźwiękowym. Zaglądając do materiałów promocyjnych wystawy poczułem obietnicę sięgnięcia do fundamentów polskiego sound artu, odkrycia fenomenu w dziedzinie, na której, jak się okazuje nadal pozostają białe plamy historii, a w której Andrzej Łobodziński nie został jeszcze odpowiednio osadzony.
Wiele wątków z twórczości audialnej pozostaje na wystawie niedopowiedzianych, również ten w jakich okolicznościach Łobodziński skierował swoje poszukiwania w stronę dźwięku. „Klantata”, która rzekomo była stworzona dla żartu (z myślą o konkursie rzeźbiarskim), odnosi się wprost do rezerwuaru neoawangardowych gestów uderzających w uświęconą ciszę powojennego muzeum. Być może wyrosła zatem na gruncie fascynacji, przeżywającą w latach 50-tych XX wieku gwałtowny rozwój, sztuką kinetyczną, dla której punktem wyjścia i obiektem namysłu był nie tylko ruch, ale i towarzyszący mu (i w coraz większym stopniu autonomiczny) dźwięk. W tym czasie w Polsce dopiero wykluwały się efemeryczne akcje i idee związane z dźwiękiem. Czy to wywiedzione z indywidualnego uniwersum twórczości jak w przypadku „Organów” Władysława Hasiora z 1966 roku, czy z nurtu environment jak „5X” (pokaz muzyczny w Galerii Foksal, którego autorami byli Zygmunt Krauze, Grzegorz Kowalski, Henryk Morel i Cezary Szubartowski). Poprzedzająca je „Klantata” stanowi zatem niezwykle istotny ślad w historii rodzimego sound artu, będąc paradoksalnie jednorazowym i już w momencie powstania archaicznym gestem. Późniejsze poszukiwania na polu sztuki dźwiękowej w Polsce i na świecie emancypowały się bowiem od formy rzeźbiarskich, czy obiektów, przenosząc zainteresowanie w kierunki wyznaczone przez działanie w przestrzeni (environment), czy eksperymenty studyjne na przecięciu muzyki współczesnej i sztuk audio-wizualnych.
Działalność Łobodzińskiego i Zielińskiego wydają się zatem antycypacją field recordingu (dyscypliny, której krajowe początki pozostają do dziś jeszcze niezbyt dokładnie zbadane), czy proto-samplingu. Sama zaś forma prezentacji „Audycji”, co możemy wysnuć na podstawie fotografii, z dzisiejszej perspektywy nasuwa skojarzenia z występami dj-skimi
„Klantata” stanowi jednak wstęp do bardziej świadomych eksperymentów artysty. W sali MS1, w której pokazywane są dziś prace łódzkiego twórcy, w 1967 roku odbyła się „Audycja” – działanie dźwiękowe zrealizowane wspólnie przez Łobodzińskiego i Krystyna Zielińskiego, artystę również związanego z „Piątym kołem”. Kolejne odsłony „Audycji” miały miejsce w Galerii Foksal w 1968 roku („Audycja II”) i ponownie w łódzkim Muzeum Sztuki w 1972 („Audycja III”). Dokumentacja fotograficzna tych dwóch ostatnich występów znalazła się na bieżącej wystawie. Widzimy dwóch mężczyzn za konsoletą przypominającą stół mikserski. Wśród plątaniny kabli, stoją m.in. magnetofony szpulowe, klawiatury sterujące dźwiękiem, generatory akustyczne – część z nich własnej konstrukcji. Na zdjęciach z pracowni Łobodzińskiego dostrzec możemy również perkusyjny talerz, czy samoróbkowe głośniki – być może to właśnie one znalazły się później w zbiorach The Museum of Contemporary Art w Los Angeles. Jak brzmiały „Audycje” emitowane przez duet Łobodziński-Zieliński można jedynie domniemywać, bo nie pozostało po nich żadne nagranie. W repertuarze musiały znaleźć się jednak odgłosy, które artyści samodzielnie rejestrowali w terenie. W tamtym czasie praktyki nagrywania dźwięków otoczenia dotyczyły głównie etnomuzykologów, czy fachowców udźwiękowiających filmy, audycje radiowe i telewizyjne. Działalność Łobodzińskiego i Zielińskiego wydają się zatem antycypacją field recordingu (dyscypliny, której krajowe początki pozostają do dziś jeszcze niezbyt dokładnie zbadane), czy proto-samplingu. Sama zaś forma prezentacji „Audycji”, co możemy wysnuć na podstawie fotografii, z dzisiejszej perspektywy nasuwa skojarzenia z występami dj-skimi. W działalności duetu Łobodziński-Zieliński związanej z nagraniami, montażem, czy edycją materiałów audio, dla której istotnym punktem odniesienia może być istniejące od 1957 roku Studio Eksperymentalne Polskiego Radia, znamienne jest to, że ich praca ma charakter indywidualny i pozainstytucjonalny. Dysponując wiedzą techniczną potrafią być samowystarczalni w konstruowaniu swojego zestawu dźwiękowego. To kolejne wątki w twórczości Łobodzińskiego, które ujawniają jego niezwykłą intuicję w eksplorowaniu sztuki dźwięku. Wątki, które odwiedzający wystawę będzie musiał odkrywać jednak na własną rękę. Póki co jedyna towarzysząca jej publikacja, czyli de facto folder będący zbiorem podpisów przy ekspozycjach, pozostawia w temacie osadzenia działalności Łobodzińskiego w szerszym kontekście powojennej sztuki, wiele do życzenia.
Audialny fenomen twórczości Łobodzińskiego zostaje zupełnie niewykorzystany przez kuratora wystawy Pawła Polita, czego symbolem może być stół ze sterylnie wyeksponowanymi urządzeniami, na których kiedyś swoje eksperymenty dźwiękowe przeprowadzał artysta. Trudno wyobrazić sobie bardziej sztampowe ukazanie warsztatu twórcy. Sprzęty leżą na wystawie niczym produkty w markecie, nie przypominając maszynerii oplecionej metrami kabli, którą możemy oglądać na fotografiach. Jest to jednak dopiero wierzchołek góry lodowej zmarnowanego potencjału tej wystawy, a zwłaszcza jej wątku dźwiękowego. Jak bowiem rozumieć fakt, że wobec braku nagrań „Audycji” nie pokuszono się o próbę ich rekonstrukcji? Na krajowej scenie eksperymentalnej, działa obecnie wielu współczesnych twórców (jednocześnie field rekordystów, kompozytorów, konstruktorów instrumentów), którzy w ramach artystycznej rezydencji potrafiliby tchnąć w sprzęt Łobodzińskiego nowe dźwiękowe życie, bądź na jego schemacie stworzyć nowy. Tymczasem obiekty pozostają w muzealnej formalinie, w oderwaniu od współczesnych i historycznych kontekstów, i – o zgrozo! – nieme. Warsztaty dźwiękowe, może jakiś koncert będący dedykacją dla autora, kuratorskie oprowadzanie wprowadzające w twórczość artysty i jej kulturowe tło? W programie wystawy próżno szukać innych wydarzeń niż jej otwarcie i zakończenie.
...to co z wydaje się najistotniejsze zostaje zmarginalizowane na rzecz malarstwa, które owszem jest główną materią działania artysty, ale zestarzało się dużo gorzej niż okołodźwiękowe idee wyrażone w jego pracach
W wypowiedzi udzielonej Izabelli Adamczewskiej z łódzkiego oddziału Gazety Wyborczej, Paweł Polit wskazuje, że celem wystawy było pokazanie nowatorstwa Andrzeja Łobodzińskiego. Tymczasem to co z wydaje się najistotniejsze zostaje zmarginalizowane na rzecz malarstwa, które owszem jest główną materią działania artysty, ale zestarzało się dużo gorzej niż okołodźwiękowe idee wyrażone w jego pracach. Jest to o tyle zdumiewające, że Łobodziński - malarz nie jest bynajmniej artystą zapomnianym na lokalnym gruncie, gdzie dość regularnie prezentowana jest jego twórczość. „Prace z lat 1956-1972” to wystawa niedoinwestowana merytorycznie, przywołująca najgorsze muzealne tendencje wystawiennicze, nie wchodząca w dialog z odbiorcą, pozostawiająca twórczość artysty samą sobie, w izolacji do świata zewnętrznego. A przecież odbywa się nie w jakiejś marginalnej galerii, a w dofinansowanej, prestiżowej instytucji, w której takie wystawy jak „Dźwięki elektrycznego ciała” (2012), czy „Notatki z podziemia” (2016) ustanawiały współczesny kanon w prezentowaniu dialogu sztuk wizualnych i dźwięku. Źródeł tego regresu można być może dopatrywać się bezpośrednio w programie Andrzeja Biernackiego, w którym jako jedno z wiodących zadań, które stawia przed sobą nowy dyrektor placówki, jest trwanie na straży „konsekrującej dzieło >>ramy muzealnej<<, stawiającej przed całą strukturą współczesnego sita krytycznego silniejszy niż zazwyczaj wymóg etycznej samorefleksji” (sic!). W odniesieniu do wystawy Łobodzińskiego oznacza to izolację (przepraszam, „konsekrację”) prac artysty w zamkniętym obiegu muzeum.
"Andrzej Łobodziński. Prace z lat 1956-1972"
Muzeum Sztuki w Łodzi
kurator: Paweł Polit
***
Niestety w recenzji nie zobaczycie dokumentacji fotograficznej wystawy. Pracownicy muzeum poprosili nas o przesłanie tekstu do oceny, czego, jak przystało na szanującą się redakcję, nie uczyniliśmy. Ocenę sytuacji, w której państwowa instytucja, finansowana z naszych środków, ma prawo do wyboru redakcji i decydowania, które teksty zasługują na towarzyszące im fotografie, pozostawiamy naszym czytelnikom i czytelniczkom...
________________
Bartosz Nowicki - pisze o muzyce i audiosferze. W latach 2012-2023 autor bloga „Raz uchem / Raz okiem” o niekomercyjnych zjawiskach w polskiej muzyce. Jego teksty ukazywały się m.in. w „Polityce”, „Gazecie Magnetofonowej”, „M/I Kwartalnik Muzyczny”. Stale współpracuje z „Dwutygodnikiem” i „Czasem Kultury”. Nasłuchuje i rejestruje odgłosy otoczenia. https://nasluchy.bandcamp.com/
________________