Witamy w krainie piękna i prawdy - wystawa obecnie wypełniająca przestrzeń galerii ASP na Piotrkowskiej 68 – jest wynikiem trzeciej już edycji warsztatów Akademii Sztuk Pięknych i Muzeum Sztuki w Łodzi.
By przypomnieć – idea jest bardzo prosta i oczywista, ale wciąż na łódzkim podwórku stanowi rzadki i niespotykany gatunek. Dwie ważne instytucje związane ze sztuką łączą swoje trajektorie, zapraszają do współpracy współczesnego artystę i w tej grupie w trakcie dwusemestralnych spotkań napędzają twórcze wrzenie, którego owocem jest wystawa. Szkoda, że w związku z tą okazją nie udostępnia się żadnej z sal Muzeum, tylko zwyczajowo spycha prace studentów do galerii na Piotrkowskiej, ale – jak to mówią – nie od razu Rzym zbudowano (miejmy nadzieję).
Warsztaty niby zawsze formułę posiadają tę samą – studenci najpierw uczestniczą w części wykładowej, która przybliżyć ma im doświadczenia i aktywności kuratorskie (w tym roku teoretyczno-praktycznymi spostrzeżeniami na temat projektów w przestrzeni miejskiej dzieliły się Aleksandra Jach, Agnieszka Pindera, Katarzyna Słoboda oraz Hanna Gill-Piątek), potem natomiast współpracują z zaproszonym artystą, kuratorem oraz Łukaszem Ogórkiem (kierownikiem Pracowni Multimediów ASP oraz jednym z pomysłodawców projektu) w celu stworzenia wystawy.
Za każdym razem dążenie do tego celu, jak i sam efekt końcowy różnią się jednak diametralnie. Wynika to głównie z obszaru zainteresowań artystki/y i jej/jego charakteru oraz metody twórczej, która rządzi ich działaniami. Choć do tej pory warsztaty odbyły się trzykrotnie to już ta niewielka liczba prezentuje całe spektrum możliwości. Raz kluczem było bazowanie na materiale zastanym w postaci gotowych już prac studentów, które należy połączyć i wspólnie zaaranżować, aby – choć kompletnie różne – opowiadały spójną historię (pierwsza edycja z Robertem Rumasem i Danielem Muzyczukiem). Drugi przypadek (warsztaty z Robertem Kuśmirowskim i Joanną Sokołowską) charakteryzował się wzmożonym tworzeniem, wylewaniem z siebie ogromu prac, szukaniem wewnątrz kontrastowych, czasem zupełnie nieoczywistych odnóg. Tym razem – dzięki Joannie Rajkowskiej i Oli Jach – idea opierała się na translacji, twórczym przetłumaczeniu oraz przeniesieniu obiektów i sytuacji z przestrzeni miejskiej do przestrzeni galerii. Jak nietrudno spostrzec – zupełnie inne metody pracy, wymagania i doświadczenia.
Z warsztatami mam relację insiderską – w dwóch na trzy edycjach brałam udział. Nie tylko same wystawy, ale i proces ich rodzenia przyszło mi zatem oglądać i dorzucić do owego swojego trzy grosze. O poprzednich nie będę już mówić, bo wystarczająco zostało napisane (odsyłam do tekstów autorstwa Joanny Glinkowskiej - (link) oraz swojego - (link). Skupmy się więc na edycji obecnej.
Joanna Rajkowska fundamenty dla tegorocznych warsztatów oparła na swym umiłowaniu do projektów publicznych i infekowania przestrzeni miejskiej. Motywem przewodnim dla wszelkich działań miała być tkanka miejska, a mówiąc precyzyjniej – egzystujące w niej dzieła sztuki. My studenci mieliśmy wybrać jakiś artefakt jasno do świata sztuki przynależny i poprzez kreatywny proces przetworzenia wygenerować dokumentację, która nie tyle w klasyczny sposób będzie archiwizowała, co tworzyła nową o nim narrację. Większość z nas jednak tego nie zrobiła.
Dużo ciekawsze okazały się bowiem prawdziwie żywe fragmenty tego miejskiego miąższu, sytuacje nieoczywiste, absurdy z podwórek i blokowisk, fakty odkryte pod ziemią. Myśl przewodnią nie tyle odrzuciliśmy – wypchnięcie ze ścian pracowni i zmuszenie do dociekań na zewnątrz sprawiło, że poszliśmy o krok dalej. Łódź podglądaliśmy od spodu, wywracaliśmy ją na lewo, czując, że szwy i skrywane łączenia powiedzą nam więcej. I tak wpadliśmy (często zupełnie przypadkiem zresztą) na absolutnie niesamowite instalacje w postaci butelek wbitych w ścianę na Bałutach czy rajskiego ogrodu wykwitłego między kamienicami w samym centrum miasta. Interesowały nas rzeki – które tę Łódź przecież zbudowały i wciąż dzielnie na barkach unoszą – a teraz zostało im tylko zapomnienie wśród wirów pod hałdami ziemi. Jeśli już pojawiła się sztandarowa dla naszego miasta Galeria Wielkich Łodzian to została przykryta i przy pomocy żywych ciał od wewnątrz poruszona, aby obudzić w niej nowe sensy.
Dojście do tego nie było łatwe. Joanna Rajkowska prezentuje bardzo określony stosunek do sztuki i jej funkcji, który nie każdy z uczestników podziela w swych prywatnych aktywnościach. Stąd wygenerowanych pomysłów przewinęło się zatrzęsienie, ale większość z nich szybko ginęła śmiercią tragiczną. Wypracowanie wspólnych wniosków trwało długo, o ile w zeszłym roku warsztatowa część opierała się głównie na kreacyjnym kołowrotku, tak tutaj większość czasu zajął dyskursywny ping-pong, który dopiero po wielu długich rundach pozwolił na wykrystalizowanie się konkretnych realizacji.
I choć wedle prowadzących poszczególne prace nie do końca tworzyły wspólną narrację, to wydaje mi się, że właśnie zupełnie zgodnie grały w jednej drużynie. Nie interesowała nas Łódź z przewodników, Łódź kanoniczna ani wpisana w jeden z reklamowych sloganów. Potraktowaliśmy ją nie jako produkt eksportowy, ale żywy organizm posiadający swoje siniaki i otarcia na kolanach. Dlatego w przestrzeni galerii zwizualizowaliśmy sytuacje osobliwe, które nas samych zadziwiły czy urzekły. Oddaliśmy głos temu, co nieme i zabetonowane, pozwoliliśmy oglądać ją pod mikroskopem bez używania wzroku. Schematycznym i dobrze znanym miejscom zmieniliśmy nasycenie i kontrast.
Stąd też tytuł wystawy – przepisany zresztą wprost z bałuckich murów. Interesowała nas prawda w każdym jej stanie skupienia i niezależnie od klasycznych standardów urody. Zamiast przypudrowywać jej sznyty i brud za paznokciem, im właśnie pozwoliliśmy powiedzieć własną historię, niezależnie od tego jak szczere być zapragną.
Małgorzata Pawlak (rocznik 94) – absolwentka twórczego pisania na Uniwersytecie Łódzkim, obecnie kontynuująca naukę na II stopniu kulturoznawstwa oraz Wydziale Sztuk Wizualnych łódzkiej ASP. Zajmuje się tworzeniem kolaży, malarstwem, działaniami interdyscyplinarnymi oraz słowną żonglerką, najczęściej w myśl zasady, że największa i najwspanialsza jest sztuka przerysowania.