Czy sztuka może pomóc nam zrozumieć doświadczenie, które nie jest naszym udziałem? Marta Czyż pisze o artystycznych przedstawieniach wojennej tragedii w Ukrainie, jako kontekst przywołując narracje o wielkich wojnach XX wieku.



W tekście, który napisałam cztery lata temu o wystawie „Wielka Wojna” w Muzeum Sztuki w Łodzi, analizowałam wydarzenia sprzed stu lat, na które można było spojrzeć, opisując sztukę tamtego czasu, bez epatowania świeżym bólem. Zadawałam też pytanie, wracając do kilku historycznych wystaw, jak można opowiedzieć dziś wystawą o wojnie, tak aby nie popadała w banał, nie skupiała się na współczesnej traumie, a równocześnie zachowała cechy artystycznego przekazu. Nigdy bym się nie spodziewała, że cztery lata później pojawi się najgorszy demon i historia zatoczy koło. Wprawdzie wydawałoby się, że ta cząstka Europy i wojna w Ukrainie nie jest powtórką z pierwszej ani drugiej wojny światowej, ale jak bardzo można się w tej kwestii mylić, mówi nie tylko totalna klęska naszego zaufania i wiary w odbudowę świata po drugiej wojnie światowej, ale też utrata wszelkich nadziei wypracowanych po 1989 roku.

Wystawa „Wielka Wojna” została podzielona na cztery etapy. Pierwszym z nich była „Ofensywa”, która w sztuce wyobrażona została ogromnym entuzjazmem i nadzieją. Była drogą do odzyskania nowego geopolitycznego porządku, szansą na niepodległość wielu państw, oderwaniem się od zaborczości i postaw imperialnych. Etap „Apokalipsa” uświadomił artystom, że wojna jest jednym wielkim mechanizmem siejącym zniszczenie, śmierć i na pewno nie jest żadną formą negocjacji. Dowodem tego był kolejny etap „Okaleczenie" i rozpad, z którego zgliszczy powstał czwarty, będący próbą odnalezienia się w postapokaliptycznym świecie, o bardzo życzeniowej nazwie „Nowy Porządek”. Wiązał się on jednak z próbą poskładania na nowo życia i nie tyle powrotu do status quo, ile wypracowania sobie go na nowo z pełną świadomością zadanych traum.

 

278

Paul Nash (1889 – 1946), Wire (Drut)", 1918, kredka, tusz, papier, 70,2 × 83,2 cm, Imperial War Museum, London




Znajdując się dziś w czasowym epicentrum wojny w Ukrainie, próbuję w jakikolwiek sposób przenieść kategorie z tamtej wystawy, aby móc odczytać ruchy tektoniczne odbywające się teraz w świecie sztuki. W tym tekście chcę odnieść się do dwóch wystaw, które obecnie trwają w Galerii Labirynt. Aby jednak w pełni zrozumieć sens pokazanych tam prac, wypada cofnąć się w czasie nie tyle do 24 lutego 2022 roku czy 2014, kiedy odbyła się aneksja Krymu przy użyciu rosyjskich sił zbrojnych, ale do 2004 roku i pomarańczowej rewolucji, kiedy ukraińskie społeczeństwo zmagało się z postkomunistyczną rzeczywistością w momencie chęci pójścia historycznie o krok dalej. Wszystkie plany spaliły na panewce i, choć świat obserwował to w wiadomościach, nikt nie był w stanie przewidzieć konsekwencji tamtych wydarzeń.

Pierwszy etap wojennej historii współczesnej Ukrainy można by nazwać „Ostrzeżenie”. Artyści i artystki masowo zaczęli podejmować wątki tożsamościowe, niepodległościowe, rozprawiać się z historią i współczesnością. Grupa R.E.P. mierzyła się ze starą i nową propagandą, tworząc język oparty na zasadach konstruktywizmu, zapowiadając klęskę obydwu. Ich prognozy spełniły się, a Ukraina różnymi fortelami i kąśnięciami rosyjskich kłów przerzucana jest z powrotem w stronę Rosji, której imperialna zachłanność nigdy nie ustała. W pewnym sensie wszyscy zostaliśmy oszukani, tylko Ukraina pozostała czujna na każdy, nawet najdrobniejszy sygnał. Nie chcieliśmy ich słuchać, a dzisiaj nie mamy wyjścia.

 

Okazało się, że ukraińska scena artystyczna jest nie tylko bardzo żywa i reakcyjna, ale także ciekawa, odmienna, atrakcyjna nie tylko wizualnie, wykorzystująca świeże, konceptualne gesty, które po raz kolejny udowadniają, że najciekawsza sztuka często powstaje w najmniej komfortowych warunkach



Etap, który moglibyśmy nazwać „Ofensywą”, rozpoczął się 24 lutego 2022 roku. Nie był to moment entuzjazmu, a raczej wyraźnej postawy mówiącej jasno: „Nie poddamy się, będziemy walczyć”. Dopiero, kiedy wojna osiągnęła fazę totalną, świat poczuł zagrożenie płynące zza ledwo zastygłej imperialnej kurtyny i zareagował. W ślad za mediami i politykami świat sztuki również zwrócił uwagę na naszych wschodnich sąsiadów. Okazało się, że ukraińska scena artystyczna jest nie tylko bardzo żywa i reakcyjna, ale także ciekawa, odmienna, atrakcyjna nie tylko wizualnie, wykorzystująca świeże, konceptualne gesty, które po raz kolejny udowadniają, że najciekawsza sztuka często powstaje w najmniej komfortowych warunkach.

Zeszłoroczne wystawy sztuki ukraińskiej były aktem odwagi i wyrazem propagandy zwycięstwa, mimo że nie wszystkie prace o tym mówiły. Wiele z nich wyraźnie odnosiło się do okrucieństwa i było rosyjską antypropagandą wieszczącą ostateczne zwycięstwo dobra nad złem. Jedną z pierwszych wystaw była „Defending the freedom” zorganizowana przez PinchukArtCenter w Scuola Grande di Santa Maria della Misericordia. Później odbyły się kolejne w Antwerpii, Bazylei, Davos, Kolonii, Londynie, Nowym Jorku i Brukseli, a także liczne dyskusje organizowane w europejskich miastach z udziałem krytyków, kuratorów, artystek, które znalazły się w danym momencie poza granicami kraju.

W październiku zeszłego roku w Muzeum Sztuki w Łodzi otworzyły się dwie wystawy, planowane jeszcze w 2021. Obie można by zaliczyć do innej kategorii: „Proroctwo” albo „Wizje”, gdyż odnoszą się one do utopii, opartych zarówno na dziedzictwie awangardy, jak i futurystycznych wizjach nowego porządku świata. Wystawa „Obywatele kosmosu” kuratorowana przez Daniela Muzyczuka rozwija awangardową koncepcję kosmizmu oraz doktryny Nikolaja Fiodorowa, w oparciu o prace współczesnych artystów: Antona Vidokle, Veroniki Hapchenko oraz Fedira Tetyanycha i kolekcję Międzynarodowego Instytutu Kosmizmu. Druga wystawa kuratorowana przez Agnieszkę Pinderę „I ogień, i popiół” to indywidualna prezentacja prac Nikity Kadana. Praktyka artysty polega w dużej mierze na sięganiu do zasobów ukraińskiej awangardy, zarówno do jej poetyckiej wyobraźni, jak i do utopijnych wizji przyszłości. Wykorzystuje te fragmenty i wchodzi z nimi dialog, podkreślając paradoksy współczesności. Prezentuje strzaskane witraże w Sali Neoplastycznej, rekonstruuje Gabinet Abstrakcji El Lissitzkiego. Kadan sprawnie operuje historycznymi dyskursami, łączy przeszłość ze współczesnością. Wystawa płynnie przechodzi do przyszłości, tak że trudno zorientować się, a już znajdujemy się na „Obywatelach kosmosu”. Wychodząc z niej, znów wkraczamy na „I ogień, i popiół”, zanurzając się z powrotem w krytycznej przeszłości w pracach Kadana.

 

MS WERNISAZ 7 10 FOTO HAWAWAW00437

Wernisaż wystawy „Obywatele kosmosu. Anton Vidokle z Veroniką Hapchenko, Fedirem Tetianyczem i Kolekcją Międzynarodowego Instytutu Kosmizmu". Fot. HaWa. Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

 

 

     Ile lat zajmie wymazanie z pamięci obrazów bezwzględnego świata, w którym dorastają? To jest proces, który może się nigdy nie zadziać

 



W listopadzie miało miejsce otwarcie dwóch kolejnych wystaw, tym razem w lubelskiej Galerii Labirynt. Pierwsza, „Śniły mi się bestie”, kuratorowana przez Katerynę Iakovlenko i Halynę Hlebę przy współpracy z galerią Artsvit z Dnipro w Ukrainie. Druga wystawa, kuratorowana przez Waldemara Tatarczuka „Repeat after me”, prezentuje jedną z ostatnich prac Open Group, ukraińskiego kolektywu, którego członkami są Yuriy Biley, Pavlo Kovach i Anton Varga. Są to pierwsze wystawy, które stanowią głos ze środka wojny. Trudno je jednak przyporządkować do kategorii z Wielkiej Wojny „Rozpad i okaleczenie”. Bardziej pasowałaby tu nazwa „Świadectwo”. Ukraina walczy i się nie poddaje, ale zostały zadane pierwsze rany. Psychiczny szok przeszedł już w pierwszy ból. Zaglądamy do otwartej rany. Nie broczy ona krwią, ale wyziewa z niej rozpacz, bestie, pustka i rodząca się trauma. Wystawa „Śniły mi się bestie” pokazuje rozpad, jaki niesie za sobą wojna. Za dramatycznymi, acz bardzo spokojnymi obrazami kryje się moc zniszczenia. Yana Kononova stworzyła dioramę z obrazów wizji lokalnej masowych grobów w pobliżu miasta Izium. Na zdjęciach zostawiła jednak samych ratowników skupionych wokół sosen. Kononova wycięła z nich zdjęcia ofiar. Pusty wojenny krajobraz widzimy też w filmie Dmytro Kozatskyego, przebywającego w Kombinacie Metalurgicznym Azovstal od początku oblężenia Mariupola. Nakręcił on film z ostatniego dnia pobytu w rozbitej fabryce. Jest to rodzaj pożegnania. Nie wiadomo, co zadzieje się dalej z Azovstalem ani z Kozatskym. Dokument napawa trwogą i niepewnością, pokazuje, że wojna to teoretycznie zbiorowy ruch, ale bywa też McCullersowym samotnym myśliwym. Codzienne zapisko-rysunki Ingi Levi z kolei aż za bardzo przywodzą na myśl tzw. Archiwum Ringelbluma. Historyk Emanuel Ringelblum współtworzący Oneg Szabat zainicjował utworzenie Podziemnego Archiwum Getta Warszawskiego. Grupa zbierała i opracowywała dokumentację żydowskich losów pod niemiecką okupacją. Dwie części archiwum (trzecia do tej pory nie została odnaleziona) zawierają setki fotografii, rysunków i akwareli. W cyklu Levi „Double Exposure” artystka nakłada na siebie dwie rzeczywistości: względnie bezpieczną codzienność i doniesienia z regionów dotkniętych wojną. Anna Zvyagintseva w bardzo poetycki sposób ukazuje strach o najbardziej bezbronne ofiary wojny, dzieci. Są one także uczestnikami tej wystawy. „Artsvit dla dzieci” to efekt zainicjowanych przez galerię warsztatów, które sprzyjały okiełznaniu strachu poprzez zachętę do konstrukcji plastelinowych potworów, mających ochronić dzieci przed złem, tytułowymi bestiami. Figurki funkcjonują jak amulety. Z kolei prace 30-letniego Yevhena Holubentseva, artysty z syndromem Downa, członka społeczności ateliernormalno pokazują prawdziwy świat wojny, jaki może być widziany oczami nie tylko dziecka, a także jaki obraz pozostaje w jego głowie. Co się na nich znajduje? Czołgi, czołgi pod domem, zasieki, rakiety i bomby. Ile lat zajmie wymazanie z pamięci obrazów bezwzględnego świata, w którym dorastają? To jest proces, który może się nigdy nie zadziać.

 

Snily mi sie bestie Yana Kononova fot2. Bartosz Gorka 4
„Śniły mi się bestie" - Yana Kononova, Galeria Labirynt, fot. Bartosz Górka


Snily mi sie bestie Yevgen Holubentsev fot2. Bartosz Gorka 2

„Śniły mi się bestie" - Yevgen Holubentsev, Galeria Labirynt, fot. Bartosz Górka 

 



Wojna to też dźwięki. Mnóstwo dźwięków. Czasem przeplatających się z ciszą. W jednej z bardziej znanych polskim czytelnikom i czytelniczkom książek ukraińskiego pisarza Serhija Zhadana „Internat” z 2017 roku główny bohater Pasza dociera w pewnym momencie do dworca pełnego ludzi. Nie czekają tam na pociąg, chowają się. Mają przy sobie tylko to, co byli w stanie w ciągu kilku minut wynieść z domu w trakcie ucieczki. Czekają, ale nie wiadomo na co czy na kogo. Co chwilę słychać wybuchy. Raz daleko, raz bliżej niż im się wydaje: „…po wybuchu zaczyna się przygłuszone wycie, potem znów robi się cicho. A potem znów cisza pęka za oknami i zaczyna się wycie.” Dźwięki są w stanie często wryć się w pamięć bardziej niż obrazy. Nie tylko w tej książce jest aż nazbyt dużo podobnych opisów. Ich echa wracają w najmniej oczekiwanych momentach, podczas słuchania odgłosu fajerwerków czy oglądania filmu. Nie da się ich powtórzyć.

 

W ostatnich minutach filmu Boris wspomina krzyk córki, która wybiegła po kolejnym bombardowaniu ze schronu krzycząc: „Idź precz wojno, idź precz wojno”



Praca Open Group „Repeat after me” to spotkanie ze świadkami. Nagrane zostało w okolicach Lwowa w obozie dla uchodźców ze wschodniej Ukrainy. Widzimy w nim Svietlanę, Antoninę, Yuriya, Ekaterinę, Irynę, Allę, Olenę i Borisa. Nie wiemy o nich nic więcej, poza tym skąd są i kiedy znaleźli się w obozie. Później zaczyna się opowieść o dźwiękach, o helikopterze, syrenie alarmowej, AK 47, czołgu T-80, ostrzale moździerzowym, bombardowaniu, ostrzale z wyrzutni rakietowych, ostrzale artyleryjskim, artylerii rakietowej. Każda świadkini i świadek naśladują je bez zająknięcia, mają je w głowie, nie muszą sobie ich przypominać. Wideo jest zrealizowane w konwencji karaoke. Bohaterki i bohaterowie odtwarzają odgłosy wymienionej wcześniej broni, a w podpisach wyświetla się ich transkrypcja. Potem mówią: „Powtarzajcie za mną” (repeat after me). Następuje cisza i podpisy zakreślają się zsynchronizowane z czasem ich odtworzenia. Przed ekranem stoją mikrofony. Stoję przy jednym z nich, ale ślina grzęźnie mi w gardle. Nie jestem w stanie powtórzyć, odtworzyć w jakikolwiek sposób usłyszanego huku i strzałów. Odpycham od siebie maksymalnie to doświadczenie. Ostatecznie nie jest ono moje. Patrząc na świadkinie i świadków wiem, że tylko oni są w stanie przekazać ton tego dźwięku, drganie ścian, świst w powietrzu. Dostaję szansę ich odtworzenia, ale tylko oni, tylko świadkowie są w stanie je wiernie powtórzyć. A ja wyobrażam sobie ich w środku tego koszmaru. Relacja wojny przeplatana ciszą i spokojem. Bez łez i dramatu ofiar. Czy ich spokojne twarze wieszczą zwycięstwo, czy są tak głęboką wiarą w nie? „Repeat after me” jest jedną z najbardziej przejmujących prac jakie można było zobaczyć w ciągu ostatniego roku. To nie tylko świadectwo wojny. To świadectwo okaleczenia i brutalnego rabunku, które spotkało wszystkich Ukraińców i Ukrainki. To głos z serca wojny, nie do powtórzenia. Open Group namawiając do „karaoke" wie, że nie odtworzymy tych dźwięków, nie doświadczymy ich. Dostaniemy jedynie porcję ciarek po plecach, słuchając świadków i patrząc w ich spokojne twarze. Gdzie jest gniew, spytamy, gdzie chęć mordu i zemsty? Nie dostaniemy go. W ostatnich minutach filmu Boris wspomina krzyk córki, która wybiegła po kolejnym bombardowaniu ze schronu krzycząc: „Idź precz wojno, idź precz wojno”. To są dźwięki wojny, komentuje.

 

fot2. E. Lipa 1

„Repeat after me”", Open Group, Galeria Labirynt, fot. Emilia Lipa

 



Obejrzane przez ostatni rok wystawy i prace należą do różnych porządków: przedwojennego, czasu wojny oraz tego, który sytuuje się w nieokreślonej przyszłości. Niektóre rozpatrują historię, inne są propagandą zwycięstwa. Te z Lublina wychodzą wprost z epicentrum wojny. Są bieżącym dowodem tragedii odbywającej się na naszych oczach. Sztuka jest więcej niż dowodem czy powstającym archiwum. Nie dotrzemy do niej dzięki codziennym informacjom z mediów, nie będziemy szukać jej w archiwach. Dzisiejsze doniesienia to obserwacja wszystkich wydarzeń właściwie w czasie rzeczywistym. Media przekazują istotne dla świata ruchy. W mediach społecznościowych możemy być na bieżąco obserwatorami wojennego koszmaru. Cyfrowy świat gwarantuje nam stałą relację z wydarzeń. Sztuka daje nam doświadczenie. Praca Open Group to nie tylko muzealne rozpatrywanie historii, dziś bardzo konieczne, wręcz niezbędne. „Repeat after me” daje nam namacalne poczucie koszmaru, prawie jak świadectwa Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej spisującej doświadczenia getta. Mamy tu coś więcej. Patrzymy na świadkinie i świadków, twarzą w twarz stajemy z nimi i tą niepokojącą zachętą: „Jeśli chcecie poczuć się jak my, powtórzcie”.

 

Czy wojna jest tylko doświadczeniem do odrobienia w trakcie jej trwania? Zdając sobie sprawę, jak powierzchownie podeszliśmy do obu wojen światowych, rozumiemy, że mimo wszystko musimy o niej opowiadać i przywoływać cały czas



Wracając do wspomnianych kategorii, jasne, być może jeszcze na nie za wcześnie, ale ostatnie lata popychają nas przynajmniej do próby spojrzenia z dystansu i klasyfikacji. Historia może rozpatrzeć to inaczej. Co właściwie będzie dla nas ostateczną lekcją wojny? Czy wojna jest tylko doświadczeniem do odrobienia w trakcie jej trwania? Zdając sobie sprawę, jak powierzchownie podeszliśmy do obu wojen światowych, rozumiemy, że mimo wszystko musimy o niej opowiadać i przywoływać cały czas. Inaczej nigdy nie zdamy sobie sprawy z tego, że strach i okrucieństwo zostały w nas wpisane na zawsze, podobnie jak obojętność.

Trudno opowiadać o wojnie wystawą, ale każda konstelacja prac, czy zwichrowana awangarda, czy pocięty obraz, czy tunel z mydła pomagają nam utwierdzić się w jednym. Najlepiej moim zdaniem ujmuje to Anda Rottenberg w podsumowaniu wywiadu na temat wystawy „Perspektywa wieku dojrzewania” w Zachęcie. Zapytana o sens robienia takich wystaw powiedziała: „Dziś powtarza się, że wojna ma swoje dobre strony. Ja jestem przekonana, że nie ma.” Gdybym miała dzisiaj wskazać ostatnią kategorię opisu wystawy o wojnie w Ukrainie, „Nowy Porządek” zamieniłabym po prostu na „Zwycięstwo”.



___________________



Marta Czyż -  historyczka sztuki, kuratorka i krytyczka.

 

___________________

 

Zdjęcie  główne: Wernisaż wystawy I ogień, i popiół. Nikita Kadan". Fot. HaWa. Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

Patronite