Celebracja różnorodności łódzkiej sceny artystycznej, wspólnotowych działań opartych na zaufaniu, a także kulturotwórczej działalności artystów-społeczników znajduje się w centrum wystawy „Kto to wymyślił?” w inLodz21. Z jej autorem, Łukaszem Ogórkiem, artystą, kuratorem i profesorem ASP w Łodzi rozmawia Karolina Maciejewska.
Zacznijmy od tytułowego „Kto to wymyślił?”, które odnosi się do twojej decyzji, by nie ujawniać tożsamości autorek i autorów prac przez pierwsze 10 dni trwania wystawy i przez ten czas sygnować całość jedynie swoim nazwiskiem. Podjąłeś grę z praktykowanym w sztuce przez stulecia przywłaszczeniem autorstwa, które niegdyś przejawiało się w podpisywaniu dzieł jako „warsztat Rubensa”, a dziś te praktyki nadal są stosowane, choć w trochę inny sposób. Czy możesz opowiedzieć, co sprowokowało ten pomysł i dlaczego oparłeś na nim całą wystawę?
Był to wynik sformułowanego w otwarty sposób zaproszenia do współpracy. Gdy Adam Mazur zaprosił mnie na spotkanie, wyraził swoją otwartość na działanie indywidualne, kuratorskie, a także, być może, na coś upamiętniającego samego Hilarego Majewskiego, z naciskiem jednak na to pierwsze. Przygotowałem kilka ewentualności swojej wystawy, ale kiedy przyszedł mi do głowy pomysł na „Kto to wymyślił?”, to nie miałem już wątpliwości, że chciałbym go zrealizować, mimo pewnych przeciwności. Kamienica Majewskiego jest bardzo wdzięczną przestrzenią do efemerycznych, niematerialnych działań, które mi się zdarzają. A tu zaproponowałem coś zupełnie odwrotnego, czyli m.in. malarstwo w przestrzeni, gdzie nie można wieszać obrazów. To była pewna trudność, którą, oczywiście, w kreatywny sposób można było przezwyciężyć. Taka jest pokrótce geneza sytuacji wyjściowej.
Napisałem krótki tekst, w którym nawiązałem do historii miejsca – domu Hilarego Majewskiego, głównego architekta miasta, i do wielkiej niewiadomej dotyczącej faktycznego autorstwa części sygnowanych przez niego projektów. Zaproponowałem, że wcielę się w podobną rolę, ale od początku z przymrużeniem oka. Założeniem było, że nie będziemy starali się nikogo wprowadzić w błąd co do autorstwa prac. Chodziło raczej o stworzenie przestrzeni do fantazji, jakby to było, gdyby to wszystko było moje. Uznałem, że najlepsze, co można zrobić, aby pójść tą ścieżką, to zwrócić się do znajomych, przyjaciół, do osób, którym miałem śmiałość proponować udział w tak dwuznacznym przedsięwzięciu. To z kolei wpłynęło na sposób myślenia o zbiorze prac, które dzięki tej współpracy miałyby pojawić się w przestrzeni kamienicy. Zależało mi też na wprowadzeniu symetrii – podzieleniu wystawy na dwie odsłony: pierwszą, czyli grę, zgadywankę, niewiadomą, i drugą, która miałaby dać odpowiedź na tytułowe pytanie i jednocześnie w świetle jupiterów wyświetlić autorki i autorów poszczególnych prac. Obecnie trwa druga odsłona – na afiszu są już wszystkie nazwiska, a na wystawie opisom poszczególnych prac towarzyszą też imiona i nazwiska autorów.
Ta forma upamiętnienia Hilarego Majewskiego jest co najmniej przewrotna. Nie oddajesz mu honoru wprost, raczej poddajesz jego praktyki krytycznej rewizji.
Nie wiemy do końca, czy to nie jest nieścisłość wywodząca się z procedury urzędowej. Moja intencja względem Hilarego Majewskiego żadnego krytycznego bagażu nie niosła, raczej traktowałem to jako źródło inspiracji, punkt wyjścia i rodzaj zagadki. Mechanizmy zawłaszczające istnieją do dzisiaj, więc siłą rzeczy ten pierwiastek też wybrzmiewa na wystawie, ale niekoniecznie z naciskiem na Majewskiego.
Wystawa jest też demonstracją fantastycznej sceny artystycznej. Można zobaczyć, że mamy na naszym podwórku niezwykłe postacie, które wywodzą się z różnych środowisk
W Majewskiego wcielasz się też poniekąd za sprawą twojego portretu autorstwa Macieja Łuczaka, który wisi na honorowym miejscu niczym podobizna właściciela kamienicy lub mecenasa artystów, choć nie jest namalowany w „monachijskich sosach”. To kolejny mocny, a zarazem żartobliwy gest.
Przyznam, że miałem z tego frajdę. Maciej Łuczak maluje portrety i prowadzi galerię Pracownia Portretu. Wiedziałem o istnieniu przedstawiającego mnie obrazu, który kiedyś namalował, nie spodziewałem się jednak, że z tej okazji powstanie kolejny. Kiedy zobaczyłem nowy obraz w całej okazałości, 1,40 na 1,40 m, wyglądało to dosyć spektakularnie. Uznałem, że wyeksponowanie własnego wizerunku w takiej formie będzie całkiem zabawne i nieco paradoksalne, w tym sensie, że przeważnie przyświeca mi idea działań bezosobistych, nie funkcjonuję w mediach społecznościowych. Słaba widoczność jest mi bliższa, a w tym przypadku stało się zupełnie odwrotnie. Podczas oprowadzania, stojąc pod wielką podobizną siebie, wspomniałem, że Maciej pozwolił mi na odrobinę megalomanii. Będę to miło wspominał, natomiast jest to mały psikus względem własnej postawy na co dzień.
Wspomniałeś o zaufaniu i współpracy z bliskimi ci osobami. Można odnieść wrażenie, że koncepcja wystawy w pewnym sensie odzwierciedla charakter wnętrz Kamienicy Majewskiego – jest w niej ostentacyjny eklektyzm tematów, form i środków wyrazu. Zaprosiłeś twórczynie i twórców malarstwa, fotografii, obiektów, wideo, instalacji, mody czy muzyki. Czym kierowałeś się, wybierając te osoby do projektu? Jaką opowieść o łódzkiej sztuce chciałeś zbudować?
Nie dawniej jak godzinę temu, podczas oprowadzania studentek Uniwersytetu Łódzkiego, wspominałem o tym, że od 8 lat współprowadzę warsztaty z muzeum. Do tej pory współpracowałem z Muzeum Sztuki w Łodzi, a w tym roku jest to Centralne Muzeum Włókiennictwa. Warsztaty mają na celu zaznajomienie uczestniczek i uczestników z zasadami budowania wystaw. Przepracowaliśmy najróżniejsze metody, od bardzo klasycznych, z pracą na modelu przestrzeni, w której buduje się narrację, w odpowiedni sposób zestawiając wątki występujące w poszczególnych pracach, po odchoreograficzne narracje i różne inne opcje. W tym wypadku uznałem, że wobec tytułowej zagadki najbardziej adekwatna będzie zasada kontrastu. Starałem się zbudować ekspozycję w ten sposób, mimo wątków, które można by poprowadzić jako wspólne dla poszczególnych prac – mamy tu motyw pracy, motyw upływającego czasu, mamy realizacje audialne. Zatrzymałem się jednak na tym, że kontrast jest czymś pożądanym. Kilka prac musiało znaleźć się w tym, a nie innym miejscu z uwagi na swój charakter, a komponowanie całej reszty okazało się być działaniem intuicyjnym, trochę jak meblowanie mieszkania. I na koniec cechy poszczególnych prac zarezonowały z tym, jak estetycznie przedstawiają się te eklektyczne, bogate w dekoracje wnętrza. Ten porządek estetyczny jest trochę bonusem, ale, jak sądzę, wybrzmiewa na korzyść ekspozycji.
Wystawa jest też demonstracją fantastycznej sceny artystycznej. Można zobaczyć, że mamy na naszym podwórku niezwykłe postacie, które wywodzą się z różnych środowisk. Niektórzy skupiają się wokół sceny muzycznej Ignorantki. Są też osoby niekształcone artystycznie, z zupełnego undergroundu. Niezwykłe jest też to, że szereg artystów nie ogranicza się do własnej pracy twórczej, ale funkcjonuje kulturotwórczo. Są to osoby prowadzące galerie: Joasia Szumacher, Zbyszek Olszyna, Maciej Łuczak, ale także Martyna Konieczny, która prowadzi warsztaty z dziećmi w Fundacji Działania, czy Justyna Banaszczyk i Darek Pietraszewski z Ignorantki. Nieco ukrytą warstwą opowieści o tym, co się dzieje w mieście, są też ciekawe miejsca, a nie tylko sami twórcy i ich prace.
Gdy artysta próbuje skorzystać ze swojej szansy, często musi dokonać wyboru va banque. Z drugiej strony, kiedy rozmawiam z twórcami ze sceny niezależnej, to oni zadają pytanie: czym taka gonitwa za uznaniem, za sprostaniem oczekiwaniom rynku komercyjnego różni się od pracy w korporacji?
Przywołałeś skojarzenie z meblowaniem domu, które też przyszło mi do głowy podczas oglądania ekspozycji. Jesteś kolejnym kuratorem, artystą, który musiał zmierzyć się z wyzwaniem, że w kamienicy nie wolno ingerować w zabytkowe wnętrze. Zaproponowany przez ciebie sposób ekspozycji udomawia tę przestrzeń – coś wisi na klamce, coś zostało rzucone na podłogę, coś stoi na parapecie. Niektóre z prac tak dobrze wpisały się w kontekst, że można je przeoczyć. Jakie doświadczenie chciałeś zaprojektować dla odbiorczyń i odbiorców? Wiem, że w twojej praktyce artystycznej projektowanie doświadczenia odbiorczego jest ważne.
Przydały mi się lata praktyki działań w Galerii Czynnej, którą prowadzę razem z Marcinem Polakiem i Tomkiem Załuskim, ponieważ w tym przedsięwzięciu zwykliśmy stawiać na niezwykłe lokalizacje. Galeria nie ma stałej siedziby, organizujemy wystawy w nietypowych miejscach, które zazwyczaj korespondują z pracami zaproszonych do współdziałania artystów. W Galerii Czynnej mamy bardzo mało czasu na przygotowanie ekspozycji, która zwykle wyświetla się krótko, przez weekend. W tym przypadku bezpieczny zapas czasu był luksusem, ale sama zasada działania była w pewnym sensie podobna – bardzo charakterystyczne wnętrze i prace, które chcesz pokazać możliwie najlepiej. Więc z jednej strony wskazałbym doświadczenie, a z drugiej strony intuicję. Budowanie wystawy musiało mieć charakter intuicyjny, bo nie zawsze miałem możliwość zobaczyć prace wcześniej. Na wystawie znalazły się takie, które wypatrzyłem w przeszłości, ale kilka realizacji powstało specjalnie na tę okoliczność.
To kolejna wystawa w inLodz21, w przypadku której bogate wnętrza burżuazyjnej kamienicy prowokują artystki i artystów do interakcji, mimo że ich styl pozornie koliduje z językiem sztuki współczesnej. Grzegorz Demczuk, Zbigniew Olszyna i Dagmara Bugaj wprost nawiązują do konwencji malarstwa iluzjonistycznego i elementów wystroju budynku. Jaka część prac powstała specjalnie na tę ekspozycję i jak przebiegały twoje relacje z ich autorkami i autorami w tych procesach? Czy kamienica faktycznie wywierała na was wpływ?
Różnie to wyglądało. Prace, które łączy aspekt iluzoryczności, powstawały z różnych pobudek. W realizacji Grzegorza Demczuka stałą jest tarcza zegara, natomiast tło przedstawiające fragment wnętrza, w którym ten utwór się znajduje, domyślnie każdorazowo ma się zmieniać. Jeżeli ta praca będzie prezentowana w innej przestrzeni, będzie miała inne tło. W tym przypadku istotna była zasada wtopienia pracy w charakter estetyczny wnętrza. U Dagmary Bugaj prym wiódł jej dialog z fotografią, rodzaj transformacji obrazu materialności do czegoś niematerialnego, z powrotem do materii i towarzyszące temu przeistoczenie.
Wszystkim autorkom i autorom przesyłałem poglądowe fotografie wnętrz kamienicy, więc byli świadomi, do czego zmierzamy. Nie zawsze jednak powstałe prace zakładały odniesienie do wsobnej specyfiki miejsca, niekoniecznie miały charakter site-specific. Praca Agnieszki Chojnackiej, która wiąże się z wyglądaniem przez okno, jest wpisana we wnętrze wystawy w więcej niż stu procentach. Praca Marty Krześlak też powstawała specjalnie z myślą o tym miejscu, a jednocześnie nie nosi ewidentnych cech powtarzających występujące w nim elementy. Wiem, że we wspomnianym portrecie Maćka Łuczaka można zauważyć ornamenty, które nawiązują do tego, gdzie ten obraz się znajduje.
Ale na przykład praca Ani Bąk „Bootleg dla słonecznika” powstała z dedykacją dla… mnie. Instalacja podszyta jest treściami o osobistym charakterze, ale nie zakłada interakcji z wnętrzami. Czasami wspaniale udawało się połączyć to, co przyszło, z tym, co zastane, czego przykładem może być fotografia Amelii Pelc Gonery wyeksponowana we wnęce pieca kaflowego. Szczęśliwie format okładki płyty winylowej i wymiary wnęki, a także paleta barw fotografii i pieca pięknie się ze sobą połączyły, co początkowo wcale nie było zamierzone.
Widok wystawy „Kto to wymyślił?", po lewej Eternal Shipping Ltd. (Joanna Dyba, Franek Ammer) , „Kampania marketingowa Eternal Living", po prawej Grzegorz Demczuk, „Już niedługo, już za moment, już za chwile, za chwil kilka, niezadługo, za sekundę, lada moment, lada chwila, za niedługo i za moment, za chwile, niedługo, niebawem, już prawie, jeszcze moment, jeszcze chwila, moment, chwila, chwila moment, zaraz, wkrótce, momencik, chwilunia, chwilka, minutka, chwileczka, tuż-tuż, już - już, wnet, sekunda, sekundka, dopiero co, ledwo co, przed chwilą, chwile temu, przed chwilunią, przed momentem, ostatnio, przedtem, moment temu, ledwie co, tylko co, ledwie, świeżo po, ledwo, właśnie co, niedawno...", fot.. Anna Zagrodzka
Wystawa ma wiele wątków i tematów, bo każdy artystów i artystek wnosi swoje zainteresowania i światopogląd, ale jednym z wiodących motywów wydaje się być humor. Wiele z prac ma żartobliwy charakter, chociażby dzieła Justyny Banaszczyk, Agnieszki Chojnackiej, Kamila Wesołowskiego, Joanny Dyby i Franka Ammera. Komizm i humor wydają się też być elementami twojej praktyki artystycznej. Wiemy skądinąd, że jest to potężne narzędzie oddziaływania na rzeczywistość. Czy jest dla ciebie ważne?
Przyznam, że najchętniej postawiłbym na dobry humor jako coś, czego potrzebuje każdy człowiek. Najchętniej rozpatrywałbym pojęcie humoru w tych kategoriach. Chociaż na wystawie są także zupełnie poważne prace z osobistymi, ważnymi treściami. Absolutnie nie wszystko jest żartem. Natomiast widziałbym to w ten sposób, że jest tam miejsce na uśmiech i pogodę ducha. Jeżeli miałbym czegoś komuś życzyć, to byłoby to dobre samopoczucie. Oczywiście istnieją najróżniejsze sposoby osiągnięcia tego stanu, ale na pewno uśmiech jest czymś sprzyjającym.
Jak wspomniałeś, na wystawie są elementy kontrapunktowe, z innych rejestrów. Moją uwagę zwróciły wątki związane z mistycyzmem i tajemnicą, które wyczułam m.in. w pracach Joanny Szumacher, Marty Krześlak i Ewy Żochowskiej. Czy ten trop jest słuszny? Czy mógłbyś opowiedzieć o kształtowaniu kontrastów i napięć między pracami?
Jeśli chodzi o budowanie kontrastu, to w pewnej mierze wystarczyło zrezygnować z budowania porządku w klasyczny sposób. Wystarczyła odrobina uważności, żeby ten kontrast podtrzymać, nie wymagało to jakichś szczególnych zabiegów.
Z obszarem metafizyki zazwyczaj jest tak: żeby odebrać te rejestry, przeważnie trzeba wstępnie mieć w sobie pierwiastek, który wchodzi w reakcję z oczekującą na ciebie treścią. Obserwuję to na każdej płaszczyźnie życia, wierzę, że tak to działa. W tym sensie na wystawie można znaleźć papierki lakmusowe, elementy, które po rozpoznaniu mogą uruchomić tę warstwę w sposobie myślenia. Zdaję sobie jednak doskonale sprawę, że to nie jest atrakcyjne, zrozumiałe, dostępne dla wszystkich w tym samym stopniu. W przypadku każdej z prac na wystawie ta rozgrywka toczy się na kilku poziomach. Możesz wybrać, czy chcesz być beneficjentką jednego, czy kilku, w zależności od tego, kim jesteś, czego szukasz.
Widok wystawy „Kto to wymyślił?", po lewej: Zbigniew Olszyna „W poszukiwaniu piątej klepki" i Ewa Żochowska „Uśmiech nr 1", , fot. Anna Zagrodzka
Mam wrażenie, że ta wystawa wymyka się odbiorczyni czy odbiorcy za sprawą właśnie zaplanowanej chaotyczności i wielowarstwowości. Nie da się zredukować do jednego tematu czy wiodącego konceptu kuratorskiego, co jest jej wielką zaletą, ale może też być, jak mówisz, w niektórych wypadkach wyzwaniem odbiorczym.
Liczę się z tym. Ale jeśli robisz coś, w co wierzysz, i starasz się robić to najlepiej, jak potrafisz, nie musisz tak bardzo liczyć się z domniemanymi oczekiwaniami. Odnajdujesz w tym działaniu rodzaj wewnętrznego azymutu, który może stanowić pewną prawdę o aktualnym stanie rzeczy i aktualnym stanie osoby, która za takim gestem stoi.
Do miejsca prezentacji prac w najbardziej bezpośredni sposób, ale z przymrużeniem oka, odnosi się Marcin Polak, który poprosił wróżkę-artystkę Polę Godot o przepowiedzenie przyszłości inLodz21. Jej ocena sytuacji jest umiarkowanie optymistyczna. A jaka jest twoja wróżba dla instytucji, nie tylko tej, ale instytucji sztuki w ogóle, w specyficznym momencie dziejowym, po przełomowym 15 października i w przededniu wyborów samorządowych? Czy organizatorzy miejskich galerii i muzeów powinni zapoznać się z wróżbą Poli?
Przy okazji otwarcia wystawy miałem okazję poznać Polę Godot i wspominałem jej, że kiedy chodziłem do liceum, sam posługiwałem się kartami tarota. Ta realizacja przywołała odległe wspomnienie związane z próbami przewidywania tego, co nastąpi. Teraz wychodzę z założenia, że jest to działanie dosyć płonne. Bliższe niż przewidywanie przyszłości jest mi reagowanie na teraźniejszość. W ten sposób funkcjonuję i z tej perspektywy, nie tylko jako autor wystawy w Kamienicy Majewskiego, ale jako mieszkaniec tego miasta, bardzo cieszę się, że zaistniała ta instytucja kultury i dzieją się tam rzeczy różne. Przede wszystkim widzę ją jako element bardzo wzbogacający pejzaż kulturowy miasta i chciałbym, żeby w przyszłości sprawy miały się co najmniej tak dobrze jak do tej pory. Kluczowy wpływ ma na to Adam Mazur, doskonały specjalista w swoim fachu, co w połączeniu z doświadczonym zespołem pozwala przypuszczać, że ta przyszłość będzie świetlana.
Mówiłem wcześniej, że można patrzeć na tę ekspozycję przez pryzmat wielu organizacji, miejsc kultury niezależnej tworzonych przez jej uczestników. Te miejsca to jest coś wspaniałego i historycznie charakterystycznego dla Łodzi, co powinno być chronione jako lokalne dobro. Sformułowanie „chronione” może brzmieć niepoważnie, ale mówiąc zupełnie poważnie, wsparcie finansowe jest formą ochrony cennych, występujących tu lokalnie dóbr i zjawisk. Więc jeśli pytasz o wybory i przyszłość, to nie wiem, jak będzie, ale wiem, jak chciałbym, żeby było – aby wsparcie otrzymywały miejsca, które na to zasługują.
W trakcie swojego oprowadzania wymieniłeś wszystkie te miejsca, co było fajnym gestem. Większość z nich nie uzyskuje miejskiego wsparcia w żadnej formie, nie tylko finansowego, ale i promocyjnego, co też mogłoby być pomocne. Myślę, że chcielibyśmy, żeby wróżka Pola przepowiedziała nam, że te fantastyczne inicjatywy zostaną wreszcie docenione jako wielki kapitał tego miasta.
Zgadzam się w pełni.
Ta wystawa jest w pewnym sensie zapisem aktualnego stanu rzeczy, widzianego z mojej perspektywy. Składa się z prac osób, z którymi na codzień mam kontakt, które cenię, z którymi się przeważnie lubimy
Pozostańmy w temacie obiegu instytucjonalnego. Wydaje mi się ciekawe i ważne, że połączyłeś nie tylko różne tematy i media, ale także artystki i artystów z różnych rejestrów i na różnych etapach twórczej drogi. Obok wystawianych na świecie i nagradzanych twórców zaprezentowałeś osoby, które od niedawna są na rynku sztuki, jak Krystian Markus, Martyna Konieczny czy Amelia Pelc Gonera. Wiem, że walczysz z gatekeepingiem nie tylko w swojej pracy na uczelni, ale także po godzinach. Czy możesz opowiedzieć więcej o pracy i relacjach z młodymi?
Praca z młodymi osobami jest dla mnie czymś naturalnym, chociażby dlatego, że jestem profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Jest to część mojej codzienności, którą bardzo lubię. Jestem też osobą towarzyską, przyjaźnię się z ludźmi z najróżniejszych środowisk i roczników. Zresztą, gdy sam zaczynałem studia, mogłem doświadczyć dobrodziejstwa kontaktów z rówieśnikami, ale i przyjaźni z osobami starszymi od siebie. Dzięki temu doświadczeniu relacje międzypokoleniowe zawsze wydawały mi się naturalne i chwaliłem sobie ten rodzaj wymiany. Jest w tym bogactwo, bo ludzie są różni, a poszczególne środowiska nie muszą być zamknięte. Ta wystawa jest w pewnym sensie zapisem aktualnego stanu rzeczy, widzianego z mojej perspektywy. Składa się z prac osób, z którymi na codzień mam kontakt, które cenię, z którymi się przeważnie lubimy. Myśląc w tych kategoriach, bardzo łatwo można się uwolnić od przywiązania do jednorodności. Tak po prostu jest: jesteśmy otoczeni ludźmi młodszymi, ludźmi starszymi. Jedni są z mojego środowiska pracy, inne osoby znam z kawiarni czy z koncertu. W porządku wystawy starałem się zawrzeć to doświadczenie ze swojej codzienności.
Mówisz o tym skromnie, ale wiem, że na wielu polach aktywnie wspierasz młode artystki i artystów. Jestem ciekawa, jak oceniasz sytuację osób debiutujących obecnie w świecie sztuki, zarówno jeśli chodzi o instytucje, jak i rynek?
Położenie twórcy jest trudne, twórcy początkującego i nie tylko. Co z tym można zrobić, jest stałym tematem rozmów. Moim obszarem działań jest przede wszystkim lokalność i w związku z tym moje możliwości też mają charakter lokalny, a chciałoby się życzyć różnym zdolnym osobom większego świata. Dostęp do tego większego świata potrafi być przymknięty. Nie czuję się szczególnie kompetentny w tej materii, bo nie śledzę nieustannie, jak się sprawy mają. O ile jestem w stanie zorientować się na podstawie rozmów ze znanymi mi osobami, to mamy taki porządek rzeczy, że po skończeniu studiów istnieje szansa utrzymywania się z twórczości. Tę szansę daje przeważnie scena komercyjna, a co bardziej znaczące galerie związane z tą sceną znajdują się w stolicy. To powoduje przeprowadzki i centralizację kosztem lokalności. Gdy artysta próbuje skorzystać ze swojej szansy, często musi dokonać wyboru va banque. Z drugiej strony, kiedy rozmawiam z twórcami ze sceny niezależnej, to oni zadają pytanie: czym taka gonitwa za uznaniem, za sprostaniem oczekiwaniom rynku komercyjnego różni się od pracy w korporacji? Jeżeli chodzi o obciążenie psychiczne, ograniczenie swobody twórczej i „targetowanie oferty” na klienta, to można te dwa światy porównać. Wiąże się z tym niebezpieczeństwo zgubienia czegoś wyjątkowo cennego – swojego poczucia wolności, niezależności. Kiedy stajemy się dorośli, przeważnie zderzamy się z tym problemem. Na koniec dnia każdy sam odpowiada sobie, jak widzi siebie wobec możliwości, z którymi ma aktualnie do czynienia.
Otwarcie wystawy „Kto to wymyślił?”, praca Adriana Jaszczaka „Bez tytułu", fot. Tomek Ogrodowczyk
Na twojej wystawie nie tylko dolna, ale i górna granica wieku jest niska – prezentujesz przede wszystkim osoby młode i w wieku średnim, twórczynie i twórców, którzy się obecnie intensywnie rozwijają. Ta wystawa prezentuje inny wycinek pejzażu łódzkiej sztuki niż często możemy oglądać, bo jednak wciąż wiele instytucji ciąży ku pokazywaniu profesorów, nestorów i mistrzów, oczywiście mężczyzn.
W pierwszej kolejności chciałem zaprzeczyć twoim słowom, bo tam, gdzie chodzę, tak nie jest. Przeważnie trafiam na wystawy zróżnicowane albo poświęcone właśnie najmłodszym, którzy najbardziej potrzebują wsparcia na starcie. Ale wystarczy chwilę się zastanowić, żeby przypomnieć sobie, że istnieje drugi świat, w którym proporcje nie wyglądają tak dobrze. Natomiast przygotowując tę wystawę, nie miałem na celu sprofilowania jej w konkretny sposób pod względem wiekowym. Dobór osób wynikał w naturalny sposób z tego, z kim aktualnie miewam styczność.
Przywołałeś wcześniej swoją działalność w Galerii Czynnej. Wiem, że w waszą formułę wpisana jest nieregularność i efemeryczność, ale czy Czynna wkrótce powróci? Czy możemy się spodziewać z waszej strony niebawem nowej aktywności?
Tak, Galeria Czynna wciąż istnieje i ma plany. Od samego początku nieregularne działanie jest w definicji tej organizacji. Chyba mogę już zdradzić, że szykujemy premierowy pokaz filmu Agnieszki Chojnackiej, ale ostateczny termin zależy od gotowości artystki. Czekamy na informację, kiedy to będzie możliwe. Jesteśmy także przewidziani w planie wystawienniczym październikowego Festiwalu Łódź Czterech Kultur. Bardzo lubię przedsięwzięcia Galerii Czynnej, to jest fenomenalne doświadczenie, gdy można połączyć siły z Tomkiem Załuskim i Marcinem Polakiem. Chciałbym, żebyśmy zrobili razem jak najwięcej.
Już trochę rozmawialiśmy o tym, że wystawa „Kto to wymyślił?” wydaje się być przedłużeniem Twojego sposobu bycia w świecie – opartego na budowaniu wspólnot i komunikacji w atmosferze serdeczności i życzliwości. W jaki sposób łączysz czy, przeciwnie, oddzielasz własną praktykę artystyczną, pracę kuratorską i akademicką? Czy te obszary zasilają się wzajemnie?
W pierwszym odruchu powiedziałbym, że to się wszystko przenika. Wierzę, że można utrzymywać przyjacielskie relacje z osobami studiującymi, a te relacje mogą znajdować swoje rozwinięcie w działaniach poza akademią. Zresztą we wspomnianej Galerii Czynnej wielokrotnie pokazywaliśmy osoby studiujące w pracowni. Uważam to za coś dobrego. Warsztaty z Muzeum Sztuki, a teraz z Centralnym Muzeum Włókiennictwa, też mają w swoim charakterze podobny rodzaj otwartości. To jest okazja dla studentów, żeby podjęli współpracę z kuratorem spoza uczelni oraz twórczynią bądź twórcą spoza środowiska. Tak, naturalna wydaje mi się twierdząca odpowiedź – wierzę w otwartość, różnorodność, nierozgraniczanie, kiedy tylko to jest możliwe.
Na wystawie w inLodz21 wykonałeś unik przed prezentowaniem własnej twórczości, a czy planujesz coś indywidualnego? Jakie są twoje osobiste plany artystyczne?
Nie był to unik, ponieważ wystawa w inLodz21 jest elementem mojej twórczości, często polegającej na stwarzaniu określonej sytuacji. Aktualnie pracuję nad trzema przedsięwzięciami, każde z nich także ma charakter kolektywny. To jest aktywność, którą uważam za najcenniejszą. Pracuję nad nowymi, dużymi rzeczami, ale nie wiąże się z tym potrzeba eksponowania wyłącznie własnej indywidualności. Ten wymiar współpracy, wymiany, wspólnoty to jest mój wymiar.
„Kto to wymyślił" Łukasz Ogórek, inLodz21
Artystki i artyści: Ania Bąk, Dagmara Bugaj, Agnieszka Chojnacka, Grzegorz Demczuk, Eternal Shipping Ltd, FOQL&Copy Corpo, Maciej Łuczak, Adrian Jaszczak, Martyna Konieczny, Marta Krześlak, Krystian Markus, Młot Ambiento, Amelia Pelc-Gonera, Zbigniew Olszyna, Anita Osuch, Marcin Polak i Pola Godot, Serhiy Sokurenko, Sandra Mikołajczyk, Joanna Szumacher, Kamil Wesołowski, Ewa Żochowska
________________
Łukasz Ogórek—tworzy prace konceptualne oparte na przygotowywanych przez siebie scenariuszach. Często mają one charakter dyskretnych interwencji w przestrzeń wystawy – wizualnych lub audialnych. Zwracają one uwagę na charakter przestrzeni, relacje między twórcą a publicznością, schematy konstruowania wystaw, ale też wydarzeń partycypacyjnych. Razem z Marcinem Polakiem i Tomaszem Załuskim prowadzi nomadyczną Galerię Czynną. Jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi (2003). Od 2004 roku pracuje na macierzystej uczelni, od 2013 roku kierując Pracownią Multimediów na Wydziale Sztuk Wizualnych. W 2011 roku obronił pracę doktorską w dziedzinie sztuki, a od 2019 roku ma tytuł doktora habilitowanego. Od 2021 roku profesor uczelni. (Katarzyna Słoboda – Muzeum Sztuki)
________________
Karolina Maciejewska – kulturoznawczyni, autorka tekstów poświęconych sztuce, fotografii, filmowi, designowi i rozwojowi branży kultury. Zajmuje się tworzeniem i redagowaniem treści, komunikacją i PR dla wielu łódzkich instytucji kultury. W przeszłości związana m.in. z Centralnym Muzeum Włókiennictwa i Narodowym Centrum Kultury, gdzie współtworzyła i koordynowała program dotacyjny MKiDN Kultura Dostępna.
________________