Już w samym założeniu spektaklu ujawnia się przepaść pokoleniowa – pomiędzy tymi, co z resentymentem rozgrzebują przeszłość, a tymi, którzy chcą skupić się na tym, co jeszcze uda się ocalić. Anna Pajęcka o spektaklu „Smoleńsk. Late night show” w Teatrze Nowym w Łodzi.

 


Czy mieliście kiedyś może taką fantazję? Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów dla prawicowego magazynu mówi nagle, że jest zmęczony: tym, że musi udawać, że wierzy w katastrofę Smoleńską, że po prostu nie lubi ludzi, którzy nie są jego wyborcami, że brzydzi go to, co wyprawia się na antenie telewizji publicznej. Nie? Ja też. Ale jeśli by jednak dać się ponieść takiej fantazji, czy bylibyśmy, jako naród, gotowi przytulić go do piersi i wybaczyć? Uznać za jednego z nas, zmęczonych narracją o katastrofie, nie przepadających za elektoratem partii opozycyjnej do naszych poglądów, obrzydzonych propagandą z telewizyjnych odbiorników? Jesteśmy w końcu wszyscy ludźmi i jedziemy na tym samym wózku, który nazywa się: Polska.


„Smoleńsk. Late night show” z Teatru Nowego im. Dejmka w Łodzi, spektakl zrealizowany w ramach programu „Nowy i Młodzi”, mógł być ekscytującym wydarzeniem teatralnym o polskim fantazmacie, opowiedzeniem o katastrofie Smoleńskiej przez pokolenie pozbawione resentymentu, które nie powraca myślami z rubaszną radością do anegdotycznych tańców wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Pokolenia, które kształtowało się już w świecie zaistniałych po 10 kwietnia podziałów, daje więc sobie otwartą możliwość eksplorowania na scenie kto podarował im taką przyszłość i po co. Fabuła jest ekstremalnie prosta: dwie pary z klasy średniej zasiadają na kanapach w programie rozrywkowym „Conan Barbarzyńca”. Prowadzący podobno „robi ludziom wodę z mózgu”, jest personą, która karmi się ludzkim upokorzeniem, reprezentacją bezlitosnego przemysłu rozrywki. Stewardessa w depresji (Karolina Bednarek) i pracownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych (Łukasz Gosławski) oraz profesor, mykolog (Paweł Kos) i jego żona kontrolerka lotów (Katarzyna Żuk) mają zaś uosabiać próbkę „wszystkich Polaków”. Podobno udział w programie zapewnia olbrzymie zasięgi i celebrycki status. Znamy ten schemat z pierwszych reality shows, kiedy nagle tabloidy zainteresowały się plotkami o ludziach znanych z tego, że ich twarz po prostu opatrzyła się na ekranie. Ze spektaklu w reżyserii Jakuba Zalasy i dramaturgii Piotra Pacześniaka, o świecie nie nauczymy się niczego nowego, a ich rozpoznania są bardzo proste.

 

NOWY SMOLENSK FOTO HAWAGH 222

Bartosz Cwaliński, Łukasz Gosławski, Karolina Bednarek, Paweł Kos, Katarzyna Żuk„Smoleńsk. Late night show”, fot HaWA

 

 

W postać Przemka, odgrywaną przez Pawła Kosa, włożono najwięcej przekazu. To on buntuje się przeciw rozwlekaniu katastrofy, sugerując, że należy zaangażować swój czas w katastrofę bardziej aktualną – tę klimatyczną



Oto dwie pary już w telewizyjnym studio dowiadują się, że przedmiotem dyskusji będzie Smoleńsk. Rozczarowani, że przyjdzie im mierzyć się z najbardziej ogranym w debacie społecznej współczesnym mitem – nie ukrywają niezadowolenia. Smoleńsk do widzów powraca głównie dlatego, że staje się przedmiotem spektaklu. Już dawno zszedł z pierwszych stron, a wraca na nie z okazji nagłych sejmowych wniosków Macierewicza i kulis wieloletnich prac nad katastrofą, zdradzanych coraz częściej przez członków komisji. Co jednak w tym micie funkcjonuje? „Czarne marmurowe schody donikąd”, o których słusznie powiedział mi kiedyś Łukasz Zaremba, że są przerażające, a najbardziej ich format, zakładający także to, co znajduje się pod powierzchnią. Fragment schodów pod ziemią będzie nam już na zawsze przypominał o tym, co wykrzykuje także mykolog Przemek w spektaklu – że rządzi nami władza, która grzebie w ziemi, nie pozwala martwym po prostu się rozłożyć. W postać Przemka, odgrywaną przez Pawła Kosa, włożono najwięcej przekazu. To on buntuje się przeciw rozwlekaniu katastrofy, sugerując, że należy zaangażować swój czas w katastrofę bardziej aktualną – tę klimatyczną. I już w samym założeniu ujawnia się przepaść pokoleniowa – pomiędzy tymi, co z resentymentem rozgrzebują przeszłość, a tymi, którzy chcą skupić się na tym, co jeszcze uda się ocalić.

 

NOWY SMOLENSK PREMIERA FOTO HAWADCM4890NOWY SMOLENSK FOTO HAWAGH 401


Paweł Kos, „Smoleńsk. Late night show”, fot HaWa      

 

 

Kiedy znikają goście, pojawia się Człowiek Orzeł (Damian Sosnowski). Rola Sosnowskiego wygląda jakby była w większości improwizowana, a ponieważ Sosnowski jest prawdziwym skarbem tego teatru ogląda się go wspaniale



Skromna maszyneria teatralna ożywa, kiedy wywiad kończy się awanturą i opuszczeniem studia przez połowę gości. To co spektakl osłabia, to fakt, że cały scenariusz opiera się na powtarzaniu mniej lub bardziej zgranych mitów, głównie w kreowaniu postaci. To, co go wzmacnia, to debiutujący w roli Conana Bartosz Cwaliński, a także scena, w której Karolina Bednarek (również debiutująca, ale nie tak spektakularnie) wykonuje choreografię opartą na ruchach, które przed odlotem wykonują stewardzi i stewardesy, prezentując zasady bezpieczeństwa obowiązujące na pokładzie. Za każdym razem, kiedy siedzę w samolocie i czekam na odlot, myślę sobie, że w końcu w teatrze ktoś to zrobi – i fakt, że to się wydarzyło jest bardzo satysfakcjonujący. Kiedy znikają goście, pojawia się Człowiek Orzeł (Damian Sosnowski). Rola Sosnowskiego wygląda jakby była w większości improwizowana, a ponieważ Sosnowski jest prawdziwym skarbem tego teatru ogląda się go wspaniale. Gra wypalonego artystę, który zasłynął z kontrowersyjnych, zaangażowanych projektów artystycznych, rozbijających jądro polskości. Teraz sam nie wie, czy rozumie swoją sztukę, chce tylko obserwować naturę. Nie chce mu się już walczyć z „polskością”, abdykuje więc z roli, która przyczynia się do generowania podziałów.

 

NOWY SMOLENSK FOTO HAWAGH 305

NOWY SMOLENSK FOTO HAWAGH 544
Zdjęcie górne Karolina Bednarek, dolne Damian Sosnowski, „Smoleńsk. Late night show”, fot HaWa




Wszyscy w tym spektaklu są zmęczeni, a prowadzący program jest dodatkowo ojkofobiczny. Co prawda na końcu przechodzi przemianę, ale nie pomaga to jego antypatycznej, cynicznej postaci. Człowiek-Orzeł trzyma go na kolanach naśladując przetworzony przez teatr setki razy motyw piety. Obnażony Conan zdaje się być bezbronny, ale czy zejdzie ze swojej ścieżki?

 

 

     Bardziej by mnie interesowało, gdybym ze sceny mogła dowiedzieć się co takiego w Smoleńsku uwodzi, co kieruje ludźmi, którzy stali wówczas pod krzyżem, a dzisiaj podążają za narracją Macierewicza – jak widzi to młode pokolenie, gdzie szukać wspólnoty, jakim językiem rozmawiać.




No i co z tym Smoleńskiem? Zalasa i Pacześniak pokazują przy okazji spektaklu jak łatwo manipulować medialną „prawdą”, jak to pojęcie ulega wyczerpaniu. W wydanych ostatnio przez Krytykę Polityczną esejach, umieszczonych w zbiorze „Społeczeństwo zmęczenia” Byung-Chul Han powtarza motto: „jesteśmy zbyt martwi, aby żyć i zbyt żywi, aby umrzeć”. W jego najnowszym przetłumaczonym na język polski eseju „Infokratie” pisze o końcu prawdy, która dla kolejnych pokoleń będzie już tylko bardzo ulotnym pojęciem, trudnym do zweryfikowania i trudnym do ocalenia. Nie chcę znęcać się nad twórcami spektaklu oskarżając ich o banalność, znajduję więc w ich przedstawieniu podobną myśl. Oto jest właśnie to, z czym przyszło nam się mierzyć. Bohaterowie spektaklu sami siebie oszukują, prowadzą życia, które pozornie ich satysfakcjonują, jednak nie wiedzą o sobie nawzajem za wiele. Skupieni na swoich karierach popadają w apatię, depresję i konflikt. W kreacji spektaklu zaś zdaje się zawiodła analiza w punkcie wyjścia: Smoleńsk i jego wpływ na społeczeństwo mają analizować przedstawiciele klasy średniej, ci, których najmniej obchodzi to, co wydarzyło się 10 kwietnia, rzucają więc okrągłe słowa, sprowadzając dyskusję o społeczeństwie, do analizy własnych żyć. Widz może na to odpowiedzieć: a co tak naprawdę mnie to obchodzi? O podziałach więcej wiedzą raczej ci, którzy są na co dzień konsumentami telewizyjnej treści, nie tak jak Mariusz ze spektaklu – wiernymi fanami ogłupiającego programu Conana, ale serwisów informacyjnych budujących narrację w zależności od źródła finansowania. Narracja neoliberalnych klas średnich na temat Smoleńska jest znana – i to jest już nudne. Bardziej by mnie interesowało, gdybym ze sceny mogła dowiedzieć się co takiego w Smoleńsku uwodzi, co kieruje ludźmi, którzy stali wówczas pod krzyżem, a dzisiaj podążają za narracją Macierewicza – jak widzi to młode pokolenie, gdzie szukać wspólnoty, jakim językiem rozmawiać. Szkoda, że to się nie wydarzyło i szkoda, że nawet w spektaklu, który opowiada o podziałach mówią o nich ci, którzy raczej są jednogłośni.

 

NOWY SMOLENSK FOTO HAWADCM5348

NOWY SMOLENSK FOTO HAWAGH 16

Zdjęcie górne, Bartosz Cwaliński, dolne: dolne Damian Sosnowski, „Smoleńsk. Late night show”, fot HaWa




Twórcy w rozmowie z Izabellą Adamczewską, na łamach „Gazety Wyborczej”, mówią: „To nie jest spektakl ostentacyjnie polityczny. Raczej oddajemy głos emocjom”. Jednak profesor Marcin Król w swoim eseju o emocjach w polityce już jedenaście lat temu, rok po katastrofie smoleńskiej, świetnie uargumentował, że rozdzielić polityki od emocji się nie da, a nawet – jest to dość niebezpieczne i może zaprowadzić nas w naprawdę ciemne miejsca. Król w tym samym eseju podsumowuje, że przez emocje w życiu publicznym mamy w tym momencie wyjątkowy stan krytyczny. Ten stan krytyczny trwa już od dziesięciu lat, z hakiem, i tylko eskaluje. Nic więc dziwnego, że chce nam się o tym mówić, jednak spektakl w Łodzi pokazuje, że chce się słyszeć cokolwiek innego, dostać szansę na naprawdę nową perspektywę. Szkoda mi strasznie tego spektaklu – za te kilka sekwencji wywołujących na publiczności salwy śmiechu, dostaliśmy dość pustą formę.

 

Smoleńsk. Late night show”  Teatr Nowy im. Dejmka w Łodzi,

 

_______

 

Anna Pajęcka – krytyczka sztuki i teatru, redaktorka działu teatr i sekretarzyni redakcji w czasopiśmie „Dwutygodnik.com”. Publikuje w „Wysokich Obcasach”, "Dialogu" „Szumie”, „Czasie Kultury” i „Dwutygodniku”.

 

_______

 

 zdjęcie główne  fot. HaWa

 

Patronite