O wystawie „Dziwnie znajome. Obiekty czasem aktywne” Jana Pieniążka, o obiektach czasem aktywnych, ich pochodzeniu i wcale niejednoznacznym przeznaczeniu oraz o digitalności w służbie materialności – w rozmowie z Anną Desponds opowiada Grzegorz Borkowski.
Anna Desponds: Na Placu Europejskim w Warszawie, w trzynastu kapsułach galerii Art Walk, możemy oglądać prace Jana Pieniążka. Razem z Jakubem Słomkowskim jesteś kuratorem wystawy.
Grzegorz Borkowski: W oszklonych witrynach umieściliśmy po jednej pracy. Od kilku dawniejszych realizacji, sprzed dwudziestu lat, które funkcjonowały już w innych wersjach, po zupełnie nowe. Obiekty Janka łączą wysłużone elementy techniczne, znalezione przedmioty codziennego użytku, przyciągają absurdalnymi zestawieniami. Są i kukiełki, i żołnierzyki, a motywy rajskiego ogrodu, sąsiadują z komercyjnymi gadżetami. Jedną z prac nazywamy mrówkojadami – to postacie w kolorowych, miękkich, efekciarskich materiałach, z długimi dziobami, włosami i oczyma. Figury patrzą na nas, jakby miały przed sobą skomplikowaną grę.
Archaizm pokazywanych prac kontrastuje, ale też współgra z otoczeniem. Nie tylko z kapsułami – kiedy powstały ich wygląd był futurystyczny, a dziś to wizja przyszłości z przeszłości. To także dialog z budynkami wokół, które choć nowoczesne, mają w sobie ten sam srebrny, techniczny blichtr, który pojawia się w obiektach Janka.
Jakub Słomkowski, drugi kurator wystawy, podkreśla, że chociaż Jan Pieniążek zaangażowany był w wiele projektów artystycznych od strony technicznej, jego samodzielna twórczość pozostawała na uboczu, poznawana była powoli i często mimochodem.
Janek rzeczywiście funkcjonuje w środowisku artystycznym zwykle jako osoba technicznie wspomagająca innych. Tylko co jakiś czas pokazuje coś własnego. Przez wiele lat w teatrze Akademia Ruchu realizował oprawę dźwiękową i wizualną. Grupa nie występowała na scenach teatralnych, lecz głównie w przestrzeniach alternatywnych czy na ulicy, więc wymagało to dużo inwencji. Janek działał też przy eventach komercyjnych, promujących produkty, gdzie robił często absurdalne, bezużyteczne instalacje, które właśnie w kontraście do tego produktu okazywały się być przydatne. Był więc insiderem jako postać wspomagająca, ale w dużej mierze outsiderem jako samodzielny artysta. Zależało nam, żeby odbyła się autonomiczna wystawa Janka, z akcentem na jego działalność twórczą, a nie na część użytkową, którą też zresztą lubi.
Janek wykorzystuje też zabawki, elementy mebli, przedmioty osobiste codziennego użytku. Takie, które zwykle w galeriach nie występują. Wychodzi poza gust sztuki współczesnej, czy w ogóle poza gust estetyczny. Sięga po przedmioty jak z peryferyjnego jarmarku i to właśnie go bawi
W pracach jest dużo techniki, maszyn. Jednocześnie pojawiają się wątki etnograficzne, religijne, kosmiczne, w tym różne archetypy czy motywy z dzieciństwa.
Przedmioty są rzeczywiście z różnych porządków. Janek wykorzystuje wiele elementów technicznych, które występowały kiedyś w jego realizacjach na eventach, pokazach. Kiedy konstrukcje były demontowane, nie mógł się z nimi rozstać. Przez pewien czas miał chętnie odwiedzaną pracownię w Zamku Ujazdowskim, gdzie artyści przynosili mu kolejne rzeczy. Obrastał w ogromny rezerwuar obiektów, które miały potencjał, ale nie było wiadomo, do czego będą użyte. Janek coś z nich układał, konstruował – bez specjalnego planu, albo nawet i z planem, który i tak intuicyjnie zmieniał. Wykorzystywał ponownie obiekty do instalacji kinetycznych, a często akustycznych.
Z drugiej strony Janek wykorzystuje też zabawki, elementy mebli, przedmioty osobiste codziennego użytku. Takie, które zwykle w galeriach nie występują. Wychodzi poza gust sztuki współczesnej, czy w ogóle poza gust estetyczny. Sięga po przedmioty jak z peryferyjnego jarmarku i to właśnie go bawi. Na przykład znaleźliśmy kilka elementów prawdopodobnie układu chłodzenia silnika. Jeden z nich wygląda jak sowa. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, że to w zasadzie gotowy obraz. Janek dobrał kolor, dodał tło, a ponieważ ma skłonność do rzeczy, które przypominają trójdzielny schemat ołtarza, dorobił też dwa kolejne obrazy. Tak powstała jedna z prezentowanych prac.
W tych retro obiektach, które dostają nowe życie jest sporo duchologii, nostalgii.
Mówisz, że prace są nostalgiczne, ale nostalgia łączy się z chęcią, aby do czegoś powrócić. W przypadku prac Janka czujemy coś bliższego zażenowania – kiedyś te rzeczy nas fascynowały jako symbole nowości, a teraz są znakami niedawnej przeszłości, czymś co jest troszkę krępujące.
Duchologia, jak wskazuje Olga Drenda, to określenie niby wernakularne, ale które ma jednak poważne ugruntowanie w filozofii Jacquesa Derridy, który pisał o „teraźniejszości nawiedzanej przez przeszłość”. W pracach Janka chodzi jednak szczególnie o taką przeszłość, która powraca zdeformowana. Bo nie zajmowaliśmy się nią refleksyjnie, tylko ją chłonęliśmy. Potem przedmioty te równie niezauważenie zostały szybko wyparte przez nowe. Nie zdążyliśmy się z nimi pożegnać.
U Janka duchologia jest obecna w estetyce przedmiotów technicznych: w pierwotnym kontekście akcentowały, że są przyszłościowe czy nowoczesne, a jak wiemy, nowoczesność najszybciej się starzeje. Janek używa też wiele przedmiotów codziennego użytku, wyrwanych z kontekstów, w których powstały. Powracają do nas jak fantomowe powidoki, wyświetlenia. Przypominamy sobie, co w tamtej niedalekiej przeszłości czuliśmy, na co liczyliśmy, jakie mieliśmy ambicje, aspiracje, strategie, emocje. To jest właśnie element duchologiczny, nawiedzający te przedmioty.
Wystawa nazywa się „Dziwnie znajome. Obiekty czasem aktywne”. Rzeczywiście, niektóre przedmioty są aktywne, poruszają się w sensie fizycznym, jak na przykład retrofuturologiczna maszyna z dwoma telewizorami.
Janek chciał, by wystawa nie miała tytułu. Poszczególne prace zresztą też ich nie mają. Chciał, żeby jedynie zaznaczyć, że są to „przedmioty czasem aktywne”. Miał na myśli ruch – rzeczywiście obiekty czasem się poruszają. Ale ich aktywność ma też to inne znaczenie – aktywują emocje, wspomnienia, nieregularną pracę pamięci.
Metalowa konstrukcja, o której mówisz, przywodzi na myśl konstruktywizm z początku XX wieku. Na monitorach wyświetlony jest czarno-biały obraz powierzchni jakiejś planety. Maszyna poruszana jest przez zabawkę, pluszowego zwierzaka. Co się zdarzyło, że obiekty się spotkały? Przywołana jest tu technika kosmiczna, jak z wczesnych lat siedemdziesiątych. Dziś archaiczna, chociażby ze względów na nośnik, na jakim film oglądamy – tak samo zresztą jak estetyka kapsuł na Placu Europejskim, w których instalacje są prezentowane. Jest to kosmos jak z wyobraźni dziecka, ale też spojrzenie outsidera.
Bardzo późno zauważyłem, że jest w tym coś teatralnego, choć Janek pracował w różnych teatrach, nie tylko w Akademii Ruchu. W pracach pojawiają się element inscenizacji, sztuczności, przesady. W każdej kapsule w galerii można dostrzec fragment jakiejś opowieści, epizod narracji. Postacie są często jak ze sceny w teatrzyku, a estetyka wydawać się może kampowa, wręcz przegięta: paciorki, futro, figurki.
Dla mnie to często scenograficzne opowieści o stworzeniu światów. Wątek kapsuł czasu i jego upływu przebija nie tylko przez dobór przedmiotów, ale też przez misterną mechanikę, jak z zegarów. Wyznacza rytm, cyrkularność, przypomina o nieuchronnym przemijaniu. Jan Pieniążek precyzyjnie odtwarza archetypiczny porządek, a potem celowo go zaburza. Do maszyny dorzuca pluszaka. Obiekty stają się niepokojące, ale też pociągające.
To także moje odczucie. W pracach nie ma założonej logiki, ale te rytmy same się objawiają. Nie muszą być świadomie założone, żeby się jakoś przebiły. Ruch, jeżeli jest, to na ogół niespektakularny, powolny, niemal niezauważalny. Choć instalacje nie mają tytułów, Janek wcześniejszym kinetycznym obiektom nadawał nazwy zastępcze, jak „maszyna bez sensu”. Jest to sprytnym unik: nie szukajcie ukrytych znaczeń, to powstało w procesie i już. Janek mówi też, że przedmioty same go znajdują. Kiedy rzecz, która sama do niego przyszła zostaje włączona w konstrukcję, często rzeczywiście zaburza porządek, ale ten układ jest jednocześnie na nowo porządkujący.
Rzeczy materialne tak naprawdę nie przestają istnieć, lecz znikają z naszego pola uwagi. Wystawę Jana Pieniążka można też postrzegać w tej perspektywie
Wspomniałeś o maszynach, które wykonują pracę bez sensu, jakby stworzone na wzór człowieka. W cybernetyce systemy miały być natomiast produktywne, samoregulować się i dostrajać do świata zewnętrznego. Wraz z rozwojem nauki i techniki, materialne, biologiczne aspekty cybernetyki zostały zarzucone na rzecz sztucznej inteligencji. AI karmi się danymi, jest intelektem pozbawionym fizyczności, jak bóstwo siedzi gdzieś w chmurze. W tym kontekście obiekty kinetyczne w pracach Pieniążka niosą dla mnie w sobie pierwotną mądrość maszyny, ciężar materialności.
Coraz częściej materialność urządzeń, z których korzystamy, jest albo ukryta, albo zminiaturyzowana, akcent przenosi się na wytwory cyfrowe, które produkują. Digitalność absorbuje całą uwagę, wydawać nam się może, że żyjemy w świecie cyfrowym, ale to tylko wyobrażenie. Nic nie istnieje bez fizycznych nośników. Przedmioty dalej są wśród nas i w związku z tym zaczynają upominać się o uwagę.
Rozmawiamy po zakończeniu Warsaw Gallery Weekend oraz FRINGE, w ramach których pojawiły się trzy wystawy opowiadające o rzeczach. Jedna to „Mieszkanie” kolektywu Inne towarzystwo. Puste mieszkanie wypełnione zostało pracami bardzo różnorodnych artystów, które w jakiś sposób są wizerunkami przedmiotów codziennego użytku: jest kanapa, stół, fotel, przedmioty kuchenne, łazienkowe, ułożone zgodnie z logiką mieszkania. Jednocześnie są to artefakty, które nie mają funkcji użytkowej, tylko wartość znaczeniową. Niezależnie od tego zabiegu przedmioty dopominają się, abyśmy dostrzegli, że są cały czas wokół nas obecne. Na wystawie „Unreliable Narrators” w galerii XX1 jest z kolei odwrotna sytuacja. Wystawione są przedmioty, do których dopisane są nieprawdopodobne – jak wskazuje nazwa wystawy – historie. Filiżanka, która się rozbija, a ze szkliwa powstaje roślina. Koszyk zakupów kupionych danego dnia na hali. To mogą być fikcyjne historie, ale dzięki nim przedmioty przykuwają na nowo naszą uwagę. Trzecia wystawa to realizacje Witolda Liszkowskiego w galerii Asymetria. Artysta pod koniec 70. i 80. tworzył fotografie, ale też inscenizacje z przedmiotów. Wystawa nazywa się „Barykada” i jest próbą stawienia oporu przeciwko odchodzeniu przedmiotów codziennego użytku, znikaniu materialnych analogowych rzeczy, jakimi są też pokazywane fotografie. Zdjęcia z akcji artysty i kolaże eksponowane są w otoczeniu przedmiotów z tamtych czasów. Stoją pod ścianą, jakby były wyrzucone. To właśnie tytułowa barykada.
Zupełnie niezależnie, w tym samym czasie, trzy galerie miały potrzebę podjęcia tematu materialności, opowiedzenia o rzeczach, które są wypychane przez współczesną kulturę. Byung-Chul Han w książce „Nie(do)rzeczy” zauważa, że „Pieśni pochwalne o rzeczach są w rzeczywistości lamentem. Wygnane ze świata żywych, szukają schronienia w teorii”. Rzeczy materialne tak naprawdę nie przestają istnieć, lecz znikają z naszego pola uwagi. Wystawę Jana Pieniążka można też postrzegać w tej perspektywie.
Co ciekawe, pracownia artysty na warszawskim Ursynowie jest obecnie digitalizowana, powstają też wirtualne reprezentacje jego prac. 8 listopada 2024 poprowadzę spotkanie online prezentujące te działania, na które wszystkich tym samym zapraszam. Czy to kolejne, cyfrowe życie fizycznych przedmiotów jest w ogóle potrzebne?
Jak najbardziej. Sensem digitalizacji jest po prostu dostępność. Nie każdy może dotrzeć na wystawę, ale w świecie wirtualnym obiekty może obejrzeć pokaz w różnych kontekstach i w dowolnym czasie. Digitalizacja może na nowo skierować uwagę oglądających osób na fizyczne obiekty.
Janek intuicyjnie przekształca przedmioty produkowane seryjnie w unikalne całości. To jest w zasadzie upcykling. Tworzy pomniki dokumentujące pamięć o przedmiotach. Stają się nośnikiem wspomnień, trampoliną do przeszłości, wehikułem czasu. Forma cyfrowa jest kolejnym poziomem, rozszerzeniem tego zasięgu, jak list w butelce wrzucony do oceanu.
Bardzo dziękuję za rozmowę i do zobaczenia już 8 listopada, odkryjemy wtedy, jak ten cyfrowy list w butelce wygląda.
_______________________
Jan Pieniążek – ur. w 1948 r. w Warszawie. Realizator dźwięku, artysta multimedialny budujący interaktywne instalacje wizualno-dźwiękowe oraz obiekty, autor i współautor kilku akcji plenerowych i teatralnych.
Grzegorz Borkowski – kurator i krytyk sztuki, redaktor naczelny artystycznego pisma „Obieg” w latach 1993-2015; kurator wystaw i prezentacji performansów w CSW Zamek Ujazdowski i innych ośrodkach sztuki.
_______________________
Anna Desponds – kuratorka, dziennikarka, projektantka wydarzeń. Zajmuje się przyszłością, technologiami i innowacjami w kulturze. Jako dziecko chciała zostać antropolożką i jej się udało.
_______________________
Jan Pieniążek
od 12.09.2024 do 27.12.2024.
Galeria Art Walk, plac Europejski, Warszawa
Kuratorzy: Jakub Słomkowski, Grzegorz Borkowski
Wystawa otrzymała wsparcie w ramach Programu wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych na rzecz stymulowania ich rozwoju w ramach Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności.