Sferyczne, przeszkolne budynki palmiarni, Muzeum Sztuki w parku na Zdrowiu, modernistyczna, wielokondygnacyjna zabudowa pl. Wolności, ciągnąca się aż do ul. Północnej... W czasach PRL-u powstało dla Łodzi wiele niezwykle śmiałych koncepcji architektonicznych. Większość z nich nigdy nie doczekała się realizacji. Na wystawie „Łódź, miasto nieskończone“ w Owocach i Warzywach można je było odkryć na nowo i wyobrazić sobie jak wyglądałoby miasto gdyby większość z nich powstała. Z kuratorem wystawy BŁAŻEJEM CIARKOWSKIM
– o łódzkim modernizmie – rozmawia Michał Sobolewski.
Pierwsze co przykuwa moją uwagę w prezentowanych projektach to jakość architektury. Odnoszę wrażenie, że w Łodzi nigdy nie doczekaliśmy się budynków tej klasy, że to co najlepsze pozostało w szufladach i prywatnych archiwach architektów tego okresu. Jak byś się do nich odniósł? Na pewno pobudzają wyobraźnię, szczególnie łodzian, ale czy porównując je z polskimi i zagranicznymi realizacjami tego okresu, były to budynki awangardowe, czy mimo wszystko poprawne, szablonowe zamysły?
Na pewno awangardą bym tego nie nazwał. Nigdy nie wyznaczaliśmy kierunków rozwoju światowej architektury, natomiast z pewnością jest to modernizm na przyzwoitym światowym poziomie, ani specjalnie wsteczny, ani też specjalnie postępowy. Polscy architekci tego okresu mieli kontakt z Zachodem, część wyjeżdżała za granicę, SARP zamawiał fachowe pisma z Niemiec czy Francji. Kontakt z zachodnią myślą architektoniczną był i to widać w tych obiektach.
Paradoksalnie trudno zestawić te projekty z obiektami, które w Łodzi powstały, a to przez realia panujące w PRL-u. Należy pamiętać, że to były projekty, a w tym okresie często bywało tak, że projekt, a finalna realizacja to były dwie różne rzeczy. Nawet, gdyby te obiekty zostały ukończone, nie ma gwarancji, że ich kształt pokrywałby się ze szkicami, makietami i wytycznymi architektów. W latach 70. wiele projektów zostało podczas wykoniania ztrywializowanych i wypaczonych.
Zakładając jednak, że prezentowane prace, pomimo często utopijnego charakteru, powstałaby i dodatkowo powstałyby w niezmienionym kształcie, czy miałyby szansę trafić do kanonu polskiej architektury drugiej połowy XX wieku?
Tak, zdecydowanie byłaby na to szansa. Te projekty nie różnią się niczym od tego, co obecnie jest prezentowane jako czołowe osiągnięcia czasów PRL-u, powstałe we Wrocławiu, Katowicach czy przede wszystkim w Warszawie. A jeśli chodzi o utopijność, to trochę syndrom tamtych czasów. Przeglądając prasę z epoki, można wysnuć opinię, że lokalne władze chciały sobie w tamtym czasie stawiać pomniki, nie licząc się kompletenie z realiami. Powstał chociażby projekt Filharmonii w Łodzi, który możemy oglądać na wystawie, kilkukrotnie przewyszający kubaturą zapotrzebowanie i tak naprawdę niewiele brakowało by ta przeskalowana, gigantyczna filharmonia powstała. Z realiami się nie liczono, szczególnie na etapie projektowym.
Rozmawiałeś z kilkoma architektami, których projekty możemy tu oglądać. Niektóre z nich były naprawdę bliskie realizacji, jak wspomniana Filharmonia. Dlaczego nie powstały?
W zasadzie tylko trzy z dziesięciu prezentowanych prac są koncepcjami, będącymi wyłącznie zapisem pomysłu. Mam na myśli palmiarnię na Zdrowiu Stefana Łobacza, zabudowę ulicy Głównej Jerzego Kurmanowicza i Muzeum Sztuki
w parku na Zdrowiu Jana Fiszera, która była pracą konkursową. Reszta nie została zrealizowana z jednego głównego powodu – finansowego.
Wiąże się to z tym, że Łódź w tamtych czasach była miastem peryferyjnym, inwestycje tutaj nigdy nie były traktowane priorytetowo?
Zdecydowanie tak. Od 1945 powtarza się ta sama historia. Najpierw, Łódź jako miasto które w relatywnie niewielkim stopniu ucierpiało podczas wojny, nie wymagało dofinansowania, potem nastała oszczędność czasów gomułkowskich, na pocz. lat 70. zaczęły się inwestycje t.j. trasa W-Z, łódzki manhattan, ale to się szybko skończyło, gdy okazało się, że gospodarka socjalistyczna jest bardziej niewydolna niż ktokolwiek przypuszczał. Mamy jeszcze szpital Centrum Zdrowia Matki Polki, jako pomnik czasów schyłkowego PRL-u i to w zasadzie wszystko. Łódź nigdy nie była priorytetowym placem budowy, nie mieliśmy swojego generała Ziętka jak Śląsk, który potrafił przypilnować, żeby strumień pieniędzy z centrali popłynął we właściwym kierunku.
Odnoszę wrażenie, że w okresie PRL-u architekci byli ściśle przypisani do miast, konkretnego regionu, w którym pracowali. Scentralizowane struktury, miastoprojekty. Byli architekci katowiccy, projektujący w Katowiach, warszawscy w Warszawie itd. Skoro nie dane było łódzkim architektom doczekać się realizacji w Łodzi, a projekty, jak już ustaliliśmy były wysokiej klasy, czy mieli może propozycje z innych miast, czy mieli okazję pracować poza Łodzią?
W Łodzi, architekci spoza Łodzi pojawili się tylko tuż po wojnie, kiedy nie było jeszcze łódzkich architektów. Faktycznie w tamtym okresie architekci byli przypisani do struktur wielkich państwowych biur projektowych. Zlecenie było kierowane do biura, a później rozdzielane pomiędzy konkretnymi pracowniami i zespołami architektów. Droga do zaistnienia w innym mieście prowadziła de facto, wyłącznie przez konkursy. Właśnie Jan Fiszer, którego konkursowy projekt Muzeum Sztuki możemy oglądać na wystawie, był architektem spoza Łodzi. Dobrym przykładem jak trudno było zaistnieć poza swoim „macierzystym“ miastem jest historia Bolesława Kardaszewskiego, który bez wątpienia w latach PRL-u był czołową postacią łódzkiej architektury, ale z pochodzenia był warszawiakiem i zawsze chciał zaprojektować coś w swoim rodzinnym mieście. Przez całe życie mu się to nie udało. Startował w różnych konkurasach, próbował, ale jak sam to określił, nigdy nie otrzymał satysfakcjonującej propozycji zawodowej.
To bardzo ciekawe i zarazem przygnebiające, że tak zdolni architekci nie mając możliwości zrealizowania swoich projektów w Łodzi, nie mieli też praktycznie szansy zrealizować ich gdzie indziej. Natomiast z tego co wiem, jeden z moich ulubionych i najbardziej charakterystycznych łódzkich budynków tego okresu – Central – zaprojektował śląski architekt Maciej Gintowt, autor m.in. Spodka i hali Olivia.
Zgadza się, ale to jest właśnie przykład tej jedynej chyba możliwości w tamtym okresie. Gintowt po prostu wygrał konkurs.
A konkursy były wtedy przejrzyste i przeprowadzane na uczciwych zasadach?
Wydaje mi się, że tak. Dobrze uzasadania tę tęzę anegdota o duecie architektów Marian Fikus – Jerzy Gurawski. Konkursy rządziły się swoimi prawami i bardzo rzadko przekładały się na realizacje, natomiast były sposobem na życie dla wielu architektów. Wspomniany duet w pewnym momencie stał się wręcz etatowym zwycięzcą różnorakich konkursów. Potrafili złożyć trzy prace na konkurs i zająć w nim trzy pierwsze miejsca. Co dziwne, środowisko nie biło na alarm, że konkursy są ustawione, tylko zarzucano im, że stali się zawodowymi, cynicznymi konkursowiczami.
Ale to co mówisz, oznacza, że musiały jednak obowiązywać jakieś niepisane kryteria, pewna estetyka, założenia preferowane przez komisje konkursowe. Z tego co wiem, w tamtych czasach jurorzy zawsze wybierali prace „mocnego środka“. Odrzucali ewidentne gnioty, ale też projekty zbyt postępowe. Można się było w tym wyspecjalizować, projektować wg gustów komisji?
Pewnie po części tak. Wtedy było, powiedzmy, dość jasne, jak należy projektować. Rozmawiamy teraz patrząc na projekt Łódzkiego Zespołu Kultury projektu Witolda Millo, który wygrał konkurs w 1974 roku. Charakteryzuje się on późnomodernistyczną, rzeźbiarską strukturą, do której gremium oceniające było w jakiś sposób przyzywczajone. Kardaszewski, który startował z Włodzimierzem Nowakowskim w tym samym konkursie zaprojketował bardzo proste bryłą o całkowicie przeszkolonych elewacjach, trochę w stylu Miesa van der Rohe i to zostało odrzucone bo w ogóle nie wpisywało się w to czego oceniający oczekiwali.
Kolejnym aspektem, który powraca często w rozmowach o architekturze PRL-u to rozdźwięk miedzy projektem a efektem finalnym. Rozmawiałeś z Witoldem Millo. Poza projektami niezrealizowanymi, które oglądamy w ramach wystawy, ma też na swoim koncie kilka ukończonych obiektów w Łodzi. Jak to wyglądało?
Witold Millo opowiadał jak w tamtych czasach wyglądały realia na budowie i walka z wykonawcą - ze Zjednoczeniem Budowlanym i decydentami politycznymi, którzy wiele rzeczy starali się uprościć. Millo szedł np. na budowę, mówił murarzom, jak mają prowadzić pracę, a potem uprzedzał ich, że przyjdą panowie z partii i będą ich namawiać żeby zrobili co innego, ale wtedy kazał im mówić, ze pan inżynier nakazał inaczej i bez jego wiedzy nic nie moga zmienić. Następnie wyjeżdżał na tydzien poza Łódź, dopóki nie skończono tego etapu prac.
Jeśli spojrzymy na kościół na Dąbrowie (Tatrzańska/Dąbrowskiego), również projektu Millo, efekt finalny jest drastycznie inny od tego co zaproponował architekt. W pewnym momencie Zjednoczenia Budowlane zaczęły mieć decydujący wpływ na kształt budynku. Prawdziwą historią jest, że starano się projektować bloki tak, żeby zbudować jak najprostsze torowisko dla dźwigu, który je wznosił.
A z tego co powstało w Łodzi, w tym okresie? Co byś wyróżnił?
Niestety, zdecydowanie lepsze jest to co nie powstało. Z tego co mamy, na pewno Akademia Sztuk Pięknych Bolesława Kardaszewskiego. Był to łódzki budynek, najczęściej opisywany w prasie, gazetach branżowych, w zasadzie nie było miejsca gdzie by o nim nie mówiono. Otrzymał też pierwszą nagrodę Ministra Budownictwa i Przemysłu Materiałów Budowalnych, jako jeden z dwóch obiektów w Łodzi (wcześniej Teatr Wielki).
To co mówisz potwierdza wg mnie tylko niską świadomość łodzian na temat dziedzictwa modernizmu. Sam, zawsze fascynowałem się tym budynkiem, uważałem go za jeden z najlepszych w Łodzi, ale nie miałem pojęcia, że odbił się aż tak szerokim echem w całym kraju. Jako łodzianin, z przykrością stwierdzam, że wiem więcej na temat modernizmu w Warszawie, czy Katowicach, niż w Łodzi.
Sam byłem zaskoczony jak wziąłem kiedyś do ręki książkę o architekturze wyższych uczelni. Były tam przykłady budynków z całej Europy, a na okładce znalazła się właśnie łódzka Akademia, dawniej Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych.
Jeśli chodzi o inne obiekty jest parę z lat 40. i 50., które są interesujące, ale na pewno nie jest to modernizm w wydaniu awangardowym. Zwróciłbym uwagę na dawny Pałac Sportu, który w wyniku nastania realnego socjalizmu wygląda nieco inaczej niż w pierwotnym założeniu, natomiast jeśli chodzi o konstrukcje, paraboliczne żelbetowe łuki, sam system ich wznoszenia, była to kompletna nowość w skali kraju.
Bardzo ciekawa jest też Biblioteka Uniwersytetu Łódzkiego, rzadki przykład gdzie architektura współgra ze sztuką, która ją dekoruje. Chodząc po holach czy czytelniach znajdziemy malowidła czy płaskorzeźby tworzone przez awangardowych łódzkich artystów tamtego okresu t.j. Sławomir Fijałkowski czy Antoni Starczewski.
Interesujący jest też kościół św. Teresy, ale to jest połączenie modernizmu, z elementami klasycyzmu, a ze stricte modernistycznych... Politechnika Łódzka i Wydział Budownictwa, aż tak interesujący chyba nie jest... i zaczyna się problem.
A Central?
A tak, ja jestem wielkim admiratorem tego budynku.
Ja tak samo.
Pomijam, to co z nim zrobiono, czyli docieplenie zabijające charakter budynku, z jego bardzo ciekawą fakturą elewacji. interesujące były reakcje ludzi po tym jak Central powstał. Mówiono, że wygląda jak bunkier, a ludzie wolą robić zakupy w przeszklonych domach towarowych jak choćby Uniwersal. Wówczas w prasie pewna redaktor zajmująca się architekturą tłumaczyła czytelnikom, jakby ten budynek wyglądał, gdyby przez te przeszklone elewacje widać było durszlaki i garnki, które tam są wystawione i że właśnie tak się projektuje nowoczesne domy handlowe. To ciekawe, że prasa starała się edukować ludzi odnośnie nowoczesnej architektury.
Moim drugim faworytem jesli chodzi o domy towarowe jest Domus na Piotrkowskiej.
Tak, Domus Kurmanowiczów jest świetny. Mieli oni dwie bardzo dobre realizacje. Domus właśnie i druga, która nie istnieje już w pierwotnym kształcie, czyli budynek zakładów Próchnika przy obecnej aleji Rydza-Śmigłego.
A zabudowa północnej pierzei Piłsudskiego, między Piotrkowską i Sienkiewicza?
Jest to pewien schemat powtarzający się w innych miastach, m.in. w Poznaniu czy Warszawie (Ściana Wschodnia). Była to próba nadania Łodzi metropolitalnego charakteru. Łodzianie podobno, chcieli mieć w centrum wieżowce. Jest to jedna z ciekawszych realizacji tamtych lat, ale to co się dzieje tam teraz spowodowało, że cały zespół kompletnie stracił jednolity charakter.
Przypomniało mi się, że nieopodal jest tam jeszcze jedna realizacja wg projektu Millo – doklejony do szczytu kamienicy budynek, w którym mieści się Delegatura Łódź Śródmieście. Obiekt wzbudził sporo kontrowersji. Wielu nie mogło się pogodzić, że nowy budynek został „wszczepiony“ w zabytkową tkankę miejską.
No właśnie, patrząc na projekty Witolda Millo, w szczególności na zabudowę wokół placu Wolności, nasuwa się pytanie o kontekst i poszanowanie otoczenia. Jego propozycja zagospodarowania terenów wokół placu wydaje się być bardzo agresywna. Co prawda zaproponowane budynki rosną, oddalając się od placu i historycznej zabudowy ulicy Piotrkowskiej, to jednak na makiecie, którą możemy oglądać na wystawie, wyglądają bardzo dominująco. Jak Millo odpierał takie zarzuty?
Ówczesny konserwator miejski – Antoni Szram zaakceptował ten projekt, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że Millo spotykał się już wtedy z zarzutami, szczególnie ze strony kolegów architektów, którzy tego zlecenia nie dostali. Trzeba natomiast wziąć poprawkę na to, jak wtedy podchodzono do architektury przełomu XIX i XX wieku. Była ona młodsza niż obecnie, więc siłą rzeczy mniejszą estymą ją darzono, a poza tym ówcześni projektanci byli uczniami, wychowanymi przez pokolenie przedwojennych modernistów. Modernizm patrzył na XIX wiek jak na największe zło, które przydarzyło się ludzkości. Oczywiście uznawali oni za celowe zachowanie najwybitniejszych przykładów eklektyzmu, historyzmu, secesji, natomiast byli dalecy od tego, żeby zostawiać wszystko tylko dlatego, że spełnia pewne kryterium jeśli chodzi o wiek. Przy ulicy Nawrot, za zgodą konserwatora wyburzono cały ciąg budynków przygotowując tereny pod nowoczesne budynki tegoż Millo.
Ale czy nie było trochę tak, że konserwator też musiał się podporządkować pewnym centralnym dyrektywom, że w sytuacji kiedy zapadła decyzja o budowie nowego gmachu, nie miał tak naprawdę nic do powiedzenia?
Tak naprawdę, w dzisiejszych czasach jest podobnie. Pewnie jest w tym część prawdy, ale wydaje mi się, ze akurat Szram był człowiekiem o naprawdę szerokich horyzontach, świadomym tego, że Łódź trzeba modernizować, a nie robić z niej skansen. Ciekawostką jest, że ten sam konserwator zabytków, na początku lat 70. pozytywnie zaopiniował projekt szklanego dachu nad Piotrkowską z estakadami dla pieszych, mogących ponad gzymsami budynków oglądać zabytkowe centrum z góry. Chyba nie powinniśmy tego wszystkiego oceniać dzisiejszymi kryteriami, które też nie do końca wiadomo, czy są w stu procentach właściwe.
Patrząc na te niezwykle śmiałe, harmonijne, kreślone z lekkością projekty, zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Wielu architektów projektujących w latach 60., 70., 80., kontynuowała swoją karierę po transformacji. Zestawienie ich modernistycznych projektów, ze współczesnymi pomysłami często bywa brutalne. Na miejscu modernistycznych brył pojawiają się w mojej ocenie nieudane, pretensjonalne, nijakie post modernistyczne budynki, które nie mają nic wspólnego z polotem sprzed lat. Zastanawiam się nad tym, zwracałeś z resztą na to uwagę w swoim wykładzie, czy modernizm nie był, w pewnym sensie, „łatwym nurtem“. Opierając się na prostych zasadach, w głównej mierze wytyczonnych jeszcze przez Le Corbusiera, pozwalał nawet przeciętnym architektom projektować przyzwoite budynki – wystarczyło tylko trzymać się w ryzach. Czy pewna swoboda, nastanie postmodernizmu, nie zweryfikowało czasem faktycznych umiejętności tych twórców?
Myślę, że najuczciwiej byłoby oceniać ich na podstawie konkretnych realizacji, etapów twórczości, a nie wypadkowej całej kariery. Nawet Le Corbusier zaczynał od bardzo tradycyjnych domków w Szwajcarii. Masz rację, że polscy architekci nie poradzili sobie z postmodernizmem, z przemianami. Wielu, którzy zaczynali w okresie późnego modernizmu, w latach 60., 70., w latach 80. pogubili się kompletnie. Wg mnie w Polsce dobrej postmoderny w zasadzie nie ma. Udane realizacje można policzyć na palcach jednej ręki i były one tworzone przez architektów młodszej generacji. Czy to było kwestią tego, że modernizm był łatwy? Wiele współczesnych autorytetów tak uważa. Twierdzą oni, że była prosta recepta, polegająca na zestawianiu ze sobą szklanych pudełek w miarę przyzwoitym porządku i nawet przy braku większych umiejętności i daleko wybiegającej wizji, można było stworzyć poprawny budynek. Przy czym te budynki, które możemy oglądać na wystawie, nie są budynkami tylko i wyłącznie poprawnymi. Nie ma w nich może myśli, która zrewolucjonizowałaby architekturę, ale jednocześnie z powodzeniem mogłyby się ukazywać w książkach i albumach , chociażby Taschena. Wystarczyłoby je przedstawić światu, wypromować rodzinne dokonania, czego u nas w Polsce jeszcze brakuje. To, że wybitni architekci lat 70. nie poradzili sobie w późniejszych latach, to inwestor, który zaczął mieć coraz większy wpływ na pracę architekta. Oczywiście w PRL-u też zdarzały się ingerencje, chociażby jak w przypadku łódzkiej ASP, kiedy nagle minister obciął fundusze na realizację budynku. Różnica polegała na tym, że architekt musiał przeprojektować budynek dopasowując się do budżetu, musiał wpisywać się w normatywy, jak w przypadku budownictwa mieszkaniowego, ale nikt raczej nie mówił mu, że dach ma być płaski, albo spadzisty. Tymczasem ksiądz proboszcz, który zleca budowę kościoła, czy prywatny inwestor szczególnie w l. 80-90 nie był klientem otrzymującym gotowy projekt, a jego współtwórcą. Myślę, że ci architekci nie byli po prostu przygotowani na nowe czasy.
________________
MICHAŁ SOBOLEWSKI
Gastronom i kaowiec.
Współwłaściciel „najstarszej“ łódzkiej klubokawiarni Owoce i Warzywa i baru Spaleni Słońcem.
________________
BŁAŻEJ CIARKOWSKI
Absolwent architektury na Politechnice Łódzkiej i historii sztuki na Uniwersytecie Łódzkim. Doktor nauk technicznych w specjalności architektura i urbanistyka. Zainteresowania badawcze koncentruje na powojennej architekturze polskiej, wzajemnych relacjach architektury i polityki, konserwacji zabytków i ochronie dziedzictwa ruchu modernistycznego.