Czy piękno musi być zimne? Rozmowa z Weroniką Izdebską
Marcin Polak: Rozmawiamy w ramach cyklu „Wyłowione (zdjęcia z Łodzi)”. W Twoim przypadku rzeczywiście musiałaś wyławiać. A mogłoby się wydawać, że Łódź to takie wdzięczne miasto dla fotografa lub operatora: gotowa scenografia, nic tylko czerpać... Łódź Cię nie inspiruje?
Weronika Izdebska: Inspiruje, choć nie zawsze do fotografowania jej samej. Karmi mnie tym swoim chłodem i wilgocią. Podwórka studnie w szczególny sposób kształtują tu światło, które wpada do mieszkań. Przyglądam się temu otoczeniu, ale rzadko je rejestruję. Kiedy przebywam w danym miejscu stale, przyzwyczajam się, tracę czujność. I dystans. Podobnie jest z ludźmi, którzy są blisko mnie. To dlatego najwięcej fotografii przywożę do Łodzi w walizce.
Jesteś kojarzona jako fotografka, ale studiowałaś prawo, architekturę, a teraz sztukę operatorską. Dalej szukasz swojej drogi? W Twoich pracach widać spójność, masz już swój styl.
Aparat towarzyszy mi od dawna, chciałbym, żeby tak już zostało. To moje narzędzie. Potrzebowałam czasu, żeby upewnić się, że nie są mi potrzebne dodatkowe fundamenty. Te próby wiele mnie nauczyły, szczególnie architektura. Składają się na to kim jestem i w jaki sposób patrzę.
Kiedy zdecydowałam się na rok przerwy od studiów, zajęłam się wyłącznie fotografią, dużo podróżowałam, wtedy też powstał pierwszy klip. Ten proces był bardzo wrażeniowy, intuicyjny, uczyłam się na własnych błędach. Chwilę później zaczęły pojawiać się pierwsze publikacje, zlecenia, miałam wiele szczęścia, mogąc od samego początku pracować z bardzo wrażliwymi, zdolnymi ludźmi, którzy dawali mi wiele swobody. Czułam wtedy, że wszystko zaczyna łączyć się ze sobą w spójną całość. Po tym roku architektura oddaliła się ode mnie na tyle mocno, że nie było już odwrotu. Myślę, że trafiłam do Szkoły we właściwym czasie - wiedząc już, czego oczekuję od tego miejsca i od siebie samej. A wracając do poszukiwań- wciąż idę dalej, chcę się rozwijać. Nieszczęściem byłoby przestać szukać po drodze.
Każdy operator powinien być dobrym fotografem – kiedyś nie każdy fotograf w ogóle potrafił się posługiwać się kamerą i odnaleźć jako operator. Za czasu moich studiów operatorzy trochę się z nas podśmiewali, sam kiedy dostawałem kamerę do ręki gubiłem się... Zmieniło się to w momencie pojawienia się funkcji nagrywania w aparatach.
To rzeczywiście duże ułatwienie. Inwestowanie w dodatkowy sprzęt do nagrywania nie jest konieczne, przynajmniej na początku. Dodatkowym plusem są gabaryty aparatów, w podróży to kluczowa kwestia. Film i fotografia przenikają się ze sobą. Czasem słyszę opinię, że moje fotografie są „filmowe”. Trudno określić, gdzie przebiega ta wrażeniowa granica. Idąc tym tropem, filmy Roya Anderssona moglibyśmy określić jako wyjątkowo „fotograficzne”. W gruncie rzeczy - nie ma to najmniejszego znaczenia. Praca nad filmem i fotografią w moim przypadku jest dość zbliżona. I to chyba skłania mnie ku krótszym formom.
W Twoich pracach ważne jest światło, światło którego teoretycznie jest mało – operujesz nim oszczędnie i z rozmysłem, co sprawia, że efekt jest raczej mroczny.
Światło nie tylko nadaje określonego charakteru, jest czynnikiem warunkującym powstanie fotografii w ogóle. Zwracam na nie ogromną uwagę, bardzo cenię sobie twórców, którzy umiejętnie nim operują, bez względu na obszary ich działań, począwszy od instalacji, które tworzy James Turrell, przez fotografie Crewdsona, po znane wszystkim obrazy Hoppera.
Lubię niski poziom światła, dobrze się wtedy czuję, okna w moim pokoju najczęściej są zasłonięte. Najpiękniejszą porą dnia jest ta krótka chwila, kiedy słońce chowa się za horyzontem, otoczenie zdaje się wtedy desaturować, zaczynają przeważać chłodne tony. Myślę, że ludzi można podzielić na dziennych i nocnych, u niektórych te granice są dość wyraźne. Jestem w tym drugim obozie, a to znajduje przełożenie w moich fotografiach. Od dłuższego czasu planuję podróż na Svalbard, waham się nad wyborem pory. Latem będę mogła zobaczyć więcej, ale wciąż, noc polarna jest dla mnie bardzo atrakcyjna. Początki tej fascynacji sięgają u mnie naprawdę daleko.
Właśnie, Twoje prace są bogate kolorystycznie, z dominantą zimnych barw. Ile w tym ingerencji w trakcie opracowanie zdjęcia, czy to może bardziej kwestia wyboru miejsca?
Składa się na to kilka czynników - zdecydowanie bardziej dotyczą one pracy na planie, niż postprodukcji. Nie jestem w dobrych stosunkach z ciepłą paletą barw. Trudno jest mi określić, z czego to wynika, wiem tylko, że jest tak odkąd zaczęłam kształtować lub może - rozpoznawać, własną estetykę. Znajduję czasem fotografie, które robiłam, mając 16/17 lat - już wtedy były zimne, lubiłam symetrię i pewnego rodzaju czystość. Ma to swoje odniesienie w przestrzeni, która mnie otacza (lub bardziej - którą przywykłam otaczać siebie), więc i na fotografiach, które są odbiciem mojej głowy. Szukając lokacji zazwyczaj wybieram właśnie takie miejsca, w których dominują chłodne tony, to samo dotyczy pozostałych elementów kadru. Prawie zawsze pracuję z naturalnym światłem, kluczowe znaczenie ma więc pora dnia. To wszystko składa się w całość, która tworzy finalny obraz. Nie jestem pewna, czy ten efekt jest mroczny. Na pewno jest mój.
Czy Twoje zdjęcia wymagają dużych nakładów pracy? Widziałem Cię na wielkim podnośniku – chyba, że to była relacja z planu filmowego. Widzisz tę różnicę w środkach, funduszach, zaangażowaniu ludzi między fotografią czy w ogóle sztukami wizualnymi a filmem? Zawsze przecieram oczy ze zdumienia, kiedy widzę wielką ekipę z tymi wszystkim autobusami realizującą kiepski serial ;)
Tak! Film wymaga znacznie większego zaangażowania, budżetu. Nieco inaczej wygląda to, lub może wyglądać, w przypadku krótszych form, choć i tak - film jest efektem pracy zespołowej, znacznie łatwiej kreować w pojedynkę jako fotograf.
Realizowanie własnych pomysłów ze zdolnymi ludźmi, którzy rozumieją nasze oczekiwania, jest bardzo dobrym doświadczeniem, wnosi na plan całkiem inny rodzaj energii, niektórych ujęć nigdy nie nakręciłabym bez pomocy, mimo wszystko - lubię tworzyć sama, to inny rodzaj skupienia. Nie mam doświadczenia w pracy na dużych planach filmowych. Wspomniane przez Ciebie wielkie ekipy, autobusy i masa sprzętu to nie jest mój świat, przynajmniej nie dziś. Podnośnik, który widziałeś, miał niepodważalną przewagę nad dronem - poza sprzętem, ponad mgłę, mógł unieść także mnie. Powstała wtedy końcowa scena „Borderlands” i seria fotografii.
Wspominałaś, że nie masz ulubionych artystów – a operatorzy, reżyserowie? Może ci, którzy dobrze operują kolorem w filmie? Pamiętam wszystkie filmy Wong Kar Waia przez pryzmat kolorystyki.
Zazwyczaj wyciągam fragmenty, chwytam je i przechowuję w głowie. Jeden utwór z płyty, wybrane fotografie z albumu, określone sceny, postaci, kompozycje. Kilkoro twórców pozostaje ze mną pomimo upływu czasu, jeśli chodzi o film, jest jedno nazwisko, które wychodzi przed szereg. Wspominałam o nim już wcześniej, to skandynawski Roy Andersson. Kłaniam się nisko. Lubię też greckie kino Nowej Fali, Ulricha Seidla i debiut Urszuli Antoniak.
Czy to czym się zajmujesz rozpatrujesz w kategoriach sztuki? Podobno sztuka współczesna rzadko bywa ładna, a wartości estetyczne się nie liczą... u Ciebie wprost przeciwnie! Czy myśląc o swojej pracy twórczej, zastanawiasz się nad takim podziałem, że realizujesz się bardziej w sztuce jako fotograf, jesteś zorientowana na pokazywanie prac na wystawach – natomiast jako operator jesteś bardziej rzemieślnikiem. Czy taki podział ma dla Ciebie w ogóle sens?
Musielibyśmy rozstrzygnąć najpierw, gdzie leżą granice sztuki. Nie znam ich. Nie uważam, żeby w ogóle istniały. Fotografie łatwiej pokazywać, wystawiać. Film, jak już ustaliliśmy, wymaga innego rodzaju zaangażowania, większej wiedzy z zakresu technologii, dodatkowych rąk. Praca z kamerą może sprawiać wrażenie bardziej „rzemieślniczej”, ale finalnie - powstaje obraz. Forma wypowiedzi równa innym. Choć o tej równości też można by dyskutować bez końca.
Część fotografów prezentowanych w naszym cyklu urodziło się już w „czasach cyfrowych”, a dla części to była rewolucja, która dotknęła ich w czasie studiów. Potem pojawiły się media społecznościowe. Wszystko ma swoje plusy i minusy... Uważam, że z jednej strony fotograf to trochę taki zawód na wymarciu, a z drugiej strony fajne jest to, że teraz każdy może fotografować i do tego prezentować to, co robi. Czasami przeglądanie Instagrama jest ciekawsze niż niejedna wystawa. Jak Ty do tego podchodzisz? Instagram to główna platforma, gdzie pokazujesz swoją prace, i dodajmy z dużym powodzeniem.
Oglądanie fotografii jako kafelków wyświetlanych na ekranach naszych telefonów nie należy do najbardziej wdzięcznej z form, mimo wszystko, Instagram stał się bardzo potężnym narzędziem. Na przestrzeni ostatnich lat obszar jego oddziaływania znacząco się poszerzył, dając twórcom całkiem nowe możliwości. To dotyczy zarówno prezentacji własnych prac, jak i późniejszego kontaktu z markami, organizacjami czy innymi artystami. Internet nie zna pojęcia granic. Bez szczególnego wysiłku możemy dotrzeć do ludzi z całego świata lub pozwolić im dotrzeć do nas. Przykładowo, moje prace w ostatnim czasie znalazły się w kwartalniku „Paper Sea” z Australii, materiałach promocyjnych paryskiej Opery Narodowej, na okładce płyty nowojorskiej kapeli rockowej. Punktem wyjścia był właśnie Instagram. Odnoszę wrażenie, jakby formuła tej platformy burzyła znane nam dotąd ramy, umożliwiała bardziej bezpośredni kontakt, szybszą reakcję. Czasem bywam naprawdę zaskoczona tym, jak duży zasięg zdobyła aplikacja, której początki zdawały się być całkiem niewinne. (link do Instagrama Weroniki))
Mimo wszystko, nic nie zastąpi zapachu papieru, jego faktury, fizycznej formy fotografii. Martwi mnie to, że gubimy namacalność.
Po naszej rozmowie przyszła mi do głowy taka niby „oczywista oczywistość”, że jednak styl i charakter zdjęć wynika z tego kim jesteśmy. Znam większość fotografów z naszego cyklu i mógłbym tak śmiało powiedzieć... Niby to takie oczywiste, ale pojawia się tylko u najlepszych :)
To wydaje się być bardzo naturalne, w końcu to, co robimy wypływa z naszej głowy (albo skądkolwiek, w granicach naszego ciała).
Czy da się pracować w Łodzi? Myślisz, że zostaniesz tutaj czy jednak pociąga Cię wizja pracy w innych miejscach na świecie?
Pociągają mnie wizja innych miejsc na świecie - bez względu na pracę. Aparat mogę zawsze spakować do plecaka, to bardzo duży komfort. Myślę, że na Islandii mogłabym pracować tak samo jak tu, w Łodzi. Chciałabym wyjechać na Północ, lubię tamtejsze światło, powietrze. Chłód sprzyja myśleniu. W inny sposób patrzy się na północne niebo. Potrzebuję też ruchu, nie jestem pewna, czy uda mi się kiedyś osiąść w jednym miejscu na stałe, może któregoś dnia ta potrzeba pojawi się sama. Teraz chcę szukać, ucieczki są mi potrzebne. Dziś też pakuję walizkę, wyruszam za kilka dni.
Dzięki za rozmowę i powodzenia!
Weronika Izdebska - Studentka Sztuki Operatorskiej w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Autorka wideoklipów, m.in. dla: Daniela Spanielaka, Tomasza Mreńcy czy Further Away. Brała udział w licznych wystawach zbiorowych. Laureatka projektu DEBUTS organizowanego przez doc! Photomagazine.
Weronika Izdebska | www.ovors.com