Sara (26) i Ziomek (4)
(Zajmuję się visualami, video artami, clipami, teaserami oraz fotografią.)

Na drugim planie jest adrenalina, szukam silnych bodźców w najróżniejszy sposób, na moje szczęście Ziomeczek dorównuje tempa we wszystkim co robię, nie muszę zostawiać go w domu, jest gotowy na wszelkie wyzwania !!!). Ziomeczka znalazł mój przyjaciel – Gsound, na OFF Piotrkowskiej. Błąkał się kilka dni, nikt się po niego nie zgłaszał. Grześka miłość rosła i nie został przy niej obojętny. Wziął szkraba w objęcia i już nigdy nie oddał. Mamy go na spółę, jesteśmy odpowiedzialnymi rodzicami. Ponieważ żyjemy wciąż na wariackich papierach – przez naszą branżę oraz życie studenckie, dzięki temu, że jest nas dwójka nasz pieszczoszek nigdy nie jest sam.
Ziomasek to miłość mojego życia, bezkonkurencyjna, dożywotnia oraz najprawdziwsza. Nie ma nic wspanialszego niż Ziomasowe brewki, uszka i ten łepek mały, przekochany. NAJMĄDRZEJSZY jest to łepek. Bystrość i wyjątkowość uderza z pierwszym spojrzeniem w jego oczka. Jest pieskiem który ma w sobie niekończącą się miłość do ludzi, bezgraniczne zaufanie do wszystkich. Ewidentnie nigdy nie zaznał zła człowieczego. Czasem nie jest to pomocne, np. kiedy na dworcu w Warszawie (tak, to jest mały podróżnik i był w wielu wielkich miastach!) namiętnie wita menela przez którego chwilę wcześniej zostałam powyzywana od najgorszych nie dzieląc się papierosem. Ziomek jest też prawdziwym lovelasem, po prostu wszystkie suczki jego. Ma ogromne powodzenie, właściwie w Łodzi jest małym gwiazdorem. Ma zdecydowanie więcej znajomych ode mnie. Nie bez powodu może mu się wydawać, że jest jedynym pieskiem na świecie.
Wiem, że gdyby mógł to potrafiłby wszystko! Niestety jest tylko (lub aż!) małym kochanym pieskiem, dlatego muszę przyznać, że rozpieszczam go do granic możliwości. Przecież wiadomo, że sam nie otworzy sobie lodówki ani nie pójdzie na spacer.. Dlatego jest pełnoprawnym lokatorem i wolno mu absolutnie wszystko, a nawet więcej! Do tego jest niesamowicie wdzięczny. Słucha się i nigdy nie zachował się wrednie. Do tego z minuty na minutę mam wrażenie, że wyprzystojniał! Czasem śni mi się, że któż planuje go ukraść! Pilnuje go jak oczka w głowie, mam nadzieję, że Ziomas może na mnie liczyć tak bardzo jak ja na niego ;)
(Jestem Kuba. Muzykuję, piszę, robię imprezy i koncerty w klubie DOM.)

fot. Agata Mariańska
Pepe zobaczyłem u Ciebie na profilu, bo wzięłaś go na przechowanie z fundacji Viva. Bardzo mi się od razu spodobał, bo był trochę podobny do Sprocketa z Fraglesów, którego bardzo lubię. Dowiedziałem się, że szukasz dla niego domu, więc niewiele myśląc, wysłałem Ci wiadomość, że chcę go wziąć. Potem było dwutygodniowe badanie mojej kandydatury przez Fundację Viva, bo każdy chętny do adoptowania zwierzęcia musi przejść odpowiedni proces weryfikacyjny, łącznie z odwiedzinami w domu wysłannika fundacji. Na szczęście wszystkie testy zdałem i mogłem wziąć Pepe do domu. Wtedy jeszcze nie nazywał się Pepe, tylko Drwal lub Fiodor.
Co się zmieniło w moim życiu? Mam wspaniałego przyjaciela, który kocha mnie bezgranicznie. On też.
Społeczeństwo – jak powszechnie wiadomo – jest niemiłe. Ale liczę, że znajdą się tacy którzy będą przygarniać bezdomne zwierzęta. Bardzo serdecznie ich pozdrawiam i dodaję otuchy. Tylko pamiętajcie, żeby dostosować rodzaj psa do swoich możliwości czasowych oraz mieszkaniowych. Nie warto, żeby psiak zamieniał bezdomność na więzienie.
(Studentka projektowania graficznego, rysuję, ilustrację np. wszystkie pieski z tego tekstu, zbieram kauczuk)

Poznałam dziewczynę, która znalazła Vincenta błąkającego się po torach i zaprowadziła go do schroniska, prawdopodobnie ktoś zostawił go i wsiadł do tramwaju. Zbyt rzadko wychodziłam z domu, czułam się bardzo samotna, postanowiłam to zmienić. Dużo wychodzę z domu, spaceruję, mam przyjaciela, uczę się odpowiedzialności, jestem dużo bardziej zorganizowana, w moim życiu nie ma już nudy.
Bierzcie i adoptujcie je wszystkie!
(Pastry student, miłośnik sztuki, cukiernictwa, mody i wszystkiego, co piękne.)

fot. Agnieszka Rochal
Któregoś dnia brat zażyczył sobie, że bierzemy psa ze schroniska. Teraz, już, natychmiast! Oglądaliśmy je w internecie. Było dużo fajnych, ale ostatnie słowo należało do brata. Demon od razu wpadł mu w oko. Z resztą całej rodzinie. Jest bardzo radosny, inteligentny. Umie się porozumiewać, ale chodzi własnymi ścieżkami. Bałem się, że mnie uczuli, bo jestem alergikiem, ale o dziwo nie! Odkąd go mamy, jest w domu więcej pozytywnej aury. Życia. Myślę, że pies nie musi być ze specjalnych hodowli czy specjalnej rasy.
Każdy pies kocha kochającego go człowieka.

fot. Justyna Bojczuk
Czitos trafił do mnie zupełnie niespodziewanie. Któregoś dnia znajomy zadzwonił z informacją, że znalazł właśnie w lesie młodego psa i nie wie co z nim zrobić. Wiadomo było, że nie może tam zostać, więc postanowiliśmy, że przywiezie go do mnie na tak zwany „tymczas“. Małe, wybiedzone i wygłodzone stworzonko przypominające lisa trafiło na łódzki Manhattan. Pomimo prób szukania domu, nikt się nie zgłosił. Po kilku dniach Cziczo zaginął w centrum miasta na 3 noce. Poszukiwania trwały dzień i noc i nic nie wskazywało na to, że pies się odnajdzie. Pomyślałam wtedy „jeśli się znajdzie, zostaje ze mną“. I zupełnie niesamowitym zbiegiem zdarzeń Czitos znalazł się w bramie przy Piotrkowskiej 101. Do dziś żałuję, że nie może mi opowiedzieć co robiła przez te 3 dni...
Wydawało mi się, że przy moim trybie życia posiadanie psa jest niemożliwe. Ale nie mam większych problemów z organizacją czasu i dni też dlatego, że Cziczo jest bardzo wyrozumiała i cierpliwa. Rozumie mój tryb pracy, też to, że czasami musi zostać dłużej sama w domu. Ona dostosowała się do mnie a ja trochę do niej- adoptowane psy wymagają czasem więcej pracy, niekiedy trzeba pozbyć się różnych traum. U nas trwa przezwyciężanie strachu związanego z jazdą samochodem.
Bezcenna jest obserwacja zwierzaka, który otwiera się i nabiera odwagi w miarę pogłębiania zaufania do swojego człowieka.
(Pracuje na UŁ oraz prowadzę własną markę vege o nazwie TRY IT ON.)
Mamy w domu dwa psy. Każdy z nich to inna historia. Zacznę od Stefana, którego wzięłam ze schroniska 8 lat temu jako 2 i pół miesięcznego szczeniaka. 4. 12. 2009r. pojechałam do Schroniska na Marmurową, pokazano mi klatki ze szczeniakami, a w nich kilkadziesiąt małych bied, nie chciałam być tam długo, szybka decyzja i szybkie wyjście. Na przód jednej z nich przedarł się mały ciapciak machający ogonem, biały, w ciemne łaty, z jedną czarną dużą kropką na grzbiecie. I to był ten, którego zabrałam i dałam mu na imię Stefan. Początki były trudne, jak to szczeniak brudził, niszczył i był diabłem wcielonym, a jednocześnie słodkim i malutkim aniołkiem. Nie zliczę rzeczy, które zjadł, zniszczył i ile nawywijał. Ogarnięcie przyszło po latach. Teraz to stateczny i dojrzały pies, zjechał z nami pół Europy, mieszkał z nami w innym kraju przez 2 lata, teraz wykazuje się dużą cierpliwością do drugiego, który jest u nas od roku i został przygarnięty prosto z ulicy.
Historia drugiego psa- Szyszka jest dłuższa. Pewnej listopadowej soboty 2016r, zza rogu budynku, w którym mieszkam wyskoczyła na nas białawo- brudna kula dredów i splątanej sierści z widoczną z daleka raną w miejscu ogona. W okół nie było nikogo. Postanowiliśmy go zwabić i zadzwonić po Animal Patrol. Niestety był to wyjątkowo oporny osobnik, nie chciał podejść, a na wyciągniecie ręki z jedzeniem uciekał. Akcja trwała pół dnia, zaangażowali się sąsiedzi, nie udało się. Pies uciekł bez śladu. Od razu umieściłam ogłoszenie na FB na łódzkiej grupie Zaginione Znalezione Łódź i okolice, odpowiedziało mnóstwo osób, tego dnia widziano go w wielu miejscach Śródmieścia. Na każdy sygnał wybiegaliśmy z domu ze Stefanem szukając go, bez skutku. W akcję włączyło się wiele osób z facebookowej grupy. Pies przemieszczał się szybko i latał po całej Łodzi. Nie mamy pojęcia jak udało mu się przejść przez najbardziej ruchliwe ulice Łodzi. Jeździliśmy wszędzie, gdzie był widziany, w dzień i w nocy. Animal Patrol stwierdził, że jest to pies nie do złapania i odpuścił, my nie. Mijały dni i noce, zrobiło się bardzo zimno, spadł śnieg, a nam ten pies nie mógł wyjść z głowy. Po dwóch tygodniach biegania, dostaliśmy cynk, że pojawił się w okolicach Górniaka, pojechaliśmy na miejsce, gdzie czekało już kilka osób z grupy na FB. Tym razem wszystko zakończyło się powodzeniem z dodatkową pomocą okolicznych amatorów alkoholu, przeprowadzona została akacja łapania. Udało się. Zawieźliśmy psa do weterynarza, tam został ogarnięty i przebadany, wykąpany i ostrzyżony, a rana po obciętym przez coś lub kogoś ogonie wyleczona. Po tygodniu przyjechał do nas, miał tu zostać na tymczas, ale stało się inaczej i został na zawsze :)
Co zmieniło się w moim życiu, gdy Stefan się pojawił- bardzo wiele. To był mój pierwszy pies, szybko okazało się, że to wszystko nie jest takie proste. Popełniłam wiele błędów wychowawczych, wkurzałam się, cieszyłam, byłam wściekła i zachwycona, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłabym go nie mieć lub komuś oddać w momentach załamki. Nawet nie wyobrażamy sobie już sytuacji, że w domu nie ma psa i tych wszystkich odgłosów z nim związanych. Ja wychowywałam się bez zwierząt, a mój chłopak od dziecka z psami. Z drugiej strony pies to wielka odpowiedzialność wymagająca świadomości. Jednak sporo problemów można przeskoczyć, jeśli się chce, zawsze coś się wykombinuje, lecz nie jest to beztroskie życie, nieskończone wyjścia i wyjazdy, w tym wszystkim zawsze trzeba myśleć o nich.
Jeśli się posiada jednego psa, to drugi już nie robi żadnej różnicy. Jasne, ze polecam adopcję. Schroniska pękają w szwach. Codziennie więcej traci domy, niż je zyskuje- niestety. Większość trafia tam przez nieodpowiedzialność właścicieli, nadal do ludzi nie dociera, że trzeba psy chipować (mimo bezpłatnych akcji chipowania), że wystarczy zawiesić adresatkę za 3 złote, która uratuje go przed wywozem do schronu. Że psy nierasowe trzeba kastrować i sterylizować, aby ograniczyć bezsensowne rozmnażanie. To samo dotyczy również kotów. Od czasu złapania Szyszka jestem członkiem grupy na FB i widzę ile psów dziennie przyjeżdża na Marmurową, często te psy już z niego nie wychodzą, tylko gniją za kratami do końca, a boksu nie opuszczają przez lata, nawet na 5 minut.
(Jestem studentką Wiedzy o Teatrze, pasjonują mnie teatr, film i literatura.)
Historii Pabla nie znam, wiem jedynie, że trafił do schroniska mając 5 miesięcy i otrzymał tam imię Szymek. Początkowo niepewny i zagubiony, dziś to niezwykle żywiołowy psiak.
Przez 16 lat towarzyszył mi York imieniem Fidel. Gdy odszedł w kwietniu tego roku, poczułam pustkę i wiedziałam, że w domu kogoś brakuje. Wtedy zapadła decyzja, że adoptujemy psa. Po kilku miesiącach dość intensywnych poszukiwań wybór padł na Pablo.
Pablo wniósł do mojego życia wiele radości. Uwielbiam, jak wita mnie w domu. Również moi Rodzice i Dziadkowie, którzy opiekują się Pablem, gdy jestem w Warszawie, od razu go pokochali. Spacery, wycieczki i szkolenie stały się naszymi codziennymi aktywnościami. Poza tym nie ma nic przyjemniejszego niż relaks w fotelu z kochanym psem na kolanach.
Moja rada nie będzie zbyt odkrywcza, brzmi ona: „adoptuj, nie kupuj!”. Wizyty w schronisku przekonały mnie, jak wiele psów czeka na nowy dom. Są często spłoszone, boją się ludzi, którzy wcześniej wyrządzili im krzywdę. Ale to zaufanie da się odbudować. Jeśli tylko macie możliwości, czas i serce, to absolutnie się nie wahajcie i udajcie się do schroniska. Możecie zrobić coś dobrego, zmienić los samotnego zwierzaka i zyskać przyjaciela na długie lata.
(Jestem nauczycielką w liceum, do niedawna uczyłam języka polskiego, od września, jestem szkolną bibliotekarką. Lubię biegać i aktywnie spędzać czas, ale moją największą pasją jest wolontariat na rzecz zwierząt. Działam w stowarzyszeniu Otwarte Klatki i opiekuję się kołem wolontariuszy w mojej szkole, które pomaga w ośrodku adopcyjnym Fundacji Niechciane i Zapomniane.)

Uszatka pierwszy raz zobaczyłam na stronie Fundacji Niechciane i Zapomniane. Jego historia bardzo mnie poruszyła. Pracownicy Fundacji znaleźli go w bardzo złej kondycji. Pies miał otwarte złamanie tylnej łapy. Nóżki nie udało się uratować. Po amputacji Uszatek dochodził do siebie pod opieką weterynarzy. Później trafił do schroniska i przez rok nikt się nim nie interesował. Poczułam, że właśnie jemu chcę pomóc, że on już tyle wycierpiał, nadszedł czas by to zmienić. W naszej rodzinie była już wtedy Luna. Musieliśmy ich ze sobą zapoznać, ale też oswoić się z myślą, że będziemy mieli dwa psy. Oczywiście okazało się, że opieka nad dwójką nie różni się zbyt od opieki nad jednym. Wiem, że ludzie często mają obiekcję przed adopcją drugiego zwierzęcia. To naprawdę nic skomplikowanego :) Uszatek bardzo szybko się u nas zadomowił. Z psa, który chowa się w kącie i boi każdego ludzkiego spojrzenia, zmienił się w lwa salonowego, który uwielbia pieszczoty i przytulaski. Wymagało to trochę cierpliwości i czasu, ale było warto.
Zmieniło się bardzo dużo. Przede wszystkim zaczęliśmy interesować się sytuacją bezdomnych psów, samym problem bezdomności zwierząt. Dziś jesteśmy wolontariuszami i staramy się pomagać i zachęcać do pomocy innych. W samym Uszatku zyskaliśmy wiernego przyjaciela, który swoim oddaniem każdego dnia utwierdza nas w tym, że podjęliśmy słuszną decyzję. Uszatek jest psem niezwykłym, bardzo mądrym i pełnym wewnętrznego spokoju. Jego przyjaźń to wielki skarb.
Adoptuj, nie kupuj. A przede wszystkim nie rozmnażaj. Bezdomność to ogrom bólu i niezasłużonego cierpienia. Schroniska pękają w szwach, a psy które się tam znajdują są niewinne, winny zawsze jest człowiek. Jeśli boisz się, że sobie nie poradzisz z psem po przejściach, zgłoś się do fundacji, która oferuje pomoc behawiorysty. Możesz też sam na własną rękę poprosić o radę specjalistę. Wybierz rozważnie, dopasowując swoje możliwości do potrzeb psa. Jeśli wolny czas spędzasz najchętniej na kanapie, husky nie będzie psem dla ciebie. Przemyśl wszystko dokładnie i pozwól, by ktoś skradł twoje serce. On już czeka na swój nowy dom, czeka na ciebie.
(Jestem absolwentką Łódzkiej Szkoły Filmowej, obecnie studiuję na I roku Archeologii, też w Łodzi. Podzielam pasje swojego psa, czyli uwielbiam spać i jeść.)
Ryszard razem ze swoją mamą zostali znalezieni na środku pola, ledwo żywi, w opłakanym stanie. Rysio przeżył jako jedyny spośród reszty rodzeństwa. Miał to szczęście, że trafił pod skrzydła jednej z warszawskich fundacji, której teraz zawdzięcza swoje psie życie. Dom tymczasowy dość szybko zamienił na dom stały a jeszcze szybciej z niego wrócił...osoba, która podjęła się adopcji Ryszarda oddała go po niecałych 24 godzinach tłumacząc, iż przeszkadza jej to, że wówczas około 3-miesięczny szczeniak załatwia swoje potrzeby w domu i je śmieci, którymi później wymiotuje. Stamtąd Ryszard trafił do kolejnego domu tymczasowego, tym razem w Łodzi.
Rysio każdego dnia nas zaskakuje. Pomimo tak wielkiej ilości przeżyć w tak małym odstępie czasu jest wesoły, kocha ludzi i inne zwierzęta. Jak większość maluchów rozpiera go energia i ciągła chęć eksploracji. A kiedy już się zmęczy uwielbia się przytulić i zasypiać jak najbliżej nas :)
Od bardzo dawna myślałam o adopcji psa. Przez prawie 2 lata pracowałam w łódzkim Schronisku dla Zwierząt jako wolontariuszka. Co tydzień oglądałam pełne smutku spojrzenia i ogromne cierpienie. Pomimo wielkich chęci wiedziałam jednak, że to jeszcze nie ta pora, że nie mogę kierować się wyłącznie emocjami, ale przede wszystkim zdrowym rozsądkiem.
Kilka miesięcy temu nastał odpowiedni czas. Zamieszkałam z chłopakiem w mieszkaniu, którego właściciele uwielbiają wszystkie zwierzęta. Mam u swego boku osobę odpowiedzialną, dojrzałą, do której mam zaufanie i wiem, że wspólnie jesteśmy w stanie stworzyć z psem super więź. Dajemy radę finansowo, mamy z kim zostawić zwierzaka w razie wyjazdu, nie wychodzimy z domu na dłużej niż 8 godzin... te moje nieustanne od kilku miesięcy rozważania przerwała znajoma, również była wolontariuszka łódzkiego schroniska. To ona zapewniła Ryszardowi najwspanialszy dom tymczasowy pod słońcem. Co chwilę na jej facebookowym profilu widziałam zdjęcia Rysia, który absolutnie mnie urzekł. Postanowiłam go poznać. Zaczęło się od spaceru przedadopcyjnego, później przygotowań na przybycie nowego domownika, no a teraz już od kilku tygodni Ryszard jest z nami i ma się dobrze :)
Co się zmieniło w moim życiu?- Wszystko! :) a tak na serio to bardzo wiele i prawie nic. Przez bardzo wiele mam na myśli obecność bezgranicznie wdzięcznej istoty, która wygląda jakby każdego dnia kochała Cię coraz bardziej. To bardzo uskrzydla i uwrażliwia, jest taką jakby odskocznią od codziennej rutyny i ludzkiej znieczulicy. Z drugiej strony nie zmieniło się wiele- wciąż studiuję, pracuję, wychodzę z domu, spotykam się ze znajomymi. W dobie dzisiejszych możliwości psa naprawdę można zabrać w większość miejsc (restauracji, kawiarni, nawet do niektórych osiedlowych spożywczaków) a jeśli otaczają Cię przyjaciele- miłośnicy i posiadacze zwierząt, to pieskowo-ludzkie spotkania sprawiają jeszcze większą frajdę i dla nas, i dla zwierzaków.
Przede wszystkim chciałabym prosić każdą osobę, myślącą o adopcji o rozsądne i poważne jej przemyślenie. To nie powinna być decyzja podjęta pod wpływem impulsu, to nie powinien być prezent dla dziecka na urodziny albo gwiazdkę. Pamiętajmy, że psy schroniskowe najczęściej wiele w swoich życiach przeszły, często potrzeba ogromnej cierpliwości i wiele czasu, a czasem nawet pomocy psiego psychologa, abyście wzajemnie do siebie dotarli. Warto zawsze wybierając psa ze schroniska skontaktować się z jego wolontariuszem bo to osoba, która o psie wie najwięcej.
(Łodzianka, autorka tekstu.)

fot. Adam Szwarc
Mgiełka była psem bitym, do tej pory ma koszmary w nocy. Z piekielnego schroniska w Radysach została uratowana przez Fundacje Dom Dla Kundelka. Na początku siedziała pod stołem, trzęsła się i robiła pod siebie. Jednak bardzo szybko stwierdziła, że jest moja, obronię ją przed wszystkim i w moich objęciach niczego się nie bała. Po dwóch latach, stała się psem obronnym. Każdy musi zostać obszczekany i zmierzony zabójczym wzrokiem, jednak jeśli ją pogłaszcze nie uwolni się od niej. To jest dama, sierść ma jak królowa i pachnie jak fiołki. Mimo wieku, zachowuje się jak szczeniaczek, bo dopiero teraz może bezpiecznie przeżywać swoją młodość. Od razu jak cię zaakceptuje pcha ci się na kolana. Nadal jest bardzo strachliwa na widok mężczyzn- łysych, z brodą, czy w kapturze. Decyzja o psie to była najlepsza decyzja w moim dorosłym życiu (wychowałam się z psem) i nie wyobrażam sobie już życia bez takiego towarzysza. Planuje więcej adopcji współmiernie z moją rosnącą odpowiedzialnością życiową. Oprócz tego, że w domu gdzie jest zwierz nie można czuć się samotnym to wnosi on jeszcze więcej miłości i uczuć do świata. Przede wszystkim ratujesz takiemu psu życie i wiele uczysz się patrząc na jego szczęście.
Jeśli masz koło siebie przyjaciół czy rodzinę która ci pomoże w razie czego, to bierz psa ze schroniska!
Sam Sara Małecka (94 r.) obsesyjna Łodzianka, absolwentka Wydziału Organizacji Sztuki Filmowej na PWSFTVIT, obecnie trafiła na Międzynarodowe Studia Kulturowe. Robi graffiti kredą, chce by czytać więcej kobiet, traktować wszystkich równo, pomagać i nie krzywdzić zwierząt.
Ilustracja: Magda Miszczak