O zbiorowej pamięci miasta, kolektywnej pracy, historiach przemilczanych i wypowiedzianych, a także o tym, jak przetrwać dekadę w trzecim sektorze - przy okazji 10. rocznicy cyfrowego archiwum społecznego „Miastograf.pl” – z Martą Madejską i Michałem Grudą, koordynatorami przedsięwzięcia rozmawia Natalia Królikowska.
Natalia Królikowska: Rozmawiamy przy okazji jubileuszu, 10. rocznicy portalu Miastograf.pl, dlatego chciałabym zacząć od pytania o początki strony i Waszej działalności. Z tym że jest to bardziej pytanie nie o historię, a o ideę, która Wam przyświecała i energię, która pchała Was do działania.
Michał Gruda: 10-lecie Miastografu to rocznica powstania portalu w obecnej formie. Natomiast samo Stowarzyszenie Topografie, prowadzące stronę, powstało w 2007 roku, kiedy jego założyciele – m.in. Agata Zysiak, Wiktor Marzec, Łukasz Biskupski i Michał Grelewski – byli jeszcze na studiach. Po roku udało im się uzyskać pierwszą dotację z programu „Młodzież w działaniu”. Od tego czasu nasze działania są w gruncie rzeczy ciągłe i tożsame. Wtedy jako pierwsi w Łodzi zaczęliśmy organizować gry miejskie, które – co ciekawe – wywodziły się w pewnym stopniu z wcześniejszego doświadczenia Michała Grelewskiego w harcerstwie. W tamtym okresie powstała również pierwsza z pięciu edycji Festiwalu Miastograf, którego nazwę zachowaliśmy w nazwie społecznego archiwum cyfrowego założonego nieco później. Lata 2007-2008 były okresem pierwszej fali emigracji po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej i staraliśmy się stworzyć inną opowieść o Łodzi niż ta o mieście, z którego trzeba uciekać. Ludzie wyjeżdżali, niewiele się mówiło o złożonej historii tego miejsca. Dominowało postrzeganie Łodzi jako miasta pozbawionego przyszłości i przeszłości, w którym z niezrozumiałych względów jest masa zrujnowanych budynków. Nie było za bardzo na czym się oprzeć, aby przekonać ludzi, że to miejsce ma ciekawą historię i coś sobą reprezentuje.
Marta Madejska: Faktycznie, Miastograf wziął się między innymi z tego, że historia Łodzi nie była wtedy w pełni opowiedziana. Mówiło się o Scheiblerach i Poznańskich, ale to nie była narracja przystająca do doświadczenia ludności Łodzi z początku XXI wieku.
Kiedy startowaliśmy z Topografiami wydawało się, że dla takich osób jak my jest to dobra ścieżka, że będzie można to stowarzyszenie sprofesjonalizować i np. stworzyć etaty, żeby móc wiązać swoją przyszłość z pracą w organizacji, na której nam zależy. To było coś, czym chcieliśmy się zajmować zawodowo, ale się nie udało – w praktyce do dziś w większości działamy wolontariacko
Ja pamiętam tamte lata jako okres powstawania wielu NGO’sów zachęcanych grantami. Wiele mówiło się o budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Można było odnieść wrażenie, że robiąc coś ciekawego można stworzyć sobie oddolnie dobrą przestrzeń do działania, że trzeci sektor będzie jakąś sensowną alternatywą dla przemysłu i usług. Był to też czas ruchów miejskich. Czy czujecie się częścią tej fali?
MG: Boomu na ruchy miejskie upatruję w rozwoju Internetu. W Łodzi zaczęło się na forum „Gazety Wyborczej”, na którym spotkali się ludzie, którzy nie spotkali się na mieście, a tu połączył ich temat, który był dla nich ważny. W ten sposób grupy nieznajomych sobie wcześniej osób zaczęły ze sobą rozmawiać. Akceleratora rozwoju społeczeństwa obywatelskiego upatrywałbym więc bardziej w nowych możliwościach komunikacji, niż w samym wstąpieniu Polski do UE, choć bez wątpienia obie te rzeczy działy się w tym samym czasie.
MM: Ale chyba jakoś byliśmy częścią tamtej fali z początku lat 2000, to jest też po prostu kwestia wchodzenia w dorosłość kolejnych roczników. Jeśli spojrzeć na rzecz bardziej strukturalnie, to już w latach 90. zaczęło się mówić o tym, że należy budować społeczeństwo obywatelskie poprzez tworzenie organizacji pozarządowych – zupełnie jakby wcześniejsze grupy, przeróżne towarzystwa i kółka zainteresowań, albo OSP czy koła gospodyń wiejskich, w ogóle nie były aktywnością społeczną. W praktyce to „budowanie społeczeństwa obywatelskiego” oznaczało zakładanie NGO-sów, aby móc starać się o środki z grantów, bo struktura finansowania z PRL-u została zdemontowana. Kiedy startowaliśmy z Topografiami wydawało się, że dla takich osób jak my jest to dobra ścieżka, że będzie można to stowarzyszenie sprofesjonalizować i np. stworzyć etaty, żeby móc wiązać swoją przyszłość z pracą w organizacji, na której nam zależy. To było coś, czym chcieliśmy się zajmować zawodowo, ale się nie udało – w praktyce do dziś w większości działamy wolontariacko. Dochodzi do tego jeszcze kwestia tak zwanego aktywizmu. W 2011 roku odbył się Kongres Ruchów Miejskich w Poznaniu, na którym byliśmy jako stowarzyszenie związane z sektorem kultury. To była szansa na spotkanie się w realu, w jednym miejscu, z ludźmi z różnych miast i obgadanie ważnych dla nas spraw. Już wtedy okazało się, że mimo lokalnych różnic cierpimy na wiele bardzo podobnych problemów. Rok później współorganizowaliśmy Kongres Ruchów Miejskich, który odbył się w Łodzi. Ale na dłuższą metę nie zostaliśmy na tej drodze, zamiast tego coraz mocniej zaczęliśmy zajmować się m.in. archiwistyką i badaniami.
Dla Miastografu bardzo ważnym momentem był rok 2010, kiedy stowarzyszenie zorganizowało seminarium metod badań biograficznych, przede wszystkim zbierania historii mówionych. Dla mnie to był też moment dołączenia do Topografii. Miałam za sobą życiowe wywrotki, bardzo trudną pracę troski i prawie rok mieszkania w Warszawie, po powrocie do Łodzi zupełnie nie miałam pomysłu, co ze sobą robić, gdzie się zahaczyć. Do stowarzyszenia wciągnął mnie Łukasz Biskupski, z którym studiowałam na kulturoznawstwie. W tym samym roku robiliśmy festiwal, remontowaliśmy przyszłe centrum kultury Prexer i realizowaliśmy projekt „Powiedzieć miasto. Łódzkie historie mówione”. Jego częścią były szkolenia ze specjalistami z Ośrodka „Karta”, którzy uczyli nas jak przeprowadzać wielogodzinne wywiady, w których osoba je prowadząca prawie w ogóle nie zabiera głosu. Poczułam wtedy, że to jest to, czym chcę się zajmować.

Chodziło o to, żeby ludzi zżyć z tym miastem, czyli pokazać im, że nawet ławka przed ich blokiem ma swoją historię i że wokół takiej ławki można zbudować całą opowieść, i że ma to swoją wartość
Jak to się stało, że od stowarzyszenia organizującego gry miejskie, przeszliście do cyfrowego archiwum?
MG: My wciąż organizujemy gry miejskie – zajmuje się tym nasz Departament Gier, a od początku chcieliśmy założyć archiwum cyfrowe, to był projekt założycielski. Po to powstały Topografie – stąd nazwa stowarzyszenia, którego celem było stworzenie mentalnej mapy Łodzi, na której nie będzie faktograficznych danych, tylko wspomnienia ludzi o konkretnych miejscach, nie będących jakimiś specjalnie wyróżniającymi się atrakcjami. Chodziło o to, żeby ludzi zżyć z tym miastem, czyli pokazać im, że nawet ławka przed ich blokiem ma swoją historię i że wokół takiej ławki można zbudować całą opowieść, i że ma to swoją wartość. To było ideą przyświecającą założeniu stowarzyszenia, którą udało się urzeczywistnić dopiero po siedmiu latach w postaci strony Miastograf.pl, która funkcjonuje do dzisiaj. W ciągu tych pierwszych siedmiu lat działalności stowarzyszenia nie mieliśmy wystarczająco pieniędzy na postawienie strony, jak również ograniczały nas ówczesne możliwości technologiczne.
MM: Oprócz gier miejskich i sekcji historycznej, angażowaliśmy się również w partycypację, w prowadzenie konsultacji. Jednocześnie mieliśmy zawsze dużo silnych osobowości, które czasem się ścierały. Zmagaliśmy się więc z próbą ustrukturyzowania tego wszystkiego. W efekcie niektóre z osób z grupy założycielskiej wycofały się z działania przed osiągnięciem ostatecznego efektu, ale sama idea Miastografu jest kontynuowana, dołączyły również nowe osoby, które niosą dalej tę pałeczkę. Portal Miastograf w obecnym kształcie powstał w 2014 roku i szczerze mówiąc, ja nie bardzo wierzyłam, że to się wreszcie uda. Na szczęście inni mieli więcej wiary i determinacji, dzięki czemu możemy w tym roku obchodzić 10 urodziny Miastografu.
Takie organizacje jak nasza działają na bazie dotacji i grantów, które chętniej przyznawane są projektom nowym i nowatorskim, niż tym, które trwają dłużej i są mocniej osadzone w rzeczywistości
Jak przez te 10 lat zmieniał i rozwijał się portal?
MG: Zasadniczo portal jako strona internetowa się nie zmienił, ale na 10-lecie przygotowaliśmy jego nową odsłonę, której premiera zaplanowana jest na październik tego roku. W międzyczasie powstawały inne strony, gdzieś na marginesie Miastografu, co wynika ze specyfiki działalności wielu NGO-sów w Polsce. Takie organizacje jak nasza działają na bazie dotacji i grantów, które chętniej przyznawane są projektom nowym i nowatorskim, niż tym, które trwają dłużej i są mocniej osadzone w rzeczywistości. Kiedy składamy wniosek na to, abyśmy mogli dalej funkcjonować, taka aplikacja jest zwykle odrzucana. Nie docenia się projektów trwałych, które mają pewną ciągłość. Tworzy się przez to presja, aby cały czas wytwarzać coś nowego. W rezultacie mnożą się byty projektowe, za którymi stoją w gruncie rzeczy te same osoby.
Ostatnio kilka razy już po przyznaniu grantu potraktowano nas tak, jakbyśmy po pierwsze – mimo dużego doświadczenia – nie znali się na tym, co robimy, a po drugie – jakbyśmy chcieli zdefraudować przyznane środki. Na szczęście przez te wszystkie lata wykształciliśmy w sobie pewną rezyliencję – odporność, zdolność do przetrwania
Czy uważacie, że możliwa jest zmiana w tym obszarze? Od lat toczy się w środowisku dyskusja nad grantozą, ale w niewielkim stopniu wnioski z niej wypływające, przekładają się na rzeczywistość i codzienne funkcjonowanie organizacji pozarządowych w Polsce. Jak można by zreformować system funckjonowania NGO-sów, aby zapewnić wartościowym projektom stabilność i ciągłość, żeby – tak jak Miastograf – mogły trwać i rozwijać się nie przez miesiące czy lata, ale i dekady?
MG: Następnym krokiem w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego byłoby z pewnością po prostu zaufanie organizacjom, które działają od wielu lat. Kryterium w części konkursów mógłby być np. staż stowarzyszenia lub fundacji, ich specjalizacja i rzeczywisty dorobek. Można by np. realizować oddzielne konkursy dla organizacji, które trwają dłużej niż 5, 10 czy 20 lat.
MM: Na pewno pomogłoby przesunięcie priorytetów w rozdzielaniu środków, czyli np. odejście od tej paranoi wiecznej nowości, nacisk na zachowanie tych rzeczy, które już trwają, a jednocześnie nie są i nigdy nie będą festiwalem. Jesteśmy uwięzieni w „mentalu założycielskim”, czyli dotowania projektów, które dopiero zaczynają lub nabierają rozpędu. Grant na start, dotacja na debiut, kasa na startup itp. Kwestia zaufania, o której mówi Michał, jest bardzo ważna. Ostatnio kilka razy już po przyznaniu grantu potraktowano nas tak, jakbyśmy po pierwsze – mimo dużego doświadczenia – nie znali się na tym, co robimy, a po drugie – jakbyśmy chcieli zdefraudować przyznane środki. Na szczęście przez te wszystkie lata wykształciliśmy w sobie pewną rezyliencję – odporność, zdolność do przetrwania. Już nie uczestniczymy w tych dyskusjach, o które pytasz. Nie mamy na to ani czasu, ani siły. Każdy i każda z nas poza stowarzyszeniem zajmuje się pracą zawodową, niektórym nawet udaje się mieć życie prywatne (śmiech).
Spełnia się tym samym idea Zdzisława Jaskuły, który w rozmowach na zapleczu Teatru Nowego postulował, że Łódź musi się znów znaleźć w tekstach kultury – bez stygmatyzacji i w pełni swojego zróżnicowania musi zaistnieć na nowo w tym obszarze, z którego niemal została wyparta
Jednym z celów Waszego stowarzyszenia, a więc i Miastografu, było stworzenie nowej narracji o Łodzi. Z perspektywy dekady – jak oceniacie efekty waszej pracy? Udało się?
MG: Nie ma na ten temat żadnych badań, więc trudno jest oprzeć się na jakichś twardych danych. Możemy jednak oprzeć się na odczuciach i obserwacjach. I nieskromnie mogę powiedzieć, że mam wrażenie, że mieliśmy bardzo duży wpływ na to, jak miasto jest postrzegane, zarówno w samej Łodzi i na zewnątrz niej. Staramy się nie kopiować Internetu, czyli nie powielać treści, które już w nim są, a digitalizować i udostępniać te, których jeszcze nie ma. Pewnym wskaźnikiem mogą być statystyki, dotyczące ilości odsłon zdjęć czy nagrań, które mamy w archiwum. W skali tych dziesięciu lat są to już miliony wyświetleń, z których wiele pokazało odbiorcom Łódź w innym świetle, czy w innej perspektywie, niż znali wcześniej. Strona o łódzkich fabrykach z okresu PRL-u, którą również prowadzimy, jest chyba jedynym zbiorczym źródłem wiedzy w tym akurat temacie. Więc tak, myślę, że to co robimy ma dużo sensu nie tylko dla nas, ale również dla licznego grona odbiorców naszych działań. Nigdy nie przypuszczałem, że ktokolwiek może chcieć przyjść na spotkanie z nami, a okazało się, że kiedy mamy okazję gdzieś występować – ludzie przychodzą, żeby porozmawiać z nami na żywo.
MM: Pewnie właśnie dlatego, że mamy ten efekt zwrotny, działamy tak długo. Gdybyśmy go nie czuli, to raczej nie mielibyśmy już energii, aby dalej się tym zajmować. Zaczynaliśmy w czasie pierwszego boomu na media społecznościowe i od początku działaliśmy jak gdyby w kontrze do nich, starając się uświadomić ludziom, że Facebook nie archiwizuje zdjęć, że profil można stracić, że trzeba z dużą dozą ostrożności podchodzić do dzielenia się treściami na tego typu platformach. Dlatego chcieliśmy stworzyć stronę, która będzie alternatywą, spełniającą kryteria archiwum, ale będącą przy tym portalem interaktywnym. Oczywiście, korzystamy z mediów społecznościowych, potrafią być one użyteczne, np. do komunikacji naszych działań, ale również udostępniamy w nich niektóre zdjęcia, bo to one generują największe zainteresowanie. Natomiast historie mówione i ich fragmenty mają największy obieg w rozmaitych odsłonach tekstów kultury. Zdjęcia trafiają czasem do książek, historie mówione – do teatrów, słuchowisk czy filmów, można je usłyszeć również na wystawie stałej w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. Dla mnie, osobiście, to jest bardzo ważne, że te historie są dalej opowiadane, powtarzane i przetwarzane przez sztukę. Spełnia się tym samym idea Zdzisława Jaskuły, który w rozmowach na zapleczu Teatru Nowego postulował, że Łódź musi się znów znaleźć w tekstach kultury – bez stygmatyzacji i w pełni swojego zróżnicowania musi zaistnieć na nowo w tym obszarze, z którego niemal została wyparta. Dlatego staramy się opowiadać, jak to miasto się zmieniło. To z jednej strony pozwala nam i innym oswoić te zmiany, zamiast je wypierać, a z drugiej – ma to funkcję budowania społeczności. Do tego okazało się, że jeśli chcesz się zajmować łódzkim dziedzictwem, od razu zamieniasz się w arche-aktywistę, co świetnie pokazuje przypadek założonej przez nas strony fabrykiprl.pl, o której wspomniał Michał. Znajdują się tam noty historyczne dotyczące największych zakładów pracy działających w okresie PRL-u. W związku tym otrzymujemy bardzo dużo zapytań od ludzi, którzy kiedyś w nich pracowali, a dzisiaj poszukują swoich dokumentów do emerytury. Okazuje się, że często tylko my im pomagamy, wskazujemy, gdzie i jak szukać w ewidencji przechowawców akt, choć i tam nie wszystko można znaleźć. W czasie transformacji, w latach 90., archiwa zakładowe były zaniedbywane, gubione, niszczone, a w tych lepszych przypadkach przenoszone do rozsianych po Polsce magazynów. I teraz należy wykonać pracę, aby je odnaleźć.
Potrzebne i społecznie użyteczne działanie, ale raczej mało interesujące dla grantodawcy czy tym bardziej sponsora.
MM: Z pewnością, nie ma fajerwerków.
Omówiliśmy pewne trudności i systemowe przeciwności, wynikające z prowadzenia takiej jak Wasza działalności, więc teraz chciałabym zapytać o najjaśniejsze punkty, działania, które dały Wam w ciągu tych wszystkich lat najwięcej zadowolenia i satysfakcji, dodały wiatru w żagle?
MG: Mnie największą satysfakcję i radość sprawia samo trwanie, czyli to, że Miastograf wciąż istnieje. Ważne było również wydanie książki „Wielki przemysł, wielka cisza”, którą nasz zespół stworzył w ciągu pół roku, opierając się na zbieranych przez kilkanaście lat działalności materiałach, które wymagały opracowania. Cieszę się też z zainicjowanej i prowadzonej przeze mnie strony zabytkilodzi.pl, która jest poświęcona łódzkiemu dziedzictwu materialnemu. Zbierają się dzięki niej ludzie, którzy te zabytki fotografują i tworzą wokół nich społeczny monitoring. Celem jest to, aby już niedługo każdy zabytek rejestrowy znalazł się na tej stronie, nadając jej tym samym pewien aspekt encyklopedyczny.
MM: Dla mnie na pewno to były wszystkie projekty zbierania historii mówionych. Serio uważam, że historie mówione zmieniają życie, a uważne słuchanie jest supermocą. Ważne były również projekty poświęcone wspólnemu przepracowaniu transformacji ustrojowo-gospodarczej, na które składały się np. wystawa „Opowieści z miasta włókniarek” w CMWŁ w 2017 roku, a kilka lat później cykl debat, który pozwolił zobaczyć jak zmienia się dyskusja o mieście.
...uważam, że pomimo odkłamywania prawdy o transformacji, narracja liberalna wciąż ma się dobrze, narracja sukcesu jest forsowana za wszelką cenę. O Łodzi wciąż można publicznie mówić dobrze albo wcale
Cały czas zadziwia mnie to, jak narracja liberalna zdominowała dyskurs o transformacji, nie dopuszczając żadnych innych perspektyw. Przecież my tu w Łodzi, jeśli nawet sami nie byliśmy bezpośrednimi ofiarami upadku wielkich zakładów, to przynajmniej byliśmy naocznymi świadkami jego skutków. Tego nie dało się – mówiąc kolokwialnie – odzobaczyć, wyprzeć, zanegować.
MM: Ja nie jestem z Łodzi, ale dziesiątki razy słyszałam od swoich rozmówców, w jaki sposób uciszano głosy krytyczne, jak z trzeźwo myślących ludzi robiono oszołomów, przeciwników zmian demokratycznych. Ponoć kiedy zamykano w ciągu paru dni „Bistonę”, urząd pracy przyjeżdżał do fabryki po to, aby długie kolejki przed urzędem nie wzbudzały paniki społecznej. Staramy się zdystansować do ówczesnych (i często wciąż obecnych) emocji, prowadzimy badania historyczne, sprawdzamy fakty, wskaźniki gospodarcze i opracowania socjologiczne. Wiemy też z raportów Najwyższej Izby Kontroli, że wiele zakładów przemysłowych zostało sprzedanych niegospodarnie, a czasem wręcz – jak nieszczęsna „Bistona” – niezgodnie z prawem, przynosząc olbrzymie straty zarówno dla miasta, jak i regionu czy kraju.
MG: Ja uważam, że pomimo odkłamywania prawdy o transformacji, narracja liberalna wciąż ma się dobrze, narracja sukcesu jest forsowana za wszelką cenę. O Łodzi wciąż można publicznie mówić dobrze albo wcale. Miejski profil w mediach społecznościowych nie spełnia nawet podstawowej funkcji informacyjnej, mimo że ze względu na olbrzymie zasięgi, byłby do tego doskonałym narzędziem.
MM: Myślę, że jest to bardzo mocno podszyte kompleksem. Na przykład ludzie, którzy rozpoczynali świetlaną karierę w latach 90. są zaklęci w opowieści, że transformacja się udała, bo inna narracja uderza w ich poczucie własnej wartości. Oczywiście, nie tylko wolnorynkowcy są pozamykani w swoich stanowiskach. Problem absolutnego uporu i nie przyjmowania argumentów w podobnym stopniu dotyka wielu stron sporu o likwidację przemysłu. Na pewno będziemy dalej drążyć ten temat, mamy już masę materiałów badawczych na kolejną książkę.
Pozostałości po Zakładach Przemysłu Bawełnianego Uniontex, Kilińskiego 2004, fot.Wiesław Kaczmarek
Co przygotowaliście w ramach 10. urodzin Miastografu?
MM: Na październik zaplanowaliśmy serię wykładów osób tworzących Miastograf albo od bardzo dawna z nami współpracujących – 16 października odbędzie się wykład Agaty Zysiak o początkach Uniwersytetu Łódzkiego, a po nim re-premiera filmu Adama Musiałowicza, złożonego w całości z materiałów archiwalnych. 23 października Marcin Szymański będzie dawał wykład o mrocznej i śmiercionośnej stronie przemysłu łódzkiego. 30 października Błażej Ciarkowski opowie o pracy nad swoją nową książką, w której znalazły się zdjęcia z Miastografu. W październiku wchodzimy też w końcu na Patronite, dzięki czemu będzie można nas wspierać, matronować i patronować.
Czemu dopiero teraz?
MM: Crowdfunding to kolejna rzecz, która nie robi się sama, którą ktoś musi się zająć. To, że dostaliśmy z budżetu Miasta Łodzi grant na 10-lecie Miastografu, dało możliwości, żeby wypchnąć w świat parę rzeczy, które od dawna były na liście do zrobienia.
Czego – oprócz setek patronów – można życzyć Miastografowi na kolejne dziesięciolecia?
MG: Żeby ludzie nie wyrzucali swoich archiwów na śmietnik, tylko przekazywali nam albo muzeom, dzięki czemu będziemy mogli kontynuować swoją misję i opracowywać łódzkie dziedzictwo społeczne i kulturowe.
MM: Ja bym życzyła Miastografowi świeżej krwi, czyli osób, które chciałyby na stałe, a nie tylko z doskoku, tworzyć go razem z nami. Słomiany zapał nie sprawdza się przy archiwaliach.
A obawy, związane z nadchodzącą dekadą działalności?
MG: Są to przede wszystkim obawy związane z rozwojem sztucznej inteligencji. Baza historii mówionych, którą w pocie czoła i z dużym wysiłkiem była przez nas budowana i opracowywana, może stać się wzorcem dla AI do generowania przez nią w bardzo prosty sposób własnych historii mówionych. Takich, o jakie tylko ktoś poprosi. Tak samo można manipulować zdjęciami. Zagrożenia związane są z nieetycznym wykorzystaniem właściwie wszystkiego, co gromadzimy.
MM: Kiedy sobie to uświadamiam, rozsadza mi umysł. Oczywiście, dokładamy starań, aby temu zapobiec i w nowej wersji portalu wprowadzamy bariery i zabezpieczenia. Ale przytłacza mnie myśl, że cała ta idea otwartości, z której wyrośliśmy, bliska temu co robi Wikicommons, że wiara w demokratyzację przy pomocy Internetu, przestaje przystawać do rzeczywistości, a my z entuzjastycznych upowszechniaczy musimy się zamienić w strażników autentycznego zasobu.
Jest to szczególnie ważne w kontekście kolektywnej pamięci, którą przecież tak naprawdę się zajmujecie.
MM: Tak, na dodatek AI halucynuje, działa w gruncie rzeczy podobnie do ludzkiej pamięci. Nie znosi próżni i jeśli z jakichś powodów nie może połączyć dwóch wątków, to coś zmyśli, aby je scalić. Część ludzi w ogóle nie nadąża za tą rewolucją, będą bardzo podatni na oszustwa. Inni mogą wpaść w paranoję wątpliwości, sama łapię się na tym, że nie mam zaufania już do niczego, co widzę w necie.
MG: Myślę, że nie należy też popadać w paranoję w drugą stronę i panicznie bać się AI. Ja bym chciał sztuczną inteligencję traktować jako kolejne narzędzie rozwoju. Jak z każdym wynalazkiem. Można go użyć w złym albo dobrym celu. AI może nam znacząco pomóc przyspieszyć prace, jak choćby nad transkrypcjami, nad redakcją tekstów, promocją, analizą danych, zmienianiem zeskanowanych tekstów w tekst możliwy do edycji i kto wie w jakich jeszcze obszarach. Jednak nasz ludzki nadzór jest nadal niezbędny aby sprawy szły w kierunku takim jak my chcemy a nie w jakim chce AI (śmiech). Ja widzę AI jako ostry nóż który dostaliśmy i teraz od poszczególnych jednostek będzie zależało jak go wykorzystają, czy z jego pomocą przygotują pożywny posiłek, czy zaczną się nim sami kaleczyć, czy zaczną atakować innych?
***
Pod parasolem Cyfrowego Archiwum Łodzian Miastograf prowadzimy szereg stron internetowych i działań terenowych, które pozwalają nam obserwować, jak Łódź zmieniała się na przestrzeni wieków. Codziennie tworzymy wirtualną społeczność pasjonatek i pasjonatów naszego miasta. Wesprzyj Miastograf na Patronite: patronite.pl/miastograf.pl
Koordynacja i redakcja portalu w latach 2014-2018: dr Łukasz Biskupski
***
______________
Marta Madejska - od 2010 roku związana ze Stowarzyszeniem Topografie, w którym zajmuje się głównie projektami dotyczącymi archiwistyki społecznej i historii mówionej współtworząc Miastograf. Bywała koordynatorką różnych kongresów. Była też zastępczynią redaktorki naczelnej Łódzkiej Gazety Społecznej „Miasto Ł” oraz asystentką muzealną i kuratorka programu publicznego w Centrum Muzeologicznym Muzeum Sztuki w Łodzi. Autorka książki reportażowej "Aleja Włókniarek" [Wydawnictwo Czarne, 2018], współautorka i redaktorka książek poświęconych historii społecznej Polski. Zarobkowo zajmuje się prowadzeniem kwerend archiwalnych. Entuzjastka starych technologii analogowych oraz uważnego słuchania.
Michał Gruda - członek Stowarzyszenia Topografie od 2008 roku. Zrealizował kilkadziesiąt projektów edukacyjnych z zakresu popularyzacji historii lokalnej - w tym działania w ramach stypendiów Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Od 2014 roku rozwija Cyfrowe Archiwum Łodzian Miastograf - grupę portali internetowych poświęconych dokumentowaniu historii lokalnej. Pracował w Muzeum Miasta Łodzi oraz w Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi, na stanowisku specjalisty ds. pozyskiwania i rozliczania funduszy. Entuzjasta nowoczesnych rozwiązań w zakresie promocji i upowszechniania kultury. Obecnie pracownik Centrum Komunikacji i PR Uniwersytetu Łódzkiego, gdzie zajmuje się popularyzacją i upowszechnianiem nauki.
______________
Natalia Królikowska – łodzianka, doktora nauk humanistycznych, literaturoznawczyni, producentka wydarzeń kulturalnych, miłośniczka książek dziwnych, autorka bloga recenzenckiego Propsiki.
______________