Z Marcinem Prytem rozmawia Marcin Polak

 

Zazwyczaj wywiad robi się przy jakieś okazji, w Twoim przypadku tych okazji jest aż nadto. W ostatnim Aktiviście jest zapowiedź trzech płyt, we wszystkich maczałeś palce. Tryp, Demolka, Niebiescy i Kutman, a jest jeszcze 19 Wiosen, 11, do tego rysujesz, piszesz wiersze, organizujesz, angażujesz się. Ta potrójna zapowiedź jest tak ładnie zatytułowana „Łódź, kurwa, o złotym sercu”. Trafnie. Ta „kurwa” to jest też to, co lubię, ale tylko czasami, a „serce”, czyli energia pewnych ludzi to jest coś, co jeszcze mnie tu trzyma. Jak jest w Twoim przypadku?

W tym roku w zasadzie nagrałem tylko „Nagie serce” Tryp, a „Niebiescy i Kutman" powstało w 2015, tylko że z Frankiem Wiczem szukaliśmy wydawcy i w końcu znalazł się niezmordowany Łukasz Pawlak z Requiem Records. „Skrzydło motyle” ujrzało światło dzienne we wrześniu 2016. Udało nam się też wreszcie wydać winyl 19 Wiosen „Zmarnowany kwiat”, tak jak zawsze marzyliśmy, czyli w postaci koncept albumu na płycie gramofonowej, czekaliśmy na to 23 lata, aż wreszcie Arkadiusz Marczyński z Anteny Krzyku zainwestował petrodolary w 270 egzemplarzy.

Z tego się bardzo cieszę, bo to dla mnie symboliczne domknięcie ćwierćwiecza pracy twórczej. Od 2017 roku mogę się z czystym sumieniem zresetować i zdystansować od wszystkiego „przed” i zająć się nowymi sprawami sam i z moimi twórczymi przyjaciółmi. Na płycie Demolki, dwa razy zaśpiewałem w chórkach, jestem fanatykiem tego projektu i wszystkich elektronicznych dźwięków, które wymyśla Procesor Plus czyli Fagot. Kiedyś, gdzieś, zapowiadałem, że daję sobie pięć lat na wyjazd z tego miasta, od tej zapowiedzi minęło już jedenaście. To mnie nauczyło być już ostrożnym z publicznymi deklaracjami, więc cieszę się chwilą i delektuję bieżącymi smugami kondensacyjnymi. Oczywiście cały czas marzę o jakichś wariantach obserwowania świata, pod cieplejszymi koordynatami, lecz w Polsce nie wyobrażam sobie mieszkania już gdzie indziej. Konkurencją dla Łodzi jest tylko Pointe Noire w Kongo, gdzie upatrzyłem sobie korzystając z dobrodziejstwa Google Earth View, zapierający widok na Atlantyk. Nie zgadzam się, że Łódź swoim skurwieniem jakoś specjalnie wyróżnia się wśród innych miast na świecie. Znalazłoby się na pewno większe zagęszczenie przemocy i syfu niż tutaj. Wewnątrzludzkie zabrudzenia i patogenne pofałdowania mózgów są też chyba na przyzwoitym średnim światowym poziomie. Być może trzyma mnie tu wybór praojców, którzy z bazy z układu Schedar wyruszyli do ziemi obiecanej. Cieszy mnie, że otaczają mnie ci wszyscy ludzie, którzy się wiercą
i mają owsiki. Dzięki nim też się, nie poddaję stanom leżącym i trzeba zawsze coś wymyślać, bo jest wtedy i zabawa i przyjemność i nie jesteśmy jeszcze martwymi korpusami.



Pierwsza płyta Trypa była inspirowana tragiczną historią szpitala psychiatrycznego w Kochanówce. Zaangażowałeś się też w upamiętnienie ofiar. Co tak poruszyło Cię w tej historii?

Nazwa własna „Kochanówka” w Łodzi funkcjonuje też jako epitet. W podstawówce jak chciałeś komuś dosrać to mówiłeś, że „jest z Kochanówki”. Wtedy w 2009, kiedy zetknąłem się po raz pierwszy z tekstem Łukasza Nadolskiego o ofiarach akcji T4 w łódzkiej Kochanówce, oburzyło mnie i zszokowało to, że nikt nie pomyślał przez prawie 70 lat o upamiętnieniu tych osób, być może dlatego, że choroba psychiczna, jest tematem wstydliwym i tabu w każdej rodzinie, a przełożyło się to na miejską pamięć zbiorową. Zdziwiony jednak byłem brakiem nawet empatii i zrozumienia w teraźniejszości do współczesnych pacjentów. To stało się dla nas ważne, żeby nie zapomniano o nich nawet w tym zasięgu, w którym my moglibyśmy promieniować. Być może uczynienie godnym upamiętnienia chorego psychicznie pacjenta z przeszłości stanie się w powszechnym odbiorze przyczynkiem do zwiększenia empatii dla współcześnie chorego człowieka. Najpierw wydawało nam się, że powstanie płyta i to wszystko, potem jednak jakiś słuchacz napisał, że dla niego to jest taka tablica dźwiękowa, i że nam za to dziękuje. To nas zainspirowało, żeby uruchomić procedury, które doprowadziły do odsłonięcia prawdziwej tablicy na gmachu zabytkowej stróżówki szpitala. Tu pomogło mnóstwo ludzi, a dzięki Marysi Sobczyk z Fabryki Sztuki, akcja upamiętniania nabrała legalnego i niezbędnego w takich sytuacjach formalnego wymiaru. Dzięki tym wszystkim osobom i ludziom, którzy wrzucali grosze do puszek, można każdego 1 listopada tam podjechać
i postawić jedną świeczkę. 

 

Nowa płyta Trypa „Nagie Serce”, zobrazowana przerażającymi teledyskami, muzycznie i tekstowo też nie jest przyjemna” w odbiorze. 

Tryp to próba pójścia do granic możliwości naszych, słuchaczy i sprzętu na którym gramy. Nie wiadomo co będzie dalej i to najważniejsze. Paweł Giza, który zrobił video do naszej epki zrozumiał to bez zbędnego tłumaczenia. 

 

Tryp - supergrupa, dream team łódzkich muzyków to ogromna dawka emocji. Czy muzyka Trypa to wypadkowa waszych charakterów?

Tryp to dla nas miejsce gdzie chcemy pracować bez żadnych ograniczeń zewnętrznych i wewnętrznych, takie były zawsze założenia. Kuba Wandachowicz robi podkłady, ja z nimi chodzę po mieście, słuchając na empetrójce, szukając do nich słów, a Piotrek Połoz z Robertem Tutą aranżują wszystko na próbach, żeby brzmiało to na koncertach. Paweł Cieślak będzie nagrywać w studio ze swoim jedenastym zmysłem. Przede wszystkim to idealna sytuacja, bo nie mamy nic zupełnie do stracenia, nie interesują nas żadne koniunktury, a każdy z nas ma tak inny gust muzyczny, że z tego później wychodzi dziwny Frankenstein, który zaczyna fascynować tak, jakbyśmy nie mieli z nim nic wspólnego. Jesteśmy w tych momentach pracy kompletnie oderwani od bieżących spraw na każdym poziomie, co pozwala nam na czystość intencji i pójście na całość. Dajemy z siebie zawsze 100 procent, po koncertach, i na próbach, syfimy toksynami, które wyszły z naszych ciał, brakuje nam powietrza i chcielibyśmy się schować w sterylnych garderobach. Brakuje mi słów, bo wszystko co miałem do powiedzenia zawarłem w tekstach na koncercie i nie chce mi się czegokolwiek dodawać i komentować komukolwiek kto podejdzie, wtedy mogę najwyżej uśmiechnąć się i podać rękę, ale najchętniej teleportowałbym się na inną planetę. 

  

Te emocje było widać na koncercie w czasie Domoffonu. Chcieliście już kończyć, ale zziajany Wandachowicz nie chciał zejść ze sceny, a na koniec zagraliście najlepszy utwór. Nie wiem jakie jest twoje zdanie, ale dla mnie najlepsze koncerty na Domoffonie to te w klubie, i tak się złożyło, że naszych rodzimych twórców. Tryp, Demolka, Kopyta Zła, Formacja Cmentaż jest chyba z Warszawy, ale grali i wyglądali jak z Łodzi ;)

Trudno mi oceniać to konkretnie wydarzenie, w każdym koncercie widziałem na scenie kogoś bardzo mi bliskiego, nie mam dystansu. Jestem całym sercem za. Ponieważ znam kulisy, wiem, że wszyscy daliśmy z siebie wszystko co najlepsze i jak słyszę zostało to zauważone.

 

Z zespołu odszedł Paweł Cieślak, ale czy dalej zajmuje się produkcją Trypa? Przy okazji chciałbym zapytać właśnie o niego: to trochę taka postać stojąca w cieniu, ale tak naprawdę to on stoi za sukcesami wielu projektów.

Paweł Cieślak jest nadal w Trypie jako producent i architekt dźwiękowy. Nagrywa tak wiele projektów, produkuje mnóstwo płyt tak różnym wykonawcom, że nie ma czasu, by uczestniczyć w próbach. Dla mnie oprócz tego, że to mój przyjaciel to jeszcze Dr Sound i geniusz, nie znam nikogo, kto wsłuchuje się w czyjeś demo i nagle wyciąga z tego tak zaskakujące nuty i warstwy, kogoś kto wsłuchuje się w znaczenia słów, idei i robi ich transpozycje na dźwięki, nuty, stuki, chrobotania... W jego rękach wszystko zmienia się w dźwiękową wersję kina 3D i to w najlepszym IMAXIE na planecie. Często, słuchając płyt swoich idoli, zastanawiam się, jak wiele tu by zrobił i jak jeszcze poszerzył warstwy brzmieniowe Paweł. To wszechświatowy, magiczny poziom. Polecam i pozdrawiam, Marcin z Kosmopolitanii. 

 

Wracając do „Kurwy o złotym sercu”, chciałbym zapytać, czy z muzyki da się żyć, czy to tylko kosztowne hobby?

Znam kilku kolegów, którzy nie muszą pracować w innych zawodach, zazdroszczę im oczywiście, ale bez zawiści. Każdy ma swoją karmę, moja wygląda tak, że muszę robić coś, co kocham w wolnych od pracy zarobkowej chwilach i już się z tym pogodziłem. Patrząc z perspektywy dwóch dekad prób sprzedania się, wychodzi na to, że nie byłem zbyt atrakcyjny, a teraz to już w ogóle nie mam żadnych szans. Trzeba się nauczyć żyć z tym, że jest się tym nieładnym. Na początku to trochę boli, ma się jakieś pretensje, żale ale potem już jest spokojnie i można robić swoje rzeczy bez utyskiwania na to, że się nie pasuje gdzieś tam do czyichś oczekiwań i ram, które przynoszą uznanie, szacunek, godne życie i pieniądze.  

 

Czy uważasz, że miasto powinno wspierać dobre projekty muzyczne? Kiedyś o tym pisałem, że może nie Łódź filmowa, tylko muzyczna. Mamy taki twór jak Łódzkie Centrum Wydarzeń i skoro Łódź Kreuje, miasto powinno chyba pomóc kreować lokalne projekty? Wyobrażam sobie, że za 10% z 4 mln, którymi miasto dotuje festiwal przywieziony w teczce z Poznania, można by zrealizować sporo wartościowych przedsięwzięć i że mogliby to zrobić ludzie stąd, „serce tej kurwy”. Czy jednak artysta to ktoś, kto najlepiej działa w niesprzyjających okolicznościach i takie jego przeznaczenie? ;)

Miasto powinno wspierać jak najbardziej kulturę, bo to ona prędzej czy później spowoduje, że ludzie zostaną w jakimś mieście lub do niego będą chcieli przyjechać, oczywiście po nakarmieniu się w foodtruckach i naświetleniu się promieniami rozmaitych festiwali masowych. Oczywiście, są różne gusta i pojawia się pytanie czy ta kultura, którą ja szanuję, zasługuje na większe dotacje niż jakaś inna. Osoby o tym decydujące mają na tyle wyższe ode mnie pensje, że mogłyby się nieco bardziej nagimnastykować i czasami po godzinie 15:00 wyjść ze swoich kokonów bezpieczeństwa i wsłuchać się w żywą tkankę miasta, dla którego pracują. Niech jednak naciskają na ich skorupy młodsi ode mnie. Mnie to już nie interesuje. Presja z kosmosu i naciski biologiczne z wewnątrz dają mi coraz bardziej dokładne wskazówki, gdzie umiejscowione są dla mnie naprawdę ważne sprawy. 

  

Nikomu nie zaglądam do metryki, ale prawda jest taka, że ciągle rządzi stara gwardia dobrych znajomych. W sumie jak przyjdziesz do pewnego miejsca na piwo to zawsze kogoś spotkasz. Albo jest właścicielem, albo tam pracuje, albo przyszedł na piwo. 

Ha, ha, albo organizuje tam spotkanie Kosmopolitanii... Ale właśnie w tym miejscu grało i będzie grać pewno wiele młodych i obiecujących zespołów. Po prostu żyjemy i wykonujemy swoją robotę, którą też, tego im życzę, niech wykonują dzisiejsi nastolatkowie. Miejsca jest mnóstwo, a internet i strony, gdzie można propagować swoje idee
i muzykę, są w ogóle liczone w biliardach. Na pewno nikt tu nie rządzi, bo wyrośliśmy w kulturze punk, która przed 40 laty głosiła „no rulez”. Wręcz przeciwnie, czuję się jak ostatni śmieć, kiedy ochlapuje mnie jakiś dwudziestolatek w srebrzystym mercedesie, a pani, z którą rozmawiam bezpośrednio o pomocy dla Misji Gambia, każe mi to sformułować w mejlu... Czy na przykład, gdy chcę poznać jakieś nowe brzmienia, publiczność patrzy na mnie jakbym szukał syna na gigancie. Jeśli chodzi o te wszystkie zespoły i rzeczy które współtworzę, to one nie są nadawane w TV czy w radio, a ZAiKS mam dwa razy w roku i starcza to raz na dwa falafle, a drugi raz na jednego winyla w folii. Śmiejemy się czasem z kolegami, że jesteśmy znani z tego, że jesteśmy nieznani i to jest chyba miejsce w którym rzeczywiście królujemy. 

 

Co z młodymi, masz na oku kogoś z młodszej generacji?

Ostatnio słucham dźwięków z NASA, Nagrania ze stacji SETI jakoś mnie uspokajają i nie przeszkadzają w czytaniu książek. Nie słucham radia i nie oglądam TV, jak coś do mnie dociera to dzięki koncertom czy linkom na fejsie. Wtedy jeśli mogę i z drugiej strony jest odzew zapraszam na Kosmopolitanię, tak jak ostatnio SIKSĘ, AFROPORNO, SUICIDEBYCOP, to są ludzie młodsi o półtora pokolenia ode mnie a pewno już gdzieś produkują swoje nuty jakieś nastolatki, gdybym zajmował się zawodowo wyszukiwaniem talentów pewno mógłbym polecić mnóstwo nazw i zjawisk, ale ja raczej dowiaduje się o wszystkim chaotycznie. Bardzo lubię DEATH GRIPS, ale nie wiem czy są „młodzi” czy „starzy”. Z popu lubię La Roux czy Janelle Monae. One też pewno już są w swoich latach trzydziestych. Lubię tzw. grime'y, które przesyła mi z Berlina Kostek Usenko, ale jak się nazywają te składy, o czym tak naprawdę nawijają nie pamiętam, intuicyjnie czuję jakąś energie i dźwiękowo jest to dla mnie adekwatne do tych betonów i lat dziesiątych odbijających się w tabletach i smartfonach. Dziś mam fazę na nigeryjski pop, jutro dojdzie do mnie płyta z warszawskiej jesieni z 1985 roku... a tak naprawdę walczę o każdą minutę, żeby móc zrobić coś własnego i ten chrzęst i zgiełk własnej gnojówki, to moje field recordings, którego słucham najwięcej. 


KOSMOPOLITANIA to wykłady, koncerty i projekcje. Właściwie lotny dom kultury - skąd motywacja do zaangażowania się w tak duże i długofalowe przedsięwzięcie?

Tak, mimo przeciwności ekonomicznych, wierzę, że Cezar Zero i jego Operatorzy kiedyś znikną bo na to zasługują od dawna, to po prostu permanentne zło i niepożyteczność dla wszystkich istot we wszechświecie i dlatego kontynuujemy z przyjaciółmi walkę w Ruchu Oporu. Na szczęście nie jestem sam, bo bym nic nie zdziałał: Kosmopolitania to też, Agnieszka i Łukasz Nadolscy, Wojtek Skodlarski, Przemek Strożek, Magda i Kuba Skonieczkowie, Dziewczyna Rakieta. To także koledzy z klubu DOM, wcześniej z Fabrystrefy, Olka z Jazzgi i Marysia z Fabryki Sztuki, studio tatuażu Sigil, manufaktura żywicielska Zakrętka i wszyscy inni, artyści i wykładowcy, którzy mi pomagali za „dziękuję” i niewiele więcej. Kosmopolitania więc, to na razie, kilka, może kilkanaście osób, którym zależy na działaniu. Łączy nas przeświadczenie, wiara w te akty „na żywo”. W spotkania w konkretnym punkcie i realne, a nie internetowe i anonimowe rozmowy. Nie każdy podziela moją wiarę we wszechświatowy kosmopolityzm, często się nawet spieramy i dyskutujemy na ten temat, ale właśnie to jest w tym wszystkim fantastyczne, że mimo to, produkujemy wspólnie kolejne spotkania.

 

Rozmawiamy tuż przed 29 (!) edycją Kosmopolitanii. Zapowiada się ciekawie m.in. Duchologia, w grudniu Niebiescy i Kutman. Estetyka San Remo i teksty inspirowane kronikami kryminalnymi?

Do końca roku planujemy dwie edycje: 17 listopada spotkanie z Olgą Drendą i jej bardzo ciekawą książką „Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w epoce transformacji”, a po rozmowie bardzo interesujące występy ; najpierw charyzmatyczna, bezpardonowa i niepierdolącą się z nadaną z góry rzeczywistością SIKSA, duet z Torunia, później punk'n'roll z Łodzi z przymrużeniem oka podchodzący do jakiekolwiek poprawności AFROPORNO, potem legendarne i jedyne w swoim rodzaju PO PROSTU z Gdańska i na końcu SUICIDEBYCOP nowa załoga hcpunk w trasie po południowej Europie, która zechciała wesprzeć proces przebijania opony w kolejnej ciężarówce operatorów zerowego cesarstwa. 

Pod koniec grudnia, 29.12 zakończymy trzydziestą Kosmopolitanią, pierwszą pięcioletnia wojnę z Cezarem Zero. Nie podpisujemy, żadnych pokojowych paktów, nio pertraktujemy z jego operatorami absolutnie. To nasz wróg. Po prostu nadejdzie czas na zrewidowanie swoich metod walki z jego i innymi systemami i musimy w konspiracji wymyślić i wytworzyć nowe strategie walki. Bedzie koncert NIEBIESCY I KUTMAN. W tym projekcie uczestniczymy my, członkowie obecnych 19 Wiosen i współzałożyciel Franek Wicz, wystąpi też ze swoim setem Wojtek jako NORMA 40-60 i najprawdopodobniej Kostek Usenko. Szczegóły na bieżąco na stronie fb.com/kosmopolitania. Chciałem kiedyś zamknąć tę pierwszą wojnę z Cezarem Zero, jakąś antologią tekstów wykładów, które odbywały się przez te 5 lat, ale na razie nie ma na to pieniędzy i może oprócz jednodniówek, które może ktoś sobie uzbierał ze wszystkich dotychczasowych spotkań, zostanie po nas na papierze, antologia podsumowująca 7 może 11 lat spotkań. Zobaczymy. Wojna trwa!

 

Marcin Pryt podobno budzi grozę. Każdy kto Cię zna, wie że chyba posturą, a także tym, co masz do powiedzenia na scenie. Rzeczywistość jest aż tak brutalna? 

Jeśli chodzi o horror egzystencji, to widzę zawsze probówkę z płynem, bo tak, to mógłbym oszaleć w jedenaście sekund. Ludzie to wilki i nóż też noszę przy sobie naostrzony. Mam nadzieję, że kojarzę się jednak też z jakimiś bardziej radosnymi sytuacjami, bo nie ma co się dłużej czarować, taplamy się przede wszystkim w dość pokaźnym oceanie absurdu i komedii.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

___________________________________  

 

Marcin Pryt aka Npktzwn Ndji (ur. 1971 w Łodzi). Śpiewający autor tekstów piosenek, mów wiązanych, rumorów słownych dla zespołów 19 Wiosen, Tryp, 11, Rumory Orkiestra, Niebiescy i Kutman, z którymi wydał od 1993 roku kilkanaście kaset, cd, płyt winylowych i internetowych epek. W 2005 roku, w wydawnictwie Lampa i Iskra Boża opublikował tomik „Szpital Heleny Wolf” ( zbiór tekstów z lat 1989-2005). Rysownik poemixów dla czasopisma „Lampa” (2008-2014) i komiksów niemych ( wspólnie z Michałem Arkusińskim opublikował je w zeszytach „Justice/ Initiation” w 2013 oraz „Sprawiedliwość / Preparation” w 2014). Twórca nieformalnej fundacji Kosmopolitania. Mieszka w Łodzi.

 

___________________________________  

 

rysunek: Magda Miszczak

Patronite