Wystawa „Kontakty z naturą” w BWA Warszawa każe opowiedzieć się po stronie nadziei albo mroku, namysłu albo szybko wyrzucanych z siebie słów. Twórczość Jadwigi Sawickiej i Krzysztofa Maniaka jest o reakcji, namyśle, ale i dynamicznym przyglądaniu się rzeczywistości – w tym połączeniu ujawnia się coś niepokojącego.
Fundamentalne pytanie: co zrobić z tysiącami muszli po ślimakach? Można każdej z nich powierzyć jedną tajemnicę. Albo wygrzewać wszystkie tysiąc je pośladkami. Choć nie byłoby to raczej zbyt wygodne. Można też dać się za nie zabić. Można – i to moje ulubione – codziennie stawiać tysiąc kroków, dedykowanych tysiącowi muszli po ślimakach.
Kto wpadł na pomysł, by spisać tysiąc sposobów obchodzenia się z muszlami po ślimakach i wywiesić ją jako długą, niekończącą się listę, spisaną małymi literami, aby zmusić widza do wytężenia uwagi?
Kto wpadł na pomysł, by spisać tysiąc sposobów obchodzenia się z muszlami po ślimakach i wywiesić ją jako długą, niekończącą się listę, spisaną małymi literami, aby zmusić widza do wytężenia uwagi? Krzysztof Maniak, oczywiście. Ten – choć wcale nieoczywisty – artysta z Tuchowa, który już kiedyś szlifował 45-kilogramowy kamień, aż osiągnął idealną płaszczyznę. Obliczył, że poświęcił na to 522 godziny rozłożone na 193 dni robocze. Zużył 44 pilniki. Podał także dokładną wagę kamienia po szlifowaniu i masę pyłu, który zebrał się z jego powierzchni.
Maniak – spacerowicz – najwyraźniej przepada za liczbami i danymi. Zawieszona na ścianie lista tysiąca sposobów postępowania z muszlami po ślimakach to świetna zabawa. Z wyobraźnią i z czasem – bo przecież czas w twórczości Maniaka znów powraca jako narzędzie. W szlifowaniu kamienia, w wymyślaniu tysiąca działań, których realizacja może zająć kolejne tysiąc lat. Jak długo rozkłada się muszla po ślimaku? Obok – fotografia: muszle. I nagle nie jest już tak wesoło. Pytam internet: czy ślimak umiera, kiedy zrzuca swoją muszlę? Czy patrzę na stos tysiąca trupów, a może tysiąca porzuconych domów? I czy naprawdę jest ich aż tysiąc? Nie doliczam się, ale optycznie – może rzeczywiście.
Na moje pytanie odpowiada sztuczna inteligencja, zaprzęgnięta przez wyszukiwarkę do ułatwiania mi życia, a tak naprawdę do irytowania mnie, bo zanim cokolwiek kliknę, to już wiem. Nie, ślimak nie umiera, gdy traci skorupę, ale to zjawisko jest rzadkie – „ślimaki są całkowicie bezbronne bez muszli”. Obok, na ścianie, fotografia artysty z serii autoportretów wobec natury, które wykonuje od lat. Na tym zdjęciu zasłania twarz liściem – chowanie, bezbronność. No tak – myślę – czasem lepiej nie patrzeć, gdy ma się przed sobą tysiąc porzuconych domów.
Czy „kontakt z naturą” to także „zabijanie i umieranie”? Zabijanie z pewnością – bo czy polowanie albo wędkowanie nie są również formami kontaktu z naturą? A umieranie? Chowanie w ziemi, rozkład ciała? No i czym właściwie jest dzisiaj las – bezpieczną przestrzenią do relaksu, czy raczej miejscem tysiąca śmierci?
Dalej – dwa obrazy Jadwigi Sawickiej: tytułowe „kontakty z naturą” i „zabijamy / umieramy”, informujące o prostej, ale jakże ważne równowadze w naturze. Jadwiga Sawicka i Krzysztof Maniak podejmują na wspólnej wystawie dialog – oboje łączą słowo z działaniem. Sawicka wyłapuje frazy i całe zdania z przestrzeni publicznej, osadza je w kontekstach, które stają się całkowicie jej własne. „Kontakty z naturą” – to akurat wyrażenie, które specjaliści od dobrostanu odmieniają przez wszystkie przypadki, zalecając je jako receptę na długie i dobre życie. Kontakty z naturą są dobre, pożądane, polecane. Ale co, jeśli pójść z tym dalej? Czy „kontakt z naturą” to także „zabijanie i umieranie”? Zabijanie z pewnością – bo czy polowanie albo wędkowanie nie są również formami kontaktu z naturą? A umieranie? Chowanie w ziemi, rozkład ciała? No i czym właściwie jest dzisiaj las – bezpieczną przestrzenią do relaksu, czy raczej miejscem tysiąca śmierci?
Do tego pytania odnosi się Katarzyna Szaulińska w wierszu towarzyszącym wystawie: „A co z tą zabawą szczątkami ślimaków, nie należałoby ich raczej pogrzebać?” – pyta.
Tym silniejsza, że obok Jadwiga Sawicka składa swoisty autodonos: „zabiłam rybika”, ale też donosi na innych: „zabiła kurę”, „zabiła świnię”, „zabiłam ślimaka”, „zabił karpia”, „zabili norkę”
Pogrzeb, owszem, również się odbywa – w sali obok. Bukiety zasuszonych kwiatów ułożono na katafalku, pod obrazami spleśniałej cytryny i nadgryzionego, gnijącego jabłka. Na kwiatach – szarfa z listą śmierci: „nie żyje mucha”, „nie żyje żołnierz”, „nie żyje kobieta”, „nie żyje człowiek” – i dalej, tysiące drobnych, czarnych literek, wydrukowanych na wąskich wstążkach. W dwóch językach – po polsku i po angielsku. Na ścianie zawieszono obraz, który zbiera te wszystkie nekrologiczne komunikaty. Nie ma tam kropek ani przecinków – słowa zapisane są jak na jednym wydechu, jakby ktoś chciał je wypowiedzieć jak najszybciej, by mieć to już za sobą. Jest w tym geście pewna gra, przewrotność – szybkie pożegnanie wszystkiego i wszystkich, którzy odeszli – ale też emocja samej śmierci. Tym silniejsza, że obok Jadwiga Sawicka składa swoisty autodonos: „zabiłam rybika”, ale też donosi na innych: „zabiła kurę”, „zabiła świnię”, „zabiłam ślimaka”, „zabił karpia”, „zabili norkę”.
Wystawa pokazuje, że w relacjach z naturą jest tu znacznie więcej mroku niż zwykle w pracach Maniaka. U Sawickiej ten mrok zawsze gdzieś krążył – czarne hasła brzmią jak zakończenie dyskusji, jak krzyk dużymi literami. Tak się mówi, gdy ktoś nie rozumie: „może mam ci to namalować?”. U Maniaka natomiast relacja z naturą była – przynajmniej tak to odbierałam – pełna afirmacji, zaufania, wolna od lęku. Oparta na podejmowaniu gry z miejscem, jego możliwościami i potencjałami. Coś się zmienia.
Maniak nie wchodzi do lasu po doświadczenie – on tam po prostu jest
Fizyczność kontaktu Maniaka z lasem – który staje się dla niego alternatywną pracownią, rezerwuarem narzędzi, materiałów, pomysłów – nie polega na testowaniu ani oswajaniu. To nie eksploracja, lecz praktyka: cierpliwa, mozolna, powtarzalna. Maniak nie wchodzi do lasu po doświadczenie – on tam po prostu jest. Jego działania przypominają rytuał – wpisane w czas, cykl, w chęć pozostania blisko, bez konieczności dominacji. Tymczasem komunikaty Sawickiej są jak błysk – dynamiczne, bezkompromisowe, intensywne. Jakby krzyczały: „patrz tutaj, to jest ważne!” – nawet jeśli odpowiedź na pytanie „czy to działa?” pozostaje zawieszona aż do momentu, w którym dzieło faktycznie zaistnieje w przestrzeni.
Wystawa w BWA Warszawa „Kontakty z naturą”, to kameralna, a przez to trochę intymna, ale niezwykle dojmująca ekspozycja, która zostawia widza zawieszonego przy pytaniu: po której stronie się opowiedzieć? Po stronie nadziei czy mroku? Są w końcu na tej wystawie te zasuszone bukiety, pożegnania na wszelki wypadek, ceremonia dla jabłka i dla cytryny, które zostaną ze mną na chwilę, na dłużej. Po tej wersji historii, gdzie tysiąc pustych muszli zostało po ślimakach, które opuściły swoje domy po przygodę, czy po tej, gdzie musiały uciekać, ruszyć w las – i w nim przetrwać?
Po stronie tego, który zabił karpia czy oswoił karpia? Fantazji czy brutalnej codzienności? I wreszcie – banału, który przylgnął do frazy „kontakt z naturą”, czy jej dramatycznej, cielesnej, nieodwołalnej prawdy?
_____________________________
Anna Pajęcka - ur. 1992, redaktorka działu teatr w „Dwutygodnik.com”. Studiowała w Instytucie Kultury Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Publikuje w „Szumie”, „Czasie Kultury”, „Tygodniku Powszechnym”.
_____________________________
_____________________________