Wystawa „St. Ives i gdzie indziej” w Muzeum Sztuki w Łodzi ukazuje, jak wyjątkowe światło, przestrzeń i bliskość morza inspirowały artystów z Kornwalii, a specyfika krajobrazu – twórców z Worpswede, Zakopanego i Szczyrku, stając się punktem wyjścia do redefinicji sztuki współczesnej.
St. Ives – niegdyś trudno dostępne miasteczko rybackie na zachodnim krańcu Anglii – z chwilą pojawienia się kolei w 1887 roku stało się jednym z najbardziej inspirujących miejsc dla artystów XX wieku. Niezwykłe światło, surowy krajobraz i bliskość morza przyciągały kolejnych twórców, którzy właśnie tutaj odnajdowali nowy język dla abstrakcji. Wystawa „St. Ives i gdzie indziej” w łódzkim Muzeum Sztuki pokazuje, jak ta brytyjska kolonia artystyczna rezonowała z doświadczeniami twórców z różnych części Europy – od Kornwalii, przez Worpswede, aż po Zakopane i Szczyrk – i jak krajobraz stawał się przestrzenią poszukiwań, schronieniem oraz punktem wyjścia do redefinicji sztuki współczesnej.
„Morze nie odróżniało się od nieba, poza tym, że było lekko pomarszczone, jakby tkanina miała fałdy”. To właśnie w tym malowniczym otoczeniu narodziła się idea, która przyciągnęła artystów do St. Ives
Historia St. Ives jest nieodłącznie związana z rozwojem kolejnictwa, co miało miejsce w 1887 roku, kiedy to otwarcie linii kolejowej do tego miasteczka spowodowało wzrost turystyki i uczyniło je dostępnym dla szerokiego kręgu ludzi. Zanim kolej przyciągnęła masy, St. Ives było stosunkowo trudno osiągalne i mniej popularne. Z czasem jednak stało się ono modnym i atrakcyjnym miejscem wakacyjnym, zwłaszcza dla zamożnych Brytyjczyków. Wkrótce zaczęły przyjeżdżać tu rodziny, w tym również Virginia Woolf, która spędzała wakacje w domu z widokiem na latarnię morską Godrevy. To właśnie St. Ives miało stanowić późniejszy wzór dla fikcyjnej wyspy Skye, którą Woolf opisuje w „Do latarni morskiej”. Opisywała miejscowy krajobraz: „Morze nie odróżniało się od nieba, poza tym, że było lekko pomarszczone, jakby tkanina miała fałdy”. To właśnie w tym malowniczym otoczeniu narodziła się idea, która przyciągnęła artystów do St. Ives. Wkrótce po wydaniu „Do latarni…” na miejsce to zaczęli przybywać twórcy, których inspiracją stał się krajobraz, a także same formy artystyczne, które zaczęli stosować, tworząc swoją własną wizję sztuki.
Za pionierów tzw. „szkoły St. Ives”, choć nie została ona nigdy formalnie uznana za wspólny nurt artystyczny, uznaje się Barbarę Hepworth i Bena Nicholsona. Ich twórczość, podobnie jak wielu innych artystów tego miejsca, była głęboko zakorzeniona w krajobrazie i jego oddziaływaniu na artystyczną wyobraźnię. Ich prace nie tylko inspirowały się tym, co widzieli na co dzień, ale były także odpowiedzią na pytanie, jak można interpretować rzeczywistość i jakich środków wyrazu użyć, aby to oddać.
To, co działo się w świecie w tym okresie, jak zauważa kurator wystawy w Muzeum Sztuki w Łodzi, pozwala na ciekawe zderzenie polskich i brytyjskich artystów, którzy poszukiwali sensu sztuki poprzez krajobraz
Obecnie w łódzkim Muzeum Sztuki, w oddziale na Ogrodowej, trwa wystawa zatytułowana „St. Ives i gdzie indziej”. Kurator Paweł Polit w swoim opisie kuratorskim zwraca uwagę na fakt, że krajobraz St. Ives zyskał szczególne znaczenie w okresie II wojny światowej, a jego obecność w sztuce była szczególnie intensywna w ciągu kolejnych dwóch dekad. Był to czas, w którym brytyjscy artyści zaczęli kierować swoje zainteresowanie na abstrakcję, zastanawiając się nad tym, czym jest sztuka, jak budować kompozycję i czym właściwie jest medium artystyczne – rzeźba czy malarstwo. St. Ives, choć jest jednym z najważniejszych miejsc w tym kontekście, nie było jedyną kolonią artystyczną tego rodzaju. Wcześniej, w tym samym regionie powstała szkoła Newlyn, założona przez Stanhope'a Forbesa i Franka Bramleya, którzy przybyli tam pod koniec lat osiemdziesiątych XIX wieku. Ich prace, podobnie jak późniejsze dzieła artystów związanych ze St. Ives, były głęboko zakorzenione w naturze, a także w próbach uchwycenia jej esencji i duchowej obecności. Z kolei na kontynencie, w niemieckim Worpswede, w tym samym okresie Fritz Mackensen i Heinrich Vogeler, również uciekając od miejskiego zgiełku, stworzyli jedno z najistotniejszych miejsc dla rozwoju niemieckiego modernizmu, łącząc sztukę z codziennym życiem i pracując wspólnie nad tworzeniem nowych form wyrazu. W Polsce, podobnym ośrodkiem artystycznym było Zakopane, które na przełomie XIX i XX wieku przyciągało artystów poszukujących inspiracji w ludowości oraz w pejzażu tatrzańskim. W późniejszych latach, kiedy popularność St. Ives zaczęła maleć, podobną rolę pełnił Szczyrk, gdzie w latach 60. XX wieku zjeżdżali artyści związani z ZPAP, tacy jak Stefan Gierowski czy Jerzy Nowosielski. Również w Szczyrku, podobnie jak w St. Ives, artystom chodziło o zrozumienie i reinterpretację krajobrazu, traktowanego jako „partnera” ich artystycznych działań, a także jako tworzywo, które pozwalało na odejście od tradycyjnych form akademickich na rzecz bardziej osobistego i refleksyjnego pojmowania sztuki. To, co działo się w świecie w tym okresie, jak zauważa kurator wystawy w Muzeum Sztuki w Łodzi, pozwala na ciekawe zderzenie polskich i brytyjskich artystów, którzy poszukiwali sensu sztuki poprzez krajobraz.
Wystawa w Łodzi została podzielona na kilka części, z których żadna nie ma na celu wyraźnego ustrukturyzowania jakiegoś konkretnego nurtu artystycznego. W części zatytułowanej „Proces. Doświadczenia” kurator stawia na ukazanie, w jaki sposób artyści rejestrowali swoje odczuwanie miejsca. „Prace w tej części to zapis wędrówek” – pisze Polit, a w tej części wystawy nie znajdziemy tradycyjnego malarstwa przedstawiającego. Przykładem może być praca Bryana Wyntera „Punkt rozproszenia”, która wykorzystuje barwy lasu, z poprzetykanymi jaśniejszymi odcieniami, jakby promienie słońca wpadały w przestrzeń malowidła. Wynter stara się uchwycić strukturę miejsca, ale jego pędzel zdaje się podążać za chwilowymi, zmieniającymi się wrażeniami. Praca Piotra Potworowskiego „Wnętrze lasu” to z kolei próba uchwycenia wrażenia bycia we wnętrzu lasu, a nie tylko spoglądania na niego z zewnątrz. Jednakże najbardziej imponujący jest obraz Petera Lanyona „Farmy w Bojewyan”, który tworzył tzw. obrazy szybujące, pełne dynamiki, które zdają się poruszać w przestrzeni, jednocześnie utrzymane w chłodnej, mrocznej tonacji. Jego malarstwo oddaje uczucie opadania, dryfowania, jakby cała scena była widziana z lotu ptaka.
W centrum wystawy znalazły się prace Boba Lawa, którego obrazy wyróżniają się intensywnymi kolorami. Law przeniósł się do St. Ives w 1957 roku i czerpał inspirację od artystów takich jak Peter Lanyon i Ben Nicholson. Jego prace pełne były kolorów podstawowych – czerwieni, żółci i niebieskiego – które traktował jako sposób myślenia, oddychania i odczuwania obecności rzeczywistości.
Abstrakcyjny krajobraz, w którym dominowały kolory i formy, stał się dla wielu artystów rodzajem ucieczki – nie tylko przed brutalnością wojny, ale także przed szarością codzienności. St. Ives, z jego niezwykłym światłem, przestrzenią i atmosferą, miało dla tych twórców rolę bezpiecznej przystani, z dala od zgiełku świata
W części wystawy zatytułowanej „Krajobraz abstrakcyjny” kurator Paweł Polit bada, jak artyści, którzy spędzili czas w St. Ives, przekładali otaczający ich krajobraz na język abstrakcji. W tym rozdziale pojawia się Terry Frost, nazywany „mistrzem kolorów”, który czerpał swoje inspiracje z morza, światła i odbić na wodzie, ale także z przyrody, która go otaczała. Jego obraz „Blue Winter” otwiera wystawę, wprowadzając nas w świat, w którym kolor i forma stają się głównymi nośnikami znaczenia. Terry Frost, który większość lat wojennych spędził w obozie jenieckim, wówczas rysując portrety swoich współosadzonych, po opuszczeniu więzienia został oczarowany kolorami. Do St. Ives przyjechał w 1946 roku, mając 32 lata, wciąż niosąc w sobie bagaż wojennych doświadczeń, ale zarazem z otwartym umysłem na nowe odkrycia w sztuce. Właśnie w tym okresie rozpoczął naukę w Camberwell School of Art, co stanowiło dla niego początek drogi artystycznej, która miała go prowadzić ku abstrakcyjnym poszukiwanom.
Abstrakcyjny krajobraz, w którym dominowały kolory i formy, stał się dla wielu artystów rodzajem ucieczki – nie tylko przed brutalnością wojny, ale także przed szarością codzienności. St. Ives, z jego niezwykłym światłem, przestrzenią i atmosferą, miało dla tych twórców rolę bezpiecznej przystani, z dala od zgiełku świata. W tym sensie, krajobraz w ich malarstwie nie był jedynie naśladownictwem rzeczywistości, ale próbą znalezienia wewnętrznego spokoju i wyrazu w abstrakcyjnych formach. W kolejnej części wystawy, zatytułowanej „Rewizje awangardy”, kurator prezentuje krytyczne spojrzenie na to, jak artyści z St. Ives redefiniowali zasady sztuki abstrakcyjnej, przekształcając je w coś bardziej osobistego i zmysłowego. Znajdują się tu prace Barbary Hepworth, jednej z kluczowych postaci tej artystycznej wspólnoty, która jako matka-założycielka szkoły St. Ives, wywarła ogromny wpływ na współczesne rozumienie rzeźby. Jej dzieła powstawały z refleksji nad relacją człowieka z naturą. Hepworth badała, jak materia, przestrzeń i światło mogą być użyte do wyrażenia głębszych, niemal duchowych połączeń z naturą. W tej samej części wystawy znalazły się także prace Władysława Strzemińskiego, w tym jego „Pejzaż morski” oraz „Pejzaż – Chałupy”, które, choć inspirowane nadmorskimi krajobrazami, zostały przetworzone przez artystę w strukturę plastyczną. W obrazach Strzemińskiego wciąż obecne jest widmo-powidok kuszącej figuracji, która sprawia, że widz dostrzega w plamach barwne formy, ale równocześnie to właśnie w tych „przekształconych” krajobrazach możemy odkrywać nową jakość, odrywając się od dosłownego odwzorowania rzeczywistości. To zaproszenie do swobodnej interpretacji, które daje pełną przestrzeń dla wyobraźni.
Polska szkoła abstrakcji również znalazła swoje miejsce na wystawie. Prace Adama Marczyńskiego, jak „Refleksy zmienne w przestrzeni” oraz Piotra Potworowskiego, który na wystawie obecny jest zarówno z pracami z okresu swojego pobytu w St. Ives, jak i z wcześniejszymi obrazami, ukazują, jak artyści z Polski łączyli abstrakcję z doświadczaniem krajobrazu. Potworowski, związany z powojenną szkołą sopocką, spędził kilka miesięcy w St. Ives w 1957 roku. Tam, podobnie jak jego poprzednicy, pracował nad paletą inspirowaną lokalnymi barwami i światłem, wyrażając strukturę swoich prac przez doświadczanie krajobrazu. Najbardziej dosłowną reprezentacją tego okresu w jego twórczości jest obraz „Zdarzenie – Kornwalia” z 1958 roku, namalowany kilka miesięcy po przyjeździe do St. Ives. W porównaniu do wcześniejszej pracy „Gospodarstwo” z lat 40., która również łączy abstrakcję z pejzażowym myśleniem, obraz z Kornwalii jest dużo bardziej dynamiczny i spontaniczny. Zderzenie tych dwóch obrazów – z różnych okresów twórczości Potworowskiego – podkreśla, jak miejsce, w którym artysta przebywa, wpływa na jego sposób myślenia o formie i strukturze.
Dzieła z Kornwalii, podobnie jak obrazy polskich artystów, ukazują, jak natura staje się zarówno „partnerem” artystycznych działań, jak i tworzywem, które pozwala na otwarcie się na nową formę artystyczną
Gest kuratorski, polegający na zestawieniu ze sobą obrazów polskich twórców z artystami z St. Ives, wydobywa subtelną, ale istotną różnicę w sposobie przetwarzania i dekonstrukcji pejzażu przez twórców nadmorskich. Dzieła z Kornwalii, podobnie jak obrazy polskich artystów, ukazują, jak natura staje się zarówno „partnerem” artystycznych działań, jak i tworzywem, które pozwala na otwarcie się na nową formę artystyczną.
Kolorystyka wystawy, dominujące beże, złamane biele, odcienie niebieskiego i błękitu, wywiedzione z doświadczenia artystów, tworzą zmysłowe doświadczenie dla widza. Nawet jeśli zignorujemy to, że scenografia wystawy nachalnie kieruje nas w tę stronę, trudno nie wrócić myślami do plaży, piasku, wspomnienia porannego morza – w dobrą i złą pogodę. Pojawiający się gdzieniegdzie pasek żółci, odbicie ciepłego promienia słońca, to euforyczne wyczekiwanie na moment, kiedy słońce przełamie szarość krajobrazu. Wystawa, dzięki subtelnym zestawieniom, takim jak „Oranż i błękit” Williama Scotta oraz „Obraz błękitny z dyskami” Patricka Herona, pokazuje, jak różne mogą być interpretacje tego samego motywu – jak wschód i zachód słońca na tym samym wybrzeżu. Wystawa w Łodzi pozwala widzowi na pełną wolność interpretacyjną, oferując wizualne, ale i zmysłowe, bardzo indywidualne, oparte na prywatnej pamięci krajobrazu, doświadczenie.
Muzeum Sztuki w Łodzi (ms2, ul.Ogrodowa 19)
5.03.2025 – 7.06.2025
kurator: Paweł Polit
Wilhelmina Barns-Graham, Sasza Blonder, Sandra Blow, Terry Frost, Doreen Heaton-Potworowska, Barbara Hepworth, Patrick Heron, Roger Hilton, Ivon Hitchens, Katarzyna Kobro, Peter Lanyon, Bob Law, Leopold Lewicki, Adam Marczyński, Margaret Mellis, Ben Nicholson, Victor Pasmore, Piotr Potworowski, William Scott, Władysław Strzemiński, Alfred Wallis, John Wells, Bryan Wynter, Keith Vaughan
_____________________________
Anna Pajęcka - ur. 1992, redaktorka działu teatr w „Dwutygodnik.com”. Studiowała w Instytucie Kultury Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Publikuje w „Szumie”, „Czasie Kultury”, „Tygodniku Powszechnym”.
_____________________________
_____________________________