Bardzo ważne jest dla nas osadzenie sztuki w konkretnej rzeczywistości polityczno-społecznej – mówią Kaja Werbanowska i Michalina Sablik z Galerii Promocyjnej. Kuratorki przerzucają pomost między tradycją spod znaku Krzywego Koła a zaangażowaną i interwencyjną twórczością najmłodszego pokolenia, realizując misję galerii jako miejsca dialogu i inspiracji.
Promocyjna – galeria promująca młodych artystów i artystki – jest swego rodzaju fenomenem. Nie ukrywam, że do rozmowy z wami popchnęła mnie lekka zazdrość i podziw, że miejska galeria sztuki i dom kultury mogą działać tak dobrze.
Od samego początku, czyli od 1987 roku, kiedy mój tata, Jacek Werbanowski zmienił jej nazwę z Galerii Sztuki Współczesnej na Galerię Promocyjną, miejsce to stawia na pokazywanie młodych twórców i twórczyń. Założenie było takie, żeby w trudnym czasie, kiedy artyści i artystki kończą akademię, dawać im szansę na start i pokazywać przeważnie pierwsze wystawy indywidualne. Dziś, choć rynek sztuki bardzo się zmienił i zainteresowanie młodymi artystami, a szczególnie malarzami, jest ogromne, wciąż staramy się pokazywać młodych, ale też reagujemy na to, co aktualnie dzieje się na świecie.
Przed Promocyjną przez lata działała w tym miejscu Galeria Krzywe Koło, która wyewoluowała z towarzyskich spotkań i dyskusji w prywatnym mieszkaniu przy ul. Krzywe Koło.
Tak, historia galerii sięga 1956 roku, kiedy powstała Galeria Sztuki Nowoczesnej „Krzywe Koło” założona przez Mariana Bogusza. I choć na początku istniała jako sekcja plastyki w ramach Klubu Krzywego Koła, bardzo szybko stała się jednym z ważniejszych miejsc na artystycznej mapie Polski. To jedna z pierwszych powojennych galerii w Polsce, która w czasach socrealizmu pokazywała sztukę awangardową i zaangażowaną. Swoje wystawy pokazywali tu Alfred Lenica, Alina Szapocznikow, Rajmund Ziemski, Henryk Stażewski, Stefan Gierowski, Włodzimierz Borowski czy Zbigniew Dłubak.

Historia Galerii Krzywe Koło związana jest z Grupą 55, której manifest z 1955 roku zaczynał się od mocnego stwierdzenia, że „obraz jest prowokacją”. Jego autorzy zwracali także uwagę na coraz częstsze mieszanie sztuki intelektualnej z tanim estetyzmem. Choć mówimy o czasach schyłku stalinizmu, ta obserwacja wydaje się aktualna również dzisiaj. Jak postrzegacie sztukę i jej rolę w 2023 roku?
Nie potrzebujemy prowokacji, staramy się pokazywać dobre wystawy w ramach naszych możliwości, czyli budżetu, który mamy. Poza kontynuowaniem programu Promocyjnej, ale też pokazywaniem najbardziej aktualnych zjawisk w świecie sztuki, od kilku lat robimy również wystawy interwencyjne. Zaczęło się od „2020. Roku na protestach”, który pokazywałyśmy na nośnikach reklamowych w Warszawie. Ta wystawa powstała spontanicznie, z potrzeby reakcji, w czasie kiedy instytucje kultury były zamknięte z powodu pandemii, a przez ulice Polski przechodziły protesty kobiet. Potem, w czasie kryzysu na polsko-białoruskiej granicy, pokazywałyśmy wystawę „Pogranicza” Karola Grygoruka, który razem z Anną Alboth dokumentował największe migracyjne szlaki w Europie. W tym roku zaprezentowałyśmy dwie wystawy reagujące na rosyjską inwazję na Ukrainę: na początku roku polsko-ukraińską wystawę „Dear Future” kuratorowaną przez Yulię Krivich i Anitę Nemet oraz „blisko/daleko”, wystawę malarstwa Vasyla Lyakha, artysty z Mariupola. Obie wystawy sprowadzały się do refleksji, jak trudno tworzy się w czasach wojny. Większość artystów i artystek nie była już w stanie tworzyć podobnych prac, jak przed inwazją. Najlepszym tego przykładem jest właśnie Vasyl Lyakh, który, choć wcześniej tworzył prace video i sound art, zaczął malować wielkoformatowe obrazy opowiadające historie cywilów z czasu wojny.
Jakie jest więc zadanie sztuki? Żyjemy w czasach ciągłych kryzysów, trudno zatem wyobrazić sobie, że nie reagujemy, nie pokazujemy sztuki próbującej zrozumieć to, co się dzieje.
Też tak czujemy, dlatego dajemy sobie możliwość robienia wystaw interwencyjnych. Czasem wiąże się to z przesunięciem innych wystaw w naszym kalendarzu, ale wiemy, że musimy reagować teraz, za miesiąc możemy być już zupełnie innej rzeczywistości. „blisko/daleko” Vasyla Lyakha była dla mnie wystawą otwierającą oczy. Kiedy kuratorka Anita Nemet, zaproponowała nam wystawę malarstwa artysty z Ukrainy, nie zdawałyśmy sobie sprawy, jak wygląda rzeczywistość artystów i artystek wciąż mieszkających w Ukrainie, właściwie dopiero przy jej produkcji tego częściowo doświadczyłyśmy. Uświadomiły nam to już spotkania na zoomie, kiedy nagle okazywało się, że jest alarm bombowy i Vasyl nie może się z nami spotkać, a potem problemy z transportem prac czy fakt, że ostatecznie do samego końca nie miałyśmy pewności, czy wystawa się odbędzie, czy Vasyl będzie mógł przyjechać do Polski.
Uświadomiły nam to już spotkania na zoomie, kiedy nagle okazywało się, że jest alarm bombowy i Vasyl nie może się z nami spotkać, a potem problemy z transportem prac czy fakt, że ostatecznie do samego końca nie miałyśmy pewności, czy wystawa się odbędzie, czy Vasyl będzie mógł przyjechać do Polski
Na szczęście udało wam się doprowadzić do otwarcia wystawy. Czy możecie opowiedzieć więcej o okolicznościach jej powstania?
Anitę poznałyśmy dzięki stypendiom pomocowym dla pracowników i pracowniczek kultury oraz artystów i artystek uciekających przed wojną, które Staromiejski Dom Kultury otwarł kilka dni po rozpoczęciu się inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Kilka miesięcy później kuratorka odwiedziła nas w galerii. Wtedy już planowałyśmy outdoorową wystawę „Dear Future” i chciałyśmy ją zaprosić do współpracy. Poza rozmową o tym projekcie Anita pokazała nam konto na Instagramie Vasyla Lyakha, którego znała z ukraińskiego środowiska artystycznego. Powiedziała, że po wybuchu inwazji przeniósł się do Lwowa i zaczął malować wielkie płótna opowiadające o doświadczeniach cywilów, którzy zostali w przejętym przez Rosjan Mariupolu. Po kilku tygodniach zdecydowałyśmy, że zaryzykujemy i pokażemy go w naszej galerii. Było to ryzyko, ponieważ obrazów nie było wtedy zbyt wiele, nie wiedziałyśmy, w jakim kierunku one się rozwiną, nie widziałyśmy ich także na żywo. Jednak czułyśmy, że jest w nich szczerość wypowiedzi i wielka siła wojennego świadectwa. Sama podróż Vasyla i obrazów do Polski też nie była łatwa i do ostatniej chwili nie wiedziałyśmy, czy zostanie on wypuszczony przez celników. Na szczęście wszystko się powiodło, a wystawa okazała się sukcesem.
Przy okazji każdej wystawy zapraszamy na oprowadzanie pracowników domu kultury, także tych technicznych. Często ich pytania i komentarze są dla nas kluczem, jak opowiadać o wystawie różnym publicznościom
Marian Bogusz, który pierwszy prowadził galerię pod tym adresem, żywił przeświadczenie o ważnej roli sztuki współczesnej. Uważał, że sztuka musi być cały czas progresywna, a zarazem szukał nowych form przybliżenia jej społeczeństwu. Jak wy do tego podchodzicie? Sztuka nowoczesna często jest niezrozumiała dla „przeciętnego” odbiorcy.
Bardzo ważne jest dla nas osadzenie sztuki w konkretnej rzeczywistości polityczno-społecznej. Skupiamy się głównie na sztuce reagującej, zaangażowanej, jednak staramy się, aby nadal pozostawała ona w swojej formie sztuką, a nie czystym aktywizmem, i aby poza swoim przekazem miała też interesującą warstwę plastyczną. Czasy, w których żyjemy, i nasze położenie geograficzne trochę nie pozwalają nam na bycie obojętnymi czy na eskapizm. Wydaje nam się, że dzięki takiemu osadzeniu sztuka przestaje być abstrakcyjną, staje się konkretną wypowiedzią z przekazem. Kontekst domu kultury także zmusza nas do tworzenia mniej hermetycznych wystaw. Zawsze zastanawiamy się, czy nasz tekst do wystawy nie brzmi jak z generatora tekstów kuratorskich, z dużą liczbą trudnych pojęć i odniesień do współczesnej filozofii, czy będzie zrozumiały dla emerytki przychodzącej na wykłady do domu kultury. Przy okazji każdej wystawy zapraszamy na oprowadzanie pracowników domu kultury, także tych technicznych. Często ich pytania i komentarze są dla nas kluczem, jak opowiadać o wystawie różnym publicznościom.
W Krzywym Kole kształtowała się twórczość takich artystów i artystek, jak Stefan Gierowski, Stanisław Fijałkowski, Jerzy Nowosielski, Erna Rosenstein czy Alina Szapocznikow. Oczywiście w tamtych czasach nie było tylu galerii ani nawet muzeów jak współcześnie. Czy też macie ambicje i możliwości, żeby – w obecnych warunkach – odkrywać i promować nowe nazwiska?
Dokładnie tak. Chyba najlepszym tego przykładem jest Nagroda Inicjatywy ENTRY, która w tym roku jest przyznawana po raz dwudziesty. Co roku razem z prywatnymi fundatorami, Agnieszką i Pawłem Gieryńskimi i Dariuszem Wasylkowskim, a także warszawską Akademią Sztuk Pięknych wybieramy dwa najlepsze dyplomy. Nagroda jest pieniężna (w tym roku to 18 tysięcy złotych), a rok wspólnej pracy kończy wystawa w Promocyjnej. To przeważnie pierwsze indywidualnie wystawy artystów i artystek. Ostatnio pokazałyśmy wystawę „A rzeki popłyną syropem z daktyli”, która jest kontynuacją cyklu malarsko-literackiego Ani Grzymały, laureatki Nagrody ENTRY 2022.
Widok wystawy Anny Grzymały „A rzeki popłyną syropem z daktyli", 2023, fot. Adam Gut
Kaja, wspominałaś o artyście, który kiedyś pokazywał swoje prace w Krzywym Kole i teraz po latach przyszedł do galerii z propozycją wystawy. W książce „60 lat. Galeria na Rynku Starego Miasta 2”, podsumowującej dzieje tego miejsca, przeczytałem o zarzutach wobec Teresy Panasiuk, kuratorki galerii, że na jednej z wystaw pokazywano samych starców, czyli artystów około czterdziestki. Jak to wyważyć? Jak pracować z szacunkiem dla historii miejsca, a jednocześnie skupić się na tym, co aktualne i na przyszłości?
Wydaje nam się, że tradycją tego miejsca jest pokazywanie przede wszystkim świeżych zjawisk w sztuce, a także eksperymentowanie. Dzięki temu, że znajdujemy się w jakimś sensie na uboczu warszawskiego świata sztuki, nie jesteśmy jedną z wielkich galerii, możemy pozwolić sobie na próbowanie różnych formatów oraz pokazywanie debiutantek i debiutantów, nawet jeśli nie zawsze jesteśmy w stu procentach pewne, jak rozwinie się ich dalsza kariera. Galeria Promocyjna działa pokoleniowo i zmienia się wraz z kuratorkami i kierowniczkami. Obie należymy do najmłodszego pokolenia i pokazujemy w galerii swoich rówieśników. Zależy nam na tym, aby komentowali otaczającą nas rzeczywistość, stawiali jej pytania. Część programu poświęcamy historii galerii. Są to np. wystawy „Powroty po latach” albo wystawa „Krzywe Koło”, która próbowała uaktualnić debaty z latach pięćdziesiątych. Ostatecznie jednak najciekawszym elementem tej ostatniej wystawy był „Jeszcze jeden turnus Krzywego Koła”, czyli wielkie wydarzenie performatywno-imprezowe organizowane przez kolektyw Turnusik.
W Łodzi miejskie galerie kojarzą się głównie z pokazywaniem artystów ze środowiska ASP, ale raczej wykładowców niż studentów. Teraz niestety podobnie będzie w Muzeum Sztuki. W historii waszej galerii istotną rolę odgrywa współpraca z ASP w Warszawie. Może macie więcej szczęścia, bo warszawska akademia wydaje się dużo lepsza niż ta w Łodzi, szczególnie jeśli myślimy o sztukach wizualnych. Jak wam się układa współpraca?
Nie wiemy, jak oceniać, które ASP jest lepsze, a które gorsze. Wiemy, że to dość skostniałe instytucje, w których zmiany dzieją się bardzo powoli. Nasza współpraca z ASP polega głównie na współorganizacji Konkursu Inicjatywy ENTRY dla absolwentów, który oprócz stypendium gwarantuje dwóm osobom wystawę indywidualną w naszej galerii. Poza nami w komisji są profesorowie, ale także sponsorzy, dziennikarze i kuratorki z zewnątrz. Od kilku lat konkurs cieszy się dużym zainteresowanie studentek, a my mamy okazję współpracować z coraz to ciekawszymi młodymi artystkami. Poza tym nasza współpraca z ASP przebiega bardziej partyzantko i mniej oficjalnie. Wysyłamy sygnały otwartości w stronę akademii i otrzymujemy różne propozycje współpracy. W zeszłym roku pokazywałyśmy wystawę zbiorową studentów, a w tym roku pokazujemy pop-upowe wystawy dyplomowe w czerwcu.
Jaki macie system pracy w galerii? Ty, Kaju, jesteś kierowniczką, a Michalina kuratorką. Czy pracujecie wspólnie?
Na początku, jeszcze przed moim urlopem macierzyńskim, rzeczywiście tak było. Teraz, jako że działamy we dwie, najlepiej sprawdza nam się horyzontalizm. Mamy prostą metodę dołączania się nawzajem do wszystkich maili i konwersacji, dzięki czemu jesteśmy na bieżąco ze wszystkimi sprawami w galerii. Wspólnie podejmujemy kluczowe decyzje dotyczące programu i współprac. Podobnie działamy w strukturze SDK. Zespół domu kultury jest mały, więc staramy się być na bieżąco także z tym, czym zajmują się inne działy. Dzięki temu udaje nam się budować spójny program, w którym działania artystyczne są wspierane przez wydarzenia literackie, radiowe, warsztaty. Wymieniamy się wiedzą i kompetencjami.
Chciałbym zapytać o budżet galerii, jeśli zechcecie porozmawiać na ten temat. Galerie działające w strukturach miejskich instytucji kultury często dysponują niedorzecznie małymi środkami na działalność wystawienniczą.
W tym roku nasza sytuacja finansowa jest trudna, bo na początku roku otrzymałyśmy 60 tysięcy złotych z budżetu SDK. Naszym celem jest organizacja pięciu do sześciu wystaw rocznie, więc przy takim budżecie nie mamy szans na realizację tego planu. Jednak cały czas staramy się pozyskiwać fundusze z zewnątrz. W zeszłym roku udało nam się uzyskać dwukrotność naszej podstawy budżetowej dzięki licznym grantom i współpracom. Dzięki temu zrealizowałyśmy także program działań dla artystów migranckich czy wystawę wyjazdową na Miesiącu Fotografii w Krakowie.
Wychodzimy z założenia, że wolimy produkować mniej wystaw i wydarzeń, ale za to każde profesjonalnie przygotowywać, z dbałością o to, aby wszyscy pracujący przy nich otrzymali odpowiednie wynagrodzenie
Skąd pozyskujecie dodatkowe fundusze?
Fundusze to newralgiczny temat w galeriach oraz ogólnie w kulturze. Zawsze jest ich za mało, aby odpowiednio wyprodukować wystawę, wynagrodzić artystów, nie mówiąc już o reklamie czy publikacji towarzyszącej wystawie. Wychodzimy z założenia, że wolimy produkować mniej wystaw i wydarzeń, ale za to każde profesjonalnie przygotowywać, z dbałością o to, aby wszyscy pracujący przy nich otrzymali odpowiednie wynagrodzenie. Pozyskujemy środki z różnych źródeł. Podstawa naszego działania to dotacja podmiotowa, którą poprzez SDK dostajemy od Biura Kultury. Staramy się jednak o różne współprace oraz koprodukcje wystaw. Pracujemy z partnerami instytucjonalnymi, staramy się o granty miejskie, ministerialne, europejskie, a także ze stowarzyszeń czy od prywatnych sponsorów. Ostatnio coraz bardziej podoba nam się idea koprodukcji wystaw, które pokazujemy później w kilku miejscach. Taką współpracę rozwijałyśmy m.in. z Miesiącem Fotografii w Krakowie oraz Centrum Mieroszewskiego.
Rozumiem, że do tworzenia wystaw zapraszacie kuratorów i kuratorki z zewnątrz.
Staramy się być otwarte na propozycje kuratorek niezależnych i zewnętrznych. Nie chcemy, żeby ta galeria zamieniła się w autorską galerię Kai i Michaliny. Poza tym nie jesteśmy ekspertkami we wszystkich tematach, które wydają nam się interesujące. Nie wyobrażamy sobie na przykład wypowiadać się w imieniu Ukraińców i pisać o ich doświadczeniu. To byłoby zawłaszczenie. Kiedy pojawiają się kuratorzy zewnętrzni, przyjmujemy rolę opiekunek tego miejsca i koordynujemy cały projekt, tak aby dać jak najwięcej przestrzeni twórcom.
Obie jesteście kuratorkami, a jednoczenie krytyczkami. To pomaga czy przeszkadza?
W świecie idealnym byłby podział na kuratorki, krytyków, świat galerii prywatnych i publicznych. Jak wiadomo, w polu sztuki trudno utrzymać się tylko z jednego rodzaju działalności. Transfery między dziennikarstwem, galeriami a instytucjami są dość częste i nikt nie ocenia tego surowo. Myślę, że w naszym przypadku dobra orientacja w prasie kulturalnej pomaga w researchu, otwiera na większą liczbę współprac, a także, nie oszukujmy się, pomaga nam w docieraniu z wystawami do dziennikarzy. Staramy się przy tym utrzymywać etykę zawodową i nie pisać o swoich wystawach, artystach, z którymi się współpracowało.
Kaja, jesteś córką Jacka Werbanowskiego, który przez ponad 30 lat był kierownikiem Galerii Promocyjnej. Tu również na początku 1990 roku stworzył kwartalnik „EXIT. Nowa sztuka w Polsce”. To obciążenie czy wręcz przeciwnie? Podobno jako dziecko byłaś częstą gościnią w galerii, więc chyba masz długą praktykę?
Tak, spędzałam tu sporo czasu, od dziecka bywałam na wernisażach, więc znałam tę galerię i jej specyfikę bardzo dobrze. Zależało mi na tym, żeby pozostała niezmienna jej główna koncepcja, czyli promowanie młodych artystów. Już w czasie studiów pomagałam przy organizacji niektórych wystaw, ich dokumentacji, ale też wydawaniu kwartalnika „EXIT”. Po studiach zaczęłam pracę w mediach i – choć też zajmowałam się sztuką i produkcją – na pewno musiałam się sporo nauczyć o działaniu galerii. Z drugiej strony praca w mediach, doświadczenie dziennikarskie i produkcyjne pozwoliły mi inaczej spojrzeć na tworzenie wystaw. Myślę, że na początku na pewno czułam pewne „obciążenie”, a może bardziej odpowiedzialność, tym bardziej, że nie miałam takiego doświadczenia czy pozycji jak mój tata. Dziś już się tak nie czuję.
Co zobaczymy w Promocyjnej jesienią i zimą?
Od jesieni Michalina nie będzie już na stałe związana z Promocyjną, ale wciąż planujemy wspólne projekty. Pod koniec września w ramach Fringe Warszawa pokażemy projekt „KIN” kuratorowany przez Katie Zazenski (Stroboskop, Warszawa) i Elisabeth Sonneck (super bien!, Berlin), który prezentuje artystów związanych niezależnymi artist-run space'ami z Warszawy i Berlina. Intensywnie pracujemy też nad otwarciem dwóch wystaw w listopadzie. Na Starówce zaprezentujemy fotograficzny projekt Julii Ledik i Evgene’a Kanapleva „Tata w telefonie”, w ramach którego para białoruskich fotografów portretuje ukraińskie rodziny w ich polskich tymczasowych domach. Klasyczne portrety mają jeden niepokojący element – ojciec rodziny jest w nich obecny wyłącznie na ekranie smartfona. Z kolei w Willi Sixta w Bielsku-Białej, we współpracy z Centrum Mieroszewskiego i BWA Bielsko-Biała, pokażemy drugą odsłonę wystawy „Dear Future”. W wystawie kuratorowanej przez Anitę Nemet i Yulię Krivich tym razem weźmie udział 12 artystów i kolektywów z Polski i Ukrainy, których prace będą opowiadały o praktykach odbudowy, aktywizmie, zagadnieniach dekolonialnych. Pracujemy też już nad wystawami laureatów Nagrody Inicjatywy ENTRY: Julii Krupy, Bartosza Kowala i Franka Drażby (Franka Warzywa), które planujemy pokazać w przyszłym roku.
_____________
Kaja Werbanowska - historyczka sztuki, kuratorka, dziennikarka. Pracuje w Galerii Promocyjnej w Staromiejskim Domu Kultury. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, członkini AICA Polska. Tworzy projekt Miejsce Artysty, w którym odwiedza artystów w ich pracowniach.
Michalina Sablik - historyczka sztuki, krytyczka i kuratorka. Doktorantka w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie pisze pracę o historii performansu w Galerii Labirynt w Lublinie. Nagrodzona w 2021 roku za pracę magisterską w konkursie ±∞Zachęta Fundacji GESSEL. Pracowała w Galerii Promocyjnej w Warszawie oraz Instytucie Adama Mickiewicza. Współpracuje z licznymi instytucjami oraz czasopismami o sztuce, jest członkinią stowarzyszenia AICA.
_____________
Marcin Polak – artysta i kurator poruszający się na styku działań artystycznych i społecznych. Inicjator działań z cyklu „Zawód Artysty”, mających wpłynąć na zmianę polityki kulturalnej. Założyciel i redaktor portalu „Miej Miejsce“. Współprowadzi latającą „Galerię Czynną“. Absolwent PWSFTViT w Łodzi. Stypendysta MKiDN. W 2016 został odznaczony honorową odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej“.
_____________
Zdjęcie główne: Michalina Sablik i Kaja Werbanowska na otwarciu wystawy Zofii Pałuchy i Laury Radzewicz „hit me with your car", 2023, fot. Adam Gut.