Lubię wchodzić w dialog z ludźmi. Myślę, że muzea nie powinny być superelitarnymi miejscami – mówi kuratorka, publicystka i tłumaczka. O najnowszych projektach realizowanych z zespołem Muzeum Sztuki w Łodzi, społecznością Wołomina oraz ukraińskimi artystkami i artystami Anna Łazar opowiada Marcinowi Polakowi.
Rozmowę zaczęliśmy przy okazji wystawy W jakim pięknym miejscu jesteśmy w Muzeum Sztuki w Łodzi, pierwszej wystawy kuratorowanej przez Ciebie w Muzeum. Ekspozycja została skomponowana z darów przekazanych tej instytucji w latach 2008–2021. Jak to się stało, że powstała?
Anna Łazar: Poproszono mnie o zastanowienie się, czy mogę w krótkim czasie skomponować wystawę z darów, które w latach ostatnich przyszły do kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi. Podjęłam tę próbę. Chciałam sprawdzić, jak się wydarza samodzielny kuratorski projekt w Muzeum Sztuki. Przestudiowałam wszystkie spisy darów. Kilkadziesiąt prac bardzo mnie zainteresowało. Patrzyłam na nie, myślałam jak je ze sobą zgrać, szukałam wspólnej ich emanacji. Niektóre były pozostałością po wystawach i projektach, które robili moi koledzy i koleżanki. Inne przekazali do kolekcji artyści. Dynamika oczekiwania wobec Muzeum, ale także działań podejmowanych przez tę instytucję w jakiś sposób odzwierciedla się w tych pracach. Temat mnie zainteresował.
Te prace rzeczywiście były przekazane w darze, a nie na przykład zakupione do kolekcji Muzeum, tak?
Wszystkie były podarowane. Niektóre z tytułu wcześniejszego porozumienia z artystą. Muzeum partycypowało w kosztach produkcji prac, a artysta w geście rewanżu oddawał pracę Muzeum.
Miałaś poczucie, że prace przekazane w darach są inne niż te zakupione do Muzeum? Mnie często dar kojarzy się z czymś niekoniecznie pożądanym. Słyszałem, że są osoby, które przynoszą paczki dla nowego dyrektora i zostawiają je na portierni.
Dar ma inną naturę niż rzecz od początku planowana i negocjowana. Odzwierciedla inną jakość niż zakup. Trzeba się też na niego zgodzić, więc ważna jest wola przyjmującego. W kolekcji Muzeum są prace kupione od artystów i podarowane przez nich. Często są to te same osoby. Artysta może swoją pracę sprzedać i dodać do niej kolejne dzieło jako bonus czy gratis.
Rozmawiałam z pracownikami z różnych działów o tym, jak pamiętają rozmaite wydarzenia z historii miasta, które odbiły się w pracach artystów i artystek
Tworząc wystawę, patrzyłam na historię. Na to w jakich latach, jakie rzeczy nadchodziły. Miałam wiele pomysłów, jak je uporządkować. Ostatecznie poszłam za intuicyjnym zestawieniem prac z różnych lat. Wyszło mi kilka wątków spójnych ze strategią Muzeum. Jeden dotyczył krytycznego pojmowania misji Muzeum i jednocześnie zachwytu nad instytucją jako taką. Kolejny to łódzka opowieść o przeszłości. Rozmawiałam z pracownikami z różnych działów o tym, jak pamiętają rozmaite wydarzenia z historii miasta, które odbiły się w pracach artystów i artystek. Mieliśmy dzieła związane z artystami biorącymi udział w Konstrukcji w Procesie, prace Wiktora Gutta i Waldemara Raniszewskiego związane z festiwalem Rockowisko. Był wreszcie Dom Mody Limanka, stricte łódzki projekt artystyczny. Kolejny wątek to przewartościowywanie historii sztuki. Jedną z sal poświęciłam dialogowi Zbigniewa Warpechowskiego i Teresy Tyszkiewicz. Na ścianach Muzeum spotkały się prace obojga artystów, ukazując strategie związane z płciowością i analizą polskiej kultury widziane z różnych pozycji ideowych. Warpechowski jest zanurzony we wzorach polskiego romantyzmu, nawet jedna z jego książek nosi tytuł Konserwatyzm awangardowy, zaś Tyszkiewicz miała ekspresję stricte wolnościową, związaną z ciałem, przyjemnością, kobiecą transgresją, ale też krytyką obserwowanej przez siebie kultury. Widać to w ich projektach, które ze sobą dialogowały, mając silny moment osadzenia w polskiej obyczajowości i sytuowania się wobec niej.
Chciałbym wrócić do pierwszego wątku – zachwytu nad Muzeum. Czy praca w instytucji kultury jest darem, który składa się państwu? Pamiętam ogłoszenie na twoje stanowisko. Zobaczyłem, jakie zarobki oferuje Muzeum…
Moja ścieżka zawodowa zawsze była nietypowa. Studiowałam jednocześnie na trzech kierunkach. Dyplomami magisterskimi zakończyłam tylko dwa. Odbyłam studia doktoranckie, po których nie napisałam doktoratu. Wyjechałam na dziesięć lat na placówki zagraniczne, gdzie szefowałam instytucjom kultury. Cały czas interesowała mnie praca z materią kultury, a nie stricte zarządzanie tą sferą, chociaż potrafię jedno i drugie. Realizuję rzeczy, które są w zgodzie z tym, co mam ochotę robić. Mogę sobie pozwolić na niezbyt wysokie zarobki i przetrwać. Mam dom, w którym mogę mieszkać. To jest komfortowa sytuacja. Większość osób z mojego pokolenia, mając rodziny, prawdopodobnie nie byłyby w stanie wytrwać na takim miejscu. Z drugiej strony do pracy motywowała mnie raczej potrzeba nowości, przygoda, wyzwanie, poczucie sprawczości.
Na oprowadzaniu dla pracowników i pracowniczek Muzeum po wystawie, której byłaś kuratorką, zaproponowałaś, żeby każdy opowiedział coś o sobie. Okazało się, że większość osób pracujących w Muzeum to artystki, filmowcy, muzycy, autorki książek…
Fascynujące było dowiedzieć się więcej o ludziach, z którymi pracuję i trochę wyjść poza funkcje, w których ich widzę. Wiadomo, że z pracownikami działów merytorycznych jest więcej okazji do kontaktu, można o pewnych rzeczach pogadać. Relacja z innymi czasem ogranicza się do „dzień dobry”. Oprowadzanie pozwala na nawiązanie bliższego kontaktu.

Widok wystawy "W jakim pięknym miejscu jesteśmy", Muzeum Sztuki w Łodzi, fot. HaWa
Czy to ty wymyśliłaś taką formułę, czy to jest stała praktyka?
Została reaktywowana, ale myślę, że każda kuratorka czy kurator ma swoją dynamikę opowieści i kontaktu z ludźmi. Nie przepadam za sytuacją mentorki czy kogoś, kto wie lepiej. Lubię wchodzić w dialog z ludźmi. Myślę, że muzea nie powinny być superelitarnymi miejscami.
Jestem z Wołomina i po powrocie z placówki pracowałam tam nad różnymi projektami z różnymi instytucjami miasta. Szukałam poprzez kulturę, która nie jest infantylna, rozrywkowa, eventowa, miejsc dialogicznych, stwarzających przestrzeń do autoekspresji różnych postaci zaangażowanych w projekt. Szukałam czegoś innego niż odtwarzanie scenariusza, było to raczej poszukiwanie rama, która pozwala zobaczyć indywidualności.
Lubię wchodzić w dialog z ludźmi. Myślę, że muzea nie powinny być superelitarnymi miejscami
Takim przykładem jest Stół kobiet, który podczas pandemii zrobiłyśmy z Anną Baumgart w Muzeum Zofii i Wacława Nałkowskich. Do projektu zaprosiłyśmy wspólnie ze wspaniałą ekipą Muzeum 54 kobiety i 2 mężczyzn związanych z Wołominem, urodzonych albo pracujących w tym mieście. Każda z tych osób opowiedziała o czterech kobietach. W wypowiedziach nagranych i umieszczonych w aplikacji na stronie Muzeum Nałkowskich pojawiło się wiele fascynujących, wędrujących wątków, wręcz toposów. To były nie tylko historie pojedynczych kobiet, ale także historia transformacji, fascynacji, kobiecych solidarności. Bardzo lubię ten projekt. Przełamywał elitarność kultury. Pokazał, że można uczestniczyć w kulturze, która jest interesująca i nie infantylizuje uczestników. Ludzie czuli się podmiotowi, zadowoleni, że biorą w czymś takim udział. Była to też przede wszystkim realizacja idei Anki, żeby odwrócić proporcje Okrągłego Stołu i zamiast dwóch kobiet pośród mężczyzn, pokazać dwóch mężczyzn w grupie kobiet. Ciekawa dynamika.
Teraz zaczęłam współpracę z Marcinem Hamkało, z którym będziemy promować w Gdańsku kulturę Ukrainy i Białorusi w ramach programu Gdańska Miasto Literatury. Stawiamy na relacje międzyludzkie, wspieranie artystek i artystów kryzysie uchodźczym i wojennym. Szukamy formuły, w której uczestnicy nie będą się czuli super-zobowiązani do eventu, ale dostaną szansę, żeby popracować. Mam nadzieję znaleźć ludzi, którzy będą chcieli wziąć udział w kulturze, choć nie mają tego zwyczaju. Na przykład będziemy proponować wynagrodzenia za czytanie książek. Pierwsze honoraria zostaną skierowane do grup uchodźczych, z którymi będę się spotykać przy okazji rozmowy o książce Tamary Dudy Córeczka. Właśnie ją czytam.
Wracając do pracowniczek i pracowników Muzeum, na wystawie jest sporo prac osób, które tu pracują: Kacpra Szaleckiego, Anny Zagrodzkiej, muzealnej fotografki, lub członków ich rodzin. Mama Martyny Dec z działu realizacji wystaw uszyła kapy na siedziska Pawła Błęckiego i Pameli Bożek. Skąd się to wzięło?
Projekt wyniknął z ich solidarności. Budżety były bardzo małe, czas realizacji krótszy niż zwykle. Ci ludzie po prostu wyrazili wolę współpracy i gotowość do podjęcia wyzwania w takich warunkach. Dla mnie, jako nowej osoby w Muzeum, ważne było też to, że się przez ten projekt poznajemy.
Nie interesuje mnie relacja oparta na nacisku i reakcji na nacisk, bo jest dwustronnie męcząca
Jak współpracuje się z artystami, którzy są pracownikami Muzeum?
Trudno mi powiedzieć, czy przez to, że ci ludzie związani są z Muzeum, pracuje się lepiej czy gorzej. Władza realizuje się z dwóch stron. Ktoś wywiera nacisk i ktoś temu naciskowi ulega. Hierarchia powstaje w sytuacji uznania tej reguły. Wydaje mi się, że szukaliśmy innego typu stosunków przy tym projekcie. Nie interesuje mnie relacja oparta na nacisku i reakcji na nacisk, bo jest dwustronnie męcząca. Zapewne dzięki temu można realizować rzeczy szybciej, rozładowywać swoje frustracje, ale lepsza energia i ciekawsze pomysły rodzą się wtedy, gdy ludzie mają wolną wyobraźnię i nie muszą się podporządkowywać. Podczas pracy z Kacprem Szaleckim nad ekspozycją oboje wzajemnie się inspirowaliśmy. Kacper jest autorem plastycznego opracowania ekspozycji. Ja wybrałam prace i ich rozkład w pomieszczeniach, ale ten podskok nad rzeczywistością muzealnych zwyczajów zaproponował Kacper ze swoją nieokiełznaną, wspaniałą wyobraźnią.
Czyli Kacper wystąpił na tej wystawie w potrójnej roli – artysty, trochę kuratora i pracownika Muzeum, tak?
Kacper wystąpił jako artysta byłego Domu Mody Limanka, czyli reprezentował nieistniejący już kolektyw. Ze mną współpracował, jako osoba aranżująca przestrzeń. Odpowiadał za wizję plastyczną. Jeżeli chcesz to nazwać kuratorstwem, to można byłoby właściwie tak zrobić, ale mi się wydaje, że używaliśmy innych sformułowań. Na pewno jest współodpowiedzialny za to, jak wystawa wygląda i jego głos, jego odczucie plastyczne były niezwykle ważne.
To nie zmienia faktu, że to jest jego kolejna rola plus trzecia przy promocji samej wystawy.
Kacper nie pracował przy promocji tej wystawy. Jego etatowym zadaniem były inne wystawy.
Dlaczego? Nie formułuję tego jako zarzut. Raczej jestem ciekawy, czy sam się wykluczył, żeby nie występować w kilku rolach?
Wydaje mi się, że dywersyfikacja ról jest ważna. Jeżeli skupiasz się na jednym aspekcie wystawy, dobrze żeby ktoś inny go swoją wyobraźnią dopełniał. U nas za promocję odpowiadała Magda Milewska, która nie tylko uruchomiła swoje kontakty ze środowiskiem dziennikarzy, ale też budowała swoją energią życie tej wystawy. Bez niej ten projekt byłby uboższy.
Czy ta wystawa nie była trochę "zapchajdziurą", ponieważ nie udało się zrealizować innych zaplanowanych wystaw? Tu wracamy do tematu daru, który składamy, bo politycy wolą dać dwa miliony faszystom, niż instytucji kultury.
Nie brałam udziału w planowaniu wystaw na 2022 rok. Rozmowy na temat tej wystawy zaczęliśmy w grudniu. Miała się odbyć w marcu. Była pandemia. Jakieś projekty uległy przesunięciu, czy to z powodu choroby, czy z powodu niedopięcia budżetu i pojawiła się nowa szansa. Dostałam możliwość zrealizowania projektu, w muzeum, które mnie interesuje, wejścia w relację z ludźmi, którzy je budują i z kolekcją, która jest jedną z lepszych w Polsce. Cieszyłam się, patrząc na krytyczne projekty Assafa Grubera, który konfrontował z rzeczywistością pewne idealne założenia artystów. Bohaterką jego filmu podarowanego Muzeum jest pracownica galerii obrazów, która przyjęła założenia grupy AR i zaczęła zgodnie z nimi kształtować swoje życie. Awangarda mówi: „Trzeba kształtować życie ludzi” i nagle ludzie mówią: „Ok, sprawdzam”. Okazuje się, że te same mechanizmy, które działały w latach 20., są niezmienne teraz, chociaż komfort życia przeciętnego Europejczyka czy Europejki się zwiększył. To mocny moment, gdy utopia jest podważana i sprawdzana, ale dzięki temu idea jest cały czas w obrocie.
To prawda, że Elektryczna Trumna Leszka Knaflewskiego została zapisana w testamencie Muzeum?
Tak, to prawda. I to też jest wspaniałe.
Była już eksponowana na jakichś wystawach tutaj?
Wydaje mi się, że nie, a to jest ciekawa praca. Knaflewski był bardzo ważnym artystą. Pozwoliłam sobie na zestawienie jego dzieła z wizerunkiem procesji Bożego Ciała. Do erotyczno-tanatycznej trumny dołożyłam ludowe sacrum, jako rodzaj kontrastu do przyjętej przez artystę strategii wymagającej nieustannie aktywnego odbioru jego prac. Rytuały religijne często są rutyną.
Czuję też, że mogę za pomocą kultury nawiązać rodzaj więzi z moimi sąsiadami i sąsiadkami
Jaka jest twoja strategia pracy kuratorskiej i organizacyjnej? Pracujesz w instytucji kultury, ale oprócz tego realizujesz bardzo dużo projektów.
Pracując w instytutach polskich w Ukrainie i Rosji, byłam przyzwyczajona do modelu współpracy z wieloma instytucjami i szukania ich potencjału. Muzeum jest dla mnie nową instytucją. Obserwuję, jak jest zbudowana, jak działa, uczę się, realizuję projekt. Czego nie da się tu zrealizować, robię we współpracy z innymi podmiotami. Tak jest na przykład w przypadku dyskusji charytatywnej, która ma się odbyć we współpracy z Kalejdoskopem Kultury. Są też rzeczy, które robiłam jeszcze przed podjęciem pracy w Muzeum i one wydarzają się dopiero teraz. Na przykład lokalne działanie w Wołominie.
Wymyśliłam program festiwalu, a właściwie antyfestiwalu, który zbiera ustne historie pracowników huty szkła w Wołominie. To inspiruje do przyjrzenia się historii miasta, które ma łatkę miasta bandyckiego, a tak naprawdę ma dużo nieoczekiwanych kart. W 1915 roku zawiązał się tu pierwszy komitet obywatelski, w 1935 roku odbyły strajki, w tym kobiet. Za pomocą projektów artystycznych z różnych dziedzin staram się wspólnie z mieszkańcami i mieszkankami temu przyjrzeć. Czuję też, że mogę za pomocą kultury nawiązać rodzaj więzi z moimi sąsiadami i sąsiadkami. Operuję akurat takim językiem, a nie innym. Wymyślam różne rzeczy, ale większość potężnej pracy wykonują ludzie, którzy tam są na co dzień. Jest to rodzaj animowania różnych procesów i dzielenia się kapitałem, który nabyłam w różnych instytucjach Polski i świata. Sprawia mi to przyjemność, ale też nie czuję się osobą lepiej myślącą niż inni. Proponuję sytuację rozmowy, na którą ludzie przystają i która jest dla nich atrakcyjna. Oni coś proponują, ja coś proponuję i z tego się rodzi projekt.
Sporo pracujesz z ukraińskim artystkami i artystami.
Projekty ukraińskie to rzecz, która mnie nieustannie interesuje i porusza. Mam też zwyczaj pracy z literaturą. Teraz na przykład ukaże się w wydawnictwie Warsztaty Kultury w Lublinie mój przekład książki głuchego poety amerykańsko-ukraińskiego-żydowskiego, Ilii Kamińskiego.
Czy mam strategię? Nie wiem. Chyba idę za tym, co mnie porusza. Reaguję na to, co się wydarza. Dlatego dużo mojej aktywności dotyczy teraz wojny. Dzięki trwałej współpracy z Mają Wójcik, wicedyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi, udało się pozyskać środki na stypendium artystyczne dla artystki i kuratorki z Ukrainy Katii Badianowej.
Pracuję tylko z tymi, którzy wprost przeciwdziałają wojnie, a nie próbują skapitalizować swoją wiedzę w próżnych tyradach broniących rosyjskiej kultury w oblężeniu
Opowiedz o Zabójstwie do przyjęcia - projekcie i wystawie realizowanej przez artystów z Polski i Ukrainy we współpracy z m.in. Muzeum Sztuki i Instytutem Adama Mickiewicza”
Na początku agresji Rosji na Ukrainę zadzwoniła do mnie Barbara Schabowska, dyrektorka Instytutu Adama Mickiewicza, z propozycją, żeby zrobić projekt związany z kolekcjami sztuki ukraińskiej w polskich instytucjach. Będzie to dialog żyjących artystów i artystek z Ukrainy z polskimi artystami i artystkami – rama artystycznej wypowiedzi, a jednocześnie działanie pomocowe. Artyści i artystki dostaną porządne honoraria. Polskie instytucje działające w polu sztuki współczesnej, otwarte na artystów i artystki ze Wschodu przejmą opiekę nad poszczególnymi duetami artystycznymi, nie tylko podpisując z nimi umowę, ale także na miękko obserwując, co się u nich dzieje. Sama konstrukcja par, a często byli to artyści, którzy wcześniej się nie znali, to pomysł na zindywidualizowanie kontaktu. Szczególnie raduje mnie to, że artyści i artystki pozytywnie na to odpowiedzieli. Zaaranżowane spotkania zaowocowały nie tylko projektami artystycznymi, ale też ludzkim, nienabzdyczonym kontaktem. Muzeum Sztuki w Łodzi jest jedną z dziewięciu instytucji, które wspierają ten projekt.
Chciałem wrócić do tematu twojej pracy w dyplomacji. Jak teraz, w tym momencie, wspominasz pracę w Rosji? Masz do tego emocjonalny stosunek?
To trudne pytanie. Z wykształcenia jestem filolożką ukraińską i pracę w Instytucie Polskim w Petersburgu podjęłam dlatego, że w MSZ, obserwując moją pracę w Ukrainie, poproszono mnie, żebym startowała w konkursie. Zgodziłam się. Czułam, że powinnam poznać Rosję. To było tuż po aneksji Krymu. W wersji europejskiej, którą poznałam w czasie studiów i swoich kontaktów z ukraińskim środowiskiem kulturalnym, Rosja wydawała mi się nieobecna albo pomijana. Taki przemilczany słoń w składzie porcelany. Chciałam zobaczyć to na żywo. Realizowałam tam projekt głównie z liberalnym środowiskiem artystycznym, teatralnym i literackim. Nawiązałam przyjaźnie. Z niektórymi ludźmi do tej pory utrzymuję kontakt i pracujemy wspólnie na rzecz uchodźców z Ukrainy. Natomiast uważam, że teraz nie jest moment, by zajmować się rosyjską kulturą. Ja na pewno nie będę na nią tracić swojego czasu, gdy w Ukrainie odbywa się ludobójstwo. Pracuję tylko z tymi, którzy wprost przeciwdziałają wojnie, a nie próbują skapitalizować swoją wiedzę w próżnych tyradach broniących rosyjskiej kultury w oblężeniu. To jest po prostu w moim poczuciu niestosowne. Daleka jestem od moralizowania, ale teraz trzeba się skupić na tych, którzy są zabijani. Wiem, że to brzmi patetycznie, ale cholera, to nie jest zwykła sytuacja.
Na koniec chciałem zapytać o plany na przyszłość – muzealne i te pozamuzealne. Planujesz następne wystawy?
Teraz tak dużo i intensywnie się dzieje, że próbuję po prostu przetrwać kolejny dzień, ale już pracuję nad następnym projektem, który chcę zrealizować w Muzeum Sztuki. Co dwa tygodnie z grupą osób głównie z Ukrainy głośno czytamy i komentujemy teksty poświęcone współczesnym ukraińskim debatom dekolonialnym. Na podstawie tych czytanek zostaną sformułowane tematy seminariów, czyli większych wydarzeń z udziałem mówców i mówczyń. Seminaria będą polegały także na interwencji w przestrzeń muzealną, być może będą rodzajem performance’u pozycjonującego ukraińskiego odbiorcę wobec Atlasu Nowoczesności. Głośną lekturę tekstów zaproponowały moje przyjaciółki z Method Fundu: Katia Badianowa, która jest teraz na stypendium w Muzeum Sztuki w Łodzi, i Lada Nakoneczna. Obie od dziesięciu lat prowadzą projekt alternatywnej edukacji artystycznej w Ukrainie. Dla mnie najpiękniejsze jest to, jak uczestnicy projektu wzajemnie się w tym czytaniu tekstów i rozmowie uczą, a nie dominują. Mam nadzieję, że wejdziemy też w relację z kolekcją Muzeum Sztuki w Łodzi, bo chcę się odnieść do instytucji, w której powstaje praca. To nie będą tylko ściany, na których zawisną obrazy. Moich ukraińskich partnerów i partnerki interesuje kontakt z historią Muzeum, z jego dyskursami. Działamy w kolektywie. Od początku wojny prowadzę rozmowy z ukraińskimi artystkami i pracownicami sektora kultury. To jest mój sposób na dokumentowanie stanu moich przyjaciół i gości.
_
Anna Łazar – kuratorka w Muzeum Sztuki w Łodzi, publicystka, wykładowczyni. Współpracuje z „Czasem Literatury”, członkini redakcji „Nowej Europy Wschodniej”; tłumaczka (m.in. Dlaczego w sztuce ukraińskiej są wielkie artystki 2020, Oksana Zabużko, Planeta Piołun, 2022). Pracowała w dziedzinie dyplomacji publicznej w MSZ jako wicedyrektorka i p.o. dyrektora w Instytutach Polskich w Kijowie (2008-2014) i w Sankt-Petersburgu (2015-2018).
_
Marcin Polak – artysta i kurator poruszający się na styku działań artystycznych i społecznych. Inicjator działań z cyklu „Zawód Artysty”, mających wpłynąć na zmianę polityki kulturalnej. Założyciel i redaktor portalu „Miej Miejsce“. Współprowadzi latającą „Galerię Czynną“. Absolwent PWSFTViT w Łodzi. Stypendysta MKiDN. W 2016 został odznaczony honorową odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej“.
_
Zdjęcie główne: widok wystawy "W jakim pięknym miejscu jesteśmy", Muzeum Sztuki w Łodzi, fot. HaWa