Wystawa Liliany Zeic „Pierwszego roku śpią, drugiego roku się skradają, trzeciego roku wybuchają” w Subiektywnej Instytucji Kultury 66P we Wrocławiu to opowieść utkana z drewna i wody, intarsji i rodzinnych mebli, queerowej biografii i romantycznej ballady Mickiewicza. Artystka splata tradycję z osobistym doświadczeniem, tworząc wizję wspólnoty opartej na przepływie i hybrydyczności – alternatywnej wobec sztywnego, patriarchalnego porządku.
Drewno i woda
Na wystawie we wrocławskiej Subiektywnej Instytucji Kultury 66P, którą Liliana Zeic przygotowała we współpracy z Piotrem Lisowskim, można zobaczyć sceny podwodne i naziemne. Przestrzeń galerii została podzielona na dwie sfery. Nie ma między nimi ostrego rozgraniczenia, jest raczej płynne łączenie się, przepływanie z jednego świata do drugiego.
Świat ten jest paradoksalny. Przedstawienia życia pod wodą wykonane są w drewnie. A przecież nie ma chyba dwóch bardziej odległych od siebie substancji: woda i drewno, ciecz i ciało stałe. Jedna bez własnej formy, przybiera kształty pojemnika, w którym się znajduje wypełniając go szczelnie. Druga – sztywna, nie zmienia raz nadanej formy, a do tego jeszcze – organiczna, czyli powstała z wcześniej żywego organizmu.
Świat naziemny sprawia wrażenie wyspy wyłaniającej się z jeziora. To skrawek lądu, po którym stąpa się suchą stopą, nieco mieszczański, lecz zabarwiony nutą oniryzmu. Oświetlany ponad siedemdziesięcioma wiklinowymi słońcami, umeblowany solidnymi meblami z litego drewna, ozdobiony mozaikami i intarsjami. Mieszczański, lecz zarazem niesamowity, jakby wzięty z obrazów Leonor Carrington. Do tego okienko, wychodzące na zewnętrzną zieleń, zgrabnie wkomponowujące się w całość ekspozycji.
Te dwie sfery należą do jednego świata, jednego emocjonalnego krajobrazu. Łączy je jedna opowieść, sugestywnie zaklęta w użytych materiałach i formach. Liliana Zeic znana jest z tego, że w świeży i oryginalny sposób miksuje tworzywa, techniki, wątki. Jej twórczość doskonale wpisuje się w aktualne trendy, zainteresowania i spory w sferze publicznej, czerpiąc z nurtu polskiej historii ludowej, wzrastającego zainteresowania wzornictwem i rzemiosłem czasów PRL, powrotem do dawnych, ręcznych technik wykonania. Jednocześnie Zeic traktuje je po swojemu, filtruje przez swoją biografię – osoby nieheteronormatywnej, która dorastała na wsi.
Woda
W części „podwodnej” seria prac zatytułowanych „Świteź” wykonana została – jak już było wspomniane – z drewna, w technice intarsji. To technika szlachetna, z długą tradycją w polskim rzemiośle, zwłaszcza w meblarstwie. Oznacza tworzenie obrazów, scenek, dekoracji w drewnianej powierzchni przy pomocy drewna innych gatunków, kolorów, usłojenia. Dzisiaj w sztukach wizualnych ta niezwykle praco- i czasochłonna technika przeżywa drugą młodość. Liliana Zeic znajduje się w ścisłej czołówce osób ją dzisiaj stosujących, tak pod względem efektu całości, jak i umiejętności technicznych, maestrii w jej stosowaniu.
Artystka studiowała w Toruniu. Właśnie w tym mieście wypracowano w XVII i XVIII wieku najbardziej skomplikowaną i doskonałą intarsję. Wykonywane tam meble i części architektury zdobione były tą techniką na najwyższym poziomie, detaliczne i w niezwykle skomplikowane wzory. Tak więc Zeic nie tylko korzysta z lokalnej tradycji, lecz i w sposób twórczy ją odnawia. Jest to także jej rodzinny przekaz, bo w warsztacie jej rodziców powstawały właśnie intarsjowane meble.
Tym, co tworzy ten szczególny, nieregularny wzór, pochodzi z zakłóceń w rośnięciu drzewa. Jest chorobowymi zmianami w tkance pnia. Tymczasem w rzemiośle uchodzi z najcenniejszy rodzaj okładziny. Tego rodzaju paradoks i ten sposób myślenia znajdziemy u Zeic na całej wystawie. Występuje na wszystkich jej poziomach
I – jak się okazuje – efekt jest przekonujący. Nie można było lepiej dobrać techniki i materiału do tematu. Drewniane słoje znakomicie określają płynność przedstawionych kształtów. Artystka wybrała rodzime rodzaje drewna. Zestawiła je w ten sposób, by odpowiadały charakterowi sceny. Przy czym uwzględniła fakt, że wszystko, co rozgrywa się na intarsjowanych obrazach, dzieje się pod wodą. Biorąc pod uwagę wodne medium, pokazywała kształty nieco rozmyte, jakby troszkę bardziej płynne niż normalnie, w powietrzu. Często używała tak zwanej czeczotki. Tym, co tworzy ten szczególny, nieregularny wzór, pochodzi z zakłóceń w rośnięciu drzewa. Jest chorobowymi zmianami w tkance pnia. Tymczasem w rzemiośle uchodzi z najcenniejszy rodzaj okładziny. Tego rodzaju paradoks i ten sposób myślenia znajdziemy u Zeic na całej wystawie. Występuje na wszystkich jej poziomach.
Czeczotka daje efekt rozmycia, drgania wody, która nie jest przecież do końca przezroczysta, a jej falowanie lekko zniekształca obraz zanurzonego obiektu. Przez to daje wrażenie płynięcia i idealnie nadaje się do cyklu „Świteź”. A co znalazło się na obrazach? Kobiety pod wodą. Zajęte sobą, swoimi aktywnościami, nie zwracają uwagi na widza. Są nagie, a ich kształty są pełne, dojrzałe. Czują się swobodnie, układają się tak jak im wygodnie, widać, że jest im dobrze w swoich ciałach i jest im dobrze ze sobą.
Mickiewiczowska ballada „Świteź” nie cieszy się taką popularnością, jak „Świtezianka”. Pewnie dlatego, że nie została ujęta w kanonie lektur szkolnych. Tymczasem jej zawartość jest równie interesująca jak jej bardziej znanej krewniaczki. To właśnie ona zainspirowała artystkę. W utworze jest mowa o legendzie związanej z jeziorem. O tym, że gdy mężczyźni pod wodzą księcia wyruszyli z miasta, które znajdowało się dawno temu w miejscu jeziora, na wojnę z Rosją, pozostały w nim kobiety. Niestety, ruscy woje uknuli podstęp i ruszyli na osamotnione mieszkanki Świtezi. Te, nie mając broni, zdesperowane już miały popełnić samobójstwo, lecz wcześniej zaniosły modły do Boga. Stał się cud, miasto zostało zalane wodą, a jego mieszkanki przemienione w wodną florę. Toksyczne rośliny, które dzisiaj badacze utożsamiają z lobelią jeziorna, wytruły najeźdźców.
Samo jezioro, znajdujące się dzisiaj na terenie Białorusi i jest wyjątkowym tworem natury. Powstało w wyniku zjawisk krasowych, ma dno w kształcie lejka i obwód zbliżony do koła. Posiada wyjątkową florę, należącą do obszaru atlantyckiego, z której część to gatunki rzadkie, a jedyne stanowiska w tym obszarze geograficznym ma tutaj brzeżyca jednokwiatowa. Wspomniana lobelia także jest tu rośliną reliktowa. Tego typu jeziora jak Świteź nazywa się nawet w klasyfikacji przyrodniczej jeziorami lobeliowymi. Charakteryzują się wyjątkowo przejrzystą wodą i piaszczystym dnem oraz niskim stopniem mineralizacji.
Część „lądowa” została zbudowana na zasadzie kontrastu z „wodną”. Ta ostatnia jest utopią, która Zeic buduje na bazie wiersza Mickiewicza. Kobiety, które żyją bez mężczyzn w wodnej „topieli”, tworzą nowe społeczeństwo, nową wspólnotę. Znalazły swój habitat z dala od bitewnego zgiełku, harmidru polityki, walki o wpływy i władzę, całego ziemskiego brudu społecznej egzystencji
Gatunki zmieszane
Na wrocławskiej wystawie obowiązuje zasada, którą Liliana stosuje w całej swojej twórczości: już sama forma oraz materiał niosą przekaz. Użycie drewna i intarsji jest znaczące. Materiał i technika kierują uwagę ku nietypowości i hybrydyczności, ku zmieszaniu gatunków. Artystka opiera koncepcję wystawy na romantycznej balladzie z 1822 roku, która sama z siebie jest gatunkiem zmieszanym, sytuującym się pomiędzy twórczością ludową a literaturą, między rejestrami „niskim” a „wysokim”. Drewno odnosi się tutaj do życia, które ocalało z pożogi i które znalazło sobie niszę do dalszego, harmonijnego rozwoju. Woda to z kolei medium kobiece, płynne, dostosowujące się do okoliczności, poziome, rozmywające tożsamości, łączące.
Część „lądowa” została zbudowana na zasadzie kontrastu z „wodną”. Ta ostatnia jest utopią, która Zeic buduje na bazie wiersza Mickiewicza. Kobiety, które żyją bez mężczyzn w wodnej „topieli”, tworzą nowe społeczeństwo, nową wspólnotę. Znalazły swój habitat z dala od bitewnego zgiełku, harmidru polityki, walki o wpływy i władzę, całego ziemskiego brudu społecznej egzystencji. Żyją w pokoju, przyjaźni i szacunku dla każdego przejawu życia. Sama Zeic z wielkim namaszczeniem oddaje realny wygląd roślin z biotopu Świtezi, uwzględnia także inne stworzenia, jak ślimaki, glony czy pałeczki cholery.
Część „lądowa” wygląda jak sen szalonej rzemieślniczki. Kilkadziesiąt wiklinowych słońc pieczołowicie przymocowanych u góry, groźnie zwisa nad salonem. Ze sterczącymi, gałązkami-„promieniami” sprawiają zresztą wrażenie drapieżnych pająków. Występują tutaj ciężkie dziwaczne meble, pomalowane na czarno, gęsto pokryte rzeźbioną ornamentyką. Snycerka zawiera motywy roślinne i fantastyczne, w tym wykrzywione gęby maszkaronów. Jak się okazuje, stół, krzesła, skrzynia i kolumienka pochodzą z rodzinnego domu artystki. Są więc cytatem z rzeczywistości, tymczasem wyglądają na najbardziej nierzeczywistą część całej wystawy.
Liliana posługiwała się technikami do wytwarzania rzeczy użytkowych już wcześniej. Zestaw mebli dopełniła tutaj starszymi pracami, które powstały jako plecionka z siana łąkowego. Zupełnie niesamowite „Oczy” to owalne, martwe obiekty, powstałe z tworzywa organicznego, niegdyś żywego, którym artystka przydała mocy widzenia. Jest tu także praca „Na dębach rosną jabłka”, już wprost świadcząca o hybrydyczności, odmienności i wrażliwości queerowej. Podobną wymowę niesie ze sobą praca stworzona specjalnie na wystawę. „Perła” to jabłuszko galasowe ułożone na muszli szczeżui wielkiej. Stworzenie nowego bytu na bazie dwóch kompletnie nieprzystających do siebie w rzeczywistości, pokazuje do czego przydaje się sztuka: do tworzenia utopii. To, co organiczne, żywe tworzy nową, hybrydyczną istotę. Pospolity, dębowy galas staje się cenny jak perła. Chroni go (oraz ukrytego w nim owada) i przydaje mu wartości muszla innego organizmu.
Cała wystawa daje jasne wskazanie na rodzinę z wyboru, na wspólnotę „wodną”, ukrytą w głębinach jeziora Świteź. Zwykła rodzina, w której się rodzimy, często staje się miejscem unieszczęśliwiającym, nie pozwalającym na rozwój
Artystka wstawiła między meble jeszcze inne prace wykonane w technice pokrewnej intarsji – czyli inkrustacji. Ta druga technika polega na umieszczaniu w płaszczyźnie tła materiałów innych niż drewno. W pracy „Jedna śnięta ryba dla mojego ojca” zamknięte zostało wspomnienie rzadkich szczęśliwych chwil, jakie Liliana spędziła z ojcem, podczas łowienia ryb. Jednocześnie praca ma wydźwięk ekologiczny, bowiem stworzona została z użyciem nazbieranych przez artystkę muszli małży występujących ongiś licznie w rzekach, dzisiaj zaś ginących z powodu zanieczyszczenia wód.
Ta część niesie zatem istotne sensy, dopełniające część wodną. Jest poświęcona domowi rodzinnemu i poświęcona rodzinie biologicznej. Mowa jest tutaj o jej dziwności, część „lądowa” jest w pewnym sensie epitafium dla niej. Cała wystawa daje jasne wskazanie na rodzinę z wyboru, na wspólnotę „wodną”, ukrytą w głębinach jeziora Świteź. Zwykła rodzina, w której się rodzimy, często staje się miejscem unieszczęśliwiającym, nie pozwalającym na rozwój. Jest miejscem pełnym sprzeczności, strasznym i ograniczającym, jednocześnie silnie wiążącym uczuciowo. Na wystawie Liliany Zeic rodzina z wyboru, wspólnota kobiet, tworzy całość pełną spokoju i harmonii. To właśnie ona żyje w zgodzie z resztą świata, traktując partnersko inne byty, rośliny, zwierzęta i środowisko.
Utopia?
Popatrzmy jeszcze na tytuł wystawy. Jest on tajemniczy i sprawia wrażenie, jakby odnosił się do jakiejś opowieści. Słowa „Pierwszego roku śpią, drugiego roku się skradają, trzeciego roku wybuchają” rzeczywiście opowiadają o procesie. To proces rozwoju, dotyczący tego rodzaju roślin, jakimi są wieloletnie byliny.
To także pełne nadziei odniesienie do historii życia osoby niemieszczącej się w regułach tradycyjnego, patriarchalnego i heteronormatywnego społeczeństwa. Do osób, które dzięki swoim zdolnościom i mocom, rozwijanym najpierw po cichu i dzięki własnej determinacji, mogą w się pełni realizować. To poszukiwanie miejsca dla osób niehetero-, dla osób queer i pokazywanie alternatywnych wizji życia wspólnotowego, by nie krzywdzić i ograniczać, lecz dać każdej i każdemu wolność rozwoju według własnych potrzeb.
Liliana Zeic. „Pierwszego roku śpią, drugiego roku się skradają, trzeciego roku wybuchają”
kurator: Piotr Lisowski
3.07-6.09.2025
66P Subiektywna Instytucja Kultury (PIEKARNIA Żywa Kultura), ul. Księcia Witolda 66, Wrocław
___________________________
Magdalena Ujma – krytyczka i historyczka sztuki, kuratorka wystaw. W latach 2021–2023 prezeska AICA Polska (Sekcja Polska Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki), a obecnie wiceprezeska tego stowarzyszenia. Od 2018 roku jest związana z Muzeum Tadeusza Kantora w Cricotece, od 2021 – z Akademią Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie kieruje czasopismem „Restart”. Ostatnio wydała książkę „O krytyce” (2025).
___________________________
Zdjęcie główne: Widok wystawy Liliany Zeic pt. „Pierwszego roku śpią, drugiego roku się skradają, trzeciego roku wybuchają” w 66P Subiektywnej Instytucji Kultury, Wrocław 2025, fot. Małgorzata Kujda
