Znaleźliśmy się w „nieskończonym teraz”, na stylizowanej niby-stacji benzynowej pod znakiem płonącego ogona Simurga, gdzieś na obrzeżach niczego. To tu przez cztery wieczory Slavs and Tatars przewodzili korowodowi dziwolągów celebrującemu wolność, wrażliwość, ekstrawagancję i queer podczas akcji artystycznej „Bajura i pióra” na Festiwalu Łódź Wielu Kultur.

 

 

W XII-wiecznym sufickim poemacie pt. „Konferencja ptaków” zamieszkujące świat ptaki różnych gatunków gromadzą się, by wybrać swojego przywódcę. Pomimo obaw postanawiają wyruszyć na poszukiwania Simurga – legendarnego skrzydlatego stworzenia, znanego z mądrości i dobroci, zamieszkującego odległe góry. Po wielu trudach do celu pielgrzymki dociera trzydzieści ptaków, które na miejscu widzą jedynie własne odbicia w sadzawce i rozumieją wówczas, że to właśnie one razem są Simurgiem. Jak wyjaśnił Payam Sharifi podczas spotkania ze Slavs and Tatars w ramach cyklu Centrum Dobrej Rozmowy na Festiwalu Łódź Wielu Kultur: „Rozumieją, że Bóg czy boski pierwiastek nie znajdują się poza nimi, lecz w ich wnętrzu, a także że boskość można odnaleźć jedynie wspólnie z innymi ptakami. By użyć współczesnego języka: nie staniesz się uduchowiony dzięki praktykowaniu jogi w pojedynkę w swoim pokoju. Do transcendentalnego doświadczenia potrzebujesz znaleźć jakiś rodzaj wspólnoty z innymi.”

 

 

Trzydziestoma ptakami, poszukującymi boskiego pierwiastka we wspólnym przeżywaniu sztuki i zabawy, stali się zaproszeni przez nich artyści i artystki, na równi z gośćmi zebranymi przez cztery festiwalowe popołudnia i wieczory w Fabryce Biedermanna

 

 

Ta wypowiedź dobrze wydobywa intencje stojące za najnowszym przedsięwzięciem kolektywu Slavs and Tatars „Bajura i pióra”, stworzonym w kuratorskiej współpracy z Michałem Grzegorzkiem specjalnie na tegoroczny Festiwal Łódź Wielu Kultur. Trzydziestoma ptakami, poszukującymi boskiego pierwiastka we wspólnym przeżywaniu sztuki i zabawy, stali się zaproszeni przez nich artyści i artystki, na równi z gośćmi zebranymi przez cztery festiwalowe popołudnia i wieczory w Fabryce Biedermanna. Duchowy patron przedsięwzięcia, mityczny perski ptak Simurg, silnie obecny m.in. w kulturach: kazachskiej, kurdyjskiej, azerbejdżańskiej, armeńskiej czy chińskiej, jest ważny dla Slavs and Tatars z uwagi na swój wywrotowy potencjał i płynną tożsamość. W ich interpretacji jego figura stanowi kontrpropozycję dla wszechobecnego w zachodniej kulturze orła, reprezentującego toksyczną, zmaskulinizowaną wizję świata pozbawionego miejsca na duchowość, miękkość, ale też ekstrawagancję i queer. Łódzka odsłona artystycznych badań nad Simurgiem jest kontynuacją działań realizowanych przez kolektyw, również z Grzegorzkiem, podczas Survival Kit 2025 w Rydze.

 

 

„Bajura i pióra”, Slavs and Tatars, Festiwal Łódź Wielu Kultur, fot. HaWa

 

 

Płynność, nieostrość granic, różnorodność to ważne kategorie także dla Festiwalu, realizowanego już drugi rok w nowej formule, zakładającej jak najszersze rozumienie wielokulturowości, celebrację wymiany idei i doświadczeń, a także interdyscyplinarność i zacieranie sztywnych podziałów między dziedzinami twórczości. Skorzystanie z kompetencji oraz sieci relacji Slavs and Tatars – za sprawą festiwalowego kuratora Jarosława Suchana – okazało się świetnym posunięciem, umożliwiającym obecność twórczyń i twórców o korzeniach sięgających Kosowa, Senegalu, Wietnamu, Białorusi czy Turcji, a zarazem uczestniczek i uczestników kultur, subkultur i nisz, takich jak m.in.: queer, pole dance, stylizacja paznokci, kultura klubowa czy kultura ceremonii herbacianych. Działający od 2006 roku międzynarodowy kolektyw założony przez Kasię Korczak i Payama Sharifi, dziś cieszący się gwiazdorskim statusem w art worldzie, od lat podejmuje działania w przestrzeni publicznej, poza kontekstem white cube, i realizuje projekty, które nie używają języka kojarzonego ze sztuką współczesną, a służą kreowaniu sytuacji sprzyjających spotkaniom różnych osób.

 

 

„Bajura i pióra”, Slavs and Tatars, Festiwal Łódź Wielu Kultur, fot. HaWa

 

 

Slavs and Tatars stacjonują obecnie w Berlinie, gdzie prowadzą program rezydencyjny i miejsce sztuki pn. Pickle Bar, a co łączy Berlin i Łódź (dwie samozwańcze stolice techno), to tradycja partyzanckich rave’ów i imprez w opuszczonych postindustrialnych przestrzeniach. Ostatnie piętro Fabryki Biedermanna podczas tych czterech dni bywało zarówno mrocznym klubem, w którym można zagubić się w tłumie ciał i kłębach dymu, jak i zalaną popołudniowym słońcem herbaciarnią, gdzie na wełnianym dywanie, z piękną ceramiczną czarką w ręku, słucha się refleksyjnej poezji. To niepierwsza prezentacja sztuki w pustych zabytkowych wnętrzach w najnowszej historii Festiwalu, który uczynił swój znak rozpoznawczy z anektowania na kilka dni nieoczywistych i zapomnianych punktów na mapie miasta (oglądaliśmy wystawy chociażby w dawnych zakładach LIDO czy kamienicy przy Piotrkowskiej), ale jedna z najbardziej udanych prób wykreowania alternatywnego porządku rzeczywistości, do którego nie ma dostępu codzienność i przyziemność.

 

 

Na równych prawach współistnieją: salon ekscentrycznych paznokci, impreza klubowa, występ drag queen, poezja, wzruszenie, echa wojny, empatia wobec gołębi, niczym podczas średniowiecznego karnawału, gdy żebrak tańczy z królem, a każdy może przyłączyć się do zabawy

 

 

Znaleźliśmy się w niedookreślonej przestrzeni, na stylizowanej niby-stacji benzynowej pod znakiem płonącego ogona Simurga, gdzieś na obrzeżach niczego. Ostentacyjnie tekturowa scenografia może kojarzyć się i z trzymającą się najdłużej prowizorką, i wernakularnymi projektami estetyzacji przestrzeni na wschód od muru berlińskiego, i z przymierzaniem dżinsów na bazarze na tekturze rzuconej w błoto („bajura” to gwarowe określenie błota albo paliwa), co stanowi ultymatywne wschodnie doświadczenie. Kilka pięter niżej jeżdżą tramwaje i toczy się zwykłe życie, ale tu nie ma to znaczenia. Na równych prawach współistnieją: salon ekscentrycznych paznokci, impreza klubowa, występ drag queen, poezja, wzruszenie, echa wojny, empatia wobec gołębi, niczym podczas średniowiecznego karnawału, gdy żebrak tańczy z królem, a każdy może przyłączyć się do zabawy. „Bajurę i pióra” z jej wspólnototwórczym charakterem, przesadą, nadmiarowością i humorem można postrzegać jako emanację karnawałowego światopoglądu według Michaiła Bachtina. W skarnawalizowanym świecie nie istnieją hierarchie, wszystko jest na opak, sacrum miesza się z profanum, powaga towarzyszy komizmowi, prawa rządzące na codzień rzeczywistością zostają zawieszone, a każdy koniec jest nowym otwarciem (jak w przypadku wiecznie odradzającego się Simurga).

 

Cykl wydarzeń zbudowany został na kontrapunktach, nieustających metamorfozach i zmianach tonacji emocjonalnej, na kontrastowych zestawieniach języków wypowiedzi artystycznej, co stanowi rozwinięcie założeń całego festiwalu, dążącego od ubiegłorocznej edycji ku temu, by jego działania swą gatunkową niejednoznacznością odpowiadały złożoności otaczającej nas rzeczywistości. Architekci i architektki „Bajury i piór” kojarzeni są przede wszystkim z polem sztuki współczesnej, ale tylko umowa społeczna (i zapewne umowa o udzielenie dotacji na ten projekt) decyduje, że jest to przedsięwzięcie artystyczne, a nie rave, koncert, wieczór poetycki, spektakl teatralny, balanga. Podczas spotkania w Centrum Dobrej Rozmowy Michał Grzegorzek dzielił się swoim podejściem do pracy w obiegu instytucjonalnym, polegającym na przynoszeniu do muzeów i galerii tematów uznawanych powszechnie za marginalne, jak kultura klubowa, queerowa czy związana z pracą, która jest publicznie zawstydzana. Mówiąc o podejmowaniu działań stojących w kontrze do zaprogramowanej choreografii zachowywania się w muzeum, wspomniał: „Pracuję z takimi formatami, które wszyscy na pewno znamy, ale zastanawiam się, jak one mogłyby funkcjonować, gdyby były wywrócone do góry nogami.”

 

 

Kolejny obszar, w którym przekonania Slavs and Tatars, Grzegorzka oraz Festiwalu są zbieżne, to uważność, by dotrzeć do uczestniczek i uczestników spoza wsobnego kręgu znawców sztuki współczesnej, a także stworzyć atmosferę, w której będą się oni mogli poczuć swobodnie

 

 

Dystans wobec muzealnych procedur wyraża się również w tym, że nic nie jest tu „obiektem” w tradycyjnym rozumieniu, nic nie jest wyłącznie do oglądania z bezpiecznej odległości. Każdego aspektu „Bajury…” można doświadczać, począwszy od picia herbaty, poprzez rozmowę z poetą i taniec podczas koncertu, a skończywszy na użytkowym aspekcie tekturowej scenografii, która podczas kolejnych wieczorów służy jako stoły do robienia pazurków albo stanowisko didżejskie. Ten intencjonalny, kontrolowany przepływ konwencji i sensów, stanowiący ukłon w stronę karnawałowej anty-logiki, nie służy jednak przytłoczeniu odbiorczyń i odbiorców. Budzi raczej czujność i życzliwe zaciekawienie, co zaraz się wydarzy, zarazem nie przekraczając granic, nie odwołując się do skrajnych emocji, nie epatując zbyt mocnymi obrazami. Kolejny obszar, w którym przekonania Slavs and Tatars, Grzegorzka oraz Festiwalu są zbieżne, to uważność, by dotrzeć do uczestniczek i uczestników spoza wsobnego kręgu znawców sztuki współczesnej, a także stworzyć atmosferę, w której będą się oni mogli poczuć swobodnie.

 

 

„Bajura i pióra”, Slavs and Tatars, Festiwal Łódź Wielu Kultur, fot. HaWa

 

 

Nie wszystko, co inkluzywne, musi być zarazem łatwe. Swego rodzaju próbą ognia dla zróżnicowanego festiwalowego tłumu okazała się otwierająca „Bajurę i pióra” immersyjna instalacja Jacqueline Sobiszewski i Lubomira Grzelaka. Dźwiękowo-świetlna praca stworzona specjalnie na potrzeby tego projektu wykorzystywała specyfikę zastanego, postindustrialnego wnętrza do wykreowania atmosfery dezorientacji i niepokoju. Kręcące się pod sufitem przemysłowe wiatraki, wielowarstwowy pejzaż dźwiękowy, gra dymu i świateł w obszernej przestrzeni hali prowokowały gości do poszukiwania centrum akcji i wypatrywania dalszych zdarzeń. Ta gra z oczekiwaniami odbiorczymi może być interpretowana jako element strategii artystycznej Slavs and Tatars, o której Sharifi mówił wcześniej tego dnia: „Najbardziej interesujące doświadczenia duchowe to te, gdy nie wiesz, co się dzieje. Grunt usuwa ci się spod nóg, nie wiesz, czy dźwięk dochodzi stąd, czy stamtąd, czy to, na co spoglądasz, jest prawdziwe czy wymyślone, świeckie czy religijne.” Choć widok drżących zarysów ludzkich sylwetek w rozmiękczonym przez dym świetle miał wysoki współczynnik instagramowalności, całemu przeżyciu bliżej było do długiej medytacji niż do szybkiego „efektu wow”. Nie wszystkim uczestnikom i uczestniczkom udało się sprostać temu wyzwaniu.

 

 

Stanowiąca trzpień twórczości Slavs and Tatars refleksja na temat gościnności zostaje tu (pozornie) przeniesiona na płaszczyznę poza-ludzką, a szara gołębica doskonale pasuje do podniszczonego wnętrza nieczynnej fabryki, gdzie przerywa dobrą zabawę w studiu paznokcia, bo też ma prawo tu być

 

 

Za kolejny czynnik dezorientujący widza uznać można niespodziewane przechodzenie jednych wydarzeń w drugie oraz ich równoległe rozgrywanie się w fabrycznej hali podczas kolejnych wieczorów. Drugi weekend „Bajury i piór” zainicjowany został spiętrzeniem karnawałowej energii pod batutą cukrowej wróżki w sukni z worków na śmieci, czyli Kamila Wesołowskiego, który wraz z przyjaciółkami otworzył na jeden wieczór Kołtunica Nail Salon. Ten przybytek arcysłowiańskiej aktywności, jaką jest zdobienie paznokci, już samą nazwą ewokował coś nieujarzmionego, chaotycznego, siłę nieprzewidywalnej i wielokierunkowej kobiecej energii. Zaproszone przez Kamila artystki tworzyły na dłoniach gości i gościn wydarzenia trójwymiarowe obiekty artystyczne, kampowe palimpsesty złożone z warstw kolorowej folii, brokatu, guzików, monet, piór czy sztucznych włosów. (Mnie przypadła w udziale wertykalna konstrukcja na akrylowym tipsie – złota antena do nieba, z pietyzmem wykonana z koralików na żyłce.) Projektowaniu i realizacji ekscentrycznego manikiuru towarzyszyły sety didżejskie, konferansjerka i występy Wesołowskiego oraz pląsy zgromadzonego tłumu.

 

 

„Bajura i pióra”, Slavs and Tatars, Festiwal Łódź Wielu Kultur, fot. HaWa

 

 

Konwencja ekstrawaganckiej i dość beztroskiej zabawy została nagle przełamana, gdy z odległego końca sali zaczął dobiegać głos jednego z trzydziestu ptaków tworzących zmiennokształtną, wielopostaciową personę Simurga – zmysłowej i afektowanej gołębicy skalnej, w którą w swym performansie wcieliła się Selin Davasse. Pochodząca z Ankary berlińska artystka w autorskim dziele „She-Pigeon” podejmuje wątek kultur nieludzkich (zainicjowany podczas ubiegłorocznej edycji Festiwalu Łódź Wielu Kultur przez Michała Zadarę i Andrzeja Smolika), bezpardonowo przejmując narrację na temat gatunku mieszkańców miasta uznawanego za inwazyjny i brudny. Wyrafinowany literacko i aktorsko, choć naszkicowany mocnym machnięciem skrzydła, kilkunastominutowy monolog sytuuje się gdzieś pomiędzy sztuką współczesną a teatrem czerpiącym z poetyki absurdu i kabaretu. Głosząca słowa: „I’m not a pest. I’m a disruptor” gołębica jest figurą trickstera, wytrącającego widza z kolein myślowych, kwestionującego zastane porządki i zapowiadającego zemstę za krzywdy. Zadaje niewygodne pytania o pozorną przewagę kultury nad naturą w tzw. późnym antropocenie, o wykluczenie i rasizm, uderza w obsesję czystości, która wykracza poza aspekt estetyczny. Balansuje między złością, tęsknotą, radością życia, budzi strach, współczucie, poczucie winy, co chwila zmieniając emocjonalne rejestry, a przy tym jest seksowna i bardzo zabawna, gdy mówi: „My dig… dig… dignity is mine.” Stanowiąca trzpień twórczości Slavs and Tatars refleksja na temat gościnności zostaje tu (pozornie) przeniesiona na płaszczyznę poza-ludzką, a szara gołębica doskonale pasuje do podniszczonego wnętrza nieczynnej fabryki, gdzie przerywa dobrą zabawę w studiu paznokcia, bo też ma prawo tu być.

 

 

„Bajura i pióra”, Slavs and Tatars, Festiwal Łódź Wielu Kultur, fot. HaWa

 

 

Pomimo imprezowego sznytu, setów didżejskich i dymu ambicje „Bajury i piór” wykraczały daleko poza „rave w muzeum”, czego dowodziły wydarzenia niedzielnego popołudnia, zaprojektowane w wyraźnie spokojniejszym rytmie i refleksyjnym tonie. W złote leniwe popołudnie ukraiński poeta, działacz kultury i aktywista Taras Gembik czytał wiersze z niedawno wydanego debiutanckiego tomu „Nieskończone teraz”, podczas gdy na tradycyjnym wełnianym dywanie na podłodze ceremonii parzenia herbaty przewodziła Agnieszka Brzeżańska, artystka od lat związana z tematyką roślin, ziołolecznictwa i rzemiosła. Subtelne, wyrafinowane wiersze mieszkającego od kilkunastu lat w Polsce poety, sięgające do modernistycznych wzorców oraz poezji z czasów oporu wobec władz ZSSR, wydają się osadzone właśnie w „nieskończonym teraz” – nie odwołują się nadmiernie ani do współczesnego sztafażu, ani do języka. Łagodny głos Tarasa kołysał nas wśród ostatnich promieni słońca przenikających dym, nie pozwalał jednak rozpłynąć się w błogości. Przywoływał raz po raz kontekst wojny w Ukrainie, Palestyny, kreował obrazy pełne niepokoju, samotności i smutku, stanowiące świadectwo życia migranta, który mimo fizycznej odległości od ojczyzny, pozostaje w żywej relacji do jej kultury.

 

 

„Bajura i pióra”, Slavs and Tatars, Festiwal Łódź Wielu Kultur, fot. HaWa

 

 

W interesujący dialog z poezją Gembika – pomimo wszelkich różnic związanych z pochodzeniem i społeczno-politycznymi realiami życia – wszedł intymny, solowy performans Djibrila Salla, queerowego artysty, choreografa i autora, wywodzącego się z Senegalu. Obaj twórcy poruszają zagadnienia migracji, wykluczenia, przynależności, podejmując je z perspektywy jednostkowego, osobistego doświadczenia, i sięgając po delikatne środki wyrazu. Ten nieoczywisty, ale mądry gest kuratorski sprawił, że sytuacja zaaranżowana tego popołudnia w Fabryce Biedermanna nie miała stricte eskapistycznej natury, a wspólne picie herbaty z ręcznie wykonanych czarek mogło stać się rodzajem światopoglądowej deklaracji, aktem uważnego, rozumiejącego współ-bycia w świecie, w którym nie brakuje mroku.

 

 

Wraz z uzyskaniem dostępu do większych funduszy i zasobów Slavs and Tatars postanowili przesunąć się w kierunku pozycji kuratorskich i przekierować część uwagi oraz środków do innych osób artystycznych i kuratorskich, które poruszają się w obszarach bliskich ich zainteresowaniom i wrażliwości

 

 

Podczas dyskusji w ramach Centrum Dobrej Rozmowy Kasia Korczak zauważyła, że osiągnięcie pewnego statusu w polu sztuki powinno być dla artystki czy artysty okazją do autorefleksji nad swoją rolą i odpowiedzialnością. Wraz z uzyskaniem dostępu do większych funduszy i zasobów Slavs and Tatars postanowili przesunąć się w kierunku pozycji kuratorskich i przekierować część uwagi oraz środków do innych osób artystycznych i kuratorskich, które poruszają się w obszarach bliskich ich zainteresowaniom i wrażliwości: „Jest dla nas ważne, żeby pokazać artystów, którzy może czują się wykluczeni albo pracują z tematami, które niekoniecznie są dyskutowane na dużą skalę.” Innym wątkiem powracającym w działaniach kolektywu jest zapraszanie do współpracy twórczyń i twórców działających lokalnie w miejscu realizacji danego projektu, a także – w przypadku działań finansowanych z polskich źródeł – rezydujących tutaj na stałe osób z Ukrainy czy Białorusi. Zrealizowana w Łodzi akcja artystyczna cała wydaje się być pochwałą sieciowania – kuratorki i kuratorzy Festiwalu zaprosili Slavs and Tatars, którzy podjęli współpracę z Michałem Grzegorzkiem, który zaprosił Kamila Wesołowskiego, który zaprosił łódzkie artystki i DJ-ki. Można kręcić nosem, że to za dużo pośredników, ale dzięki tej sztafecie do programu Festiwalu i akcji sygnowanej przez uznany kolektyw trafiły osoby, które w przeciwnym razie zapewne się tam nie znalazły. „Bajura i pióra” ma w sobie liczne atuty przedsięwzięcia kontrkulturowego z ducha i organizowanego oddolnie: pluralizm wypowiedzi artystycznych, odwagę, luz, swobodę, nonszalancję, a jednak powstała w obiegu instytucjonalnym. To udana próba kształtowania autentycznego wielogłosu kultur, podjęta w ramach systemu, który narzuca liczne ograniczenia.

 

 

 

__________________

 

Karolina Maciejewska – kulturoznawczyni, autorka tekstów poświęconych sztuce, fotografii, filmowi i dizajnowi. Zajmuje się tworzeniem i redagowaniem treści, PR i komunikacją, a także koordynacją projektów dotacyjnych. W przeszłości związana m.in. z Centralnym Muzeum Włókiennictwa, Wojewódzkim Urzędem Ochrony Zabytków w Łodzi i Narodowym Centrum Kultury, gdzie współtworzyła i koordynowała program dotacyjny MKiDN Kultura Dostępna.

 

__________________

 

 

„Bajura i pióra”, Slavs and Tatars, Festiwal Łódź Wielu Kultur, fot. HaWa

 

 

 

Patronite