Słynna, łacińska sentencja „repetitio est mater studiorum” mówi o tym, że powtarzanie jest matką wiedzy, a więc również zrozumienia. To najważniejszy powód, dla którego nauczyciele zadają dzieciom pracę domową. Jakiej lekcji udzielają nam twórcy projektu „Repeat after me II”? Co jest nam wkładane do głowy? Bierzemy udział w zajęciach z muzyki, z historii, w ćwiczeniach z empatii, a może w czymś zupełnie innym?
Wystawa „Repeat after Me II” to audiowizualna instalacja wideo stworzona przez ukraiński kolektyw Open Group, prezentowana pierwotnie w Pawilonie Polskim podczas 60. Międzynarodowej Wystawy Sztuki – La Biennale di Venezia, gdzie odwiedziło ją prawie 400 tysięcy osób z całego świata. Do 4 kwietnia 2025 roku, projekt można było oglądać w Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie. Projekt „Repeat after Me II” jest kontynuacją wcześniejszych działań Open Group i koncentruje się na doświadczeniu wojny widzianej oczami ukraińskich cywilów. Praca kolektywu stanowi zbiorowy portret świadków trwającej wojny w Ukrainie, ukazując ich indywidualne doświadczenia poprzez oryginalną formę artystyczną. Na instalację składają się dwa filmy wideo zrealizowane w latach 2022 i 2024. Pierwszy film został nakręcony w 2022 roku w obozie dla wewnętrznie przesiedlonych osób pod Lwowem, gdzie bohaterowie opowiadali o swoich świeżych doświadczeniach wojennych. Drugi film z 2024 roku powstał poza granicami Ukrainy, w miejscach bezpiecznego schronienia, takich jak Wrocław, Wiedeń, Berlin, Wilno, Tullamore koło Dublina i Nowy Jork.
Bohaterami filmów są cywilni uchodźcy wojenni, którzy opowiadają o swoich przeżyciach, naśladując dźwięki zapamiętanej broni, a następnie zapraszają publiczność do ich powtórzenia (tytułowe Repeat after me). Uchodźcy, korzystając z onomatopei, naśladują odgłosy eksplozji, strzałów i innych dźwięków związanych z wojną. Artyści wykorzystują formułę karaoke, jednak zamiast znanych melodii, akompaniament stanowią odgłosy wystrzałów, kanonad, wycia i eksplozji, a poprzedzające je teksty (będące jakby formą teoretycznego wprowadzenia) to opisy śmiercionośnej broni, zaczerpnięte z materiałów instruktażowych, dystrybuowanych przez ukraińską obronę cywilną. W ten sposób widzowie mogą nauczyć się języka doświadczeń świadków wojny lub wycofać się do bezpiecznej przestrzeni galerii, zaprojektowanej na wzór baru karaoke – przed ekranami stoją mikrofony, po bokach sali stoją stoliki z wodą mineralną.
Poprzez dokumentalną formę, interaktywne i angażujące metody przekazu oraz podejmowany w pracy temat, oglądający mają lepiej zrozumieć traumę i osobność doświadczenia, z jakimi borykają się osoby dotknięte wojną. Wystawa ma zbliżać odbiorców do realiów życia w strefach konfliktu oraz - dzięki możliwości utożsamienia poprzez powtórzenie - zwiększyć empatię wobec ofiar. W obliczu globalnych kryzysów, nierówności społecznych i przyspieszonej cyfryzacji, artyści coraz częściej sięgają po strategie, które mają poruszyć odbiorcę i skłonić go do refleksji nad kondycją współczesnego świata. To właśnie bezpośrednie doświadczenie może stać się początkiem głębszej refleksji, uświadamiając widzowi jego własne uprzedzenia, stereotypy czy brak wrażliwości. W kontekście „Repeat after me II” być może warto zastanowić się czy wojenne karaoke to jednak nie ponura i dość minorowa parodia, umniejszająca z jednej strony dramat ofiar, z drugiej – czyniąca widza zakładnikiem tematu? Wyczuwam (być może błędnie) w tej sytuacji pewną, niebezpieczną opresję, której trudno się nie poddać, ale której jeszcze trudniej się przeciwstawić – mimo wszystko spróbuję w dalszej części tekstu.
W krajowym odbiorze nie bez znaczenia miał z pewnością fakt politycznego kontekstu, w którym doszło do wyboru tej pracy do reprezentowania Polski na weneckim Biennale i nie chodzi tylko o to, że Polska od 2022 roku stała się krajem przyfrontowym i że wsparcie Ukrainy w każdej możliwej formie (również symbolicznej, poprzez sztukę czy wybory kuratorskie lub ministerialne) jest „naszą racją stanu”
Wystawa „Repeat after me II” spotkała się z szerokim uznaniem zarówno wśród międzynarodowej publiczności, jak i krytyków sztuki. Kuratorka wystawy, Marta Czyż, podkreśliła pozytywne reakcje odbiorców, stwierdzając w jednej z rozmów: „Jestem bardzo zaskoczona tak dobrym odbiorem pracy. W moim subiektywnym odczuciu była to najlepsza propozycja i jestem dumna z artystów oraz ich dzieła. Za takimi odczuciami często nie idą wzmianki od osób odwiedzających, krytyków i kuratorów. Tym razem okazało się, że Polski Pawilon został zauważony przez właściwie wszystkich. Artykuły o instalacji pojawiły się w większości opiniotwórczych mediów. Praca została doceniona przez szeroką publiczność oraz osoby z branży, które piszą do nas z gratulacjami. To jest bardzo miłe”. W krajowym odbiorze nie bez znaczenia miał z pewnością fakt politycznego kontekstu, w którym doszło do wyboru tej pracy do reprezentowania Polski na weneckim Biennale i nie chodzi tylko o to, że Polska od 2022 roku stała się krajem przyfrontowym i że wsparcie Ukrainy w każdej możliwej formie (również symbolicznej, poprzez sztukę czy wybory kuratorskie lub ministerialne) jest „naszą racją stanu”. Wybór projektu nastąpił w momencie zmiany rządu w Polsce – po latach rządów PiS, nowa koalicja (KO, Polska 2050, Lewica) objęła władzę pod koniec 2023 roku. Zastąpienie wytypowanego przez odchodzącego, mocno konserwatywnego ministra kultury Piotra Glińskiego projektu Ignacego Czwartosa, „Polskie ćwiczenia z tragiczności świata. Między Niemcami a Rosją”, kuratorowanego przez Dariusza Karłowicza i Piotra Bernatowicza, miało być jasnym sygnałem nowej administracji, że nadchodzą czasy oświeconej otwartości, tolerancyjności i wrażliwości na kwestie społeczne i humanistyczne – na pohybel topornie patriotycznej i ultrakonserwatywnej polityce historycznej i kulturalnej rządów Zjednoczonej Prawicy, która przez osiem lat swoich rządów zwalczała środowiska artystyczne, przejmowała instytucje, kreowała własne narracje – na użytek bieżącej walki politycznej. Odwołany w 2024 roku ze stanowiska dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, Piotr Bernatowicz promował artystów i projekty, które otwarcie sprzeciwiały się dotychczasowemu kursowi polskich instytucji sztuki oraz wpisywały się w prawicową narrację, zakrawając niejednokrotnie o demagogię i propagandę – jak w przypadku ekspozycji na fasadzie Zamku wielkoformatowego plakatu Wojciecha Korkucia, przedstawiającego Donalda Tuska i Władimira Putina na tle czaszki, nawiązujący do katastrofy smoleńskiej z 2010 roku. Ta prowokacja uczyniła z Bernatowicza symbol dyrektora skrajnie zideologizowanego, hołdującego mianującym go partyjnym zwierzchnikom. Odsunięcie PiS od władzy w 2023 roku miało ostatecznie zakończyć tego typu praktyki na rzecz otwartości, dialogu i autonomiczności kultury.
I już w tym inicjalnym momencie nasuwa się pierwsza wątpliwość, związana z „Repeat after me II”. Czy w tym kontekście ten pozornie piękny, szlachetny solidarnościowy gest wyboru ukraińskiego kolektywu nie był w gruncie rzeczy gestem o charakterze performatywnym, instrumentalizującym i wykorzystującym opowieść złożonej z ukraińskich osób aktywistyczno-artystycznych z kolektywu Open Group o jak najbardziej prawdziwej i jak najbardziej brutalnej wojnie do skarlałej, małej i dość żałosnej wojenki polsko-polskiej? I nawet jeśli jest to sytuacja typu win-win, czyli taka, w której obie strony, czyli i rządząca partia i zaangażowani artyści są beneficjentami sytuacji, a robi się przy tym również dobrze ważnej sprawie społecznej, to jednak pozwolę sobie pozostać na swoim, głęboko wdrukowanym w moją tożsamość, stanowisku ograniczonego zaufania do władzy, każdej władzy. Dlatego zalecałabym ostrożne dawkowanie entuzjazmu co do wszystkich mniej lub bardziej upolitycznionych wyborów – również tych, dotyczących sztuki. Co więcej, jeśli pominąć diametralnie różne strategie wizualne i narracyjne obu weneckich propozycji i podejść do nich esencjonalnie, to czy nie mówią one w sumie o czymś podobnym – przemocy, traumie, narodowej martyrologii? W tekście towarzyszącym „Repeat after me II” czytamy, że projekt ma przedstawiać uniwersalne doświadczenie traumy wojny i uchodźstwa, ale czy faktycznie tak robi? Doskonale znamy z historii przypadki (żeby daleko nie szukać - weźmy chociażby Polskę czy Izrael), w których opowieść o tragicznych losach jednego narodu doprowadziła po latach do eskalacji narracji skrajnie prawicowych, jeśli nie nacjonalistycznych. Warto byłoby wyciągnąć wnioski z tych lekcji historii.
Ten koncept i nowatorska próba ujęcia i przedstawienia tematu są bez wątpienia ciekawe, oryginalne i dobre. Problem leży jednak w sednie, w corze tego pomysłu, czyli w tytułowej zachęcie do powtarzania
Wątpliwości jest niestety więcej. Z projektem „Repeat after me II” mam bowiem taki problem jak Gałkiewicz ze Słowackim na lekcji profesora Bladaczki. Jak wszyscy doskonale z „Ferdydurke” pamiętamy, nauczyciel próbował narzucić uczniom określony sposób interpretacji poezji, wymuszając na nich zachwyt nad utworem, niezależnie od ich rzeczywistych odczuć. Zamiast naprawdę poszerzać wiedzę młodzieży, belfer zmuszał uczniów do powtarzania utartych frazesów. Procesowi kultowemu już, gombrowiczowskiemu upupiania przeciwstawił się Gałkiewicz, wypowiadając słynne „Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?”. No więc włożę na siebie płaszcz Gałkiewicza i strawestuję jego słowa: „Boże, ratuj, jak to mnie porusza, kiedy mnie nie porusza?”. Bezsprzecznie, sam filmowy zapis, nagrania świadków, imitujących odgłosy wojny ma dużą wartość – zarówno społeczną, jak i artystyczną. Bohaterowie filmu reprezentują różne pokolenia, różne grupy społeczne, pochodzą z różnych rejonów Ukrainy, przebywają w różnych krajach, mają różne doświadczenia z różnymi rodzajami wojskowej maszynerii, której dźwięki naśladują, tworząc zupełnie uniwersalny, pozornie zrozumiały dla wszystkich język. Ten koncept i nowatorska próba ujęcia i przedstawienia tematu są bez wątpienia ciekawe, oryginalne i dobre. Problem leży jednak w sednie, w corze tego pomysłu, czyli w tytułowej zachęcie do powtarzania. W bezpiecznej przestrzeni galerii podjęta w ten sposób próba włączenia widza do współodczuwania, współdoświadczenia nie ma prawa się powieść, a jeśli już to będzie to utożsamienie pozorne, fałszywe. O roli perspektywy i znaczeniu dystansu i niemożności ich przezwyciężenia w żadnej dziedzinie życia czy sztuki, pisała palestyńska pisarka, Adania Shibli w powieści „Drobny szczegół”, dowodząc tym samym z brutalną przenikliwością bezsilności wszelkich prób zapośredniczenia doświadczenia traumatycznego:
"(...) przed świtem budzi mnie odgłos potężnego wybuchu, po paru chwilach słychać kolejny, i jeszcze jeden, i jeszcze następny. To nie sen. Wsłuchuję się w odgłosy eksplozji i według ich natężenia oceniam, jak daleko stąd trwa ostrzał. Daleko. Za murem. To Gaza, może Rafah. Kiedy jest się daleko od ostrzeliwanego miejsca, odgłos wybuchu bardzo się różni od słyszanego z bliska. Nie jest to przeraźliwy huk, nie budzi strachu, jest głęboki i ciężki, jakby ktoś uderzał powoli w ogromny bęben. Eksplozje nie wstrząsają chatką, w której się znajduję, mimo że jest lekka i zrobiona z drewna, nie wybijają szyb, choć okna są zamknięte. Kiedy wstaję i je otwieram, do pokoju nie wdziera się gęsty, ostry pył, lecz wpada świeże, łagodne powietrze świtu. Gdy tak czujnie nasłuchuję kolejnych eksplozji, ogarnia mnie niejasne uczucie bliskości z Gazą, a potem chęć by usłyszeć ten ostrzał z bliska, poczuć drobiny pyłu z domów, które rozpadają się pod pociskami i bombami. Ponieważ pył tu nie dolatuje, czuję, jak bardzo jestem daleko od wszystkiego, co mi znajome, i jak niemożliwy będzie powrót".
I tu dochodzimy do kolejnego problemu, jaki nastręcza mi „Repeat after me II”. Ta wystawa, być może zupełnie nieintencjonalnie, oswaja widza z wojną, z jej konkretnością, materialnością, realnością, pewną nawet oczywistością
Przytoczony cytat dobrze dialoguje z wystawą, ponieważ odwzorowuje on również sferę doświadczenia słuchowego, audialnego – dokładnie tak jak w omawianej pracy Open Group. Shibli zdaje się jednak dostrzegać coś więcej – zupełnie pozaracjonalne niebezpieczeństwo chęci realnego uczestnictwa w wydarzeniach, poza bezpiecznym dystansem. I tu dochodzimy do kolejnego problemu, jaki nastręcza mi „Repeat after me II”. Ta wystawa, być może zupełnie nieintencjonalnie, oswaja widza z wojną, z jej konkretnością, materialnością, realnością, pewną nawet oczywistością. Wojna nie tyle powszednieje, co się normalizuje – dotyka takich samych osób jak my czy nasi bliscy, ale też ma swoje zasady, normy, instrukcje (z których twórcy czerpią przecież inspiracje). I tu ponownie docieramy do sfery społecznej, która przesiąknięta jest od niedawna na wskroś narracją konfliktu, wojny, zagrożenia, co staje się przedmiotem zarówno tej globalnej, jak i lokalnej rozgrywki politycznej. Achille Mbembe, kameruński filozof, historyk i teoretyk polityki, autor m.in. wydanego w Polsce w 2024 roku nakładaem wydawnictwa Karakter książki eseistycznej „Brutalizm”, będącej przenikliwą i nowatorską diagnozą współczesności pisze: „Do pewnego stopnia brutalizm jest sposobem, w jaki upojenie władzą wprowadza grozę i ekstremalne sytuacje w szczeliny codziennego życia, a zwłaszcza przenosi je na ciała i nerwy tych, których brutalnie traktuje (…). Wstręt do zabijania i zakaz mordowania podlegają dzisiaj erozji. Piętnowane wcześniej instynkty zostały uwolnione. Zachowania wojenne są wysoko oceniane jako takie i przenoszą się do sfery cywilnej (…) Wojna zasadniczo jest przedstawiana nie tylko jako przejaw samego życia, lecz także jako najwyższy wymiar ludzkiej egzystencji. Twierdzi się, że w jej niszczycielskiej sile można znaleźć prawdę o życiu. Destrukcja objawia ostateczną prawdę o życiu, ujawnia główne źródło energii, które jest zarazem niewyczerpane i niepohamowane”. Pewnie bardzo naiwnie, ale chciałabym, aby sztuka dawała temu odpór. Być może sukces „Repeat after me II” leży właśnie w tym, że doskonale rezonuje z nastrojami współczesności, nawet odrobinę zbyt doskonale? Wolałabym bowiem, żeby sztuka pozostawała w awangardzie zmian świata (jeśli już ma takie ambicje) na lepsze, a nie na gorsze. Nie do końca przekonuje mnie narracja o tym, że w tym konkretnym kontekście politycznym, w którym retoryki wojennej mamy aż nadto, a zarządzanie strachem stało się głównym orężem walki o władzę, sztuka może być przestrogą czy że ma uwrażliwiać. Nie wiem jak w Wenecji, ale w Warszawie publiczność, kiedy odwiedzałam wystawę, a była ona dość liczna, bo był czwartek, kiedy wstęp do Zachęty jest darmowy, milczała. Myślę, że ludzkość jako taka jednak nie chce powtarzać odgłosów wojny i póki będzie to możliwe, stawiać będzie opór.
We wstępie zadałam pytanie o to, jaką lekcję odrabiamy uczestnicząc w wystawie. Każdy wyciągnie z niej pewnie własne wnioski, wyniesie swoje emocje, przemyślenia i jak każde wartościowe działanie artystyczne – również wątpliwości. Mi ta wystawa dała bardzo wiele. Zrozumiałam jak bardzo nie chcę wojny i jak bardzo – mimo (a może dzięki) pełnej solidarności z umęczonym, ale dzielnym i wytrwałym narodem ukraińskim, mnie ona przeraża – nawet w tej zapośredniczonej w przestrzeni galeryjnej formie.
Powtarzajcie za mną – „Nigdy więcej wojny”.
____________
Natalia Królikowska – łodzianka, dra nauk humanistycznych w dziedzinie literaturoznawstwa, producentka wydarzeń kulturalnych, aktywistka literacka, zawodowo związana z Domem Literatury w Łodzi
____________
____________