Konsekwentnie tworzysz obrazy olejne i bardzo szybko osiągnęłaś na tym polu znaczące sukcesy. Jak to się stało, że wybrałaś akurat to medium?

Myślę, że był to intuicyjny wybór, farby olejne dają największe pole do działania. Akryl zawsze kojarzył mi się z farbami plakatowymi, może przez matowe, przygaszone kolory. Oleje są żywe tak samo, jak moje obrazy. 

 

Podczas studiów uczestniczyłaś w zajęciach z literatury. Czy możesz trochę o tym powiedzieć? Mam wrażenie, że Twoje obrazy mogłyby być książkami – są jak emocjonalne komentarze, sprawozdania z okrucieństwa, świadectwa, niepokojące historie osadzone gdzieś w zakamarkach swojskiej rzeczywistości...

Literatura jest moją drugą pasją. Aneks dyplomu z Malarstwa robiłam właśnie w Pracowni Interpretacji Literatury. Znalazło to odzwierciedlenie w pisemnej części pracy magisterskiej, która stała się zalążkiem nowej drogi. Konsekwencją tego była spontaniczna decyzja o podjęciu studiów na Uniwersytecie Śląskim na kierunku Sztuka Pisania, by rozwinąć ten wątek. Moje podejście do malarstwa odbija się w podejściu do literatury. 

 

Wiążesz swoją przyszłość z literaturą?

Marzy mi się napisanie tylko jednej książki w życiu, niekoniecznie jej wydanie. Może to być dziwne, bo autorzy dążą za wszelką cenę do publikacji swych dzieł...

 

Patrząc na Twoje obrazy można odnieść wrażenie obcowania z opowieścią. Potęgują to ich tytuły, wskazujące na temat np. "Marionetka świata innych" czy "Błędne koło gównoprawdy".

Co do tytułów obrazów, powstają one tak samo intuicyjnie, jak dzieła i mają taką samą rangę ważności, jak proces twórzczy czy temat. Tworzą spójną całość, wskazują kierunek interpretacji dla odbiorcy. Gdybym namalowała las i zatytułowała go „Las”...wydaje mi się głupie nazywanie w sposób oczywisty tego, co jest widoczne na pierwszy rzut oka.

obraz z dwoma delfinami 

       Zawsze zakładałam, że mam tyle swoich doświadczeń życiowych do tworzenia historii malarskich, że nie czułam po prostu potrzeby do sięgania po katalogi i wyszukiwania w nich inspiracji.

 

Jesteś często przyrównywana do artystów z kręgu Neue Wilde czy polskich neoekspresjonistów przełomu lat 70 i 80. Niektórzy chcą nazywać Twóje płótna współczesnym surrealizmem. Jak się do tego odnosisz? Czy chcesz do czegokolwiek formalnie nawiązywać?

Śmieszne jest to, że nigdy nie interesowała mnie historia sztuki. W trakcie studiów moim problemem było zdobywanie pieniędzy na materiały i farby. Nawet w 2015 roku, gdy wygrałam Bielską Jesień, nie miałam pojęcia o istnieniu tej grupy czy o polskich neoekspresjonistach. Zawsze zakładałam, że mam tyle swoich doświadczeń życiowych do tworzenia historii malarskich, że nie czułam po prostu potrzeby do sięgania po katalogi i wyszukiwania w nich inspiracji. Rolą krytyków jest szufladkowanie, nie mam wpływu na to, jak moja sztuka jest interpretowana w kontekście historii sztuki.

 

Nie sposób jednak nie zauważyć ekspresji, która w Twoim malarstwie zdecydowanie dominuje nad precyzją i cyzelowaniem detali. Jak wygląda Twój proces twórczy? 

Proces twórczy jest żywą tkanką, budowaną w trakcie i na bieżąco. Nie maluję codziennie, nie traktuję systematyczności w pracy jako klucza do udanych obrazów. Pracuję wtedy, gdy mam coś do powiedzenia, falami. Gdy coś mnie poruszy, zdenerwuję, gdy mam flow malarski. Nic na siłę. Nie skupiam się na wyrobieniu godzin spędzonych w pracowni czy na dużej liczbie obrazów. 

kolorowy obraz,ręka wystająca z telewizora,człowiek, jakiś szatan


Czy bliżej Ci do automatyzmu czerpiącego z tego, co nie do końca uświadomione, czy raczej kierujesz się świadomością i rzeczywistymi przeżyciami?

Życie jest niekończącą się inspiracją tak, jak przeszłość, o której nie da się zapomnieć. Malarstwo olejne pozwala mi w szybki sposób nadążyć za myślami kłębiącymi się w głowie, co przy akrylach byłoby niemożliwe ze względu na szybki czas schnięcia. Pracuję do momentu skończenia obrazu, choćby miało to trwać kilkanaście godzin, gdyż w kolejnym dniu mogę nie czuć tego samego. Moje obrazy, choć emcjonalne, są różne: od malowanych w dużym skupieniu po takie, gdzie ekrepresja rozsadza podobrazie.

 

A jaką rolę pełni w nich kolor?

Mieszam je intuicyjnie, choć w mej palecie dominują trupie, blade kolory. Dobór kolorów wynika z nastroju czy emocji, które odczuwam w trakcie tworzenia. Czasem są blade, czasem żywe – gdy maluję ironiczne obrazy. Wszystko zależy od uczuć.

wszechswiat mego serca, czerwone serce na czarnym tle 

Gdybym wszystko brała do siebie, mogłabym zwariować. Ludzie produkują więcej złych rzeczy, przerażających i tak ludzkich.


Te wyraziste, kreskówkowe wręcz, kolory często kryją tematy poważne, trudne i na pewno nie zabawne. Cielesność, przemoc, cierpienie wyrządzane przez człowieka drugiemu człowiekowi i zwierzętom. Trochę jakby wejść do gabinetu krzywych luster, a potem zorientować się z przerażeniem, że więcej w tych odbiciach prawdy niż śmiechu...

Nabawiłam się czarnego humoru. Część tematów maluję ironicznie, ponieważ są tak straszne dla mnie, że nie potrafię inaczej o nich opowiadać i się z nimi uporać. Gdybym wszystko brała do siebie, mogłabym zwariować. Ludzie produkują więcej złych rzeczy, przerażających i tak ludzkich. W części tych działań, np. znęcianiu się nad zwierzętami, nie widzę żadnego sensu. Nie potrafię tego pojąć, mimo że przepracowałam ten temat na dziesiątkach płócień. Pomysłowość ludzka nie zna granic w wymyślaniu nowych sposobów na zadwanie bólu psychicznego czy fizycznego.

 

Opowiesz coś o swoich królikach? Dlaczego właśnie te zwierzęta, obok kur i kotów, tak często pojawiają się na Twoich obrazach?

Jasne! Od dziecka sporo przebywałam w otoczeniu zwierząt. Zwierzętami, które traktowały mnie jak członka stada, były kury. Były oswojone i często opiekowałam się porzuconymi przez kwoki kurczętami. Nawiązywałam z nimi niesamowite więzi. Kury są szalenie inteligentne, mogłam nosić je na rękach i do woli głaskać, a koguty nie zrobiły mi nigdy krzywdy. Gdy wyprowadziłam się z domu odczuwałam pustkę, brakowało mi tego zrozumienia z naturą. W 2011 roku adoptowałam pierwszego Człowieka – Filipa ze Stowarzyszenia Pomocy Królikom, największej fundacji tego typu w Polsce. Filip okazał się Człowiekiem jednym na milion, stał się moim punktem odniesienia. Króliki cierpią w milczeniu, umierają w ciszy, nie wydają żadnego dźwięku poza piskiem porównywalnym do płaczu dziecka, w chwili świadomości gdy umierają. Ten dźwięk odcisnął na mnie niezatarte piętno, gdyż pomimo pomocy weterynarza, Filip umierał mi na rękach w domu. To jest trauma, którą z trudem przetrwałam. Psy, koty a nawet konie wzbudzają litość u ludzi, natomiast małe ssaki: króliki, świnki morskie, chomiki, myszy są często pomijane, bo krótko żyją, bo są tanie... To też typowe dla akwarystyki: ryby, krewetki, popularne „kubeczkowe” bojowniki są poza strefą współczucia, bo „to tylko rybka”. 

obraz z człowiekiem, który zabił królika 

    Ostatnio taką bidą był 9 letni królik z Ustki: Pikuś. Z przyjaciółką przejechałyśmy 1300 km samochodem, by ratować staruszka.

 

Mówisz o króliku Człowiek? 

Króliki zdominowały moje życie, są dla mnie Rodziną. To prawdziwa miłość, często zbyt bolesna, gdy tak szybko odchodzą. Staram się pomagać bezdomnym królikom przez wolontariat: byłam domem tymczasowym, transportowałam króliki do domów, często sama przejmowałam zwierzęta z olxa. Takich historii jest mnóstwo. Ostatnio taką bidą był 9 letni królik z Ustki: Pikuś. Z przyjaciółką przejechałyśmy 1300 km samochodem, by ratować staruszka. Wyznaję zasadę, że moim obowiązkiem jest pomaganie zwierzakom, na ile mogę. Trzeba schować swoje ego na rzecz zwierzaków, ważniejszych od nas samych. Schować swe egoistyczne odczuwanie bólu po kolejnej stracie i dawać z siebie wszystko. Nie odczuwam euforii z powodu tych działań, tylko ból, że nie mogę robić więcej. Trudno to wytłumaczyć, zwłaszcza ludziom, którzy w króliczku widzą zabawkę czy pasztet. Oprócz tego, w ostatnich miesiącach udało mi się uratować kilkadziesiat bojowników, które miała spotkać śmierć. Niektóre były chore i nie udało mi się ich wyleczyć, ale 80 % znalazało nowe domy w godnych warunkach. W pracowni malarskiej w kulminacyjnym momencie miałam 5 akwarii na podłogach czy stołkach, byle uratować jak najwięcej bojowników. Ludzie nie rozumieją prostej kwestii odpowiedzialności.

 

___________________________________  

 

Martyna Czech - urodzona w 1990 roku w Tarnowie,  jest absolwentką malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach (pracownia prof. Andrzeja Tobisa). Dyplom obroniony z wyróżnieniem w 2017 r. W 2015 r. była laureatką Grand Prix - Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego 42 Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” w Bielsku-Białej, w 2017 r. Laureatką Talentów Trójki 2017, w 2019 roku była nominowana do nagrody Paszporty Polityki. W swojej pracy zajmuje się krytyką świata ludzkiego w oparciu o własne doświadczenia. W wielu pracach porusza temat cierpienia zwierząt. Jest bystrym obserwatorem relacji między światem zwierząt i ludzi. Interesują ją sytuacje, w których zderzenie tych dwóch światów powoduje ból i cierpienie.

 

___________________________________  

 

Miłość w czasach zarazy"
2020

Igraszka"
2011

Cichaczem"
2016

Wszechświat mego serca"
2020

I nawet jak cię nie ma, chcę do ciebie"
2020

Patronite