Jakiś czas temu na zdjęciach ze slumsu Mahare w Nairobi zauważyłam dzieci w bardzo zniszczonych swetrach będących ich mundurkami szkolnymi. Wtedy też zaproponowałam Fundacji Razem Pamoja, że pojadę do Kenii, by zreperować te dziurawe ubrania. Tak też się stało.
Dziurawe ubrania zwróciły moją uwagę nie dlatego, że powiązałam je z biedą – dziurawe ubrania są dla mnie piękne, noszą ślady życia, użytkowania, mają zapisaną historię a potraktowanie ich z sercem w procesie naprawiania czyni z nich jeszcze piękniejsze obiekty. W Europie ludzie zwykle nie noszą ubrań, aż się przetrą. Minął już czas łatania i zszywania – przyszedł czas wyrzucania i konsumpcji. Jeśli jednak mam okazję obejrzeć z bliska albo dotknąć rzeczy zacerowanej, wzrusza mnie gest, jaki ktoś wykonał w stronę tej rzeczy. Ponad sto lat temu Henry David Thoreau napisał:
Nigdy nie ceniłem nikogo niżej za połataną odzież. Jestem wszelako pewien, że na ogół ludzie bardziej usilnie pragną mieć modne albo przynajmniej czyste i nie łatane ubranie aniżeli czyste sumienie. (…) Czasami chcąc poznać postawę swoich znajomych, zadaję im następujące pytanie: Kto z was mógłby chodzić z łatą albo chociaż z dwoma dodatkowymi szwami nad kolanem? Większość zagadniętych reaguje w taki sposób, jakby to mogło zrujnować ich perspektywy życiowe. Łatwiej zdecydowaliby się pokuśtykać do miasta ze złamaną nogą niż w rozerwanych spodniach. [1]
W myśleniu o ekonomii przyszłości odchodzi się od tej nastawionej na wzrost na rzecz równej dystrybucji już wytworzonych dóbr.
Dotychczas reperowałam ubrania w widoczny sposób – miało to symboliczne znaczenie, było naprawieniem krzywdy. Koszulkę mojego przyjaciela zacerowałam na przykład krwawymi strupkami, mocno widocznymi, ale pięknymi zarazem.
Mamy w Europie coraz większą świadomość ekologiczną w kwestii ponownego używania przedmiotów i ubrań, nie jest to jednak jeszcze zjawisko powszechne.
W lipcu 2017 roku w Kenii, w Matahre zebraliśmy z Justusem Omondi swetry dwudziestu jeden uczniów z dwóch szkół. W zamian uczniowie dostali nowe, zakupione przez Fundację Razem Pamoja.

Uczniowie szkoły Macco w nowych swetrach
Zebrane swetry zostały wyprane i przystąpiłam do ich naprawiania – wypełniałam ogromne dziury czerwonym kaszmirem. Pomagały mi kobiety ze Spółdzielni Cooperative Ushirika: Diana Adhiambo, Mary Mueni, Philo Aluo, Ann Mwikali, Winnie Muanie, Elisabeth Otunga i Margaret Kadeny. Do reperowania używałyśmy japońskiego stylu boro. Ten bardzo konkretny gest może być również odczytywany w sposób bardziej symboliczny: nie tylko łatałyśmy dziury w swetrach, lecz także pęknięcia w życiorysach kobiet pracujących przy reperacji. Dzięki tej pracy zdobyły nowe umiejętności oraz otrzymały wynagrodzenie.
Swetry były przez nas przerabiane tak, aby mogły je założyć dorosłe osoby. Chodziło o danie im nowego życia, by osoba, która je będzie nosić, mogła przekazać światu komunikat o pięknie używanych rzeczy, tym samym manifestując dbałość o planetę oraz szacunek do pracy ludzkich rąk. Kilka swetrów z tej serii jest obecnie prezentowanych na XVI Międzynarodowym Triennale Tkaniny w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi.

Diana Adhiambo reperuje sweter używając stylu boro i czerwonego kaszmiru
Kwestia nadawania kolejnych żyć odzieży i innym przedmiotom jest obecnie paląca. Chciałabym, aby ten projekt przyczynił się do podjęcia dyskusji na temat światowego handlu używanymi ubraniami i jego wpływu na ludzi mieszkających zarówno na globalnej północy, jak i w Afryce. W myśleniu o ekonomii przyszłości odchodzi się od tej nastawionej na wzrost na rzecz równej dystrybucji już wytworzonych dóbr. Niektórzy już sobie uświadomili, że musi nastąpić zmiana, że nie możemy żyć kosztem przyszłych pokoleń. Powstaje coraz więcej oddolnych ruchów promujących alternatywne ekologiczne modele ekonomiczne. W tym właśnie kontekście lokuje moje działanie „Meding cracks”.

Prawie gotowy sweter, foto Beata Długosz
W 2017 roku w Nairobi wspólnie z kobietami (Afrykankami) naprawiałam używane, zniszczone ubrania należące do Afrykańczyków; w zeszłym roku planowałam zbadać potencjał innej sytuacji – skupić się na reperowaniu ubrań z zachodniego świata. Ubrań, które uznaliśmy już za niepotrzebne, a które dostarczane (sprzedawane) są przez organizacje charytatywne na lokalne rynki w całej Afryce. Niektórzy bywają wzburzeni, że ubrania nie są rozdawane za darmo, jednak, jak pokazało doświadczenie, dawanie nie jest dobrą formą pomocy. Utowarowienie używanych ubrań napędza gospodarkę tamtejszego regionu.
Badania wykazały, że w samej Kenii handel pochodzącymi z Europy i Ameryki Północnej używanymi ubraniami zapewnia ponad pięć milionów miejsc pracy (stałych i dorywczych). Rządy sąsiadującej z Kenią Rwandy i Zimbabwe zakazały importu używanych ubrań, argumentując, że uwłacza to godności ich mieszkańców.
Decyzja ta spotkała się z dużym niezadowoleniem społecznym, ponieważ pozbawiła pracy, a więc i dochodu, wiele tysięcy osób. [2]. Warto też mieć świadomość, że oba te kraje nie mają zaplecza technicznego (fabryk) ani wykwalifikowanych pracowników do szycia odzieży, w związku z tym „dziura” powstała w ten sposób została załatana tanimi ubraniami z Chin. Czy to naprawdę dobry kierunek? Czy mamy nadal produkować niskiej jakości ubrania i przyczyniać się do ciągłego wzrostu emisji gazów cieplarnianych i eksploatacji surowców?
Kraje rozwijające się potrzebują nowych miejsc pracy, czemu zatem nie oprzeć ekonomii przyszłości na reperowaniu?
Chciałam zbadać, czy coś, co w Europie jest przejawem odpowiedzialności (odzyskiwanie ubrań, przedmiotów, zakupy w secondhandach), również dla Afryki może mieć pozytywną wartość? Czy globalne południe może przyjąć od nas odzież w imię światowej stabilności ekologicznej i ekonomicznej? Czy może nam pomóc przywrócić tym ubraniom życie? Czy gest białego człowieka, który oddaje Afrykańczykom używane ubrania, jest jednak postrzegany jako kontynuacja dominacji i przypomnienie smutnego faktu, że za czasów niewolnictwa w Ameryce Północnej funkcjonowały zakazy i nakazy dotyczące materiałów, jakie mogą używać niewolnicy do szycia swoich ubrań? [3]. Czy zatem jest szansa na połączenie sił Południa i Północy, by budować wspólną ekonomię nieopartą na wyzysku? Czy możemy w pozytywny sposób spojrzeć na wysyłanie używanych ubrań do krajów rozwijających się?
Wizja, którą tu kreślę, była śmiałą próbą podjętą w obszarze sztuki, by odczarować wstydliwy fakt wysłania do Afryki używanych ubrań (nie śmieci).
Planowałam ponownie polecieć do Nairobi i wraz z lokalnym krawcem zrobić rozeznanie wśród społeczności zajmujących się handlem używanymi ubraniami z Zachodu. Zobaczyć, jak pracują, co robią, czy przerabiają te ciuchy, czy je tylko dopasowują, czy możliwa jest współpraca z nimi. Chciałam zobaczyć, czy dokonujący się w Afryce upcycking ubrań z Europy (dający miejsca pracy oraz niemarnujący już raz zużytej na produkcję bawełny energii oraz wody), może być jednym z rozwiązań dla przyszłego zrównoważonego rozwoju świata? Czy może on być nazwany formą ekonomii postwzrostu? Jak do całej sprawy odnoszą się Afrykańczycy? Czy możliwe byłoby zastosowanie tego mechanizmu na większą skalę i stworzenie zawodu „naprawiaczy”, którzy odsyłaliby naprawione rzeczy, a my ponownie byśmy je kupowali? To brzmi jak utopia… Dlaczego jednak mielibyśmy nie spróbować?
Nie chodzi o sam recycling, bo ten trend jest obecny w świadomości ludzi w Europie już od dawna. Chodzi o to, kto i gdzie dokonuje naprawy. Ważne są korzyści, jakie przyniosłoby to rozwiązanie dla zrównoważonego rozwoju globalnego, a co za tym idzie pozytywne skutki dla naszej planety. Kraje rozwijające się potrzebują nowych miejsc pracy, czemu zatem nie oprzeć ekonomii przyszłości na reperowaniu? To był pomysł sprzed roku, niedawno jednak obejrzałam dokument „Śmieciowe ciuchy - co zamiast nich?”, opowiadający o firmach zajmujących się odbiorem używanych ubrań i ich segregacją, utylizacją i dystrybucją. Materiał dotyczył ich działalności na terenie Niemiec. Jego wydźwięk był smutny: dotychczas takim podmiotom opłacało się zbierać używane ubrania, teraz jednak stoją na granicy bankructwa. Powodem jest bardzo niski odsetek ubrań dobrej jakości. Kiedyś, gdy był on stosunkowo wysoki, z ponownego wprowadzenia ich do sprzedaży uzyskiwano dochód pozwalający na funkcjonowanie takich firm. To, co nie nadawało się do noszenia, przerabiano na czyścidła, a tylko niewielka część była utylizowana za opłatą. Jakość ubrań sprzedawanych obecnie sklepach, będących częścią Fast Fashion, jest bardzo zła. Szybko się niszczą, a co gorsza wykonane są z poliestrów oraz innych sztucznych (plastikowych) materiałów. Nie nadają się do ponownego noszenia, nie można ich też przerobić na czyścidła, ponieważ nie absorbują wody. Trzeba płacić za ich utylizację. Właściciel jednej z firm sugerował, by każdy kupujący takie ubranie płacił za nie kaucję, dokładnie taką opłatę utylizacyjną jak za plastikową butelkę. Obecnie za utylizację płacą firmy, które odbierają używaną odzież, co sprawia, że taka działalność przestaje się opłacać.
Odebrało mi to nadzieję, mój utopijny koncept „naprawiaczy z południa” staje się jeszcze bardziej nierealny.
_________________________________
Małgorzata Markiewicz: mieszka i pracuje w Krakowie. Absolwentka studiów magisterskich i doktoranckich na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Autorka pomnika Gombrowicza na krakowskim Podgórzu. Praktyka artystyczna Małgorzaty Markiewicz bada złożoność współczesnej dynamiki płci w kontekście środowiska domowego, a także szeroko rozumianego społeczeństwa. Na zdjęciach, w filmach, instalacjach, performansach odsłania podwójną naturę rzeczy, daje im drugie życie albo walczy o to, co dla niej istotne. Posługuje się językiem ironicznym, pełnym metafor i odniesień do literatury, historii, choć częściej odwołuje się do współczesnej kondycji świata. Ulubionymi tworzywami artystki są tkaniny, przędze, ubrania. Za ich pośrednictwem włącza się w dyskusje o sprawach ważnych, takich jak niesprawiedliwość społeczna, lęki i obsesje. Zajmując się rzeźbą, fotografią, tkaniną i performansem, Markiewicz kontynuuje spuściznę feministycznej awangardy artystek tworzących w latach 70. XX wieku. Współpracuje z galerią l’etrangere z Londynu.
___________________________________
[1]Henry David Thoreau, Walden, czyli życie w lesie, Rebis, Poznań 2016, s. 43.
[3]Należały do nich tylko te najtańsze, zgrzebne. Formą oporu czarnoskórych wówczas było ubieranie się w bardzo strojne ciuchy zrobione z kradzionych resztek. Strój był i jest sposobem wyrażenia siebie – odzyskania prawa do własnego wizerunku.
___________________________________
Zdjęcie główne: Millicent Ochieng i Diana Adhiambo