Wystawa „Jak działa muzeum” w Muzeum Sztuki w Łodzi to efekt zespołowego działania, w ramach którego po raz pierwszy głos oddano pracowniczkom i pracownikom wszystkich działów instytucji. Zamiast klasycznej narracji kuratorskiej, opowiada o muzeum od środka – przez relacje, pamięć i codzienną praktykę. Pokazuje, że wiedza o sztuce powstaje nie tylko w teorii, ale też w montażowni, archiwum czy księgowości. Rozmowa Marty Madejskiej z zespołem kuratorskim: Natalią Słaboń, Jakubem Gawkowskim i Martyną Dec.

 

 

Marta Madejska: Pamiętam, że kiedy rozpoczynałam trzyletnią przygodę w Muzeum Sztuki dostałam kartkę z wypisanymi zagrożeniami związanymi z moim stanowiskiem pracy. Był tam stres, praca biurowa szkodząca na oczy i kręgosłup, praca stojąca, szkodząca na nogi i kręgosłup. A na samym końcu wypisano, że zagrożeniem jest również konieczność abstrakcyjnego myślenia. Czy czujecie, że to wam szkodzi? Świrujecie od tego abstrakcyjnego myślenia?

Natalia Słaboń: Wręcz przeciwnie – przy prozie życia codziennego to daje dobrą równowagę.

Jakub Gawkowski: W tym nastawionym na zysk i często bezwzględnym świecie, możliwość pracy z abstrakcyjnym myśleniem to dla mnie luksus. Luksus nie w sensie bogactwa, czy jakiegoś niepotrzebnego naddatku, ale po prostu wartość codziennej pracy ze sztuką i ideami.

Martyna Dec: Tworzenie budżetu na podstawie kilku dostępnych informacji nie jest takie wesołe.

JG: Jasne, w Muzeum codziennie pracujemy na budżetach, planujemy transporty, liczymy VAT, ale pracujemy też na wartościach i wydaje mi się, że to właśnie widać na tej wystawie.

 

 

       Jasne, w Muzeum codziennie pracujemy na budżetach, planujemy transporty, liczymy VAT, ale pracujemy też na wartościach i wydaje mi się, że to właśnie widać na tej wystawie

 

 

Zacznijmy może od opowiedzenia sobie, co się zadziało w Muzeum, że powstała wystawa „Jak działa muzeum”?

NS: Kiedy Kuba wrócił do Muzeum Sztuki po półtorarocznej przerwie wpadł na pomysł, żeby zrobić wystawę kontynuującą tę myśl, którą w 2022 roku zaakcentowała publikacja „Proszę mówić dalej… Historia społeczna Muzeum Sztuki w Łodzi”. Chodziło o wydobycie pewnej historii pracowniczej, tylko tym razem w innym formacie. Im więcej osób dowiadywało się o tym pomyśle, tym więcej było propozycji na to, jakie historie o zespole można by tu zmieścić. De facto na pierwszym etapie to była giełda pomysłów – co chcielibyśmy, żeby na takiej wystawie o nas samych mogło się znaleźć.

 

Grupa młodych osób w latach 50. XX wieku, głównie dziewcząt, zgromadzona jest w muzealnej sali przed dużym obrazem w ozdobnej ramie, słuchając przewodniczki wskazującej elementy dzieła.

 

czarno-białe zdjęcie przedstawiające dwóch mężczyzn odśnieża chodnik przed budynkiem

 

 

Zdjęcie górne: Koło Miłośników Sztuki, 1955 r., dolne: odśnieżanie muzeum, 1978 r., dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

 

Czy wtedy wyłonił się zespół kuratorski? On jest dosyć niestandardowy, bo włącza osoby, które na co dzień nie pracują w ten sposób – Martynę Dec z Działu Realizacji Wystaw i Wydawnictw i Maćka Cholewińskiego z Działu Dokumentacji Naukowej.

MD.: Kiedy trwała giełda pomysłów rzuciłam hasło w RW i zaczęła się taka burza mózgów, że nie nadążałam ze spisywaniem. Wysłałam te wszystkie pomysły do kuratorów i forsowałam je, bo na kilku rzeczach mocno mi zależało. W końcu Kuba i Natalia stwierdzili, że skoro ten wkład jest tak duży, to warto żebym dołączyła do zespołu kuratorskiego. Potem była już wspólna praca nad każdym z aspektów wystawy.

 

 

 

         Producenci są realizatorami pomysłów, ich koncepcje nie są brane pod uwagę, więc my już nawet z nimi nie wyskakujemy. Kiedy Daniel Muzyczuk przy wystawie Agaty Ingarden spytał o moje zdanie, czy mi się coś podoba czy nie, myślałam: „Kogo to obchodzi? Jakie to ma znaczenie?”. To było dla mnie przełomowe i szokujące

 

 

 

Czy masz podobne doświadczenia z innych wystaw, w których twoja praca koncepcyjna pozostawała niewidzialna?

MD: Nie mam takich doświadczeń. Producenci są realizatorami pomysłów, ich koncepcje nie są brane pod uwagę, więc my już nawet z nimi nie wyskakujemy. Kiedy Daniel Muzyczuk przy wystawie Agaty Ingarden spytał o moje zdanie, czy mi się coś podoba czy nie, myślałam: „Kogo to obchodzi? Jakie to ma znaczenie?”. To było dla mnie przełomowe i szokujące. A u Kuby taki sposób pracy to już jest naturalny sposób bycia.

 

Mężczyzna w niebieskiej marynarce stoi przy ścianie galerii, obok kilku różnorodnych obrazów, w tym realistycznego portretu, sceny z fantastycznymi zwierzętami i abstrakcyjnej kompozycji.

 

 

Daniel Muzyczuk na otwarciu wystawy „Jak działa Muzeum”, fot. HaWa, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

 

 

Kubo, dlaczego to jest dla ciebie naturalny sposób bycia? Jesteś z jakiejś innej szkoły kuratorowania?

JG: Nie wiem. Może ze szkoły robienia rzeczy razem, właśnie dlatego, że wielu rzeczy nie wiem. Interesują mnie modele działania instytucji kultury i sposoby ich demokratyzacji – nie w sensie utopijnych idei, tylko ich praktycznego zastosowania i użyteczności, zarówno dla zespołu, instytucji, jak i dla publiczności. Dopiero kiedy Martyna ze swoim doświadczeniem producentki dołączyła do naszego zespołu kuratorskiego, wprowadziła do wystawy nowe wątki, których ja sam wcześniej nie przemyślałem.

Są pewne wystawy, które funkcjonują jako precyzyjna, autorska wypowiedź kuratorska lub artystyczna jednej osoby – i to jest ciekawe i wartościowe. Jednak przy projektach o wielu warstwach i funkcjach, różnorodność perspektyw pozwala zobaczyć i powiedzieć więcej. Wspólna praca pozwala dzielić się doświadczeniem, a praca w muzeum to nie tylko teoria i historia, ale przede wszystkim praktyka. Krzysztof Francek, montażysta z naszej brygady technicznej, obchodzi w tym roku czterdziestolecie pracy w Muzeum, inne osoby też pracują po dwadzieścia, trzydzieści lat. Ich doświadczenie to po prostu instytucjonalna wiedza.

MD: Nasza brygada techniczna jest dobrym przykładem takiej wiedzy – każde dzieło ma określone wymagania, które trzeba najpierw zrozumieć. Ale Marek Kubacki, kierownik brygady technicznej wie, jak to wszystko zamontować, on zna te dzieła. Wystarczy dłuższa nieobecność tej jednej osoby i okazuje się, że nikt tego nie zapisał, bo wszyscy uznają, że Marek wie. Z kolei pani Ela Cieślak, emerytowana kierowniczka Działu Konserwacji, często powtarzała: „Mamy tyle pięknych rzeczy, a kuratorzy nic nie pokazują, oni nawet nie wiedzą, co w tych magazynach jest”.

 

 

 

Jakub Gawkowski na otwarciu wystawy „Jak działa Muzeum”, fot. HaWa, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

 

 

Ale na wystawie „Jak działa muzeum” prace z kolekcji MS nie były wybierane przez kuratorów, tylko przez najrozmaitsze osoby ze wszystkich możliwych działów muzealnych.

JG: I to nam właśnie pozwala wyjść poza schemat. W kolekcji jest piętnaście tysięcy dzieł, nie sposób znać wszystkich. Dzieło, o którego istnieniu kurator czy kuratorka nawet nie pomyśli, docenić może osoba pracującą w magazynie, która je świetnie zna, bo mija je podczas codziennej pracy.

 

 

Jak dokładnie dobierane były te dzieła?

NS: W lutym tego roku przesłaliśmy do wszystkich ankietę z trzema pytaniami: 1. Jakie jest twoje ulubione dzieło z kolekcji MS, bądź takie, które dobrze obrazuje twoją pracę? 2. Czy jest jakieś narzędzie pracy, które dobrze oddaje specyfikę twojej pracy? 3. Jak długo pracujesz w MS i w jakich okolicznościach tu trafiłeś/trafiłaś. Był deadline, ale okazało się, że zadziałało to na zasadzie kuli śnieżnej – odpowiedzi spływały i spływały, byli też spóźnialscy po terminie. Na wystawie pokazano czterdzieści prac, ale niektóre wybrane są wspólnie przez całe działy mające po kilka osób. To jest w sumie reprezentacja jednej trzeciej instytucji.

 

Trzech mężczyzn w garniturach i swetrach podczas pokazu slajdów w galerii sztuki, z których jeden unosi ramkę ze slajdem do światła, a pozostali przyglądają się uważnie.

 

 

Eugenio Carmi, Dzieła najnowsze pokaz slajdów,  pierwszy z lewej Ryszard Stanisławski, 1971 r., dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

 

 

Na wystawie bardzo dużo dzieje się pomiędzy dziełem a tekstem. Mamy na przykład tę historię, która wydarza się między „Nagą” Aliny Szapocznikow a Beatą Kaźmierczak, opiekunką ekspozycji, która jest Amazonką. Albo to, jak Marcin Stasiewicz za pomocą interpretacji „Czytelni” Jarosława Kozłowskiego wspaniale i zwięźle tłumaczy podstawowe zasady działania archiwum zakładowego, w którym pracuje. Dział Księgowości kolektywnie wybrał obraz Wyspiańskiego zauważając, że muzea wypełnione są obrazami wojennych bitew, a tutaj inaczej śpiący spokojnie chłopiec obraz, którego reprodukcję rodzice wieszali kiedyś w naszych dziecięcych pokoikach, zanim wyparły go fototapety i plakaty zespołów muzycznych. Jest też niezrównane „ChWD Pracy” Aleksandry Ska, którą Martyno wybrałaś i opisałaś jako „sprzeciw wobec bezrefleksyjnego wytwarzania i powielania form, które jako producentka wystaw obserwuję zbyt często”. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatnio zestawienie dzieł z tekstami wywołało we mnie taki rezonans. W muzeach opisy często tworzone są nieznośnie hermetycznym językiem. Trochę się to poprawiło, kiedy weszły standardy dostępności, ale to wszystko jest wciąż dramatycznie nudne. Zwykle nikt nie chce tego czytać. Kiedy zapowiedzieliście wystawę myślałam, że to będzie takie święto, które się prędko skończy. Ale może to będzie jakiś wyłom? Czy macie wrażenie, że to, jak prace zostały zaprezentowane na wystawie, może wpłynąć na przeformatowanie tego, jak w ogóle robi się wystawy muzealne i je opisuje?

MD: Musi. Od lat już rozmawiamy o problemach z tekstami na różnych ewaluacjach i może w przyszłości nie będzie aż tak lajtowo, jak tutaj, ale musi być lepiej. Przy robieniu wystaw zawsze staram się postawić w pozycji takiego widza, jak ja – przeciętnego, przeciętnie zainteresowanego, może nawet przypadkowego. Co z tego taki widz wyniesie? Poczucie zmarnowanych pieniędzy, czy chęć powrotu? Wydaje mi się, że do tej wystawy można chcieć wracać.

 

 

Dla mnie ona też jest poruszającym przypomnieniem, po co w ogóle jest sztuka. W Polsce mamy za sobą dziesiątki wystaw, które są przeintelektualizowanym...

MD: Bełkotem.

 

 

        To nie jest klasyczna wystawa „edukacyjno-partycypacyjna”, wektor jest raczej skierowany na ludzi, którzy są w tej sztuce na co dzień i którzy nie są o nią pytani. Niektórzy mówią, że takie podejście to jest kwestia zmiany pokolenia, ale moim zdaniem to jest kwestia wrażliwości

 

 

 

Bełkotem. Tutaj te treści pracują na zupełnie innych poziomach.

NS: Chciałabym, żeby to był wstęp do trwałej zmiany. To nie jest klasyczna wystawa „edukacyjno-partycypacyjna”, wektor jest raczej skierowany na ludzi, którzy są w tej sztuce na co dzień i którzy nie są o nią pytani. Niektórzy mówią, że takie podejście to jest kwestia zmiany pokolenia, ale moim zdaniem to jest kwestia wrażliwości.

MD: Ale też osoby w moim wieku i starsze muszą się nauczyć pewnych umiejętności w komunikacji.

 

 

Dwie uśmiechnięte kobiety obok rzeźby w galerii sztuki

 

 

Katarzyna Słoboda i Sonia Nieśpiałowska-Owczarek na otwarciu wystawy „Jak działa Muzeum”, fot. HaWa, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

 

A czy nie chodzi też trochę o konieczność zejścia z tego nadęcia aspiracji, które wciąż jeszcze nam ciąży w kulturze?

MD: Och, bardzo bym chciała.

JG: To jest projekt przede wszystkim o pracy – o tym co stoi za sztuką w muzeum, co sprawia, że ta sztuka może się wydarzyć. W pewien sposób sztuka jest w nim pretekstowo – służy do opowiedzenia historii – ale jednocześnie ukazuje sens jej istnienia i obcowania z nią, potwierdzając wartość robienia wystaw w ogóle. W muzeum nie spędzamy dni siedząc i kontemplując. Robimy ileś wystaw rocznie, a gdy otworzymy jedną, planujemy już kolejny wernisaż. Kiedy jednak czytam opisy napisane przez pracowniczki i pracowników to widzę, że mimo codziennych zadań i rutyny, te osoby naprawdę spędzają czas z tymi pracami, mają na ich temat swoje zdanie, one coś dla nich znaczą i w nich zostają.

Jeśli chodzi o teksty, to uważam, że konieczna jest otwartość i dostępność, zejście z poziomu eksperckiej dyskusji, na którą jest miejsce w książkach naukowych, a nie na wystawie. Poza tym przyjmuję zasady panujące w przyrodzie  monokultura jest ogólnie zła, ważna jest różnorodność. Ta wystawa działa, bo wprowadza inny język, a w jego obrębie również różnorodność perspektyw. Nie każda wystawa będzie taka sama, ale ważne jest próbowanie i testowanie rozwiązań. Wydaje mi się, że to jest otwartość na zmiany, ale też pewien luz, które Muzeum Sztuki może mieć, bo nie musi nikomu nic udowadniać.

 

Drewniane skrzynie przykryte niebieskim brezentem, który nakrywa mężczyzna na dziedzińcu muzeum

 

 

Die Kunst ist Toth, 2007  r., dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

 

Przy okazji tej wystawy, tak samo jak przy książce „Proszę mówić dalej”, wraca wciąż temat dużej rotacji kadr w instytucjach kultury, do tego ciągłe reformy, remonty, restrukturyzacje. Trudno w takich warunkach o ciągłość i przekazywanie doświadczeń. 

NS: Niektóre cząstki pamięci Muzeum Sztuki zostały całkowicie zaprzepaszczone w ostatnich latach razem z odejściem kilku osób, których wiedzą i doświadczeniem nie zainteresowano się odpowiednio. Zwykle w obrębie komórki jaką jest jeden kilkuosobowy dział wytwarza się pamięć społeczna i zawodowa – konkretne, bardzo specjalistyczne kompetencje, które z perspektywy innego działu są zupełnie nieznanym kosmosem. Kiedy wyjmuje się takie filary to bardzo łatwo pogrzebać pracę całej instytucji.

 

Kobieta w zielonej sukience stoi obok kolorowej, dzianinowej kurtki wiszącej na ścianie, a jej odbicie widoczne jest w szklanej gablocie przed nią.

 

 

Natalia Słaboń na otwarciu wystawy „Jak działa Muzeum”, fot. HaWa, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

 

 

Z drugiej strony nowi ludzie zakładają sobie bardzo krótkie terminy testowe i rezygnują po roku lub dwóch. Żeby wytrwać w jednej instytucji przez wiele lat trzeba wielokrotnie zaciskać zęby, bo to nie jest tak, że nie macie kryzysów.

NS: Dzień jak co dzień, dzień po dniu (śmiech).

 

 

        Kiedy mnie teraz poproszono o napisanie biogramu do wystawy to pomyślałam: „I co ja teraz napiszę? Od szesnastu lat robię to samo w tym samym miejscu”. Wiem, że to też jest wartość, bo teraz jestem ekspertką, która może tą wiedzę przekazywać, więc dlaczego mam się czuć gorzej, dlatego że to jest jedno miejsce, a nie dziesięć różnych?

 

 

 

Ale wszyscy macie na koncie od czterech do ponad dwudziestu lat pracy w MS. Najdłuższy staż ma Maciek, którego niestety dzisiaj z nami nie ma, a zaraz po nim Martyna.

MD: Wiem, że teraz na rynku jest tak, że z jednej strony duże doświadczenie jest bardzo cenione, ale z drugiej strony im bardziej ktoś ma przeładowane CV –  co trzy lata w innym miejscu – tym lepiej. U mnie jest po prostu inaczej. Kiedy mnie teraz poproszono o napisanie biogramu do wystawy to pomyślałam: „I co ja teraz napiszę? Od szesnastu lat robię to samo w tym samym miejscu”. Wiem, że to też jest wartość, bo teraz jestem ekspertką, która może tą wiedzę przekazywać, więc dlaczego mam się czuć gorzej, dlatego że to jest jedno miejsce, a nie dziesięć różnych?

JG: Kuratorzy i kuratorki, którzy wiele lat pracują w jednej instytucji po prostu dodają do biogramu kolejne tytuły wystaw.

MD: Ale kuratorzy są na świeczniku, są przyzwyczajeni do mówienia o sobie. My –  producenci –  nie reklamujemy siebie, jesteśmy trybikiem, który ma po prostu wykonywać pracę. Chociaż mogłabym wpisać w biogram na przykład niektóre osoby, z którymi współpracowałam, żeby ludzie z branży mogli pomyśleć: „O łał, w życiu nie chciałabym z tą czy tamtą pracować, a ta ją ogarnęła”.

Wszyscy: (śmiech)

MD: No mam takie na koncie.

 

 

Dwie uśmiechnięte kobiety w prostych sukienkach stoją w galerii sztuki obok obrazu z postaciami w okularach i nowoczesnej rzeźby na postumencie.

 

 

50-lecie Kolekcji personel, 1981 r., dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

 

Słyszałam, że Muzeum Sztuki ma swoją czarną listę kuratorów, z którymi nie chce powtarzać współpracy, a przez kilka lat widziałam wystarczająco dużo na własne oczy, żeby wiedzieć, że rzeczywiście jest się czym chwalić, że ogarnęłaś. Przed oficjalnym wernisażem wystawy „Jak działa muzeum” odbył się specjalny, wewnętrzny wernisaż dla dawnych i obecnych pracowników/pracowniczek MS. Było bardzo dużo wzruszenia, spora grupa stęsknionych „byłych”, łzy z oczu kuratorskich, łamiące się głosy dyrektorskie. Czy cały ten proces zbierania dzieł uruchomił coś na zapleczu? Dowiedzieliście się o sobie takich rzeczy, które pozostawały dotąd w ukryciu?

MD: Na pewno zmienia się perspektywa na osoby, z którymi pracujesz, kiedy wiesz o nich więcej. Mnie podczas wernisażu najbardziej poruszyło poczucie sprawczości, które uzyskałam. Dotarło do mnie wtedy, że bardzo tego potrzebowałam, bo żyłam w poczuciu dużych deficytów spowodowanych systemem, w którym pracuję. Podobne głosy przychodzą od zespołu – sporo ludzi mówi nam, że potrzebowali takiego działania, jak ta wystawa. To nie było ważne, dlatego że zobaczyli coś przełomowego, o czym marzyli, żeby zobaczyć na żywo. Moim zdaniem w muzeum w ogóle nie chodzi o to, że ktoś zobaczy Monę Lisę i uronił łzę – widziałam reprodukcję, nie muszę stać w tej kolejce, żeby zobaczyć to na żywo – chodzi o to żeby ludzie zobaczyli siebie nawzajem.

 

Kobieta z długimi ciemnymi włosami i tatuażami na ramionach opiera się o biały postument, na którym leżą metaliczne turkusowe kule.

 

 

Martyna Dec  na otwarciu wystawy „Jak działa Muzeum”, fot. HaWa, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

 

 

Kilka osób w swoich tekstach na wystawie sugeruje, że w Muzeum znalazło bezpieczną przystań, ale można też wyczytać sporo o wewnętrznych relacjach między „komórkami wykonawczymi”, o napięciach i tarciach, wzajemnych pretensjach. Tutaj prezentowane są raczej z przymrużeniem oka, ale wiadomo że na co dzień bywa bardziej dosłownie. To nie jest utopia.

NS: Nie chcieliśmy tych głosów wyciszać. Chodziło o pokazanie tego zaplecza możliwie szczerze – jeśli są jakieś nuty goryczy trzeba im pozwolić wybrzmieć.

 

 

 

          Myślę, że my odrabiamy jakąś lekcję pokoleniową – to że jesteś pełna podziwu dla tej instytucji, jej dorobku i historii to nie znaczy, że masz się dla niej zajechać, poświęcić swoje zdrowie, czy życie prywatne. Możemy odrabiać tę lekcję stawiania granic i jednocześnie uznawać za wartość kontynuowanie czegoś, co wydarza się tu od stu lat i czego jesteśmy częścią

 

 

 

Jeden z emerytowanych dyrektorów MS powiedział mi kiedyś, że żeby być muzealnikiem trzeba być trochę szaleńcem. Domyślam się z kontekstu naszej rozmowy, że chodziło o połączenie zawodu opłacanego raczej gorzej niż lepiej z dużą odpowiedzialnością. O tym też się nie mówi, że za tą całą bardzo drogą materię sztuki, która jest w muzeum, wy często jesteście odpowiedzialni prawnie i finansowo. Do tego czasami wchodzi w to pasja, a jak wiadomo nie ma nic gorszego niż połączenie pasji i niskiej pensji, bo wtedy najczęściej na horyzoncie pojawia się samowyzysk.

JG: Nie przesadzajmy, ludzie zostają na przykład ratownikami medycznymi, a jaka to jest odpowiedzialność!

NS: Każdy jest szaleńcem na inny sposób. Miałam taki moment, w którym Muzeum weszło mi za mocno i wtedy Joanna Sokołowska (wtedy jeszcze pracująca w MS) powiedziała mi słowa, które przypominam sobie przy każdym zwątpieniu lub kiedy pojawia się hasło, że pracujemy dla misji na rzecz wielkiej instytucji. Sokołowska widząc lekki obłęd w moich oczach powiedziała mi: „Przecież my tu nie ratujemy życia”. To jest dla mnie jak trzecie oko.

MD: To jest coś, co powtarzam sobie jak mantrę, za każdym razem kiedy za bardzo przeżywam. Mówię sobie, że mogę się zdenerwować i naprawdę rozedrgać jeśli ktoś spadnie z drabiny, jeśli ktoś miał wypadek, złamał rękę, kogoś porwali. Ale nie dlatego, że jakiś obrazek nie dojechał na wystawę, albo odpadł ze ściany. To są tylko rzeczy.

JG: Myślę, że my odrabiamy jakąś lekcję pokoleniową – to że jesteś pełna podziwu dla tej instytucji, jej dorobku i historii to nie znaczy, że masz się dla niej zajechać, poświęcić swoje zdrowie, czy życie prywatne. Możemy odrabiać tę lekcję stawiania granic i jednocześnie uznawać za wartość kontynuowanie czegoś, co wydarza się tu od stu lat i czego jesteśmy częścią.

NS: Myślę, że ta wystawa mocno nam uświadomiła, że chodzi przede wszystkim o relacje.

MD: Tak, jeśli pytasz, dlaczego warto czasem zacisnąć zęby i przetrwać kryzys w pracy, to warto właśnie ze względu na ludzi.

 

trzech mężczyzn w galerii sztuki w trakcie montażu wystawy patrzy na czwartego pokazującego coś palcem

 

 

Grupa n z Padwy,  drugi od lewej Ryszard Stanisławski, 1967 r., dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

 

A jednak muzealnictwo ma w sobie aspekt służby cywilnej. Jeśli wystąpi jakieś zagrożenie, to teoretycznie waszym obowiązkiem jest ratowanie dziedzictwa kulturowego. Zastanawiacie się czasem nad tym?

MD: Mamy listę najcenniejszych dzieł, które trzeba będzie ewakuować, jeśli coś się wydarzy przez tarczę Katarzynę, ale gadałyśmy z koleżankami na temat tego, co robić jeśli będzie się działo coś większego i byłyśmy zgodne – lista listą, ale ratuję siebie, koleżankę z biurka obok i biegnę do domu ratować rodzinę. To są tylko przedmioty, nawet jeśli bardzo cenne. Jedno dzieło mniej a jedno życie mniej – to jest w ogóle nie do porównania.

 

 

A zastanawiacie się czasem, do czego może służyć ogromna infrastruktura Muzeum w sytuacjach kryzysu? Jak to może inaczej funkcjonować?

JG: Tylko jakiego kryzysu? Teraz cały czas mówi się o jakimś kryzysie, różne kryzysy dzieją się na raz.

 

 

Ale Muzeum wciąż działa w tradycyjny sposób.

MD: Jeśli będzie taka potrzeba, to przerobimy na noclegownię i postawimy garkuchnię. Dla mnie to jest kwestia praktycznych rozwiązań. Przecież kiedyś już w jednym z tych budynków było przedszkole, z własną kuchnią i ogrodem.

NS: Kawałek tego już przerobiliśmy. Kiedy wybuchła pełnoskalowa wojna w Ukrainie, sala Działu Edukacji stała się świetlicą dla rodzin uchodźczych, gdzie była wolontariuszka mówiąca po ukraińsku.

JG: Niezależnie od planowania, co zrobimy wobec tej czy innej sytuacji kryzysowej, trzeba nieustannie myśleć o tym co zrobić, żeby to już teraz była przestrzeń użyteczna, wspólnotowa, z której każdy może korzystać bez zobowiązań. Bo takich miejsc publicznych i niekomercyjnych, w których można po prostu spędzić czas, jest coraz mniej. Trzeba się na bieżąco zastanawiać, do czego może służyć ta instytucja.

 

***

 

Podziękowania za współtworzenie wystawy „Jak działa Muzeum” zechcą przyjąć: Maciej Cholewiński, Ewelina Strynowicz, Anna Palusińska, Marysia Lewandowska, Matylda Makowska, Daniel Muzyczuk, Marek Kubacki, Łukasz Janicki, Krzysztof Francek, Adam Maj, Maciej Więcławski, Dariusz Mikołajczyk, Ireneusz Szymarek, Mariusz Maj, Kasia Jasińska, Maja Demska, Angelina Wieliczko-Skinder, Dorota Wituła, Kinga Świtoniak, Anna Augustyn-Kamińska, Andżelika Bauer, Monika Wesołowska oraz cały zespół Muzeum Sztuki w Łodzi.

 


„Jak działa Muzeum”
Muzeum Sztuki w Łodzi

25 kwietnia 2025 - 18 stycznia 2026

Zespół kuratorski: Maciej Cholewiński, Martyna Dec, Jakub Gawkowski, Natalia Słaboń

_____________

 

Martyna Dec – Producentka, od 16 lat pracuje w Dziale Realizacji Wystaw i Wydawnictw Muzeum Sztuki w Łodzi gdzie zrealizowała kilkadziesiąt wystaw, spotkań i koncertów. Od niedawna również koordynatorka ds. szkoleń i integracji w muzeum.

 

Jakub Gawkowski kierownik Działu Sztuki Nowoczesnej Muzeum Sztuki w Łodzi. Kurator wystaw m.in. Próba całości (wspólnie z Marią Morzuch) i Erna Rosenstein. Aubrey Williams. Ziemia otworzy usta. Współredaktor, razem z Marysią Lewandowską, zbioru tekstów Ewy Mikiny Słów brak (1991–2012). Doktorant na wydziale historii Central European University w Wiedniu. Członek rady programowej QueerMuzeum Warszawa.

 

Natalia Słaboń – badaczka, doktorantka, muzealniczka. Kieruje Centrum Muzeologicznym Muzeum Sztuki w Łodzi, doktorat poświęcony Ryszardowi Stanisławskiemu przygotowuje w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznej UŁ. Redaktorka (wspólnie z Martą Madejską i Agą Pinderą) publikacji „Proszę mówić dalej. Historia społeczna Muzeum Sztuki w Łodzi”, kierowniczka projektu badawczego poświęconego Alicji Halickiej. Przewodnicząca Komisji Zakładowej OZZ Inicjatywa Pracownicza przy Muzeum Sztuki w Łodzi.

 

_____________

 

Marta Madejska – archiwistka społeczna, kwerendzistka, pisarka, redaktorka, związana ze Stowarzyszeniem Topografie i Cyfrowym Archiwum Łodzian Miastograf. Uwikłana w Muzeum Sztuki na różne sposoby od 2010 roku, współtwórczyni książki „Proszę mówić dalej... Historia społeczna Muzeum Sztuki w Łodzi”.

 

_____________

 

 

_____________

 

Grzegorz Woźniak na otwarciu wystawy „Jak działa Muzeum”, fot. HaWa, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi

 

Patronite