Lublin na trzy dni zamienił się w epicentrum sztuki wideo – przestrzeń, w której granice między rzeczywistością a cyfrową kreacją zacierają się. Festiwal Videonews 2024, organizowany przez Galerię Labirynt, nie tylko prezentował najnowsze realizacje artystyczne, ale również prowokował do refleksji nad naturą obrazu, percepcją i przyszłością medium. Wśród warsztatów, projekcji i dyskusji uczestnicy przemierzali miasto slalomem, niczym w samej sztuce wideo – pełnej nieoczywistych zwrotów i nieustannego ruchu.
RELACJA Z VIDEONEWS 2024
(D.Z.I.E.Ń)
Lublin to miasto, które prowadzi swoimi ulicami ni to w górę, ni w dół – jak turbulencje historii sztuki. Przez trzy dni utrzymuje się mżawka, ale przez to uwydatnia się błogi zapach przemoczonej ściółki. Z tego stanu wyrywa jedynie warkot naszych walizek tłukących się o kostkę brukową.
W Lublinie nie chodzi się prosto. Nie ma tu nudnych, łódzkich ulic pod kątem prostym. Tutaj chodzi się slalomem – jak w sztuce video. Nic nie jest wprost.
„Na początku zaznaczam, że nie trzymam się żadnej formy. To bardziej o tym, co tu i teraz, na żywo, ale w relacji do tego, co było, oraz marzeń lub obaw o to, co będzie. Musi się dziać wszystko, czyli trochę więcej niż naprawdę. I w ten sposób to traktuję. Każda z rzeczy, które opisuję, to wydarzenia prawdziwe, ale pozwalam sobie na fantazjowanie. Mam też tendencję do paraboli i paranoi [...]”
Fragment z performansu Michała Kowalczysa.
4.12.2024
Na telefonie mam włączoną trasę z hotelu do Galerii Labirynt. W oczy zakrapla mi się łza chmur. Dzień festiwalowy artyści zaczynają warsztatami Sebastiana Cichockiego w sali edukacyjnej na dole. Przyciemnione światło, a po pomieszczeniu spaceruje melodia. Kiedy wchodzę, są tylko dwie osoby, ale jestem znacznie za wcześnie. Po pewnym czasie muzyka zostaje przyćmiona ludzkimi strunami. Prowadzący sugeruje wszystkim zajęcie wygodnego miejsca. Można siedzieć, leżeć, a nawet spać.
„Sebastian Cichocki. Warsztaty z głębokiego widzenia. Dzień 1. 15:00. Deszcz, pochmurno” – brzmi moja pierwsza notatka zapisana w Lublinie.
Sebastian Cichocki: „Głębokie widzenie to roboczy termin, nawiązujący do mocno zakorzenionego w instytucjach sztuki i historii muzyki pojęcia głębokiego słuchania (deep listening). Głębokie słuchanie to uważne słuchanie – wymagające koncentracji, zsynchronizowania oddechów, wyłowienia tego, co najważniejsze z dźwięków docierających do naszych uszu. Sesja “głębokiego oglądania” w Labiryncie miała na celu zsynchronizowanie naszych fal mózgowych z tym, co widzimy, i przyjęcie perspektywy innej niż ludzka. Na przykład perspektywy kamienia, rośliny lub góry. Wiadomo, że góra istnieje w perspektywie czasu geologicznego – niepojętej przez człowieka, którego obecność na planecie jest krótka. Głębokie widzenie to rodzaj głębokiego słuchania za pomocą gałek ocznych.”
Isamu Noguchi, Robert Smithson, Gary Schum, OHO, Jeju Arirang. To tylko niektóre nazwiska, które które wędrowały po sali i trafiały do uszu uczestników. Membrany zostały zetknięte z piosenką „The Towel” z albumu „The Undercurrent” Rory Pilgrim, a ich oczy pochłaniały video dotyczące kryzysu klimatycznego i zmian zachodzących w środowisku. Nikt jednak nie spodziewał się, że spróbujemy stać się kamieniami. Oto krótka instrukcja:
Sebastian Cichocki: „Posiłkowałem się instrukcją koreańskiego artysty Beom Kima, który w antologii tekstów „Sztuka transformacji” zostawił wskazówki, jak stać się kamieniem, drzewem czy rwącym potokiem. Wymaga to wyciszenia emocji i oczekiwań, zatrzymania się i zwolnienia. Medytacja „bycia kamieniem” może paradoksalnie pomóc w kontemplacji dzieł sztuki.”
Medytacja „bycia kamieniem” może paradoksalnie pomóc w kontemplacji dzieł sztuki.”
Wieczorny pokaz
Chwilę po 18:00 zanurzyliśmy się w ciemnościach sali. Początkowo mrok rozjaśniały zielone, neonowe piksele tła oraz napis „VIDEONEWS 2024. Przegląd sztuki video”. Mikrofon jako pierwszy wziął Mateusz Wszelaki, a potem Waldemar Tatarczuk, który od razu zwrócił uwagę na konieczność korekty podtytułu. Nie tylko mój kącik ust zgiął się do uśmiechu.
Pierwszy pokaz należał do Pracowni 3D i Zdarzeń Wirtualnych Wydziału Sztuki Mediów ASP w Warszawie, prowadzonej przez dr. hab. Piotra Kopika i mgr. Andrzeja Szwabe. Autorzy i autorki, tacy jak Kamila Flesińska, Maks Rzontkowski, Mateusz Zubel, Magdalena Borzęcka, Ola Wierucka, Agnieszka Suchocka i Dawid Konopka, wykorzystują świat cyfrowy do opowiadania o realnych doświadczeniach.
Kamila Flesińska zaprezentowała video „Can we talk about shave”, w którym wygenerowana postać zmaga się z różowymi, nienaturalnie grubymi włosami rosnącymi na ciele. Autorka podkreśla, że decyzja o goleniu powinna należeć do kobiet, a nie być wynikiem presji społecznej. Drugie video, które zaprezentowała to historia sąsiedzka. Autorka przedstawia nam opowieść o mężczyźnie, którego widywała na balkonie, aż któregoś dnia zniknął. Opowieść przybrała postać wiersza „o codzienności i małych społecznościach, w których się znajdujemy”. W filmie czyta go jej tata.
Maks Rzontkowski wyświetlił w Lublinie swój video-żart, który jest animacją. Zapytany jednak o to, jakimi filmami animowanymi się inspiruje, odpowiedział, że praktycznie ich nie ogląda.
Mateusz Zubel zaprezentował fragment gry „The Zboobie’s: Orgasmotron Adventure”, która eksploruje dziecięce lęki w świecie erotycznych absurdów. Jest to horror dziecka, które przypadkiem trafia w świat erotycznej perwersji.
Dawid Konopka zaprezentował widzom dwie gry. Tworzy je, bazując na gotowych presetach. Fascynuje go fakt, że w programach wiele rzeczy jest narzuconych. Próbuje odnaleźć się w tych ograniczeniach, eksperymentując z przetwarzaniem głosu za pomocą sztucznej inteligencji.
Magdalena Borzęcka przytargała nawet całe „Archiwum”. Z tym „przytargała” to oczywiście żartuję, ale… wyciąga widza na spacer do wygenerowanej przestrzeni. Na koniec informuje nas, że wszystko, co obejrzeliśmy, jest jednorazowe. To, co dzieje się w grze, istnieje tylko raz. To, co zostaje wygenerowane podczas spaceru, pojawia się tylko raz. Włącza się sentyment…
Ola Wierucka zaprezentowała teatr sterowany. Odwołuje się do działalności teatru z warszawskiej Woli, który współpracował z robotnikami. Fundamenty tego teatru opierały się na pracy ciała i oddychaniu. W wideo główną rolę objął karton, który – rzecz jasna – nie jest w stanie wykonać tych ćwiczeń.
Agnieszka Suchocka przedstawiła materiał „Myśli o myślach”. Już sam tytuł niesie bardzo mocny ładunek emocjonalny. Kaloryfer, łóżko, woda. Wideo płynie, a tekst, który słyszymy z offu, sprawia, że nie możemy wypłynąć na powierzchnię…
Wszystko kończy się szczerym błyskiem lamp. Na scenie ustawiają krzesła w rzędzie, który próbuje być równy. Dyskusję – jak każdą inną przez te trzy dni – prowadzi Jakub Majmurek. Po pół godzinie tłum przelewa się przez wąskie drzwi na krótką przerwę. W kuluarach część z nas podjada ciasteczka, które zostały wystawione na pastwę losu. Rozmawiamy o pierwszych wyświetlonych pracach tego wieczoru.
Po przerwie, w kontrapunkcie do prac z warszawskiego ASP, zaprezentowane zostały dzieła z wrocławskiego ASP. Pracownia Sztuki w Przestrzeni Publicznej dr hab. Tomasza Opani i dr Liliany Zeic. W porównaniu z pracami z Warszawy, te z Wrocławia skupiają się na fizycznej obecności w świecie. Swoje prace zaprezentowali:
Marcin Derda – „Kula do dmuchania”, „Mecz Polska-Niemcy”, „Łabędzi śpiew”, „Widok na cztery strony świata”. Do ostatniego wideo, razem z geodetą, szukał dokładnej lokalizacji tego „widoku”. Dla Marcina wideo jest raz dokumentacją performansu, innym razem instalacją. Wideo-interwencje. Brzmi zacnie!
Michał Kowalczys – to osoba artystyczna, która gościła w Galerii Labirynt już miesiąc temu (na Performance Platform Lublin 2024) z performansem „My, dzieci z dworca PKS”. Odnoszę wrażenie, że Michał posiada już swój dojrzały styl, choć w rozmowie zaznaczył, że nadal nad nim pracuje.
Julia Sosnowska: O czym była Twoja praca i skąd czerpałeś inspirację?
Michał Kowalczys: Moja praca nazywa się „Bursztynowy” i jest to wideo-esej z gestem performatywnym. Opisuję w nim swoją drogę z Wrocławia, gdzie od niedawna mieszkam i studiuję, do Gdańska, skąd pochodzę. Nazwa nawiązuje do miejsc, takich jak Bursztynowy Las i Bursztynowa Plaża – przestrzeni, w których spędziłem dużą część swojej młodości. Dwa lata temu spotkałem tam mojego byłego chłopaka, co nadało temu miejscu nowy kontekst. Na wystawę w Gdańskiej Galerii Miejskiej, organizowaną przez Marię Sasin i Dianę Ronberg („Nostos. Powrót do domu”), przygotowałem pracę inspirowaną motywem z „Odysei” – heroicznym powrotem przez morze. Odwracam ten motyw, wracając nad morze, i jednocześnie wykorzystuję mit piracki o niemożności ścinania włosów czy paznokci nad morzem, bo to przynosi pecha. Na ukochanej plaży obcinam swoje bursztynowe włosy jako tło do poezji.
Ciekawe jest to, że nie widzimy pełnych produktów nastawionych na obieg rynkowy sztuki czy instytucjonalny, ale proces – determinowany konkretną przestrzenią. To momentami zaskakujące
Julia Sosnowska: A co dał Ci udział w Videonews jako osobie artystycznej?
Michał Kowalczys: Mam ogromną przyjemność być ponownie zaproszonym i współpracować z przestrzenią Galerii Labirynt. To dla mnie wyjątkowa sytuacja, ze względu na wspaniały klimat wprowadzany przez osoby tu pracujące. Są niesamowicie kontaktowe i przemiłe. Oprócz tego, oczywiście, wielką wartością jest wymiana treści między pracowniami z całej Polski. Można zaobserwować tendencje w pracach, które często są pokazywane w procesie lub jako odpowiedzi na zadania albo realizacje ad hoc. Ciekawe jest to, że nie widzimy pełnych produktów nastawionych na obieg rynkowy sztuki czy instytucjonalny, ale proces – determinowany konkretną przestrzenią. To momentami zaskakujące.
Duet artystyczny, Maja Koszyca i Lena Ptak, zaprezentował prace „Es muss sein” oraz „Rozwiewanie wątpliwości”. Odnoszą się one do relacji między dwiema osobami, dotykając jednostkowych kondycji. „Myśli nasiąknięte wątpliwościami są ciężkie”.
Natalia Skrzypczak przedstawiła dwa działania – z błotem i pokrzywami. Jej prace pozwalają przestrzeni wpływać na nią, a nie odwrotnie. Pierwsza (ta z błotem) jest celowo niechlujna. Z tyłu rozwieszone pomięte prześcieradło, a ona stoi w błocie – „płaszczyźnie hamującej”. To opowieść o pracoholizmie, o zafiksowaniu na ilości, a nie jakości... Stąd ten chaos. Druga praca (z pokrzywami) – AŁA! Boli mnie na sam widok – porusza temat toksycznej potrzeby odczuwania miłości: „kochanie, kocham kochać”.
„Potęga zatrzymania” i „Odciążenie” to prace Julii Borowieckiej. Obie zmuszają nie tylko performerkę, ale i widzów, do chwili postoju. „Potęga zatrzymania” należy do przestrzeni publicznej – Julia siada przed każdym przejściem dla pieszych i czeka na zielone światło. W „Odciążeniu” performerka leży na podłodze, podczas gdy ktoś kładzie na niej różne przedmioty. Praca nawiązuje do opieki nad dziadkiem.
Drugi panel dyskusyjny z osobami studenckimi, przywlókł zmierzch dnia. Za oknami Galerii lśni mrok. Pomniejszymi grupami kierujemy się do hoteli. W holu hotelu oczekuje nas wszystkich huragan walizek grupy z zagranicy. Robi się głośno, więc… coś Wam zdradzę… Większość z nas poszła do Cafe Lulu…
Według internetu słońce zaszło dziś o 15:25. Jakoś wcale nie było nam z tego powodu smutno!
5.12.24
Zaciągnięte zasłony w moim pokoju hotelowym, nie pozwalają na zaakceptowanie organizmowi, że jest już poranek. Budzik jednak o 7-mej rano bezlitośnie wierci moje uszy. Przeziębienie, uciszone suplementami, nie wzięło góry. Wzięłam tascama i zaczęłam od spisania wczorajszego wywiadu z Sebastianem Cichockim. Rozmyślałam nad koncepcją tekstu. Przed 12:00 zapoznałam się z programem dnia festiwalowego, układając plan bitwy między trzema rolami: osoby artystycznej, relacjonującej wydarzenie i piszącej tekst. Notes, aż kłębił się od poplątanych skojarzeń i skrótów myślowych, które następnie ukształtowały się w prototyp kolejnych scenariuszy wywiadów na dzisiaj. Idę prosto do skrzyżowania, skręcam w lewo, prosto, przed skrzyżowaniem w prawo, trochę w dół, pasy i jestem.
Nie traktujcie siebie ani swoich dzieł zbyt poważnie. Paradoksalnie, wtedy inni zaczną traktować Was poważnie
Na warsztaty z Wiktorem Stribogiem o 15:00 kumulujemy się w sali edukacyjnej. Prezentacja już egzystuje, wyświetlona na ścianie, aby za chwilę zatętnić życiem materiałów. Stribog prowadzi warsztat – „pogadankę”, jak to określił – opartą na własnym doświadczeniu. Opowiada, jak odnaleźć się w internecie i sprawić, by sztuka tam istniała.
Wiktor Stribog: Nie traktujcie siebie ani swoich dzieł zbyt poważnie. Paradoksalnie, wtedy inni zaczną traktować Was poważnie. Unikajcie patosu – to choroba wieku dziecięcego twórczości. Twórzcie szczerze i pomysłowo.
Notatki z warsztatu przypominają tornado: „Demotywacja to śmierć algorytmiczna filmu”, „Twitter najmniej ogranicza treści”, „Unikaj sformalizowanych opisów”, „Algorytm promuje rzeczy miałkie” – a to tylko część tego, co padło w ciągu godziny.
Po warsztacie udało mi się chwilę porozmawiać z prowadzącym.
Julia Sosnowska: Jaką pozycję ma wideo w internecie w kontekście rozwoju sztucznej inteligencji?
Wiktor Stribog: Myślę, że wiele filmów może być zastąpionych AI. Jednak sztuka jako taka jest bezpieczna, bo jej istotą jest autorskość i niepowtarzalność. AI opiera się na istniejących bazach danych, pełnych rzeczy generycznych, więc tworzone przez nią dzieła często przypominają produkcje Netflixa. Autorskie rzeczy zawsze będą unikatowe.
Słońce oficjalnie zaszło, a księżyc jeszcze nie zdążył wzejść, więc naszym punktem orientacyjnym ponownie jest jaskrawa plansza „Videonews 2024”, wyświetlona na ekranie w sali. Wydział Artystyczny Uniwersytetu Zielonogórskiego pod opieką dr Aleksandry Kubiak zaprezentował materiały inspirowane zadaniem z samotnością.
Agnieszka Kowaliczek i Julia Surowiec znalazły komfort w trumnie i pierzynie.
Natalia Borończyk stworzyła gifową realizację przypominającą zapiski-myśli.
Anastasiia Slovachevska malowała kamerą kadry, przenosząc pasję do malarstwa na język filmu.
Alina Kramen nawiązała do 100-lecia surrealizmu i prac Katarzyny Kozyry – „W sztuce marzenia stają się rzeczywistością”.
Marta Karkut przypomniała o potrzebie bliskości. Jej wideo, choć wizualnie wyzywające, unosiło się melancholią. Spokój krzyczał!
Julia Sosnowska: Czy widzi Pani jakieś cechy wspólne poszukiwań młodych osób w wideo?
Aleksandra Kubiak: Wydaje mi się, że to nawet wybrzmiało podczas jednego z pokazów. Młode osoby realizują dużo projektów autobiograficznych, opierających się na drążących niepokojach, lękach. W filmach przerabia się wiele takich tematów.
Po dwóch blokach seansów, gdy projektor ponownie zajaśniał zieloną barwą z napisem „Videonews 2024”, tło spontanicznie zmieniło się w „medialną ściankę”. Wyłapałam, że kombinacje fotograficzne były przeróżne – od indywidualnych zdjęć, przez grupowe, aż po te, na których pojawiały się osoby z różnych pracowni.
Młode osoby realizują dużo projektów autobiograficznych, opierających się na drążących niepokojach, lękach. W filmach przerabia się wiele takich tematów
W czasie przerwy wyłączam się z trybu dziennikarskiego i przełączam na osobę studencką, która przyjechała do Lublina na Videonews 2024 z pracą wideo – „Teraz będę plastikową matrioszką” oraz „Kokonem”.
W drugim secie, przygotowanym na czwartkowy wieczór, zaprezentowano sześć prac z pracowni dr Katarzyny Kozyry z Instytutu Edukacji Artystycznej mieszczącego się na ASP w Łodzi. Kozyra pozostawia studentom mnóstwo przestrzeni. Nie narzuca rozwiązań, jedynie sugeruje. Jest naszą konsultantką. Cieszy się, że nie jesteśmy „kolejnymi kozyrkami”. Nasze prace ledwo ze sobą korespondują w porównaniu do materiałów z innych pracowni.
Agnieszka Rudnicka zaprezentowała „Płaszczyznę codzienności” i „W pogoni za ogonem”. W materiale uwidacznia się wpływ dziecka na rzeczywistość dorosłego człowieka-rodzica. Choć początkowo autorka miała realizować wideo sama, jej córka, która spontanicznie dołączyła do nagrań, nadaje kolejny wymiar narracyjny. Drugi film uwiecznił niekończącą się pogoń za materiałowym ogonem (który, swoją drogą, jest wspólnym elementem performerki i jej córki). Ścieżka narracyjna prowadzi po okręgu.
Agata Goździk z kolei w performansie wykorzystuje taniec i melodyjność ciała. „Roślinka” to cielesna analiza wzrostu rośliny. Autorka naśladuje etapy wzrostu kiełkującej rośliny zarejestrowanej w time-lapsie. W drugiej realizacji, „Ceremonii parzenia koszuli”, tanecznym krokiem i z namaszczeniem podchodzi do czynności prasowania koszuli. Cały proces został zaaranżowany w duchu ceremonii Chanoyu.
Wieczór zamyka blok stricte filmowy. Po godzinie 21:00 swoje prace zaprezentowały osoby z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie z kierunku Produkcja Medialna. Przyjechali jako jedyni bez opiekuna artystycznego i sami stanęli na środku sali, streszczając tendencje poszukiwań swojej pracowni. Przed Wami etiudy filmowe…
Adam Kwiecień zrealizował „stary” film na VHS. Materiał ogląda się jak tutorial – „Jak wybrać aparat analogowy?”. Fragmenty wywołują uśmiech, gdy narrator wspomina o przyszłości i ówczesnych zasobach nowych technologii.
Christine Klima, Julia Błażkowska-Barć i Gabriela Białek zaprezentowały „Wzory” – film o różnicach międzypokoleniowych i gaszeniu młodych ludzi przez starszych. Natomiast „Resztki” obfitują w piękne treści wizualne i literacko poruszają temat bulimii.
„Kanar” Miłosza Zajączkowskiego rozbawił widownię do łez. Film gatunkowo zajmuje najwięcej miejsca w komedii. Bohater – „upokorzony student” – zakłada bojówkę planującą zemścić się za mandat.
Ostatnim filmem tego dnia był „Antybohater” Val Ziółko, mocno osadzony w estetyce surrealizmu. Bohater, podobnie jak autor, przemierza tożsamość snów. „Wierzę, że we śnie jest jakaś prawda o nas”.
Wieczór jest już bardzo dojrzały. Nie słyszałam o żadnej integracji. Galeria szybko się wyludniła. Chyba wszyscy byliśmy nieco zmęczeni… Jednak moja dziennikarska rola wyostrzyła zdolność do zachowania ciągłej trzeźwości umysłu i ciekawości wobec wszystkiego, co tylko się da. Na „krótki” wywiad zaprosiłam Waldemara Tatarczuka. Naprawdę „krótki”... Ostatecznie rozmowa z kuratorem Videonews 2024 przeciągnęła się do godziny! Poniżej j-e-d-y-n-i-e fragment naszej rozmowy…
Julia Sosnowska: Jaka jest historia Videonews i czym jest ten festiwal?
Waldemar Tatarczuk: Poprzednia edycja była w roku 2020, w czasie pandemii i była edycją onlineową. Pierwsza odbyła się w 2014 roku i była troszeczkę podobna do tegorocznej, bo zaprosiłem tylko pracownie. W innych edycjach program był rozszerzany o Open Call.
Jest bardzo mało okazji, w których osoby studiujące w różnych uczelniach mogą się spotkać. Pomyślałem, że może to być taka platforma do spotkania się młodych artystów, artystek z różnych ośrodków
J.S.: A jaki jest cel Videonews?
W.T.: Może zacznę od powodu. Za powodem organizowania tego przeglądu była taka obserwacja, że wideo i używanie kamery, stało się czymś bardzo powszechnym wśród artystów i artystek. [...] Wideo stało się taką formą, tak powszechną, jak szkicownik w zamierzchłej przeszłości.
[...] Dobrym pytaniem jest dlaczego wideo, a drugim pytaniem to dlaczego osoby studenckie, bo to też dla mnie było bardzo istotne. Jest bardzo mało okazji, w których osoby studiujące w różnych uczelniach mogą się spotkać. Pomyślałem, że może to być taka platforma do spotkania się młodych artystów, artystek z różnych ośrodków. I okazało się, że rzeczywiście tak jest, że wiele osób, które brały udział dotychczas w Videonews, wspomina te wydarzenie jako ważne między innymi z tego powodu. [...] Dlatego warunkiem udziału w przeglądzie jest przyjazd tutaj. Nie chodzi jedynie o pokazywanie prac, ale o spotkanie, prezentację i rozmowę. Ważnym elementem tego projektu jest właśnie rozmowa, którą prowadzi Jakub Majmurek po każdym seansie.
J.S.: Jaką widzisz przyszłość video jako medium?
W.T.: To też jest bardzo ciekawie pytanie a jednocześnie bardzo trudne. Zastanawiam się nad przyszłością Videonews. Temat przyszłości wideo jest szerszy niż przyszłość tego przeglądu, ale ze względu na to, iż przegląd odbywa się w galerii, w realnej przestrzeni fizycznej, pierwszy raz, po chyba pięcioletniej przerwie, zastanawiam się, na ile ta konstrukcja tego przeglądu jest adekwatna do obecnego czasu. Słyszę różne uwagi. [...] Zastanawiam się, na ile jest różna publiczność – ta w galeriach i ta w sieci [...]. Wydaje mi się, że w jakiejś części ta publiczność pokrywa się, ale jest jeszcze drugi niezwykle istotny element - publikacja w sieci, czyli te algorytmy, które albo pozwalają dotrzeć do jakiejś liczby ludzi albo nie. I właśnie pojawia się pytanie, w jaki sposób w tej sieci funkcjonować. Sieć ma wielokrotnie wyższą publiczność od jakiejkolwiek instytucji nawet wielkiej i z pewnością będzie coraz ważniejszym miejscem obecności sztuki. Jest to jednocześnie niezwykle trudne miejsce dla osoby artystycznej ale bardzo intrygujące dla odbiorcy [...] Rzeczywistość jest już zupełnie inna niż była, a będzie jeszcze bardziej inna i trudno mi wyobrazić sobie jak bardzo. Sztuka chyba na razie nie nadąża za tymi zmianami [...]
J.S.: Czyli tej przyszłości video wypatrujesz razem z rozwojem internetu i w jego wpływie na percepcję widza?
W.T.: Zdecydowanie tak.
J.S.: Dlaczego akurat w tym roku wznowiłeś Videonews i skąd pomysł na to, żeby wprowadzić warsztaty?
W.T.: O powrocie Videonews myślałem już od dawna. Powód, dla którego on został przerwany, to po pierwsze pandemia. Była jedna próba onlineowa, która była nawet ciekawa, ale także dziwna. Po pierwsze z tego powodu, że łączyliśmy się online i byliśmy w tej izolacji. To było smutne, bo wartością przeglądu jest spotkanie. A druga smutna wynikała z prac, one rzeczywiście były przygnębiające... [...] To był pierwszy powód przerwy. Kolejny powód był dosyć banalny. Na początku roku 2022 przestałem kierować Galerią Labirynt [...] Wróciłem pod koniec roku. Przez ten rok rzeczywistość bardzo się zmieniła na wielu płaszczyznach. To był akurat ten rok jakiejś takiej gigantycznej inflacji, więc budżet instytucji nagle zmalał. Po drugie zaczęła się pełnoskalowa wojna w Ukrainie, co też mnie mnie pochłonęło, bo mam bardzo wielu przyjaciół w Ukrainie ze środowiska artystycznego. Swoją aktywność przekierowałem na współpracę z Ukrainą. W tym roku Polska dostała fundusze z KPO. Kiedy Ministerstwo Kultury ogłosiło konkurs na projekty w ramach KPO, uznałem, że jest to czas, by wrócić z przeglądem. Udało się dostać dotację. Był to powód i możliwość rozszerzenia tego programu o warsztaty, których pomysł wynikał z rozmów w poprzednich latach. Zastanawialiśmy się wtedy, co warto by było zmienić, jak inaczej kształtować ten projekt. [...]
J.S.: A jeśli chodzi o dofinansowania... W zeszłym tygodniu odbyła się konferencja „Ten obraz chce się ruszać” w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, poruszająca także temat braku dofinansowań dla twórców video. Widzisz tutaj jakąś szansę na zmianę, aby było to bardziej otwarte też dla stricte twórców wideo?
W.T.: Nie byłem na tej konferencji, więc trudno mi odnieść się do tematu. Nie widzę jednak sensu w organizowaniu funduszy dla jednej wybranej techniki - jeśli wideo tak, to dlaczego nie rzeźba czy performans? [...] Brakuje mi natomiast działań wspierających innowacyjność w obszarze sztuki. Zdobycie funduszy na coś czego nie było, coś co nie musi się udać, ale nie dowiemy się tego dopóki nie spróbujemy, graniczy z cudem. Myślę tu o czymś na wzór badań w obszarze nauki.
Po rozmowie słychać już tylko nocną pustkę Galerii Labirynt. Chrzęst kluczyka. Dobranoc. Przede mną wędrówka do hotelu. Światła najbliższego skrzyżowania mrugają na pomarańczowo. Ulicą przetacza się raz na jakiś czas auto-widmo, a ludzie to senne smugi.
6.12.24
Ostatni dzień budzi mnie jakąś niepokojącą radością Lublina. Mgła gdzieś traci siły, a na pierwszy plan przebijają się kontrastowe, powykrzywiane gałęzie drzewa, które widzę z okna. Gdzieś pod okiem czuję zaschnięte truchło łzy prywatnego smutku. Wzrok otrzeźwia mi myśl o kawie. Skonsternowana nietypowym zachowaniem pogody, schodzę na dół. Śniadanie na festiwalach to moment, którego nie da się nie lubić. W powietrzu wyczuwalne są artystyczne rozmowy. Dosiadam się do osób z mojej łódzkiej pracowni. Przekonane słońcem, decydujemy się obrać kierunek „Muzeum Narodowe”. Wystawy czasowe są, o ironio, „czasowo” zamknięte, ale stratę rekompensuje darmowa wejściówka na resztę.
Pamiętam trasę, nawet nie odtwarzam jej sobie w pamięci. Przed oczami, oprócz drogi, mam konwersację dotyczącą ostatniego wywiadu. Czasem ludzie się przypadkowo mijają.
Godzina 15:00 tym razem wybiła w innej sali. Za oknami powoli umiera dzień, a odradza się szarość zmierzchu. Przed nami telewizor z prezentacją Piotra Celińskiego o tytule „Media sztuki i szuka mediów. Konteksty cyfrowe”.
Julia Sosnowska: O czym były warsztaty?
Piotr Celiński: Starałem się pokazać kilka problemów związanych z tym, jak sztuka korzysta z mediów cyfrowych i sieciowych. Te problemy to kategoria interfejsu, czyli w jaki sposób się komunikujemy z mediami i co z tego dla nas wynika. Kolejny problem to procesualność tej sztuki i korzystanie z cyfrowych baz danych, a zatem w jaki sposób zorganizować wiedzę i jak nadać porządek światu informacji. Po trzecie, sięgnęliśmy, choć na krótko, do kategorii sieci, aby zastanowić się nad tym, na ile to pomaga, a na ile sztuce przeszkadza.
J.S.: Skoro jesteśmy w kontekście digitalizacji, jaka jest przyszłość tradycyjnych sztuk, takich jak malarstwo czy rzeźba w przestrzeniach galeryjnych?
P.C.: Bardzo dobre pytanie i chyba podchwytliwe. Świat cyfrowy jest niezwykle zachłanny i chciałby pożreć wszystkie analogowe, czyli niecyfrowe artefakty, uczynić z nich tylko cyfrowe reprezentacje. To by mu wystarczyło, ale coś mi się zdaje, że osobom świadomym tradycyjnej sztuki i jej odbiorcom niespecjalnie podoba się sytuacja, w której wszystko staje się jedynie obrazkiem na ekranie. Myślę, że po fali zachłyśnięcia się cyfrowością i uznaniu, iż nastąpiła cyfrowa rewolucja, to wraz z pojawieniem się na nowo winyli, kaset magnetofonowych i także tradycyjnych języków sztuki, zaczniemy postrzegać je nieco inaczej w naszym codziennym doświadczeniu.
J.S.: W takim razie jaka jest przyszłość galerii i muzeów w sytuacji rzeczywistości internetowej?
P.C.: Powiedziałbym, że są takie, które wypierają się tej cyfrowej przyszłości, i im się to udaje. To znaczy potrafią pozostać sobą, mają ciągle swoich odbiorców i swój sukces. Są takie, które kompletnie poszły w internety i pokazują rzeczy tylko tam – i to też się im udaje. Wreszcie są takie hybrydowe, które do mnie przemawiają najbardziej. To znaczy takie, które nie próbują udawać, że internet nie istnieje, ale jednocześnie próbują bronić pewnych dotychczasowych porządków obcowania ze sztuką. Mi się wydaje, że takie mądre łączenie jest chyba najsensowniejszą drogą. Nie ma sensu obrażać się ani na internet, ani żyć tylko i wyłącznie w duchu cyfrowej rewolucji, bo to są tylko konwencje kultury, z których możemy korzystać, zależnie od tego, jak nam się podoba.
Bardzo chciałbym, żebyśmy się właśnie nad tym publicznie i społecznie zastanawiali – czy takie rzeczy jak cisza, miejsca bez reklam, sztucznego światła, to obowiązek, czy wyłącznie ekskluzywna przyjemność dla wybranych
J.S.: Zapytał nas Pan, „czy cisza i ciemność mogą być prawem człowieka”. W sytuacji coraz bardziej dostrzegalnej cyfryzacji, digitalizacji, cybernetyki, myśli Pan, że będzie to intensyfikować przemyślenia moralne i etyczne, czy raczej wszyscy się temu poddamy
P.C.: Bardzo chciałbym, żebyśmy się właśnie nad tym publicznie i społecznie zastanawiali – czy takie rzeczy jak cisza, miejsca bez reklam, sztucznego światła, to obowiązek, czy wyłącznie ekskluzywna przyjemność dla wybranych. Zdaje się, że coraz częściej i w większej ilości miejsc docierają głosy, iż nadmiar tego rodzaju bodźców to nic dobrego. W natłoku dźwięku, światła, ruchu jesteśmy zmęczeni, przebodźcowani i mamy problem z tym, jak poukładać sobie rzeczywistość. Niektórzy nawet medycznie cierpią z tego powodu i jestem przekonany, że powinno być to wyzwanie dla świata polityki dzisiaj. Powinniśmy oczekiwać od kandydatów na urzędy, że między innymi o takich problemach będą z nami rozmawiać. Świetnie to się dzieje na przykład w kontekście obecności bałaganu reklamowego w polskich miastach. W niektórych miejscach to bardzo porządnie ruszyło. No, ale z hałasem czy nadmiarem światła jeszcze daleka droga zanim zaczniemy rozwiązywać te problemy. Nasze przestrzenie, niestety, będą coraz bardziej świetliste i coraz bardziej głośne.
Nie zdziwiło mnie za bardzo, gdy po południu słońce zostało odymione chmurami i przygasło. W powietrzu czuć już roztaczającą się melancholię rozstania. Festiwal kończy się, ale zdaje się, że jeszcze staramy się podtrzymywać poczucie, że trwa w pełni. W lekko okrojonym składzie osób studenckich gromadzimy się ostatni raz w tym tygodniu na sali. Widać, że czujemy się swobodnie, nie tylko w przestrzeni, ale także między sobą po tych kilku dniach. Nie ma w nas już tego początkowego niepokoju co do otoczenia. Nawet osoby, które właśnie zajmują swoje miejsca na scenie przed pokazem, zdają się nie przejmować swoją „stresującą” rolą. Nie słychać bijących z nerwów serc. Jest spokój i harmonia.
Videonews 2024 wieńczy prezentacja prac studentów Pracowni Filmu Eksperymentalnego z Akademii Sztuki w Szczecinie, zrealizowanych pod opieką artystyczną dr. hab. Huberta Czerepoka i mgr. Rafała Żarskiego. Punktem wyjścia dla tych projektów jest przede wszystkim praca z językiem filmu (światło, montaż itp.). Dostrzegalne jest szerokie pojmowanie filmu jako medium.
Łucja Uno Obrębska pokazała trzy prace: „Dzień dobry”, nawiązującą do wszechobecności kamer i poczucia bezustannego szpiegowania; „90 procent pamięci”, rozprawiającą się z procesem przygotowania do wyjazdu na studia; oraz „Świętx”, będący efektem pleneru w Zakopanem i inspiracji pracami Władysława Hasiora.
Marcel Dębicz zaprezentował prace realizowane na zadany przez profesora temat: „Dom” (zagrabione-odzyskane), „Smugi” (konspiratorium) i „Przymierze” (okolica i dzielnica).
Zofia Białkowska przedstawiła dwa filmy: „Minutę ciszy”, będącą odpowiedzią na przebodźcowanie otaczającym ją miastem, oraz „Projekcję”, w której jesteśmy świadkami powstawania dziecięcego rysunku oraz powrotu do przeszłości i szukania tożsamości. Jak ujęła artystka, „wspomnienia z czasem zaczynają degradować”.
Stanislav Bagdia zaprezentował „Sny z lewego oka” oraz „Fabrics”, które można uznać za dojrzałe wypowiedzi artystyczne. Poszukiwania formy zmierzają w stronę eksperymentu dokumentalnego i eseju. To właśnie w „Fabrics” pada stwierdzenie, że „ryby nie mają charakteru, ponieważ brak im głosu”.
Ania Kałwa bawi się zarówno z widzem, jak i z bohaterami swoich filmów. W „Ciemno” postać pierwszoplanową prześladuje mężczyzna z ręcznikiem na głowie. „Głód” to historia głodu – na chipsy – który jednak nie zaspokaja głodu i doprowadza do pożarcia psa. Na panelu autorka wspomniała, że podczas korekt profesor zwykł powtarzać: „Crazier, crazier”. „Sunny Day” przypomina formą teledysk, w którym sama artystka występuje.
Vladmiri Masich pokazał „Brakującego człowieka renesansu”, podejmując polemikę na temat „szybkiego zakończenia się radzieckiej tradycji awangardowej”. Z kolei w „Nowej Ojczyźnie” śledzimy proces oswajania się z nowym miastem. Artysta odkrywa przed nami, że każdy park jest w istocie pewnego rodzaju cmentarzem.
Ostatni dzień festiwalu zawsze skrywa w sobie tajemnicę – tajemnicę tego, co czeka nas jutro i jak odnajdziemy się w rzeczywistości poza festiwalem. Dla organizatorów wydarzenie nigdy nie kończy się wraz z jego ostatnim dniem. Z kolei uczestnicy zostają brutalnie wrzuceni w wir bezustannej rzeczywistości codzienności.
Julia Sosnowska: Uchylisz rąbka tajemnicy, co to za wystawa zostanie jutro otwarta?
Waldemar Tatarczuk: To jest wystawa Daniła Revkovskiego, artysty z Ukrainy, który mieszka w Lublinie od pół roku. Wystawa nazywa się „Jad. Elektrownia wodna”. Autor zapoznaje nas z Leonidem, pracownikiem gigantycznej elektrowni wodnej w Zaporożu na Ukrainie…
Piosenki, buteleczka z trucizną, zarekwirowana płyta, zdeformowane płody… To tylko część słów-kluczy, które padły podczas rozmowy i następnego dnia na wernisażu. Rozwiązaniem nie jest jednak odkrycie przyczyny „tajemniczej” śmierci, a złapanie siebie na „jakąś niespójność”.
Świat poszukiwaczy prawdy po wernisażu wyruszył późną porą w stronę rynku. Przeszliśmy przez Ogród Saski, następnie włączyliśmy się w ruch pieszy Krakowskiego Przedmieścia. Przed Placem Litewskim skręciliśmy w prawo, docierając ostatecznie do Centrum Kultury w Lublinie. A tam? No wiecie… % i rozmowy!
Festiwal tworzy z czasu własną formę. Kształtuje otaczającą przestrzeń, wysyłając swoją energię w miasto i jego otoczenie, lecz bez narzucania się. Staje się subtelnym korespondentem – z budynkami, mieszkańcami i miejską infrastrukturą. Gradient Videonews 2024 delikatnie osiadł na ulicach Lublina, na kilku słupach ogłoszeniowych wpisując się w codzienny krajobraz
7.12.2024
Budzę się po czterech godzinach snu. W głowie mam pootwieranych kilka kart – w tym spakowanie walizki, dotarcie na dół po kawę, a następnie na pociąg o 8:00 i pisanie scenariuszy kolejnych planowanych wywiadów… Wiele osób związanych z organizacją Videonews kieruje się do Muzeum Sztuki w Łodzi na wręczenie Nagrody im. Katarzyny Kobro 2024. Ja też planowałam tam być, ale miałam do zrealizowania inny materiał, w innej części Łodzi.
Nagrodę otrzymała Ewa Zarzycka, którą jeszcze miesiąc temu podziwiałam podczas Performance Platform Lublin 2024. Na stronie Muzeum Sztuki możemy znaleźć uzasadnienie decyzji o przyznaniu nagrody Zarzyckiej:
„Nagroda dla Mistrzyni Słowa za wybitną twórczość, która pomimo upływu czasu nie traci na autonomiczności i oryginalności.
Za bycie inspirującą performerką dla kilku pokoleń artystek i artystów, za sieciowanie i wspieranie środowiska artystycznego.
Za nowatorstwo, pionierskie podejście do sztuki i konsekwencję w pracy. Za nieustanne zaczynanie od nowa, odwagę i eksperyment”.
(D.Z.I.E.Ń)
Zawsze tak jest. Festiwal tworzy z czasu własną formę. Kształtuje otaczającą przestrzeń, wysyłając swoją energię w miasto i jego otoczenie, lecz bez narzucania się. Staje się subtelnym korespondentem – z budynkami, mieszkańcami i miejską infrastrukturą. Gradient Videonews 2024 delikatnie osiadł na ulicach Lublina, na kilku słupach ogłoszeniowych wpisując się w codzienny krajobraz. Mijając je każdego dnia, czuć było bijący od nich noenowo-zielony blask trwającego nadal czasu.
Prowadzę z Lublinem jakiś pewnego rodzaju zakazany flirt, ale co i rusz podsycam go swoją obecnością. Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżam, bilet powrotny kupuję na ostatnią chwilę. Tak jakby z poczuciem, że ta chwila może nawet nie zaistnieć, co by mnie ucieszyło. Każdy festiwal jednak kończy się. Każdy czas przemija. I właśnie znowu stoję na dworcu, na peronie numer 2 z otwartym biletem na telefonie, sprawdzając lokalizacje wagonu i zakupionego miejsca. Żegnam blask plakatów, który osadza się jeszcze światłem odbitym na moich plecach, pokrytych kurtką. Widzę i czuję przyszłość - róg plakatu odsuwa się od swego czasu przy betonie. Oddziela się od trwania. Odkleja się róg, zwisa. Zostaje tylko napis Videonews, ale rok już w cieniu.
Będąc już w Łodzi czekam na kolejną dłoń, która przyjdzie za rok i pokryje ten plakat nowym - z napisem Videonews 2025.
Wszystkie wideo można zobaczyć tutaj
***
Przytoczone fragmenty rozmów pochodzą z relacji z Videonews 2024 dla Studenckiego Radia Żak Politechniki Łódzkiej.
__________________
Julia Sosnowska – od dziecka trzymała aparat taty w prawej dłoni. W wieku nastoletnim wpadła jej w ręce zakurzona kamera cioci. Oba urządzenia towarzyszą jej do dziś, a przy okazji nosi pod pachą maszynę do pisania i trzyma za uchem pędzle. Jest interdyscyplinarnym twórcą, a w produkcjach filmowych nie ogranicza się do jednej roli. W twórczości eksperymentuje ze zmysłami, eksploruje wszelkie granice oraz zadaje surrealistyczne pytania. Obecnie studentka Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, ale po głowie nadal jej tańczy PWSFTviT, na której zabrakło jej w rekrutacji dwóch punktów.
__________________