Czy w dzisiejszym świecie jest jeszcze miejsce na magię? Kolektyw HEX przekonuje, że tak – i że nie chodzi tylko o tajemne rytuały czy ezoteryczne fascynacje, ale o sztukę, wspólnotę i głębsze rozumienie rzeczywistości. W rozmowie z Martą Kudelską członkowie grupy opowiadają o symbolice heksagramu, który stał się ich znakiem rozpoznawczym, o potrzebie kolektywizacji w sztuce i o tym, jak magia przeplata się z codziennym życiem oraz twórczością.
Marta Kudelska: zacznijmy może od tego, co może być trochę nieoczywiste dla naszych czytelników. „Hex”, czyli czarownice, czy „hex” od heksagramu?
Zuza Litawińska: Nasza nazwa wzięła się od heksagramu, czyli sześcioramiennej gwiazdy o bogatym znaczeniu symbolicznym. Jako grupa nie odżegnujemy się jednak od czarów i wiedźm, które są obecne w naszej twórczości, ale ta wielowymiarowość słowa „hex” miała dla nas oczywiste znaczenie przy wybieraniu nazwy dla naszego kolektywu. Zdecydowanie jednak najpierw pojawił się w naszych rozmowach heksagram, jako wyraz tego, że nasz kolektyw składa się z sześciu osób, a dopiero później otworzyliśmy słownik wyrazów obcych. Ważne jest dla nas przede wszystkim to, że sam heksagram składa się z dwóch trójkątów, ale ten stworzony przez nas rysowany jest jedną linią.
Kuba Sobolewski: Hekagram, którego używamy, pochodzi z XVI wieku i został opisany przez Giordano Bruno jako figura miłości. Bruno doszedł do takiego wniosku, zgłębiając filozofię, okultyzm, ale także tajemnice ciał niebieskich. Myślę, że pozytywny i afirmatywny aspekt tej figury pomaga naszemu kolektywowi dobrze ze sobą współpracować.
Ola Szczodry: Heksagram unikursalny, od którego wywodzi się nasza nazwa, zawdzięcza swoją nazwę temu, że jest rysowany, jak wspominała Zuza, symetrycznie i jednym nieprzerwanym ruchem. Co jest też ważną i naczelną zasadą tworzenia figur w magii rytualnej. Osobiście bardzo lubię tę interpretację, która mówi, że heksagram unikursalny jest znakiem wyobrażającym Światło wypływające i wpływające do Nieskończoności. Dla mnie to trochę wyznacznik tego, że każdy z nas podlega innym punktom na mapie tej niebieskiej Wielkiej Tajemnicy. Urodziliśmy się w swoim czasie i miejscu, każdy z nas reprezentuje własną drogę, a mimo to w tym kolektywie stanowimy jedność. Łączymy siły symboliczne i fizyczne.
Wydaje mi się, że kolektyw to zdrowa i naturalna alternatywa wobec pełnego zagrożeń środowiska świata sztuki. Umożliwił nam zmaterializowanie naszych twórczych mocy w formie wystawy. Czasem się zdarza, że grupa osób może więcej niż jednostka
Skąd pomysł na założenie kolektywu?
Adrianna Konopka: Jak dla mnie to wyszło jakoś naturalnie, kolektyw daje też możliwość, że wszyscy są równi. Musimy się wspierać i równo dysponować zadania, co czasem nie jest łatwe, bo jednak jest nas szóstka. Ja nigdy nie byłam w żadnym kolektywie, a zawsze chciałam, ale dopiero teraz poczułam, że to jest coś, do czego chcę należeć.
Zuza Litawińska: Weszliśmy w erę Wodnika, czyli okres myśli i działań wspólnych i grupowych. Stworzenie kolektywu wydaje się być właściwe dla tego czasu, w którym się obecnie znajdujemy.
Weronika Pietrzak: Myślę, że w jakiś sposób każdy z nas podświadomie czuł, że w grupie z odpowiednimi ludźmi dostaniemy siły i inspiracji. Bardzo mocno wierzę w to, że tak właśnie się stało.
Ola Szczodry: Zgadzam się z Zuzią, że może coś większego pcha nasze działania i artystyczne kroki w stronę kolektywizacji. Pluton w Wodniku to niekonwencjonalność, ruchy społeczne, właśnie kolektywy, czy inne wspólnotowe działania. Dla Wodnika nie mniej ważne niż co robisz, jest to z kim to robisz i jak możesz wesprzeć swoją wspólnotę. To czas ludzi pracujących razem, wspierających się wzajemnie i przekładających interes grupy nad prywatny. Wspaniale jest tworzyć wspólnoty i gdzieś przynależeć, dlatego od razu chętnie się zgodziłam dołączyć do HEX, choć nie jest to dla mnie łatwe zadanie, ale chciałam się właśnie sprawdzić. Trochę jestem taką przysłowiową „Zosią samosią”, ale lubię wyzwania, a w grupie jest raźniej. Wydaje mi się, że kolektyw to zdrowa i naturalna alternatywa wobec pełnego zagrożeń środowiska świata sztuki. Umożliwił nam zmaterializowanie naszych twórczych mocy w formie wystawy. Czasem się zdarza, że grupa osób może więcej niż jednostka.
Jesteście grupą przyjaciół. Gdy się poznaliśmy wspomnieliście, że znacie się jeszcze ze studiów. Czemu nie spróbowaliście wcześniej działać wspólnie?
Adrianna Konopka: Ja, Kuba i Weronika mamy razem pracownię i na co dzień przez to działamy wspólnie. Współpracowaliśmy razem w różnych konfiguracjach przy wystawach i na plenerach. Wszyscy skończyliśmy warszawską ASP, poza Weroniką, która jest absolwentką łódzkiej akademii. Jako ciekawostkę to zdradzę też, że z Kubą jesteśmy zaręczeni.
Zuza Litawińska: Myślę, że podjęcie się takiego działania zawsze jest spowodowane jakimś impulsem. Ciężko powiedzieć, dlaczego stworzyliśmy kolektyw akurat teraz, a nie wcześniej. Po prostu nastał na to właściwy czas.
Weronika Pietrzak: Tak jak Ada wspomniała, razem z nią i Kubą mam pracownię, ale to oni niedawno zapoznali mnie z Anią, Olą i Zuzą. Można powiedzieć, że dołączyłam do kolektywu nie znając połowy członków. Dlatego tak niesamowite dla mnie jest to, że tak dobrze się dogadujemy, znając się tak krótko.
Pamiętam też, jak Ania po jednym z naszych spotkań w kolektywie powiedziała do mnie przy pożegnaniu, że fajnie jest spotkać osobę, która wciąż maluje po ukończeniu studiów. Rzeczą trudną i niekoniecznie oczywistą jest to, że kontynuujemy po studiach artystyczną ścieżkę. Nam się to udaje i to także nas scala
Ola Szczodry: Myślę, że teraz w cudowny sposób po prostu nasze drogi się skrzyżowały. Pewnego dnia Kuba do mnie zadzwonił z propozycją założenia magicznej art grupy. Jego, Zuzię, Adę i Anię poznałam na studiach doktoranckich, podczas których wnikałam w środowisko warszawskiej ASP i tamtejszych studentów. Były to często osoby młodsze ode mnie, ale pełne entuzjazmu, ciekawe świata i energiczne. Dzięki temu, że uczęszczaliśmy do tej samej pracowni prowadzonej przez prof. Jarosława Modzelewskiego, mieliśmy sporo wspólnych projektów, które narzucała nam akademia: plenery, seminaria, wystawy, imprezy, wigilie i inne interakcje w różnych konfiguracjach osobowych. Cieszę się jednak, że w kolektyw połączyliśmy się już jako ukształtowane artystycznie osoby. Z Zuzią działamy także w duecie artystycznym MAŚĆ. Z Werą poznałam się przy okazji zorganizowanego wspólnie z Zuzią Kręgu dla Pokoju w tradycji szamańskiej. Pamiętam też, jak Ania po jednym z naszych spotkań w kolektywie powiedziała do mnie przy pożegnaniu, że fajnie jest spotkać osobę, która wciąż maluje po ukończeniu studiów. Rzeczą trudną i niekoniecznie oczywistą jest to, że kontynuujemy po studiach artystyczną ścieżkę. Nam się to udaje i to także nas scala. Interesujemy się podobnymi sprawami, możemy wspólnie rozmawiać o magii, ale także szerzej: o kulturze i sztuce.
Ania Rutkowska: Tworząc kolektyw HEX myślę, że udało się połączyć w jedno nasze wcześniejsze rozproszone próby wspólnego działania. Wielokrotnie działaliśmy razem w różnych konfiguracjach, ale ta wystawa w Galerii Lotnej jest pierwszą w takim składzie i też w poczuciu pewnej niezależności.
Ta wystawa, o której wspomniała Ania, przy której okazji my się poznaliśmy to Wasz wspólny projekt. Chciałabym, żebyście trochę opowiedzieli o tym jak doszło do jej powstania.
Adrianna Konopka: Po wystawie w Salonie Akademii zaczęliśmy myśleć o kolejnej wystawie. Wiedzieliśmy, że będzie ona związana z magią, bo ten temat jest bliski dla nas wszystkich. W mojej pamięci impuls do tego działania wyszedł od Kuby, który to złączył nas w kolektyw. Potem zaprosiliśmy Cię do współpracy nad wystawą HEX. Początkowo miała ona zupełnie inny tytuł, ale myślę, że o tym jeszcze opowiemy, bo to był ciekawy zbieg okoliczności.
Zuza Litawińska: Do kolektywu zostałam zaproszona przez Kubę i bardzo się z tego ucieszyłam. Pierwsze spotkanie mieliśmy chyba jakoś wiosną 2024 roku i od razu zaczęliśmy planować. Potem rozsyłaliśmy propozycje wystawy do różnych galerii i w końcu udało się wejść we współpracę z Galerią Lotną, która ma wystarczająco dużą przestrzeń na to, żeby nas wszystkich pomieścić i nie bała się podjąć takiego tematu.
Jakub Sobolewski: Już trochę czasu minęło, więc nie jestem pewien początku tej historii, ale wydaje mi się, że potrzeba takiego projektu i kolektywu powstała z rozmów z Anną Rutkowską w okresie wystawy „Manowce” [gdzie była ta wystawa i kiedy]. Stwierdziliśmy wówczas, że bardzo byśmy chcieli zrobić wystawę, która poruszałaby interesujące nas wszystkich tematy. Jako że temat magii okazał być bliski zaprzyjaźnionym artystkom, czyli Adzie i Weronice, poszliśmy w tę stronę. Stwierdziliśmy, że ta wystawa nie może się odbyć bez potężnych hierofantek, czyli Oli i Zuzy. Wiedząc, czym się interesujesz od razu zaprosiliśmy Cię do współpracy.
Ola Szczodry: Pamiętam, że bardzo intensywnie szukaliśmy miejsca, gdzie nasza wystawa mogłaby mieć miejsce. Myśląc nad tym złożyliśmy aplikację na Open Call w Zamku Ujazdowskim „OTWIERAMY SIĘ”, ale niestety nie przyjęli naszego zgłoszenia. W międzyczasie odezwała się do nas Galeria Lotna i uznaliśmy, że pod względem zarówno lokalizacji, jak i potencjalnej sprzedaży prac jest to dobre miejsce. Niestety nie chcieli za bardzo angażować się kuratorsko, więc musieliśmy znaleźć kogoś, kto nam pomoże w tym obszarze. Na pierwszym wernisażu w tej galerii Marcin Szałański szepnął nam słówko, że może warto odezwać się do Ciebie. Napisałam Ci maila, czy nie chciałabyś podziałać z nami i pamiętam, że zadzwoniłaś dosłownie po 30 sekundach od jego wysłania, że się zgadzasz. Pamiętam też, że poprosiłaś czy możemy tylko zmienić proponowany przez nas tytuł „Tak jak na górze, tak i na dole”, bo za kilka tygodni otwierasz wystawę Janiny Kraupe w Galerii Aspekty, która miała dokładnie ten sam tytuł. To był w sumie fantastyczny zbieg okoliczności. A my ostatecznie zorganizowaliśmy wystawę o tytule HEX jak nazwa naszego kolektywu. Co ostatecznie myślę, że było lepszym rozwiązaniem.
Pochodzę z rodziny zielarzy. Moja babcia prowadziła sklep zielarski, rodzice w latach 90. prowadzili hurtownię zielarską, dorastałam więc w zapachu ziół. Moja mama studiowała astrologie, a w naszym domu zawsze było mnóstwo dziwnych przedmiotów, książek i rozmów o niekonwencjonalnych praktykach
Obecnie część osób w naszym środowisku jest bardzo krytycznie nastawiona do tematów, które poruszacie. Złośliwi mówią o tym “czary-mary”, że to moda i płytka fascynacja. Dla Was jest to jednak coś, czym zajmujecie i interesujecie się od dłuższego czasu.
Adrianna Konopka: Każdy z nas zgłębia ten temat od wielu lat, doskonali warsztat i wiedzę. Nie jest to podążanie za modą, tylko może to co robimy, wreszcie stało się „modne”. Wydaje mi się, że nasza sztuka jest szczera i myślę, że jakbyśmy robili to na siłę, byłoby to widać.
Zuza Litawińska: Pochodzę z rodziny zielarzy. Moja babcia prowadziła sklep zielarski, rodzice w latach 90. prowadzili hurtownię zielarską, dorastałam więc w zapachu ziół. Moja mama studiowała astrologie, a w naszym domu zawsze było mnóstwo dziwnych przedmiotów, książek i rozmów o niekonwencjonalnych praktykach. Rośliny, natura i rozważania na temat tego, co niewidzialne bardzo szybko pojawiły się w mojej twórczości. Grzyby, które pojawiają się na wystawie w Lotnej, zaczęłam malować już w 2015 roku. A na wystawie dyplomowej trzy lata później, pokazałam m.in. obraz o reinkarnacji, czy obraz o tytule „Wieża”, który odnosił się do tarota. Wcześnie zaczęłam też stosować różne praktyki opierające się na intuicji, czy rytuałach. Chodziłam na Kręgi Kobiet. Na pierwszy krąg trafiłam w 2013 roku, w Gdańsku, później Ola zabrała mnie na kręgi do Joanny Eichelberger, gdzie spotykałyśmy się w okolicach pełni, żeby rozmawiać i odprawiać ceremonie. Te zainteresowania stopniowo rozwijam o reaserch antropologiczny i religioznawczy. To, że takie tematy stały się teraz modne to dobrze, może świat pójdzie dzięki temu w akceptację różnorodności i stanie się trochę lepszy.
Te ponadnaturalne potrzeby zawsze towarzyszyły ludzkości i znajdowali się zarówno kiedyś jak i dziś artyści, którzy spełniali te potrzeby. Dlatego ciężko mi powiedzieć, żeby to wszystko było jakąś chwilową modą. Wydaje mi się, że po prostu cały czas na nowo odkrywamy ten temat
Jakub Sobolewski: Magia w różny sposób istniała w mojej sztuce. Ostatnio mam wrażenie, że wyszła bardziej na pierwszy plan. Wydaje mi się, że jest to związane z wolnością twórczą, jaką pielęgnuję w ostatnich latach. Czary są czymś obecnym w kolektywnej kulturze ludzkiej od zarania dziejów. Spójrzmy tylko na neolityczne malowidła w jaskiniach. Wielu badaczy przypuszcza, że pełniły one funkcję rytualną, magiczną a ich autorzy byli szamanami, albo też byli blisko z nimi związani. Możemy więc przypuszczać, że jednym z pierwotnych zadań sztuki było spełnianie potrzeb sakralnych, duchowych, które miały mieć swoje przełożenie na rzeczywistość ówczesnych ludzi. Współczesne religie są również usankcjonowane myśleniem magicznym. Te ponadnaturalne potrzeby zawsze towarzyszyły ludzkości i znajdowali się zarówno kiedyś jak i dziś artyści, którzy spełniali te potrzeby. Dlatego ciężko mi powiedzieć, żeby to wszystko było jakąś chwilową modą. Wydaje mi się, że po prostu cały czas na nowo odkrywamy ten temat.
Weronika Pietrzak: Myślę, że jest to smutne, jak ludzie bagatelizują dziś magię. Uważają ją wyłącznie albo za coś bajkowego, albo złego. Nie dostrzega się, że jest ona obecna w naszym życiu, sztuce czy kulturze od setek lat. Każdy z naszego kolektywu interesuje się lub siedzi w innym rodzaju magii. Ja np. inspiruję się kulturą ludową, tam magia funkcjonuje od bardzo dawna, a co za tym idzie, można powiedzieć, że mamy ją w naszych korzeniach.
Ola Szczodry: W naszym kraju, gdzie wciąż niebagatelną rolę odgrywa religia, wszystkie alternatywne formy duchowości bywają oceniane co najmniej ambiwalentnie. Nie mam jednak pretensji do ludzi, którzy myślą o tych zjawiskach inaczej niż my. Za nami nie stoi moda, ale pewne autentyczne doświadczenie. Dla nas magia jest ważnym narzędziem, które mamy w swoich rękach. To nasz pomysł na życie i na odbieranie rzeczywistości. To także pewien sposób na poradzenie sobie z nią, wytrwania w niej, nadania jakiegoś kierunku i wartości. Widać od jakiegoś czasu dużą fascynację New Age, ludzie kładą mocny nacisk na duchowość, jogę, medytację, astrologią czy tarota. Cieszę się, że ludzie odkrywają i zgłębiają siebie na różne sposoby. Myślę, że jest to jakiś rodzaj walki z kapitalizmem, który polega na wejściu kontakt z czymś więcej niż racjonalizm. Jeśli jest to u innych ludzi tylko moda, która przeminie, to i tak dobrze, że ma miejsce. Nie wiem, czy uczyni to więcej dobrego, czy złego, bo dużo jest płycizn i szarlataństwa, ale oby to pierwsze.
Malarstwo ma długą tradycję jako narzędzie kontaktu ze zjawiskami trudnymi do racjonalnego wyjaśnienia i siłami nadprzyrodzonymi. Wielu twórców doświadczyło i wciąż doświadcza przekazów mediumicznych, telepatii, jasnowidzenia. Wychowałam się na podaniach ludowych, spędzałam czas w starej chacie w polu, znajdując czaszki i dziwne grzyby w okolicznych zaroślach. Towarzyszyła mi przy tym bardzo mocno refleksja, że kościół zniszczył, wypaczył i ośmieszył pierwotną duchowość naszego kraju
Ania Rutkowska: Sztuka abstrakcyjna powstawała w silnym związku z magią, ezoteryką. Artyści dziś uważani za pionierów nurtu: Hilma af Klimt, Wasilij Kandinsky, Kazimierz Malewicz, Piet Mondrian, František Kupka, ściśle łączyli zainteresowania ówcześnie popularną teozofią z praktyką twórczą. Malarstwo ma długą tradycję jako narzędzie kontaktu ze zjawiskami trudnymi do racjonalnego wyjaśnienia i siłami nadprzyrodzonymi. Wielu twórców doświadczało i wciąż doświadcza przekazów mediumicznych, telepatii, jasnowidzenia. Wychowałam się na podaniach ludowych, spędzałam czas w starej chacie w polu, znajdując czaszki i dziwne grzyby w okolicznych zaroślach. Towarzyszyła mi przy tym bardzo mocno refleksja, że kościół zniszczył, wypaczył i ośmieszył pierwotną duchowość naszego kraju. Niechęć do magii, do prywatnej duchowości jest wciąż kultywowana pod pretekstem walki z zabobonami i gusłami, a przecież skojarzenie magii i nauki jest wciąż źródłem inspiracji i związkiem dającym płodne owoce. Nie jest zbyt popularną wiedzą, że Izaak Newton tłumaczył słynną Tablicę Szmaragdową.
Wspominacie dużo o duchowości, wierzeniach ludowych i odkrywanej współcześnie potrzebie działania kolektywnego, budowaniu wspólnot, ale także o dążeniu do pewnej rytualności w różnych działaniach i praktykach. Myślę przy tym, że musimy także pamiętać, że ta moda na magię istnieje. Czasem mówimy o zjawisku „greenwashing”, które odnosi się do zjawiska wywołania wykorzystywania przez wielkie koncerny haseł związanych z ekologią. Myślimy, że dany produkt jest ekologiczny, a jest to jedna wielka blaga. Bardzo możliwe, że za jakiś czas będziemy mieć też do czynienia ze zjawiskiem, które nazywam „witchwashingiem”, czyli celowym żerowaniu na tej fascynacji. Co trochę też już się dzieje. Wystarczy przejść się po galeriach handlowych i znajdziemy wiele produktów inspirowanych magicznymi fascynacjami, które mają jeden cel: spieniężenie tego i zysk. W czym jednak dla Was dziś przejawia się magia? Czy przybiera ona jakąś materialną formę?
Adrianna Konopka: W przyjaźni!
Zuza Litawińska: W naturze, tańcu i kolektywnym działaniu. W miłości i różnorodności i w śpiewie...W działaniu dla dobra naszej planety i wszystkich stworzeń.
Jakub Sobolewski: Dla mnie objawia się w zrozumieniu się nawzajem bez słów, jedynie przez wczucie się dobry „wajb”.
Weronika Pietrzak: Jestem tego zdania co Kuba, Adrianna i Zuza: w naturze i więziach międzyludzkich, jeśli są wystarczająco szczere.
Ola Szczodry: W codzienności, ale takiej nieprzysłoniętej rozumem. W przestrzeni, w ciszy, w metaforze. Magia jako magia pozostanie jednak niewyjaśniona.
Wróćmy jeszcze na moment do Waszej wystawy. Mam wrażenie, że przy takich kolektywnych działaniach z wystawy, która zawiera w sobie prace indywidualnych artystów, tworzy się coś, co przypomina jedno wielkie dzieło, jedną wielką pracę. Chyba podobny efekt udało się uzyskać w Lotnej. Wasze prace się przeplatają, przenikają, a opowieść jednej osoby przechodzi w drugą. Chciałabym jednak wyciągnąć od Was kilka tych osobistych opowieści, bo mam wrażenie, że na wystawie jest ich pełno. Może zacznijmy od Adrianny. Czy mogłabyś opowiedzieć coś o figurkach, które prezentujesz na wystawie? Nie ukrywam, że bardzo urzekła mnie ich historia i skojarzyły mi się z magicznymi amuletami.
Adrianna Konopka: Na wystawie prezentuje między innymi dwie niepozorne figurki zrobione w technice raku. Raku to alternatywny rodzaj wypału ceramiki, w której wypala się przedmioty w niskiej temperaturze. Do zdobień wybrałam metodę horse hair. Na rozgrzane naczynie kładzie się włosy. Poprzez ich spalanie tworzą się na powierzchni naczynia nieregularne i abstrakcyjne wzory. Włosy, które wykorzystam w tej pracy, są mojej mamy. Pochodzą z okresu, w którym przechodziła chemioterapię. Leczenie przechodziła u mnie w mieszkaniu. Po paru tygodniach przyjmowania chemii, w końcu nadszedł czas, aby ściąć włosy, które zaczęły jej wypadać garściami. Zachowałam je z myślą o jakimś przyszłym projekcie. Gdy dowiedziałam się o technice horse hair, wiedziałam jakich włosów użyje. Wykorzystanie włosów mamy było dla mnie gestem symbolicznego zamknięciem choroby w przedmiocie. Wręcz w magiczny sposób została ona zaklęta w glinie.
Jako mieszkanka wsi i terenów względnie dzikich widzę, jak mało żywy jest świat sprowadzony do monokultury, jak smutna jest wieś dążąca do porządku i unifikacji: dom, ścięta trawa, tuja - w tym jest pustka, pustynia, nic tam nie żyje. Różnorodność dzikiej przyrody, ale też różnorodność doświadczeń, czy kultur jest czymś, co mnie fascynuje i z czego czerpię inspirację, i to w swoich pracach niosę dalej w świat
Zuza Ty z kolei mogłabyś być taką bajkową wiedźmą mieszkającą w ciemnym lesie. Mieszkasz na uboczu, w małym domu. Gdy rozmawiałyśmy pierwszy raz pamiętam że powiedziałaś, że kafle, które znalazły się na wystawie, masz też w domu. Mam wrażenie, że na Twoich obrazach też malujesz to co masz blisko: las, drzewa, paprocie. Ważne jest dla Ciebie to bliskie: otoczenie natury, domu?
Zuza Litawińska: Myślę, że ważne jest zobaczenie tego, co blisko, zanim wyruszy się dalej w świat. Rozpoznanie swojego otoczenia, to trochę rozpoznanie siebie, obserwacja tego, co w nas, przez pryzmat tego, co na zewnątrz i na odwrót. Można to robić poprzez miejskie krajobrazy, natomiast mi bliższa jest natura, lubię w niej przebywać i jej słuchać. Kafle są trochę inne niż moje obrazy, bardzo symboliczne, mam wrażenie, że w nich wyraża się moja podróż w dalsze rejony Ziemi, gdyż czerpię tu z różnych kultur, tradycji, z różnych epok i stron świata. Te wyselekcjonowane motywy rzeczywiście przyniosłam do mojego najbliższego otoczenia, czyli do kuchni w naszej leśnej chatce. Zataczając tym samym krąg i sprawiając, że to, co dalekie stało się bliskie i zwiększając różnorodność mojego najbliższego otoczenia. Ostatnio ta różnorodność jest dla mnie bardzo ważna, zarówno bioróżnorodność jak i każda inna. Jako mieszkanka wsi i terenów względnie dzikich widzę, jak mało żywy jest świat sprowadzony do monokultury, jak smutna jest wieś dążąca do porządku i unifikacji: dom, ścięta trawa, tuja - w tym jest pustka, pustynia, nic tam nie żyje. Różnorodność dzikiej przyrody, ale też różnorodność doświadczeń, czy kultur jest czymś, co mnie fascynuje i z czego czerpię inspirację, i to w swoich pracach niosę dalej w świat.
Aniu Ty podobnie jak dziewczyny odnosisz się w swojej sztuce do prywatnych opowieści. Czy mogłabyś mi opowiedzieć o prezentowanych na wystawie ptakach i Ogniopluju? Myślę, że również Twoje prace odnoszą się do prywatnych mitologii.
Ania Rutkowska: Ptaki, które można zobaczyć w Lotnej to „Kuroidy”. Prezentowałam je wcześniej na wystawie „Krzyk sztucznej kury” w Galerii 63, a jej kuratorem był Paweł Brylski. Pierwszy z ptaków powstał by powstrzymać gołębie, które masowo wpadały do mojej pracowni. Niewzruszony stał na oknie i swoją groźną sylwetką odstraszał napastliwych intruzów, poszukujących miejsca do kopulacji i założenia gniazda. Niestety, rozwiązanie to sprawdziło się na chwilę. Pewnego dnia weszłam do pracowni a tam chaos. Bezwładnie nawrzucane gałęzie, śmieci, porozrzucane kartki pokryte ptasimi odchodami a w powietrzu kilka lewitujących piór. Sam stworzony przeze mnie ptak leżał bezwładny na parapecie, a wokół niego gruchały gołębie. Ostatecznie powstało 12 ptaków, ale 13 jest jeszcze niewykluty. To jajko, które symbolizuje nieszczęśliwego potomka, na którego patrzy stado krewnych, którzy jeszcze przed jego urodzeniem wyznaczają jego przyszłość. Z kolei „Ogniopluj”, o którego pytasz, powstał przy okazji wystawy Teresy Jakubowskiej, kuratorowanej przez Cezarego Wierzbickiego w Galerii Aspekty. Swoje imię zawdzięcza mojemu Ojcu, autorowi słynnego i wiekopomnego dzieła „Nie ruszajcie bracia mili straszliwego ogniopluja”.
Magiczne zwierzęta pojawiają się także u Kuby. Skąd u Ciebie fascynacja magicznymi kotami, fantastycznymi bestiami czy innymi symbolicznymi zwierzętami?
Kuba Sobolewski: Ta fascynacja pojawiła się jak tylko zetknąłem się z fantastyką, a bardziej grami narracyjnymi, gdy miałem jakieś 12-13 lat. Wśród podręczników do takich gier zawsze były kompendia potworów, które najbardziej z tego wszystkiego przyciągały moją uwagę. W dobrych wydaniach tego typu książek każdy stwór miał swoją ilustrację. Z czasem coraz bardziej interesowały mnie historie, które mogłyby opowiedzieć takie potwory. Dlatego też zacząłem poszukiwać mitów i legend, z których stwory używane obecnie w fikcji się wzięły. Dzięki tym poszukiwaniom w mojej twórczości staram się nadać potworom rys psychologiczny i tworzyć z nich partnera do rozmów zamiast przeciwnika strzegącego skarbu. Bogactwo, jakiego strzegą te kreatury to ich mądrość, którą mogą się podzielić jeśli cię polubią. Wielką inspiracją była też niszowa gra „Undertale” z 2015. Wcielamy się tam w postać dziecka zagubionego w świecie potworów pod ziemią. Jedną z możliwości zakończenia gry jest oszczędzenie wszystkich napotkanych stworów. Choć to niszowa gra w stylu pixel art to zauważyłem jej wpływ na sposób budowania fabuły w większych produkcjach. Coraz częściej bestie zaczęły do nas przemawiać.
Weroniko, Ty z kolei sięgasz po ludowe wyobrażenia diabłów, ale także w Twoich pracach pojawia się tur. Wierzysz w magiczną moc takich istot i natury?
Weronika Pietrzyk: Tak, absolutnie. Dla mnie natura jest najpotężniejszą siłą panującą na świecie. Człowiek stara się nad nią zapanować, ale moim zdaniem nigdy nie uda nam się jej przezwyciężyć. Dawno temu, a w niektórych miejscach do dziś, zwierzęta i roślinność posiadają magiczne znaczenie. Kiedyś Matka Natura obdarowywała nas wszystkim, czego potrzebowaliśmy do życia, dlatego ją szanowaliśmy i czciliśmy. Tur jest tego dobrym przykładem. Dla Słowian był on wręcz totemicznym zwierzęciem, utożsamianym z płodnością, wierzono, że jego sierść jest w stanie zapewnić bezpieczny i łatwy poród u kobiet. Na powitanie wiosny odprawiano nawet święto zwane Turzyce. Niestety tury wyginęły, ale w Polsce wytrwały dłużej niż w reszcie świata. Uważam, że natura jest naszą nierozerwalną częścią, wywodzimy się z niej i to ta więź z nią jest dla mnie magiczna. Przebywanie w naturze, zagłębianie się w niej z odpowiednim szacunkiem potrafi utworzyć więź z pradawnym światem, pierwotnymi siłami i pierwszymi myślami naszych przodków. Czasem patrząc na niektóre zjawiska naturalne jak np. murmuracje ptaków, zorze polarne czy nawet zwykłą mgłę unoszącą się nad wodą, myślę, że to nic dziwnego, że wierzono w różne duchy czy istoty rządzące naturą. W swojej sztuce staram się odtworzyć tę pradawną więź i myśli, magiczne istoty, które dla naszych przodków gdzieś się kryły w tych gęstych lasach.
Moje ostatnie pytanie, chciałabym skierować do Oli. Częstym motywem w Twojej twórczości jest pojawiająca się postać Bogini. W jaki sposób pozyskujesz tą archetypiczną opowieść dla siebie?
Ola Szczodry: W prehistorycznych czasach, gdy nie znano jeszcze słowa ,,patriarchat", wierzono w immanentną moc bogini, twórczyni życia, z której łona pochodzimy. Gdy usłyszałam po raz pierwszy o egalitarnych cywilizacjach i matriarchalnych pokojowych kulturach, bardzo mnie to pochłonęło. Marija Gimbutas, niezwykła badaczka i archeolożka, otworzyła przede mną skarbnicę prehistorii i zainspirowała wiarę w pokojowe istnienie naszych czasów. Jej praca jest dla mnie jak wędka do dalszych poszukiwań, niezwykłych podróży na Kręte i Gozo, na szczyty górskie, do jaskiń i megalitycznych świątyń gdzie czczono Boginię. Wzrasta we mnie przekonanie, że można było żyć w harmonii i szacunku do wszystkiego, co żyje, dając mi moc i nadzieję. Neolityczne figurki inspirują mnie do odkrywania i rzeźbienia własnych form niczym magicznych talizmanów, a medytacyjne lepienie libacyjnych rytonów wzmacnia kontakt z energią Wielkiej Bogini. Dzięki nim mogę poczuć połączenie ze źródłem, skontaktować się z praoceanem, początkiem, kosmicznym wężem... Moim celem jest dociekanie, w jaki sposób powracanie i ponowne opowiadanie starożytnych mitów i wskrzeszanie starych rytuałów może pomóc nam stworzyć nowe historie, które poprowadzą nas do wizualizacji możliwych i oby pokojowych przyszłości.
Czy HEX planują już swoją przyszłość?
HEX: Oczywiście, że tak! Berlin... Londyn... Nowy Jork...Zanim to jednak nastąpi, chcemy spotkać się przy ognisku i wyrzucić z siebie wszystkie emocje związane z wystawą. Potem chwilę odsapnąć i pomyśleć o dalszych projektach. Może tym razem w publicznych instytucjach.
___________
HEX to grupa artystyczna składająca się z sześciu osób (Adrianna Konopka, Zuzanna Litawińska, Weronika Pietrzak, Anna Rutkowska, Kuba Sobolewski, Aleksandra Szczodry), utworzona wiosną 2024 roku, której nazwa odnosi się do unikursalnego heksagramu. Centralnym punktem zainteresowań kolektywu jest praktykowanie myślenia magicznego, dążącego do wywołania oczekiwanej zmiany i pogłębiania intuicji. Kolektyw HEX przeplata w swojej twórczości inspiracje tarotem, magią, folklorem i szeroko pojętą ezoteryką. Wątki przeplatające się w ich działalności odwołują się do odwiecznych mistycznych poszukiwań i związku pomiędzy rzeczami widzialnymi i niewidzialnymi.
___________
Marta Kudelska — kuratorka, krytyczka sztuki, doktora nauk humanistycznych w dyscyplinie nauki o sztuce. W praktyce kuratorskiej i badawczej interesuje się zagadnieniami związanymi przede wszystkim z relacjami sztuki współczesnej z tradycją romantyczną (zainteresowaniem artystów wątkami magicznymi, grozy i ezoterycznymi), przygotowywała na ten temat wystawy oraz artykuły problemowe. Od 2022 roku realizuje projekt „Ernesta Thot”, który poświęcony jest badaniu wpływu ezoteryki, grozy i magii na współczesną i nowoczesną praktykę artystyczną. Pracuje w Instytucie Kultury na Uniwersytecie Jagiellońskim.
___________