W trzeciej edycji wychodzimy od tematu pomników i pamiątek, bo interesuje nas rozpiętość wizualnej reprezentacji przeszłości. Coś co jest monumentalne i oficjalne kontra coś, co jest osobiste i sentymentalne – mówią organizatorki przemyskiego projektu „Centrum światów jest tutaj” Lila Kalinowska i Jadwiga Sawicka.
Anna Pajęcka: Od dwóch lat realizujecie projekt „Centrum światów jest tutaj”. Co to za inicjatywa?
Punktem wyjścia jest dla nas Przemyśl, miasto obecnie leżące przy granicy polsko-ukraińskiej, a na przełomie XIX/XX wieku funkcjonujące pomiędzy dwoma silnymi ośrodkami kulturalnymi – Krakowem i Lwowem, w którym językiem inteligencji był język niemiecki, gdzie wychodziły liczne gazety i kwitło życie kulturalne. Odwołujemy się do historycznej wielokulturowości miasta (30% mieszkańców stanowili Żydzi, ok. 16% Ukraińcy), zwracamy uwagę na kulturotwórczą rolę kobiet i wkład mniejszości w mitologizowaną przeszłość. Odnosimy się także do teraźniejszości: braku perspektyw, pustoszenia miasta, nieufności w stosunku do ukraińskich sąsiadów. Zapraszamy artystki i artystów otwartych na działania społeczne, zainteresowanych historią/pamięcią i relacjami pomiędzy przeszłością i teraźniejszością, naukowców i aktywistów.
Od czego rozpoczął się ten projekt?
Jadwiga Sawicka: Zaczęło się od kamienicy Rynek 26 i postaci Helene Deutsch, psychoanalityczki, pionierki badań nad seksualnością kobiet, która żyła w niej na przełomie wieków. Pochodziła z zasymilowanej rodziny żydowskiej. Jej los był jakoś niezwykły, a z drugiej strony, bardzo typowy dla kobiety o takim pochodzeniu. Helene napisała autobiografię, w której patrzy na swoje życie z perspektywy osiemdziesięcioletniej kobiety i opisuje Przemyśl jako ważną, intensywną jego część. Dzisiaj w tej kamienicy znajduje się kawiarnio-księgarnia, bardzo popularne miejsce. Za czasów Helene życie kulturalne też toczyło się w kawiarniach, a sama kamienica była wtedy mikrokosmosem: spotykały się tam rodziny polskie, żydowskie i ukraińskie. Helene opisuje w swojej autobiografii relacje, jakie łączyły mieszkańców kamienicy. To właśnie było dla nas inspirujące – że jest konkretne miejsce i konkretna osoba z nim związana.
Liliana Kalinowska: Myślałyśmy o tym, żeby stworzyć coś, co pozwoli nam opowiedzieć historię naszymi emocjami i słowami. I nie będzie to opowieść o płaskiej, mainstreamowo przedstawianej wielokulturowości, która jest irytująca i w naszym odczuciu nie mówi prawdy. Chciałyśmy opowiedzieć tę historię stawiając na narrację kobiecą, mniejszości, opartą na codzienności i osobistym doświadczeniu.
Mainstreamowo przedstawiana wielokulturowość nie mówi prawdy?
Liliana Kalinowska: Zrobił się z tego slogan. Wszyscy jesteśmy dumni, że mieszkamy w miejscu wielokulturowym, ale praktyka pokazuje, że wielokulturowość nie była wcale prosta. Nie chodzi mi o to, żeby opowiadać wyłącznie o konfliktach, ale spróbować wyobrazić sobie, że było różnie. Denerwuje mnie, że dzisiaj wiele miast, w tym Przemyśl, wykorzystuje hasła wielokulturowości na potrzeby promocji, i nie stoi za tym żadna refleksja. Atrakcyjnie jest powiedzieć: mieliśmy Żydów. Ale teraz mamy dziurę po tych Żydach, a jeśli przyszłoby nam dzisiaj decydować, to może wcale byśmy ich już nie chcieli. Nie tolerujemy inności, co nie przeszkadza nam być dumnym z dawnej wielokulturowości.
Jadwiga Sawicka: Ten wątek powrócił w formie paradoksalnego oskarżenia wobec formy tablicy. Upamiętniłyśmy Helene Deutsch razem z Ołeną Kulczycką, ukraińską artystką która mieszkała w tej samej kamienicy i Wincentą Tarnawską, polską działaczką niepodległościową. Zarzucono nam, że to my chcemy osładzać przeszłość, nie wspominać o mordach. Nie można opowiadać choćby o współistnieniu w konfliktach, które niekoniecznie kończyły się strzelaniem do siebie. Od razu musi być krew.
Liliana Kalinowska: W pigułce widać to na przykładzie sytuacji z tablicą, którą chciałyśmy upamiętnić trzy przemyślanki w ramach festiwalu „Centrum światów jest tutaj” (Helene Deutsch, Ołenę Kulczycką i Wincentę Tarnawską – przyp.red.). Prezydent miasta udzielił patronatu, dostałyśmy od niego pismo z gratulacjami i życzeniami powodzenia. Kiedy pojawiły się pierwsze głosy, że Kulczycka ma kontrowersyjną biografię, zasugerował, że może jednak nie powinno się odsłaniać tablicy. Ale przecież każdy ma kontrowersyjną biografię. O tym opowiadamy też w „Centrum światów…” – nie ma ludzi bez skaz. Wydaje nam się, że jakiegokolwiek Ukraińca albo Ukrainkę zaproponowałybyśmy na tę tablicę, to zawsze znalazłoby się coś, co przeszkadza. To metafora tego, w jaki sposób mówi się o wielokulturowości, a jak to wychodzi w praktyce. A sama tablica pozostała zasłonięta.
W sprawie tablicy IPN wydał opinię negatywną, argumentując, że Ołena Kulczycka była członkinią Rady Najwyższej USRS w latach 1951-1955, więc uczczenie jej pamięci podpada pod propagowanie komunizmu. Gdyby nie ta opinia, to możliwa byłaby inna reakcja na odsłonięcie tablicy?
Liliana Kalinowska: Od razu sprostuję: tekst IPN-u nie jest opinią w rozumieniu prawa, tylko wypowiedzią. Opinia, która może być podstawą do działań w ramach ustawy o dekomunizacji, jest formułowana na wniosek wojewody, zawiera uzasadnienie i szerokie rozwinięcie. Może, ale nie musi być wiążąca, można się od niej odwołać. My dostałyśmy pismo, z którego wynikało, że nie, bo nie. Ale to nie ono wywołało niechęć, raczej było apogeum.
Postaci tych kobiet były wcześniej rozpoznawalne lokalnie?
Jadwiga Sawicka: Każda z tych postaci była znana już wcześniej, ale z osobna. Wielu mieszkańców kamienicy przy Rynku 26 wie, że kiedyś mieszkała tu Helen Deutsch. Mieszkańcy podejmowali nawet kilka prób, żeby pojawiła się o tym jakaś wzmianka, ale trudno było ten pomysł zrealizować. Podobnie wiadomo było, zwłaszcza w środowisku ukraińskim, że Ołena Kulczycka to twórczyni salonu literackiego, patriotka ukraińska, nauczycielka, a jej akwarele dokumentujące stroje regionalne, znajdują się w zbiorach muzeum przemyskiego. Dla nas rewelacją było to, że mieszkały w tym samym miejscu, prawie w tym samym czasie…
Niechęć w relacjach polsko-ukraińskich w Przemyślu jest widoczna na co dzień?
Liliana Kalinowska: W Przemyślu jest nietolerancja, bardzo odczuwalna. Sytuacja z tablicą to uwypukliła. To co dla nas było istotne w upamiętnieniu, nagle przestało być ważne. Liczyło się tylko to, że Kulczycka była komunistką, że była zła, że nie powinna być wspominana. Sprawa tablicy pokazała to, co nierozwiązane na mapie emocjonalnej Przemyśla, czyli, że niechęć do Ukraińców tu jest i nie można mówić, że jej nie ma.
Jadwiga Sawicka: I ta niechęć jest oparta na czasach po II WŚ. Centrum uwagi przesunęło się na czas, którym nie planowałyśmy się zajmować. Nie czułyśmy się kompetentne, żeby się do tego odnosić. Czujemy się kompetentne, żeby robić wydarzenie artystyczne, zależy nam na interdyscyplinarnej współpracy i zwróceniu uwagi na wątki, które nie były dotychczas poruszane w Przemyślu.
Czyli?
Liliana Kalinowska: Obecność kobiet.

Szukałam, ma żadnego pomnika kobiety w Przemyślu.
Jadwiga Sawicka: Oprócz matki boskiej.
Liliana Kalinowska: Ale też chcemy opowiadać i obecności mniejszości….
Jadwiga Sawicka: Która była ważnym filarem kultury. A nie, tak jak w dominującej opowieści o tym, że Żydzi mieli sklepiki, a Ukraińcy wieś. Spodobało nam się uwypuklenie udziału inteligencji ukraińskiej w kulturze – salon Ołeny Kulczyckiej. To był moment, kiedy Polacy chcieli tworzyć nowe państwo, ale i Ukraińcy chcieli wymyślić swoje.
W lutym tego roku tablica, choć wisiała zasłonięta, została zniszczona przez nieznanych sprawców. Tegoroczna edycja „Centrum światów jest tutaj” będzie poświęcona pomnikom i pamiątkom. Czy sprawa zniszczenia tablicy była przyczyną decyzji o takim temacie przewodnim?
Jadwiga Sawicka: Tak, jak najbardziej. Nawet zachowałyśmy resztki tablicy. Chcemy, żeby zaistniała jako obiekt. W trzeciej edycji wychodzimy od pomników i pamiątek, bo interesuje nas rozpiętość wizualnej reprezentacji przeszłości. Coś co jest monumentalne i oficjalne kontra coś, co jest osobiste i sentymentalne.
Liliana Kalinowska: W pewnym momencie osiągnęłyśmy zgodność, że nie chcemy, żeby tablica wróciła na ścianę, na której wisiała. Raz, że te wydarzenia były dla nas bardzo dużym osobistym kosztem, a dwa, że napięcia, które generuje jej obecność, są za duże i nie o to chodziło nam w upamiętnianiu. Pamięć o tych kobietach blednie w obliczu konfliktu, jaki generuje tablica. Było to całkowicie wbrew naszej intencji i idei. Wydało nam się bardziej interesujące, żeby to przetworzyć w dzieło sztuki.
Jesteśmy teraz w trakcie szerokiej dyskusji o tym, do kogo należy przestrzeń publiczna i o czym powinna ona mówić. Sztuka jest w stanie znaleźć nowe rozwiązania? W krótkiej zapowiedzi tegorocznej edycji „Centrum światów…” piszecie m.in. o „efemerycznych pomnikach, tworzeniu nowych narracji o przeszłości, pamięci miejsca i własnej”.
Jadwiga Sawicka: Efemeryczność jest punktem wyjścia i założeniem Centrum Światów. W tym roku będziemy zapraszać artystów i naukowców, żeby odnieśli się do tego problemu. Zresztą, został on już zasygnalizowany w projekcie Marcina Polaka, pokazanym podczas ubiegłorocznej edycji. Artysta zaproponował pomnik Helene Deutsch w postaci klombu tulipanów, który jest zaprzeczeniem tradycyjnej idei pomnika. Ma refleksyjną formę odnoszącą się do obszaru działań badaczki, czyli seksualności kobiet. Różowe tulipany symbolizują kobiecość i delikatność. Projekt pomnika powstał w ramach Centralnego Muzeum Sztuki w Przemyślu. Muzeum, którego powołanie zaproponował Marcin, zbiera idee i koncepcje dla miasta Przemyśl. Podobne echa wybrzmiewają w projekcie Małgorzaty Markiewicz dla CMS – koncepcji pomnika w formie kwiatów ułożonych ze zdjętych z kobiecych ubrań.


Efemeryczność jest też naszą oczywistą reakcją na to, co stało się z tablicą. Mimo że jej projekt graficzny był bardzo oszczędny, wręcz na granicy czytelności (trzeba było podejść naprawdę blisko, żeby odczytać napis), to okazało się, że nawet ten stopień przyciszenia głosu jest zbyt konkretny. Później pojawił się pomysł, żeby powiesić startą i wypolerowaną tablicę bez napisów. To już jest forma interesującej reakcji.
Liliana Kalinowska: Gra z formą pomnikową, prywatne pomniki i publiczne pamiątki – taka opozycja nas interesuje. Polemika z formą była ważnym punktem wyjścia: jak upamiętniać, jak pamiętać?
Jadwiga Sawicka: Zastanawiamy się, nie w formie pretensji, dlaczego nie ma pomników kobiet. W czasie festiwalu „Warszawa w Budowie” Aleksandra Litorowicz, którą zresztą zaprosiłyśmy do Przemyśla w zeszłym roku, zrobiła inwentaryzację, spis tego, jakiego rodzaju pomniki są w Warszawie. To jest dobry kierunek: nie odpowiadać od razu, przyjrzeć się.
Liliana Kalinowska: W tej edycji postawiłyśmy sobie cel, żeby działania nie zostawiały śladu. Nie chcemy tworzyć pomnikowości w starym stylu. Na przykład jedną z prac będzie płaskorzeźba wykonana z gipsu przez Magdę Franczak, która pojawiła się na ubiegłorocznym „Centrum światów…”. Jest to rodzaj hołdu dla Helene Deutsch. Ta płaskorzeźba zostanie wkopana w teren zielony obok kamienicy Rynek 26, przy założeniu, że będzie rozpadać się i zmieniać pod wpływem warunków atmosferycznych i tego co dzieje się dookoła.
Jadwiga Sawicka: Jednym z miejsc tegorocznego Centrum Światów jest Dom Ukraiński. To ciekawy budynek, który sam w sobie jest pomnikiem. Został wybudowany ze składek społeczności ukraińskiej na początku XX wieku, działał, był tam teatr, a dzisiaj pozostała bardzo charakterystyczna dekoracja, która jest kwintesencją aspiracji narodowej kultury. Po wojnie został odebrany, był własnością miejską, w latach dziewięćdziesiątych znowu został zwrócony. Dla mnie to jest ciągle interesująca ruina. W tym momencie jest modernizowany, ale kiedy tam się wchodzi, ciągle ma się wrażenie, że to miejsce jest puste. Jest w tym jakaś niesprawiedliwość przestrzeni. Dla nas Dom Ukraiński jest ważnym punktem. Artyści wykorzystają jego witryny i okna, przez które będzie można zaglądać z zewnątrz do środka.
Liliana Kalinowska: Dom Ukraiński jest teraz w bardzo ciekawym momencie: jeszcze zanurzony w przeszłości, ale ta przeszłość jest już brutalnie wykuwana. W zeszłym roku realizowałam swoją instalację w ramach festiwalu i szczególnym miejscem było dla mnie pomieszczenie, które wszyscy w Przemyślu znają jako zakład fryzjerski. To lokal na parterze, przy którym zachowała się wspaniała szklana witryna, można powąchać tę przestrzeń. Teraz to pomieszczenie jest modernizowane i będzie służyło jako klatka schodowa dostosowana do potrzeb osób z niepełnosprawnością. To jest konieczne, żeby dostosować Dom Ukraiński, a z drugiej strony strasznie żal, że pewne elementy będą musiały zniknąć.
Może to jest pomysł na kontrę w przestrzeni publicznej, żeby upomnikawiać to co już jest.
Jadwiga Sawicka: W zeszły weekend chodziłyśmy po Przemyślu z Martą Bosowską, artystką-performerką z Poznania. Myślała o zrobieniu instalacji, najpierw interesowała ją stolarka, drzwi i futryny. Oglądałyśmy wysokie futryny, elementy okna. Opowiedziała nam o pracy, którą bardzo chciałyśmy pokazać. O odlewie szczeliny. Znalazła pęknięty dzwon w synagodze w Grecji i zrobiła odlew tego pęknięcia. Takiego rodzaju zwrócenie uwagi na materialne ślady działania czasu, przeszłości, mają dużą nośność symboliczną, a umieszczone w jakimś- dobrze przemyślanym- miejscu nabierają pomnikowości.
Co jeszcze wydarzy się w ramach wrześniowej edycji?
Liliana Kalinowska: Podczas wrześniowej edycji bardzo ważna będzie część teoretyczna i tematy, które poruszą prelegenci. Będzie mowa np. o niechcianych pomnikach (Hubert Bilewicz), o inwentaryzacji sposobów upamiętniania w przestrzeni Warszawy (Aleksandra Litorowicz) o konstruowaniu mitów i pamięci zbiorowej na przykładzie Jugosławii (Tomasz Pudłocki).
W piątek wieczorem pokażemy spektakl Lubomira Franczaka. Reżyser odnosi się, do historii o kościach kobiety, które znajdują się w muzeum w Pradze, a znalazły się tam, bo ta kobieta była eksponatem w ludzkim zoo. Kości do dzisiaj są eksponatem w muzeum. Ludomir zastanawia się w jaki sposób upamiętnić taką osobę. Przecież nie poprzez pokazywanie jej kości. Czy zakopanie ich nie będzie w pewnym sensie pogrzebaniem pamięci? A czy nasza tablica nadal upamiętnia to, co miała upamiętniać, czy ilustruje już coś zupełnie innego?
Jadwiga Sawicka: Ważne dla nas jest także przenikanie części teoretycznej i artystycznej – wystąpienie klasyczki performansu mówionego, Ewy Zarzyckiej, odbędzie się w trakcie sesji, performatywny charakter będą miały także wystąpienia literaturoznawców: Andrzeja Juszczyka i Jerzego Franczaka, a także naszego niemieckiego gościa – „poety i tłumacza (m.in. Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk) Lothara Quinkensteina.
Liliana Kalinowska: Oczywiście będzie także wystawa w przestrzeni miasta, a tam prace zaproszonych artystek i artystów: Marty Bosowskiej, Terezy Barabasz, Magdaleny Franczak, Emraha Gökdemira, Marka Horwata, Wernera Hölscher-Valtchuka, Pawła Korbusa, Marcina Polaka, Dariusza Turkiewicza, Anny Krolikiewicz, Jerzego Norkowskiego, Marty Zgierskiej, a także zapomnianej żydowskiej artystki, która zaginęła w trakcie drugiej wojny światowej – Anny Mieses.
Na koniec zadam pytanie o to z jakich środków organizujecie festiwal?
Pierwsze dwie edycje sfinansowało Goethe Institut w Krakowie. Dzięki temu mogłyśmy zapewnić środki na materiały, wystarczyło też na pokrycie kosztów podróży i skromne honoraria dla artystów. Z zakwaterowaniem pomagały współpracujące instytucje. Dzięki Goethe Institut i Uniwersytetowi Rzeszowskiemu udało się wydać książkę, która jest podsumowaniem artystycznych działań i rozwinięciem wystąpień teoretycznych. W tym roku jest trudniej: Goethe Institut pokrywa koszty dwóch niemieckich uczestników, a Narodowe Centrum Kultury finansuje ukraińskich artystów: stypendystów programu Gaude Polonia. To znacząca pomoc, ale niewystarczająca, więc organizujemy także zrzutkę. Ogólnie jest trudniej, ale staramy się, żeby było ciekawie.
****
Jadwiga Sawicka - artystka, nauczycielka akademicka (Instytut Sztuk Pięknych UR), tworzy obrazy, fotografie, obiekty, instalacje tekstowe, również w przestrzeni publicznej. Brała udział w licznych wystawach problemowych w kraju i prezentacjach polskiej sztuki za granicą.
****
Lila Kalinowska - Przemyślanka. Artystka, działaczka społeczna, członkini Towarzystwa Ulepszania Miasta w Przemyślu, doktorantka na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Scenografka i architektka wnętrz, ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie.
****
Anna Pajęcka – krytyczka sztuki, redaktorka działu sztuka i sekretarzyni redakcji w czasopiśmie „Dwutygodnik.com”. Publikuje w „Wysokich Obcasach”, „Szumie”, „Czasie Kultury” i „Dwutygodniku”.
****
zdjęcie główne: Marek Horwat