Największe przedsięwzięcia rodzą się przypadkiem, a trwałe współprace – w pracy w gastro. Tak było z Zbigniewem Olszyną i Kubą Szkudlarkiem, którzy poznali się jedenaście lat temu i dziś współtworzą łódzką Galerię S 35. Ich przestrzeń przy Sienkiewicza 35 to żywy organizm zrodzony z intuicji i potrzeby działania. W rozmowie z Polą Sztuk opowiadają o sile spontaniczności, partnerstwie i tworzeniu galerii przez artystów dla artystów.
Pola Sztuk: Zacznijmy może od początku — jak to wszystko się zaczęło? Dlaczego akurat tutaj, na Sienkiewicza 35, i dlaczego Wy razem?
Zbigniew Olszyna: Poznaliśmy się z Kubą jakieś jedenaście lat temu. Trochę przypadkowo — w gastronomii, gdzie pracowaliśmy razem. Od słowa do słowa… Wtedy akurat traciłem swoją pracownię, budynek miał przejąć deweloper, więc szukałem nowego miejsca. Kuba wspomniał, że tutaj coś się zwolniło.
Kuba Szkudlarek: Tak, to był mój pomysł — kiedyś wynajmowałem całą tę przestrzeń, a właściwie dostałem ją od właściciela za darmo na czas remontu innego mieszkania. Pomyślałem wtedy, że można by tu zrobić pracownie artystyczne. Zbyszek był pierwszą osobą, którą zaprosiłem do współpracy. Na początku mieliśmy nawet tę samą pracownię — w tym pokoju. I tak to się zaczęło, te jedenaście lat temu.
ZO: Po drodze przewinęło się tu sporo osób, ale docelowo chcieliśmy stworzyć coś więcej — takie miejsce z prawdziwego zdarzenia. Kilka razy rozmawialiśmy o tym, żeby zrobić tu galerię, ale albo ktoś akurat zajmował przestrzeń, albo po prostu nie było na to odpowiedniego momentu, nie czuło się tego „vibe’u”. Aż w końcu stwierdziliśmy: dobra, robimy, teraz jest ten czas. I tak dwa lata temu, w maju, powstała galeria. Pierwszą wystawą była prezentacja prac Moniki Gałaj.
Żyję w chaosie, więc duże projekty wymagają dla mnie perfekcyjnego przygotowania. A Zbyszek namawiał: „Nie, dawaj, robimy! Zobaczysz, że się uda”. No i rzeczywiście — miesiąc po tej rozmowie mieliśmy tu pierwszą wystawę
KS: Ja nie wiem, czy to był taki „dobry czas” (śmiech). Pamiętam to trochę inaczej. Był tu akurat remont, Ty przyszedłeś i powiedziałeś: „Kurczę, może by tu zrobić galerię?”. A ja byłem trochę skonfundowany, bo czułem, że nie jestem na to gotowy. Zawsze mi się wydawało, że na taki pomysł trzeba mieć dokładny plan, wszystko dopięte na ostatni guzik. Żyję w chaosie, więc duże projekty wymagają dla mnie perfekcyjnego przygotowania. A Zbyszek namawiał: „Nie, dawaj, robimy! Zobaczysz, że się uda”. No i rzeczywiście — miesiąc po tej rozmowie mieliśmy tu pierwszą wystawę. Wyszła świetnie: nowe miejsce, bardzo dobra ekspozycja, Monika wracająca do swojej artystycznej ścieżki... Po tym wydarzeniu naprawdę uwierzyłem, że warto w to iść.
ZO: Najważniejsze było po prostu zacząć — spontanicznie, bez konkretnego planu. Jak się zacznie, to ten plan sam się z czasem pojawia.
KS: I to właśnie najbardziej cenię we współpracy ze Zbyszkiem — że potrafi działać tu i teraz. Ja mam zupełnie odwrotnie, muszę wszystko planować. Ale tej spontaniczności trochę się od niego uczę. Gdybym miał działać po swojemu, to pewnie nigdy by ta galeria nie powstała. Myślałbym, że trzeba najpierw przygotować identyfikację graficzną, opracować program, zaprosić artystów dwa lata do przodu… I w efekcie nic by się nie wydarzyło do dziś.
ZO: Tak naprawdę ten pierwszy rok był bardzo organiczny. Z miesiąca na miesiąc wszystko się układało. Nie mieliśmy wcześniej zaproszonych artystów — to działo się spontanicznie. Po jednej wystawie ktoś coś zaproponował, my też zapraszaliśmy ludzi, którzy pasowali do tego, co się tu działo. A pod koniec roku zaczęliśmy już planować kolejny — bardziej świadomie, z przemyślaną listą artystów.
Czyli trochę przekonałeś się, Kuba, do tej bardziej spontanicznej działalności?
KS: Uczę się jej cały czas. To w sumie nie jest moje naturalne środowisko — moja głowa ceni sobie perfekcjonizm, przez co ciągle mnie oszukuje. Czasem czuję że coś mnie przerasta. Wtedy pojawia się Zbyszek i pokazuje, że potrafi poukładać wszystkie tematy, które się tu klarują i pojawiają podczas planowania, co daje mi niesamowite wsparcie.
ZO: Z kolei Kuba jest już bardziej sprawny w spontaniczności przy pracy nad samą wystawą. Ma dużo trafnych pomysłów.
KS: No tak, różne umysły (śmiech). Ja jestem mocno ADHD-owy, więc planowanie czegokolwiek z wyprzedzeniem, praca bardziej produkcyjna — to nie dla mnie. Lubię być na samym początku, kiedy koncept się wymyśla, kiedy wszystko jest jeszcze wizją. I uwielbiam też ostatni moment — realizację, dopinanie, gaszenie pożarów, wymyślanie rozwiązań. Natomiast opisy, organizacja, plakaty, notatki… to mnie strasznie męczy. To nie moja bajka.
ZO: Dlatego to ja zajmuję się tymi sprawami…
Dla mnie to w ogóle trochę szok, że znamy się ze Zbyszkiem już jedenaście lat. Mam wrażenie, że dopiero od powstania galerii naprawdę poznaję jakim jest człowiekiem, jaką ma osobowość
Czyli w sumie jesteście takim duetem, który się bardzo dopełnia? Działacie na różnych skrajnościach?
KSz: Zdecydowanie! Dla mnie to w ogóle trochę szok, że znamy się ze Zbyszkiem już jedenaście lat. Mam wrażenie, że dopiero od powstania galerii naprawdę poznaję jakim jest człowiekiem, jaką ma osobowość. Tak bardziej w sferze prywatnej.
ZO: I wzajemnie też.
KS: Twórczo przecież cały czas działaliśmy, podpatrywałem, co Zbyszek robi. Ale jeśli chodzi o interakcję i wspólne tworzenie tego, co dzieje się tutaj w galerii, to jest dla mnie naprawdę wielkie „wow”. Szczerze, bardzo mnie cieszy, że mam obok siebie taką osobę, że tak dobrze się rozumiemy, wyczuwamy nawzajem. Gdybym miał puścić wodze fantazji i wyobrazić sobie, z kim chciałbym prowadzić galerię, nie znalazłbym nikogo lepszego niż Zbyszek.
ZO: Wow… No i wzajemnie. Kuba lubi robić rzeczy, za którymi ja nie przepadam, więc naprawdę się uzupełniamy. On chętnie je przejmuje. Poza tym nie jest osobą konfliktową, co mi bardzo pasuje, bo praca z ludźmi wyjątkowo upartymi nie do końca mi odpowiada.
Wtedy ty, Kuba, przejmujesz pałeczkę i zajmujesz się gaszeniem pożarów. Co wydaje mi się ciekawe i istotne — i o czym wspominacie też w opisie na mediach społecznościowych — to fakt, że oboje jesteście artystami i twórcami, co nie jest takie oczywiste w prowadzeniu galerii. Czy uważacie to za przewagę nad kuratorami-teoretykami, czy może raczej za wyzwanie, skoro prezentujecie prace innych artystów? Jakie są dla was plusy i minusy takiej sytuacji?
KS: Z doświadczenia, które już mam, wydaje mi się, że totalnie inaczej o tym myślimy i też jesteśmy różnymi osobami. Zbyszek większość czasu jest bardzo czynnym, aktywnym artystą. A ja, mimo, że skończyłem studia z historii sztuki czy fotografii w szkole filmowej, to w pewnym momencie tak jakby przerwałem swój proces artystyczny. Tak naprawdę zastąpiłem go nowym doświadczeniem - tworzeniem wystaw. Dzięki galerii zrozumiałem, że teraz moją stroną twórczą jest bycie intuicyjnym kuratorem. Nie skończyłem żadnej szkoły kuratorskiej, robię to tak jak czuję. W tym momencie, z pewnością, jest to moje najważniejsze twórcze działanie, praca jako kurator. To jest coś, co mnie najbardziej intryguje i pociąga. Zauważyłem też, że wybieram sobie takich artystów, z którymi mogę pracować w dłuższym procesie, przy tworzeniu jakiejś realizacji, więc bardzo się w tym po prostu odnajduję i to wypełnia lukę twórczą w mojej, nazwijmy to, duszy.
ZO: Jeżeli chodzi o mnie, przez to, że sam jestem artystą po szkole i tworzę już trochę lat, to też mam jakiś background wystawienniczy. Myślę, że dzięki temu jestem w stanie znaleźć z artystami wspólny mianownik, gdy rozmawiamy o wystawie. Osobiście dużo mi daje taka rozmowa z innym artystą, jak on widzi świat. I właściwie to jest dla mnie największa wartość, co dużo wnosi do mojego życia. Z Kubą mamy też inne zaplecze, jeżeli chodzi o szkołę– ja również robiłem dyplom z fotografii, ale jednak zaczynałem studia na ASP w Łodzi z myślą o malarstwie. Później długo nie malowałem, wróciłem do tego parę lat po studiach. Dobrze, że mamy różne podejście do niektórych tematów: Kuba bardziej kuma fotografię, ja może bardziej kumam malarstwo. W sensie tak podskórnie.
KSz: Tu bym się nie zgodził. Myślę, że jestem bardziej krytyczny dla fotografii.
ZO: Właśnie o to chodzi – Ty podchodzisz do fotografii bardziej krytycznie, więc lepiej rozumiesz, co większość fotografów chce przekazać. Ja z kolei trochę wypadłem z tego obiegu i nie do końca orientuje się, co dzieje się w najnowszej fotografii. Za to uważnie śledzę malarstwo, wiem, co mi się podoba, i intuicyjnie wyczuwam, co może być interesujące do pokazania.
KSz: Tak, właśnie myślę, że słowo intuicja jest tu bardzo ważne, bo oboje działamy w dużym zaufaniu do niej.
ZO: Wybieramy to, co z nami rezonuje po prostu. Pokazujemy takie osoby, które i mnie, i Kubie pasują.
Właśnie, ciekawi mnie też, czy wyobrażacie sobie sytuację, w której czyjaś twórczość idealnie odpowiada Waszej koncepcji czy założeniom kuratorskim, ale estetycznie Wam się nie podoba. Czy w takim przypadku włączylibyście takiego artystę do wystawy?
KS: Tak, traktowałbym to raczej jako pewien proces twórczy. Natomiast do tej pory taka sytuacja nam się nie zdarzyła. Myślę, że to dlatego, że jesteśmy wciąż młodzi w tym doświadczeniu, nasza galeria ma dopiero dwa pełne sezony wystawiennicze. Jeszcze nie szukamy aż tak głęboko. Chociaż jakby się tak zastanowić, to nie do końca jest to faktem. Zapraszamy tutaj takich twórców, których w jakiś sposób czujemy, nawet, jak ich nie znamy, bo tak się też zdarza. Ja jednak zawsze mam na to już jakiś pomysł, widzę na przykład jakiś cykl, z którego można byłoby coś zrobić. Trudno teraz tak jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Ma na to wpływ tyle czynników.
ZO: Może ciekawie by było wtedy wykonać jakąś większą pracę kuratorską z osobą, której prace nie do końca nam się podobają, ale może finalnie jako całość by to super zadziałało. To jest kwestia wyboru kuratorskiego.
KS: Wydaje mi się, że przez to, że jesteśmy młodzi i wciąż bawimy się tym, to nadal jest to swego rodzaju eksperyment i nie mamy jeszcze ukształtowanego klucza działania galerii. To cały czas się klaruje i uczymy się na nowych doświadczeniach, ale jeszcze nie jesteśmy na takim poziomie, żeby bardzo wnikliwie do tego podchodzić.
ZO: Tak, ale głównie też chcemy, żeby było dość różnorodnie, a nie monotematycznie; żeby były to ciekawe projekty ciekawych osobowości.
Możemy teraz przejść do Waszego festiwalu — pierwszej edycji Pulsowania Codzienności: Festiwalu Sztuki Współczesnej w Łodzi. Czy pomysł na niego powstał z jakiejś potrzeby, z poczucia, że czegoś brakuje na łódzkiej scenie artystycznej? Jaka była idea przyświecająca Wam przy tworzeniu konceptu festiwalu? I w ogóle, czy uważacie, że Wasza galeria również wypełnia jakąś niszę?
KS: Jeśli chodzi o galerię, to przyznam, że na początku nie miałem żadnych oczekiwań. One przyszły mi po pierwszym wernisażu. Po drugim zrozumiałem, że tak, że jest to jakaś nisza w Łodzi, że jest potrzeba nieco bardziej oddolnej inicjatywy. Przede wszystkim udowodnili nam to ludzie,którzy zwyczajnie tu przychodzą i chcą tego doświadczać, że udało nam się tutaj stworzyć naprawdę ciekawe, mądre miejsce. Jeśli chodzi o festiwal, to wszystko wyszło w sumie spontanicznie, po prostu pojawiła się możliwość, żeby go zrealizować. I okazja by wyjść z małej przestrzeni jednej galerii. Jako kurator, robiąc wiele wystaw poza przestrzenią S35, miałem w sobie fantazję, żeby stworzyć coś większego. Festiwal daje możliwość wykreowania czegoś obejmującego większą, korespondującą ze sobą całość. Program, który ułożyliśmy i pomysł na bazie open calla, wyszedł z architektury miejsca. To też jest ciekawe, że tylko doświadczyliśmy miejsca i stwierdziliśmy, że to będzie super działało i tyle. Na miejscu są trzy piętra, a na każdym z nich jest kilka małych pomieszczeń, więc stwierdziliśmy, że to idealne miejsce, w którym każdy będzie miał taką, powiedzmy, mini prywatną wystawę.
ZO: Tak, jak mówiłem wcześniej, to był totalny spontan. Wydział Kultury uruchomił program, który umożliwiał pozyskanie pewnych środków, ale czasu na wymyślenie koncepcji i złożenie wniosku było naprawdę bardzo mało. A że ja już od jakiegoś czasu planowałem grupową wystawę, która miałaby się nazywać właśnie „Pulsowanie Codzienności”, która by opowiadała o rutynie dnia codziennego, o zwykłych rzeczach, które nas otaczają a których często nie zauważamy, które de facto składają się na nasze życie; to stwierdziłem, że to jest w sumie dobry pomysł, żeby rozszerzyć temat i wypuścić to właśnie jako wniosek. Okazało się, że dostaliśmy środki na większy projekt, właściwie na cały festiwal. W ten sposób wszystko się zaczęło. Czyli pomysł istniał już wcześniej, ale pierwotnie miał być realizowany w przestrzeni naszej galerii.
KS: Tak i tu znowu jest splot połączeń szczęścia, spontaniczności i doprowadzania rzeczy do celu przez Zbyszka, by to się wszystko udało.
Samemu robienie takich rzeczy jest wręcz niewykonalne, więc super, że jesteśmy duetem, który naprawdę się dopełnia
ZO: Bez twojego wsparcia nic by się nie udało. Samemu robienie takich rzeczy jest wręcz niewykonalne, więc super, że jesteśmy duetem, który naprawdę się dopełnia.
KS: Tak i też czujemy, że to jest jakiś moment na rozwinięcie. Nie chcę powiedzieć, że sytuacja w galerii się jakoś ustabilizowała, bo wiadomo, to jest żywy organizm. Ale pojawiła się okazja, by wykorzystać przestrzeń, która otwiera przed nami zupełnie nowe możliwości. Też na poziomie producenckim, kuratorskim czy organizatorskim, więc będzie to dla nas bardzo duża rzecz. Myślę, że sporo się tam nauczymy i bardzo dobrze będziemy się bawić.
ZO: Ja też zawsze miałem marzenie sprawdzić się w organizacji czegoś większego, ponieważ nie byłem zaangażowany w nic podobnego. Cieszę się, ale też się trochę stresuję. Jeszcze jedna sprawa, którą chciałem poruszyć, jest taka, że nie chcemy robić rzeczy tylko wsobnych dla naszego środowiska i pokazywać wyłącznie ludzi z Łodzi. Dlatego też rozszerzyliśmy to działanie na artystów z całej Polski– chcemy poprzez open calla zaprosić ludzi z zewnątrz do tworzenia tego festiwalu
To super istotne założenie. Chciałam Was jeszcze dopytać, czy to będzie stała nazwa festiwalu, czy to jest temat pierwszej edycji? A przewidujecie też kolejne edycje?
ZO: Tak, to jest temat pierwszej edycji, ale zastanowimy się, czy nie zostawić na przykład tego członu “pulsowania”. Ja o tym myślałem nawet, ale to jest wszystko płynne, jeszcze się wyklaruje. Może zmienimy nazwę festiwalu na coś, co będzie bardziej przemyślane, niż w tym roku. Teraz nie mieliśmy za bardzo czasu, żeby przeanalizować wszystko pod tym kątem.
KS: I to jest właśnie super — ta spontaniczność. Sam pewnie nie byłbym za taką nazwą, bo od razu zacząłbym się zastanawiać, jak to będzie brzmiało w przyszłości. Czy określenie „Festiwal Sztuk Współczesnych” nie jest zbyt mocne, zbyt duże. A tymczasem to się po prostu dzieje. Uczę się obserwacji, co z tego wyniknie — przecież za rok wszystko można zmienić..
ZO: Nie wszystko musi być na twardo, przecież wszystko jest zmianą.
KS: I tak, jest oczywiście fantazja, żeby w przyszłym roku zawalczyć o kontynuację. Natomiast tak sobie myślałem, żeby np. lokacja była zmienna; żeby znaleźć nową przestrzeń pod kolejną edycję i znowu bardziej pod nią coś wykreować.
A moglibyście powiedzieć coś więcej o tegorocznej przestrzeni festiwalu?
KS: Piotrkowska 147, w lewej oficynie.
ZO: Przestrzeń będzie po dawnym MOPS-ie.
KS: Tak, po urzędzie, więc to jest bardzo ciekawy, jak na kamienicę, układ.
ZO: Przestrzenie są dość biurowe, takie malutkie pokoiki z jednym oknem albo czasami bez okna niektóre, więc jest ciekawie.
KS: To jest bardzo duża, z jeszcze większym potencjałem przestrzeń. Idealna do takich działań.
ZO: Są trzy piętra i nie wiem, ile tam jest, ze 20 pomieszczeń ogólnie.
Nawiązując do tego, co powiedzieliście wcześniej — że „Festiwal Sztuki Współczesnej” to dość duże słowa — czy przy tym projekcie chcecie nadal zachować swoją intuicyjność i potraktować go jako spójną, rozwijającą się opowieść wokół jednego tematu? Czy raczej za tą nazwą kryje się chęć pokazania przekrojowości i różnorodności sztuki współczesnej, nawet jeśli miałoby się to opierać na zasadzie kontrastu?
ZO: Jedno i drugie chyba.
KS: Tak naprawdę to się dopiero wyklaruje, za wcześnie by jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. A to dlatego, że tak - część programu już mamy zaplanowaną - głównie audiowizualną, performatywną, ale jednak chciałbym, żeby takim, nazwijmy to, gwoździem programu, była właśnie selekcja z open calla. Zatem ona będzie definiowała festiwal i ewentualne dodatkowe wydarzenia, bo ludzie stworzyli prace czy projekty właśnie pod to. Na razie możemy tylko i wyłącznie fantazjować.
ZO: Jesteśmy w trakcie wyboru prac open calla. [ przyp.- obecnie wyniki open calla są już znane i dostępne na mediach społ. festiwalu] Chcemy na pewno, żeby to stworzyło jakąś narrację i żeby te prace były różnorodne, ale jednocześnie spójne tematycznie.
KS: Staram się na nic nie nastawiać. I tu wrócę do tej intuicji z początku rozmowy. Chciałbym poczuć, jak te prace rezonują ze mną, jak będę o nich myślał w tej konkretnej przestrzeni, jak można je wyeksponować. Zależy mi, żeby w kuratorstwie myśleć też kompozycją przestrzeni.
Chcieliśmy, żeby to był pewien oddech, bo w mediach i w eterze jest dziś zbyt wiele negatywnych informacji. Brakuje mi przestrzeni i dystansu od tematów bardzo poważnych
Myślę, że to cenne, że dajecie sobie też przestrzeń na taką niewiadomą, na zaskoczenie samych siebie. W ogóle “Pulsowanie Codzienności” jako temat odczytałam tak trochę w kontrze do tematyki, która dominuje w wielu innych instytucjach. W galeriach mniej oddolnych, typu państwowych, miejskich i tak dalej, to jednak często są to tematy bardzo globalne- różne kryzysy, jakie mamy aktualnie na świecie, czy też przedefiniowywanie miejsca człowieka jako gatunku. I to są bardzo złożone zagadnienia, a tu z kolei widzę, że wracacie do takiego najbliższego otoczenia człowieka, właśnie tej tytułowej codzienności.
ZO: Chcieliśmy, żeby to był pewien oddech, bo w mediach i w eterze jest dziś zbyt wiele negatywnych informacji. Brakuje mi przestrzeni i dystansu od tematów bardzo poważnych. Codzienność może oczywiście być trudna czy angażująca, ale często jej zwykłe aspekty są przezroczyste – tworzą nasze życie, a mimo to rzadko się nad nimi zastanawiamy. Może to być cokolwiek, co porusza artystę, nad czym reflektuje na co dzień, albo coś, nad czym nigdy się nie zastanawiał, a zaczął, zainspirowany naszym tekstem kuratorskim.
KS: Ja bym do tego podszedł jeszcze trochę inaczej — wracając do Twojego wcześniejszego pytania o galerię, o sam koncept i pracę nad tym wszystkim. Przez to, że jesteśmy młodzi, wybraliśmy taki temat, który wydaje nam się naturalny na tym etapie. Instytucje, które mają już swoją historię, programy i wieloletnie doświadczenie, „przerobiły” przez lata mnóstwo ważnych tematów. A dla mnie w tym momencie najważniejsze jest to, żeby sztuka zawsze komentowała rzeczywistość. A my sobie możemy właśnie pozwolić, jako świeżaki na tym polu, zrobić coś po prostu totalnie takiego, co czujemy. Ostatnio w moim doświadczeniu życia ta rutyna czy nawyki, tak zwana codzienność, odgrywają jedną z ważniejszych ról, na tym się bardzo skupiam. Dlatego też ucieszyłem się na ten temat, gdy Zbyszek mi o nim opowiedział.
Czyli myślisz, że w przyszłości potencjalnie moglibyście też skręcić w taką stronę?
KS: Bazując na tym, jak teraz pracujemy, zobaczymy, jak długo będziemy działać na bazie tej naszej intuicji. Wszystko się łączy, teraźniejszość, to, co się dzieje, co nas łechce. Jak widzę osoby, które zaprosiłem na przyszły rok, to myślę, że rok temu o nich bym nie pomyślał, ale gdzieś tam w międzyczasie coś nowego zauważyłem, doświadczyłem czegoś więcej.
ZO: Kreuje się to na bieżąco, jakoś samoistnie wręcz.
Myślę, że to jest też jeden z atutów galerii bardziej niezależnych — mogą sobie na to pozwolić. W instytucjach często plan jest rozpisany na dwa lata, a w międzyczasie rzeczywistość może zmienić się kilka razy i wymagać natychmiastowej reakcji.
KS: Oczywiście. My też niestety zaczynamy już planować coraz dalej, bo zauważamy, że praca nad niektórymi projektami wymaga po prostu więcej czasu.
ZO: Artysta znając termin wystawy, na przykład za rok, czasami w tym momencie już myśli o premierowych pracach, tworzy je. To też jest dla nas fajne, żeby artysta pokazał coś nowego, coś, co nie było wcześniej pokazywane. To jest plus dla galerii w jakimś stopniu.
A jaki teraz widzicie największy cel na najbliższy czas, już poza festiwalem? W jakim kierunku chcielibyście rozwijać galerię? Czy raczej przywiązaliście się do tej przestrzeni, czy planujecie ją w jakiś sposób rozwijać?
KS: O, to bardzo ciekawe pytanie, bo ostatnio właśnie o tym rozmawialiśmy. Bardzo chciałbym stworzyć jakiś program rezydencjalny. Udało nam się w tym roku zrobić jedną rezydencję, z której jesteśmy bardzo zadowoleni. Mam też niesamowitą fantazję, żeby zainicjować taki wielopiętrowy inkubator sztuki, w którym znajdowałby się właśnie hotel dla rezydentów, pracownie dla lokalnych artystów, przestrzenie na działania ad hoc, jakieś oddolne inicjatywy czy koncerty. Można by było też zaprosić do współpracy inne galerie na pozostałe piętra. Doświadczyłem kilku takich miejsc za granicą, a w Łodzi takiego jeszcze nie widziałem. Poza tym, trochę się zżyłem z tą przestrzenią na Sienkiewicza, w końcu jesteśmy już tutaj 12 rok.
ZO: Ale czasami zmiany są dobre.
KS: Dokładnie, Zbyszek uczy mnie tego, żebym jednak nie panikował i też czuję, że to my definiujemy przestrzeń, a nie odwrotnie i mamy wpływ na to, co się w niej dzieje. Jestem więc gotowy na kolejne doświadczenia.
ZO: Ten program rezydencjalny to by było coś naprawdę fajnego. Tak. To właśnie o co pytasz, jakie mamy ewentualnie plany na przyszłość, rozwijania się, to chyba jest taka rzecz.
Zapytam jeszcze tak o specyfikę miasta, co mnie osobiście też bardzo interesuje, bo obecnie na koncie mam trzecie miasto, w którym mieszkam, przez co dużo sobie myślę i porównuję, jak działają środowiska artystyczne w każdym z nich. Czy uważacie, że Łódź jest dobrym, czy raczej trudnym miejscem dla działalności takiej jak Wasza? Jak oceniacie wsparcie ze strony miasta? Wiem, że ostatnio, po spotkaniach środowiska z władzami i wydziałem kultury, sytuacja się poprawia — pojawiły się większe środki na granty i stypendia, zmieniono regulaminy konkursów, dołączyli nowi, kompetentni eksperci, jest nowy dyrektor Wydziału Kultury. Mimo to utrzymanie inicjatyw oddolnych wciąż bywa bardzo wymagające i trudne.
KS: Myślę, że możemy nazwać się szczęściarzami. Może to nie jest dobre podsumowanie naszej pracy, ale tak to wygląda (śmiech). Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której po pierwszym roku działalności już dostajemy wsparcie z miasta na program. Zaraz po tym udaje nam się stworzyć festiwal za pieniądze z Wydziału Kultury. To ogromny komfort pracy, gdy otrzymujemy wsparcie i spory kredyt zaufania.
ZO: Właściwie wcześniej wspierane były głównie same duże projekty, a NGO-sy z małymi galeriami były tak po macoszemu traktowane.
Wiadomo, że w wielu miastach jest dużo inicjatyw oddolnych, nawet może czasami więcej, ale tutaj, nawet, jeśli czasem jest ich mało, to jest to bardzo dobrze realizowana selekcja; mam wrażenie, że częściej tu spadają takie superbomby sztuki
Dużo miejsc też upadło w Łodzi przez to w ostatnich latach.
KS: Tak, bo był moment trudniejszy, teraz jest rzeczywiście lepiej. O samym środowisku powiem na pewno nieco z innej perspektywy niż Zbyszek, bo ja w Łodzi jestem te 12-13 lat, przy czym miałem przerwy, czy to na Berlin, czy na Warszawę. Na początku miałem problem z Łodzią. W Warszawie, na przykład, widać było, jak wiele wydarzeń kulturalnych się tam odbywa — ciągle trzeba było wybierać, co nas bardziej interesuje. Z drugiej strony nawet trochę mnie to zmęczyło, przytłoczyło. A teraz sobie myślę o Łodzi i tak naprawdę z każdym miesiącem jestem coraz bardziej pozytywnie zaskoczony faktem, jak dużo się tutaj dobrych rzeczy dzieje. Nagle okazuje się , że i tutaj trzeba wybierać. Co jest super, bo wybiera się między dobrym a dobrym, albo dobrym a bardzo dobrym. Z czasem zrozumiałem, że Łódź jest w ogóle genialnym miastem dla mnie, do robienia tego, co robię; czy to jako odbiorca sztuki, czy jako też twórca. Dzięki galerii i doświadczeniu tutejszej sztuki, zrozumiałem, że trochę mnie to wszystko tutaj ukorzenia. Ale w taki pozytywny sposób, nie że już się godzę z tym, tylko że bardzo się cieszę z tego, co się dzieje w tym mieście. Jest przede wszystkim taka oddolność, czuć energię i chęć w ludziach. Wiadomo, że w wielu miastach jest dużo inicjatyw oddolnych, nawet może czasami więcej, ale tutaj, nawet, jeśli czasem jest ich mało, to jest to bardzo dobrze realizowana selekcja; mam wrażenie, że częściej tu spadają takie superbomby sztuki.
Tak, ja też to widzę w Łodzi i jak mam porównanie z Warszawą, to właśnie tutaj bardzo czuję tą taką chęć działania po prostu dla samej idei, a niekoniecznie już dla liczenia zysków.
KS: Wiadomo, że Warszawa jest jakby centralizacją całej naszej sztuki i pieniędzy ze sztuki. Więc cieszę się, że stwarzamy coraz większe pole na to, żeby ludzie z Warszawy, czy to zapraszani artyści, czy kuratorzy, czy po prostu zwykli odbiorcy do nas przyjeżdżali i doświadczali sztuki. To dobry czas dla Łodzi.
ZO: Na pewno idzie w dobrym kierunku, bo ja jestem już w Łodzi 23 lata i jak studiowałem, to właściwie niewiele było galerii, w których można było się pokazać jako student czy jako osoba świeżo kończąca studia. Było bardzo mało możliwości. Była galeria Manhattan, Galeria Wschodnia, galerie miejskie i Muzeum Sztuki. Nie było za dużo alternatywnych miejsc. A ostatnia dekada to jest właściwie trochę wysyp nowych inicjatyw.
KS: Wydaje mi się, że w projektowaniu wystaw też studenci sami przejmują trochę pałeczkę. Kiedyś to rzeczywiście, mam wrażenie, że bardziej władze uczelni tym kierowały, a teraz myślę, że studenci po prostu też chcą pokazywać sztukę po swojemu. I wymyślają super rzeczy. Właśnie to jest ta Łódź, tutaj po prostu jest tak dużo ciekawych przestrzeni, czy to opuszczonych, czy z potencjałem wystawienniczym albo ciekawą historią, że można tu się cały czas zaskakiwać.
A czy macie poczucie jakiejś znaczącej hermetyczności środowiska w Łodzi?
KS: Na swój użytek nazywam to bańką, ta bańka ma w sobie coś z hermetyczności, ale właśnie słowo hermetyczny dla mnie ma jakieś takie pejoratywne znaczenie. A ja myślę, że staramy się wszyscy otwierać. Robimy to po to, żeby ta dostępność była jak największa i wydaje mi się, że niektóre wydarzenia pokazują, że naprawdę potrafi być sporo odbiorców tej naszej działalności.
ZO: Znaczy otwieramy się też na ludzi, którzy nie są z Łodzi, paru artystów spoza pokazywaliśmy. Jedynym minusem takiej sytuacji jest to, że mniej osób przychodzi na osobę spoza Łodzi.
KS: Ja nie wiem, czy tak jest.
ZO: Tak, ja zauważyłem to, że jest mniej ludzi.
KS: A ja nie.
Chciałbym żeby S35 nadal było miejscem spotkań – nie tylko artystów, ale też ludzi spoza środowiska, którzy po prostu chcą
Czyli mamy sprzeczne dane [śmiech].
KS: Mieliśmy super tłumy na Jay-popie, czy Anc z Berlina. Były różne wystawy, ale ja bym nie definiował tego, że jak artysta jest spoza Łodzi, to to się przekłada na publikę. Myślę, że mieliśmy te najmocniejsze wernisaże właśnie wtedy, gdy to były osoby spoza naszego miasta.
ZO: Najmocniejsze, może tak.
KS: Najmocniejsze jeśli chodzi o liczbę odbiorców. Nawet nie tę biorącą udział w wernisażu, ale też później, już po nim. Myślę, że tu jest tak dużo składających się na to elementów - czy to odpowiednia promocja, czy w ogóle to, czy kogoś ciekawi temat oraz czas, kiedy to się wydarza, np. czy to jest sezon wakacyjny. Dlatego nie traktowałbym pochodzenia artysty jako kryterium. Wiadomo, że jak ktoś pochodzi z Łodzi, to jest dodatkowo ta siatka znajomych, ale wydaje mi się, że mamy już sporą grupę odbiorców, którzy naprawdę przychodzą dla samego doświadczania sztuki.
Obserwujecie, czy przychodzą też osoby spoza tej “bańki”? Czy staracie się włączać różnorodne osoby i widzicie, że faktycznie otwieracie tę drogę dla osób, które nie pracują na co dzień w sztuce?
ZO: To, tak jak mówił Kuba, często zależy od tematu wystawy. Zdarza się też, że przychodzą osoby, które normalnie nie odwiedziłyby galerii, bo na co dzień nie interesują się sztuką, ale znają artystów czy są z nimi związane w inny sposób. Dla mnie to wciąż zaskakujące, że mimo upływu dwóch lat wciąż pojawiają się nowe osoby — na każdym wernisażu widzimy świeże twarze.
KS: Przez to, że mam tutaj też biuro i pracuję w nim, to kiedy przychodzą klienci czy osoby, z którymi współpracuję, to zawsze im robię oprowadzanie. To są ludzie spoza świata sztuki, ale doświadczają tego chętnie, więc to jest dla mnie idea do rozszerzania na tyle, ile się da i dla każdego. To też jest często miejsce spotkań. Podobnie jest, gdy Zbyszek pracuje, to zawsze tutaj pokazuje wystawę czy pracownię, więc to jest też taki plus tej galerii. Często jesteśmy tutaj obecni i możemy po prostu o czymś opowiedzieć, pokazać osobiście.
Czyli też czujesz w tym jakąś misję?
KS: Oczywiście. Ja jestem ideowcem, więc nie jestem w stanie robić rzeczy, w które nie wierzę; robię takie, które niosą za sobą większe dobro niż tylko samo ich stworzenie. Mam nadzieję, że ludzie też chcą i potrafią się otworzyć, przychodząc tutaj doświadczyć czegoś dla siebie, bo jednak taka jest idea tego miejsca.
No właśnie, dużo się teraz mówi o inkluzywności w galeriach, włączaniu do doświadczania sztuki ludzi z różnych środowisk, pytanie też na ile to jest prawdziwe wyzwanie, któremu chcą podołać instytucje kultury czy galerie, a na ile ten mechanizm ma oczyszczać po prostu sumienia, pozwalając mówić, że nie, wcale nie robimy wydarzeń dla osób, które mają jakiś tam określony specyficznie próg wejścia. Jak Wy to czujecie, prowadząc galerię, też w perspektywie Polski czy Łodzi, jak to jest?
KS: Trudne pytanie, bo na pewno nie można go odnosić tylko do tej galerii — raczej dotyczy nas jako środowiska. Czasami tłumaczę sobie, że takie mamy czasy. Z jednej strony może to być moda, z drugiej — jakaś rzeczywista potrzeba. Nie potrafię ocenić tego jednoznacznie jako coś bardzo dobrego albo bardzo złego. Staram się po prostu przyjmować to i patrzeć na to w ten sposób. Wydaje mi się, że bardzo cenne jest łączenie różnych środowisk czy dziedzin — w sztuce pojawia się teraz dużo elementów naukowych, na przykład.
ZO: Czy mówisz bardziej o artystach, których ewentualnie galeria ma zaprosić, czy o publiczności?
Może bardziej o wdrażaniu publiczności w to działanie. Mam poczucie, że dużo osób boi się sztuki współczesnej, bo czują lęk, że czegoś nie zrozumieją, że zostaną ocenieni, albo że opis jest napisany zbyt pompatycznie.
ZO: Staramy się unikać opisów, które będą jakimś pseudointelektualnym bełkotem, chcemy, żeby było w miarę przystępnie, czytelnie, żeby każdy człowiek po prostu mógł sobie zrozumieć przekaz.
KS: Wydaje mi się, że na tym poziomie, na jakim tworzymy tutaj rzeczy, są one dość proste w odbiorze, nie są jakieś takie naprawdę zawiłe. Nad projektami nie pracujemy aż tak długo, żeby rzeczywiście tam zachodziły jakieś głębokie reakcje.
Myślę, że można nawet najprostsze rzeczy ubrać w najbardziej skomplikowane słowa i zbudować ten dystans dla drugiej strony.
ZO: Tak, oczywiście, ale jesteśmy bardziej za ułatwianiem odbioru, niż za utrudnianiem.
Na koniec chciałabym zapytać o Waszą perspektywę na przyszłość — czego sobie życzycie dla siebie i dla galerii w najbliższych latach? Jakie marzenia chcielibyście zrealizować?
ZO: Chciałbym żeby S35 nadal było miejscem spotkań – nie tylko artystów, ale też ludzi spoza środowiska, którzy po prostu chcą czegoś doświadczyć. Ważne jest też dla mnie, żebyśmy potrafili utrzymać równowagę – między tym, co profesjonalne, a tym, co intuicyjne i spontaniczne. Żebyśmy dalej robili rzeczy, które nas samych zaskakują i rozwijają.
KS: Myślę, że chciałbym, żeby galeria rosła — niekoniecznie w rozmiarze, ale w znaczeniu. Żeby wchodziła w nowe przestrzenie: w miasto, współprace między galeriami, w miejsca mniej oczywiste. Marzę, żeby była jeszcze bardziej otwarta i dostępna, ale jednocześnie zachowała swój charakter, czyli wciąż pozostała niezależna, czuła, mimo wszystko spontaniczna.
Dla siebie i dla Zbyszka życzę siły, albo może raczej wytrwałości i radości z prowadzenia tego wszystkiego. Jedno z wielkich marzeń właśnie się spełnia — Festiwal Sztuki Współczesnej — a kolejne niech jeszcze chwilę dojrzewają. Ostatnio rzeczy same zaczynają się dziać, więc może wystarczy im dać tę swobodę i zdać się na przypadek lub… intuicję.
_______________________
Pola Sztuk, urodzona w Warszawie, ale zakochana w Łodzi. W 2024 r. obroniła licencjat na kierunku Fotografia i Multimedia w łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Aktualnie kończy studia magisterskie na Wydziale Rzeźby i Intermediów ASP w Gdańsku. Żyje i tworzy gdzieś na styku tych trzech miast. Działa głównie w medium fotografii, instalacji, obiektu, wideo czy tkaniny eksperymentalnej. Interesuje ją przeważnie czuła analiza zmieniającej się rzeczywistości oraz miejsca człowieka w tym procesie. @pola.kornelia
_______________________
Zbigniew Olszyna (ur. 1980) – malarz, rysownik, fotograf i kurator wystaw. Dyplom z fotografii obronił z wyróżnieniem w 2007 roku na Wydziale Grafiki i Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Laureat nagrody Nikon Award Młody Talent 2008. Brał udział w licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych; jego prace znajdują się w kolekcjach prywatnych w Polsce i za granicą, m.in. w Muzeum Rothko w Dyneburgu na Łotwie. W 2023 roku, wspólnie z Kubą Szkudlarkiem, założył Galerię S35 – niezależną przestrzeń promującą sztukę współczesną. Mieszka i pracuje w Łodzi. @zbigniewolszyna
Kuba Szkudlarek (ur. 1991 w Zielonej Górze) – magister sztuki, fotograf i kurator wystaw. Ukończył liceum plastyczne w rodzinnym mieście, następnie studiował historię sztuki na Uniwersytecie Łódzkim oraz fotografię w PWSFTviT w Łodzi. Współzałożyciel Galerii S35, aktywnie działający na rzecz oddolnych inicjatyw artystycznych. Uczestnik wystaw indywidualnych i zbiorowych. W swojej twórczości poszukuje osobistego języka narracji wizualnej, z coraz większym zainteresowaniem kierując się ku sztuce wolnej i ulicznej.
Galeria S35 - założona w 2023 roku przez Zbigniewa Olszynę i Kubę Szkudlarka, Galeria S35 jest niezależną przestrzenią promującą sztukę współczesną. Od momentu powstania zorganizowała ponad 20 wystaw i wydarzeń artystycznych, które przyciągnęły twórców z Łodzi, Wrocławia, Warszawy i innych miast, a także z zagranicy. Galeria stała się platformą wymiany doświadczeń i inspiracji, budując mosty między różnymi środowiskami artystycznymi. Dzięki otwartości i innowacyjnemu podejściu zdobyła reputację miejsca, które daje przestrzeń zarówno uznanym artystom, jak i młodym talentom, umożliwiając im rozwój i prezentację swojej twórczości szerszej publiczności. @galeria_s35
_______________________
_______________________
