Instytucja kultury nie może ograniczać się do prezentowania wystaw – musi reagować na kryzys klimatyczny, wspierać lokalne inicjatywy i tworzyć miejsca realnego schronienia, w których można odpocząć, napić się wody i poczuć częścią wspólnoty. O tym, jak BWA Wrocław przeobraża się w „społeczną instytucję kultury” i jak proces tworzenia nowej siedziby przy ul. Kolejowej staje się procesem artystycznym i edukacyjnym, opowiadają dyrektor BWA Wrocław Maciej Bujko i kuratorka Dominika Drozdowska.
Anna Pajęcka: Myślicie, że otwarcie nowej siedziby BWA będzie momentem nowego otwarcia dla Wrocławia i jego kultury, która kilka lat temu przechodziła kryzys?
Maciej Bujko: To pytanie, na które trudno mi odpowiedzieć twierdząco. Gdybym tak zrobił, oznaczałoby to, że BWA jako jedyne ma wyjątkowy i ogromny wpływ na całe miasto – a moim zdaniem tak nie jest. We Wrocławiu działa prawie trzydzieści publicznych instytucji kultury, oprócz tego prężenie działają także te prywatne, a do tego ogrom stowarzyszeń i fundacji. Jesteśmy tylko częścią tego ekosystemu.
Rozumiem jednak, dlaczego o to pytasz. Proces, który prowadzimy, rzeczywiście coś zmienia i wprowadza nową jakość na mapie artystycznej Wrocławia. Jestem przekonany, że otwarcie nowej siedziby pod koniec 2028 roku, w miejscu dotąd niepostrzeganym jako centrum, zmieni kulturalną mapę miasta.
Ta siedziba zmieni również nas. Z instytucji rozproszonej, z kilkoma oddziałami w centrum, staniemy się bardziej scaleni – być może nawet centrum sztuki współczesnej. Szukamy jeszcze nazwy dla tej nowej formy. Kiedy przeprowadzimy się na ul. Kolejową, na pewno staniemy się trochę inną instytucją niż obecnie.
Dominika Drozdowska: Warto też spojrzeć na to, co dzieje się we Wrocławiu od dwóch lat – chociażby podczas Wrocław Off Gallery Weekend. Miasto żyje niezależnymi inicjatywami. Działa tu wielu artystów, animatorów, kuratorów. To często przedsięwzięcia spoza instytucji, bez miejskiego wsparcia finansowego, a jednak pokazują ogromny potencjał.
BWA ma w tym krajobrazie swoje miejsce. W 2028 roku, gdy otworzymy nową siedzibę, będzie to największa przestrzeń wystawiennicza sztuki współczesnej w regionie (nie licząc muzeów). Nie jesteśmy jedyni, ale staramy się świadomie używać oraz dzielić naszymi zasobami – chociażby przez program „Off Space”, wymyślony przez Maćka, który wspiera mniejsze, niezależne inicjatywy artystyczne w mieście.
Ta siedziba zmieni również nas. Z instytucji rozproszonej, z kilkoma oddziałami w centrum, staniemy się bardziej scaleni – być może nawet centrum sztuki współczesnej. Szukamy jeszcze nazwy dla tej nowej formy. Kiedy przeprowadzimy się na ul. Kolejową, na pewno staniemy się trochę inną instytucją niż obecnie
W dokumentach opisujących koncepcję na nową siedzibę pojawia się określenie „społeczna instytucja kultury”. Bardzo mnie to interesuje, bo sama poszukuję takiej instytucji – ja to określam jako „progresywnej nie tylko w treści, ale i w formie”. Takiej, która będzie czymś więcej niż instytucją produkującą wystawy i wydarzenia. Chętnie posłucham o waszej wizji w kontekście nowej siedziby i programu BWA.
Maciej Bujko: Kiedy pięć lat temu zostałem dyrektorem, nigdy nie było moim zamiarem odcinanie się od tego, co wypracował mój poprzednik, Marek Puchała, i zespół, z którym współpracował. BWA zawsze miało silny aspekt społeczny. Przykładem są projekty związane ze sztukami projektowymi – BWA Dizajn, działania wokół Żyjni, projekt „OUT OF STH. Międzynarodowe Biennale Sztuki Zewnętrznej” Joanny Stembalskiej. Mika Drozdowska, kuratorka Galerii SIC, przez lata prowadziła wiele inicjatyw w Kościuszkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej, gdzie galeria się znajduje.
Ja dodatkowo postawiłem na myślenie o instytucji jako o przestrzeni wielu aktorów. Pierwszym są artyści – to oczywiste. Drugim bardzo ważnym aktorem jest zespół, który instytucję współtworzy. Trzecim są mieszkańcy oraz organizator, który w pewien sposób ich reprezentuje. Najzdrowsza sytuacja pojawia się wtedy, gdy proporcje między tymi trzema stronami są zachowane.
Instytucja nie może istnieć tylko po to, by prezentować wystawy oderwane od kwestii społecznych. Musi reagować na to, co dzieje się wokół – choćby na kryzys klimatyczny. Nasze siedziby powinny być strefami komfortu, miejscami, gdzie można się ochłodzić i przetrwać efekt miejskiej wyspy ciepła. Tę ideę rozwija od lat dyrektorka programowa Katarzyna Roj, m.in. właśnie w Galerii Dizajn, która po remoncie otworzy się w grudniu tego roku jako Galeria BWA Żyjnia przy ul. Świdnickiej. To będzie przestrzeń, gdzie można odpocząć, napić się wody – zadbaliśmy nawet o zmodernizowane systemy chłodzenia. Podobnie myślimy o nowej siedzibie.
Kwestia edukacji i działań społecznych jest u nas stale obecna. Bardzo ważny jest też zespół i jego rozwój. Tworzymy kulturę organizacyjną, w której jest miejsce na negocjacje i współdecydowanie. Wprowadziliśmy systemy reprezentacji – zespoły wybierają swoich przedstawicieli, którzy współdecydują o kwestiach takich jak regulaminy pracy czy zasady przyznawania nagród. To tworzy przestrzeń do rozmowy. Jednocześnie trzeba dbać o równowagę – zespół nie może przeważyć nad potrzebami publiczności czy artystów. To delikatny balans, ale mam poczucie, że BWA Wrocław jest już teraz instytucją, która potrafi go utrzymywać.
Patrząc w przyszłość – nowa siedziba to ogromne wyzwanie. Trzeba będzie dostosować strukturę zespołu i zbudować program od nowa, bo zupełnie inaczej planuje się działania w czterech oddzielnych galeriach, a inaczej w jednej dużej mającej łącznie 4500 m2. W nowej przestrzeni znajdzie się także 500 m², które nie będą służyć reprezentacji, ale przede wszystkim potrzebom ludzi – sąsiadów, społeczności lokalnej. Będzie on zawsze dostępna za darmo. Chcemy też rozwijać ideę przestrzeni sanatoryjnej, regeneracyjnej – podobnej do tej, którą można już dziś zobaczyć we wspomnianej Galerii Design.
Dominika Drozdowska: Oprócz wspomnianych bohaterów ludzkich mocno skupiamy się także na nieludzkich. W rozmowach o nowej siedzibie często pojawia się u nas pojęcie naturokultury, które zapożyczamy od Donny Haraway w jej ujęciu nie sposób oddzielić natury od kultury; są one nierozerwalnie splecione. Szukamy języka, który odda relację człowieka z naturalnym otoczeniem – relację międzygatunkową, przenikanie się wnętrza i zewnętrza.
To bardzo istotne w kontekście myślenia o Kolejowej, o nowej siedzibie, o otoczeniu, jakie tworzy Park Lesława Węgrzynowskiego czy zielony dziedziniec, który będziemy aranżować. To rozwinięcie projektów, o których wspomniał Maciek – np. działań Galerii SIC! w Kościuszkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej. Wspólnie z Iwoną Kałużą kuratorowałyśmy tam projekt o zamieszkiwaniu, gdzie oprócz ludzi bohaterami były wszystkie istoty żywe zamieszkujące ten teren oraz elementy krajobrazu. Podobnie od wielu lat działała Kasia Roj przy projekcie dotyczącym wrocławskich pól irygacyjnych. Watki te podnosi także nasz zespół Edukacji w programie „Postęp a Sezony” Joanny Synowiec i Iwony Kałuży oraz Magdaleny Weber.
Tak więc obok społecznej perspektywy, skierowanej na człowieka, pojawia się u nas także perspektywa przyrody.
Maciej Bujko: Warto dodać, że wraz z pojawieniem się funkcji dyrektorki programowej, którą pełni Kasia Roj, wprowadziliśmy pojęcie sezonowości. Jesteśmy instytucją, która działa w rytmie pór roku. Program odnosi się do cyklu przyrody. Kasia odpowiada również za projekt ogrodu przed nową siedzibą, który będzie wpisywał się w tę ideę.
Warto dodać, że wraz z pojawieniem się funkcji dyrektorki programowej, którą pełni Kasia Roj, wprowadziliśmy pojęcie sezonowości. Jesteśmy instytucją, która działa w rytmie pór roku. Program odnosi się do cyklu przyrody. Kasia odpowiada również za projekt ogrodu przed nową siedzibą, który będzie wpisywał się w tę ideę
Porządkując – kiedy pojawi się nowa siedziba, co stanie się z pozostałymi?
Maciej Bujko: To właśnie temat naszych wewnętrznych rozmów. Zorganizowaliśmy nawet dwudniowe warsztaty z udziałem kierowników, przedstawicieli zespołu, kuratorów i dyrekcji. Dyskutowaliśmy o przyszłości naszych siedzib.
Naszą ogólną intencją jest skupienie się na hali przy ul. Kolejowej i na Żyjni przy Świdnickiej, która będzie do niej portalem. Jeśli chodzi o pozostałe galerie – zastanawiamy się, jak je przetransformować. Bardzo chcielibyśmy, żeby pozostały miejscami sztuki i kultury, a nie zostały przekształcone w jakiegoś rodzaju biura. Ale to wciąż etap wstępny, więc trudno powiedzieć coś więcej. Ważna w tej materii jest też rozmowa z mieszkańcami i organizatorem.
Dlaczego postanowiliście przekształcić proces inwestycyjny w proces artystyczny? Pokazać go na wystawie i zaprosić widzów do obserwowania, jak ewoluuje wasze myślenie o przestrzeni – w ramach „Wyprawy na 17. południk”?
Maciej Bujko: „Wyprawa na 17. południk” początkowo miała się nazywać „Kraftpost Lab”, od nazwy miejsca. To kolejny element pięcioletniego procesu tworzenia nowej siedziby – przejście od fazy wstępnej projektowej do artystycznej.
W 2024 roku ogłosiliśmy konkurs na tzw. klucz wizualny – przewodnik dla architektów, projektantów wnętrz, ale i dla nas jako zespołu. Zgłosiło się ponad 50 uczestników. Wygrały ex aequo dwie grupy: PROLOG + Łukasz Izert oraz Anna Orłowska. Poprosiliśmy ich o połączenie pomysłów – udało się, choć początkowo było to ryzykowne. Efektem był „Klucz wielozmysłowy”, oddany pod koniec 2024 roku. To dokument łączący elementy poetyckie i praktyczne wskazówki. Dla nas to stanowi podsumowanie naszego myślenia o nowej siedzibie. Od początku zakładaliśmy, że będzie ona współprojektowana przez artystów – nie wyobrażaliśmy sobie, by zabrakło ich w tym procesie, zwłaszcza w instytucji z tradycją Biura Wystaw Artystycznych.
Dlatego pokazaliśmy „Klucz” publicznie w Galerii SIC!, w scenografii PROLOGu. Zamiast klasycznej ekspozycji powstał proces: regały magazynowe, zdjęcia nowej siedziby, materiały z pięciu lat pracy, dokumentacja „Klucza” i miejsce na nowe znaleziska.
Chodziło też o kwestie praktyczne – wybór materiałów do wykończenia wnętrz. Mamy istniejący budynek – halę dawnej poczty. To już ogranicza ślad węglowy w porównaniu z nową budową. Ale zależało nam także na używaniu lokalnych materiałów: z hisotrycznej krainy Śląsk, z rozbiórek, z odpadów kopalnianych. „Wyprawa na 17. południk” służy więc także do zrozumienia historii miejsca i powiązania Kolejowej z kontekstem regionu, osiedla i społeczności.
Ostatni ważny cel to przygotowanie konkursu na projekt wnętrz. Architektów budynku wybrał nasz partner – Polski Fundusz Rozwoju Nieruchomości. Ale wnętrza należą już do nas i miasta. Chcieliśmy, by uczestnicy konkursu bazowali na tym, co przez pięć lat wypracowaliśmy razem z artystami, ekspertami, urzędnikami i zespołem a nie proponowali zupełnie przypadkowych rozwiązań.
W kontekście Kolejowej od początku dbaliśmy jednak o to, aby nie wyglądało to tak, że w 2028 roku po prostu „wprowadzamy się” do nowego miejsca, a nikt nie wie, co się działo po drodze. To nie jest nasz model działania
Dominika Drozdowska: Chcieliśmy publicznie dzielić się efektami naszej pracy. „Wyprawa na 17. Południk” stała się idealną okazją do zaprezentowania mieszkańcom dotychczasowych działań i zaproszenia ich do wspólnego procesu. Obok tego, o czym mówił Maciek, ważne były również półki z dokumentami: planami, prospektami, materiałami z warsztatów i spotkań.
Ta droga rozpoczęła się jeszcze w czasach Awangardy, gdy Anna Mituś prowadziła projekt poświęcony możliwym kształtom nowej siedziby w Pałacu Hazfeldów. W latach 2020/2021 wraz z Izą Rutkowską zrealizowaliśmy działania spekulatywne: zastanawialiśmy się, jak mogłaby wyglądać przyszła siedziba BWA, gdzie mogłaby się znaleźć i czym powinna być. Powstały wtedy makiety, z którymi jeździliśmy po Wrocławiu, rozmawiając z mieszkańcami o ich potrzebach i wyobrażeniach. Scenariusze były trzy: adaptacja istniejącego budynku, wyprowadzenie BWA poza miasto albo włączenie instytucji w inny obiekt w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, kosztem pełnej niezależności.
Chcieliśmy wrócić również do tamtych wizji i pokazać w jaki sposób proces dotyczący nowej siedziby ewoluował. W kontekście Kolejowej od początku dbaliśmy jednak o to, aby nie wyglądało to tak, że w 2028 roku po prostu „wprowadzamy się” do nowego miejsca, a nikt nie wie, co się działo po drodze. To nie jest nasz model działania.
Wokół samego konkursu pojawiły się kontrowersje. Wygrała go ta sama grupa, która wcześniej przygotowała „Klucz wielozmysłowy”, co zostało uznane za nierówną konkurencję. Możecie opowiedzieć, co tam się wydarzyło?
Maciej Bujko: Tak, warto to doprecyzować. Konkurs na projekt wnętrz był konkursem nieograniczonym – każdy mógł wziąć w nim udział, także osoby bez formalnych uprawnień architektonicznych. Wymagaliśmy natomiast, by w każdym konsorcjum znalazła się osoba artystyczna, ktoś, kto zna świat sztuki współczesnej, rozumie wystawiennictwo i naszą instytucję. Z tego powodu nie mogliśmy wykluczyć uczestników, którzy wcześniej przygotowali „Klucz wielozmysłowy”. Kiedy sekretariat konkursu zauważył, że takie konsorcjum się zgłosiło, sprawa została skonsultowana z prawnikiem i nie było podstaw, by je odrzucić.
Trzeba też podkreślić, że sam „Klucz wielozmysłowy” miał ograniczoną wagę w ocenie – w pierwszym etapie największą siłę w ocenie miały portfolio, a w drugim jego rola była określona na 15% całość punktacji. Dokument był publiczny od marca, kiedy zaprezentowaliśmy go w ramach „Wyprawy na 17. południk”, a wszystkie materiały źródłowe zostały tam udostępnione, a nawet dużo więcej niż te, do których dostęp mieli twórcy Klucza. Każdy zainteresowany mógł też uczestniczyć w spotkaniach informacyjnych. Co tydzień, w każdy czwartek organizowane są od marca specjalne oprowadzania kuratorów „Południka” i zespołu edukacji o całym procesie powstawania nowej siedziby. Skład sądu konkursowego liczył jedenaście osób i BWA nie miało w nim większości. Cały proces był podwójnie anonimizowany – najpierw na etapie portfolio, potem, po wyborze prac do drugiego etapu, nadano im nowe numery, więc jurorzy nie mogli łączyć projektów z konkretnymi porfolio zespołów. Dodatkowo wprowadziliśmy zasadę, że podczas obrad sądu konkursowego nie wolno było głośno zgadywać, kto stoi za danym projektem. Używaliśmy wyłącznie numerów, a nikt nie ujawniał swoich przypuszczeń. Mam poczucie, że zrobiliśmy naprawdę wiele, by zapewnić równe warunki wszystkim uczestnikom.
Dlatego naszym zdaniem nie było tu sytuacji faworyzowania czy specjalnego dostępu do wiedzy. Rozumiem emocje, które pojawiają się wokół takich konkursów, ale warto zaznaczyć, że odwołania nie kwestionują jakości zwycięskiego projektu. Przeciwnie, podkreślają jego wartość. To nie jest dyskusja o tym, że instytucja wybrała złą koncepcję, tylko rozmowa o kwestiach zasad konkursu.
Czy w tym procesie – podczas spotkań z publicznością – wydarzyło się dotychczas coś, co wpłynęło istotnie na wasze myślenie?
Dominika Drozdowska: Trudno wskazać jedną rzecz, chodzi raczej o stały przepływ informacji. „Wyprawa na 17. południk” jest otwarta i dzieje się w galerii – w „magazynie muzealnym”, który wciąż żyje. Co czwartek o 17 organizujemy „Czas na opowieści”: jesteśmy na miejscu, oprowadzamy, mówimy, na jakim etapie jesteśmy i co akurat znajduje się w pracowni. Zapraszamy także grupy zorganizowane. Przygotowaliśmy ankietę, na podstawie której prowadzimy wywiady z publicznością. Zbieramy te dane i będziemy je analizować pod koniec projektu. Rozmawiamy z bardzo różnymi grupami – od szkolnych po senioralne. Często powracającym wątkiem jest potrzeba traktowania instytucji jako miejsca schronienia – „trzeciego miejsca”: nie domu i nie pracy, dostępnego bez dużych kosztów, gdzie można posiedzieć, napić się wody, odpocząć, a w razie potrzeby realnie się schronić.
Na dworcu byliśmy punktem „ciepła” – zgłoszonym przez miasto. Każda nasza galeria jest miejscem otwartym: można wejść, usiąść, schronić się, napić się wody, nawet jeśli ktoś nie ma potrzeby obcowania ze sztuką. Dobrze o tym mówić, bo próg wejścia do sztuki współczesnej bywa wysoki, a mało kto wie, że te przestrzenie pełnią też funkcje społeczne
To mnie właśnie zainteresowało w waszej wizji – myślenie o instytucji jako o realnym schronieniu w razie konfliktu zbrojnego czy klęski ekologicznej. Miejscu, które jest gotowe się przekształcać, jeśli taka jest społeczna potrzeba. Pamiętam jak jedna z berlińskich instytucji, zimą, w kryzysie energetycznym apelowała, aby publiczne instytucje otworzyły się jako „miejsca ciepła” – żeby seniorzy czy studenci mogli się ogrzać lub popracować.
Dominika Drozdowska: To coś, co już robiliśmy i robimy. Na dworcu byliśmy punktem „ciepła” – zgłoszonym przez miasto. Każda nasza galeria jest miejscem otwartym: można wejść, usiąść, schronić się, napić się wody, nawet jeśli ktoś nie ma potrzeby obcowania ze sztuką. Dobrze o tym mówić, bo próg wejścia do sztuki współczesnej bywa wysoki, a mało kto wie, że te przestrzenie pełnią też funkcje społeczne.
Po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie nasza galeria na dworcu kuratorowana przez Joannę Kobyłt zareagowała natychmiast – zawiesiliśmy wystawy, a przestrzenie stały się miejscem schronienia dla osób uchodźczych. Dla nas naturalne jest zachowanie elastyczności i reagowanie na okoliczności.
To wszystko spina się z „Kluczem wielozmysłowym”. Brief, na podstawie którego powstał, wyrastał z praktyk, które już prowadziliśmy. Stąd silny wątek „schronienia” i wątek wody – idei studni, którą rozwijała Ania Orłowska i która ma także swoją materialną realizację w Galerii Design w Żyjni w formie Pojni czyli miejskiej pijalni wody.
Porozmawiajmy o wodzie. Znajdujecie się we Wrocławiu – mieście ściśle związanym z wodą, z pamięcią wielkiej powodzi. W kluczu woda bywa kojąca, życzliwa, przepływowa, ale przecież ma też oblicze niszczące. Czy myśleliście o tym w kontekście miasta?
Maciej Bujko: Woda jest we Wrocławiu żywiołem paradoksalnym. Z jednej strony odcisnęła ogromne piętno w powodzi w 1997 roku, z drugiej – umożliwiała rozwój. Powódź stała się też momentem, w którym miasto zaczęło otrzymywać środki na odbudowę i modernizację.
Mamy pełną świadomość ambiwalencji wody – problemem bywa zarówno jej nadmiar, jak i niedobór – susze, ograniczony dostęp do zasobu publicznego. W naszym myśleniu to nie tylko metafora, lecz konkret: gospodarka wodą w budynku, miejsca do odpoczynku i nawodnienia, a w szerszym sensie – projektowanie instytucji, która uczy się żyć z żywiołem zamiast go wypierać.
Region jest kluczowy w projekcie nowej siedziby. Chcemy z niego czerpać, ale nie w sposób kolonizacyjny – nie poprzez eksploatację nowych zasobów, tylko wykorzystując to, co już jest niepotrzebne. Na przykład resztki po kopalniach można przekształcić w mozaiki. To idea kontinuum – szukania ciągłości z dawną kulturą materialną i niematerialną Wrocławia i Śląska
Czy myślicie o tym, żeby BWA było instytucją wychodzącą w teren, działającą także na Dolnym Śląsku, gdzie dostęp do sztuki bywa ograniczony, a sam region przoduje w rankingu miast zagrożonych zanikiem funkcji społecznych i gospodarczych?
Maciej Bujko: To bardzo ważny temat, także osobiście mi bliski. Nie mówimy tylko o Dolnym Śląsku, ale o całej historycznej krainie Śląsk, bo rozwój społeczny, urbanizacyjny i ekonomiczny regionu zawsze był wspólny. Został później sztucznie rozdzielony, a my dziś szukamy wątków łączących.
Dolny Śląsk szczególnie mocno ucierpiał w wyniku transformacji lat 90. i 2000. Można wręcz mówić o niesprawiedliwej transformacji energetycznej. W Wałbrzychu zamknięto całe górnictwo niemal z dnia na dzień. To doprowadziło do biedy i upadku instytucji kultury – oper, teatrów, filharmonii – które w innych regionach byłyby nie do pomyślenia w tak małych miastach, a tam istniały.
Region jest kluczowy w projekcie nowej siedziby. Chcemy z niego czerpać, ale nie w sposób kolonizacyjny – nie poprzez eksploatację nowych zasobów, tylko wykorzystując to, co już jest niepotrzebne. Na przykład resztki po kopalniach można przekształcić w mozaiki. To idea kontinuum – szukania ciągłości z dawną kulturą materialną i niematerialną Wrocławia i Śląska. Projekty spod tego znaku realizujemy od dawna, na przykład w ramach „Wystaw o obrotach materii”, „Olbrzymek” czy „Świątyni Baśni” będących częścią programu dla BWA Wrocław główny Joanny Kobyłt.
Jeździcie w teren, żeby badać dawną krainę Śląsk i dokumentować ją?
Dominika Drozdowska: Stworzyliśmy dwie grupy badawcze. Jedna z nich – tzw. grupa śląska (Ania Orłowska – zawieszona w związku z uczestnictwem w konkursie, Ewa Klekot i Jakub Jakubowicz) – odbyła mikrorezydencje i podróżowała po historycznym Śląsku. Badała tradycje architektury regionalnej, dawne techniki, wiedzę ucieleśnioną, którą wciąż można wykorzystać. Dzięki temu procesowi nie tylko dokumentujemy przeszłość, ale też szukamy inspiracji do przyszłości – tego, jak projektować instytucję i jej otoczenie w zgodzie z lokalnym dziedzictwem.
Druga grupa badawcza – grupa wrocławska – odbyła bardziej symboliczną podróż „za próg”. Skupiła się na samej hali Kraftpostu, na kwartałach i krajobrazie wokół ulicy Kolejowej. Tworzą ją Karina Marusińska, Bartosz Brylewski i Iwona Bińkowska. Przez kilka miesięcy badali materialność tych miejsc, zbierali artefakty, materiały i obiekty, które trafiały do naszej Pracowni Badań Artystycznych.
Dzięki wyprawom i obserwacjom powstają bardzo konkretne efekty – w przestrzeni zwanej przez nas Skarbcem – gromadzimy już wyselekcjonowane i wybrane kolory, struktury, materiały, które później mogą zostać użyte w siedzibie. Ale narzędzia, którymi się posługujemy, są także oparte na wyobraźni. Dzięki niej możemy urzeczywistniać rzeczy, które początkowo wydawały się nierealne – tak było przecież z samą nową siedzibą, która dziś staje się faktem.
Wyprawy obejmują też miejsca „na granicy zniknięcia”: opuszczone fabryki, huty, pozostałości przemysłu, jak np. fabryka klinkieru na Dolnym Śląsku. Badamy to, co zostaje – ruiny, odpady, materiały wtórne – bo chcemy korzystać z zasobów w sposób odpowiedzialny, bez eksploatacji na wielką skalę.
Maciej Bujko: Badania artystyczne potrafią przełożyć się na rzeczywistość. Już wcześniej, w Dizajn BWA Wrocław, powstał projekt „Typoaktywizm” o cyfrach taborowych, gdzie z inicjatywy Mariana Misiaka badaliśmy kolektywnie historyczne oznaczenia cyfr na wagonach.
Efekt? Zachowano charakterystyczny zapis cyfry „2”, dziś używany przez MPK Wrocław. Podobny proces zachodzi teraz przy „Wyprawie na 17. Południk”. Zebrane obserwacje – z wypraw, badań, eksperymentów – znajdą swój konkretny wyraz w nowej siedzibie.
Ciekawią mnie jeszcze „białe plamy”. To pojęcie pojawiło się w kluczu wielozmysłowym. Jak je rozumiecie w kontekście nowej siedziby?
Maciej Bujko: Koncepcja „białych plam” wynika z naszego podejścia do instytucji. Nie myślimy o niej jako o pomniku czy skończonym dziele, które raz na zawsze zamyka swoje znaczenia. Sztuka współczesna z definicji jest procesem – poszukiwaniem, czasem błądzeniem. Nasze DNA wywodzi się jeszcze z Galerii Awangarda, więc naturalne było, że w nowej siedzibie chcemy zachować przestrzeń dla otwartości.
„Białe plamy” to więc miejsca, które nie są zaprojektowane od początku. Mogą być doprojektowywane później, sezonowo zmieniane albo współtworzone artystycznie. W konkursie na wnętrza zostały one precyzyjnie wskazane – na przykład kafle w łazienkach, klamki, lustra, ale także elementy, które projektanci mogli sami zaproponować. W zwycięskiej koncepcji pojawiły się na przykład źródła – wodopoje. Naszym zamiarem jest ogłoszenie kolejnego konkursu, tym razem dla artystów, którzy we współpracy z architektami wnętrz zaprojektują właśnie te elementy. Będą one powstawać z materiałów pozyskanych i zbadanych w ramach „17. Południka”. To sprawi, że wszystkie wątki będą łączyć się w całość: badania terenowe, materiały z regionu, praca artystyczna i architektura nowej siedziby.
Magdalena Kreis rozpocznie pracę z dziećmi ze szkoły podstawowej sąsiadującej z przyszłą siedzibą. Chcemy, by to najmłodsi opowiedzieli architektom, jak wyobrażają sobie przestrzenie dla dzieci. Dzięki temu już dziś budujemy sąsiedzką relację z lokalną społecznością
Jak widzicie kolejne trzy lata? W październiku zamykacie „Wyprawę na 17. Południk”. I co dalej?
Maciej Bujko: Czeka nas ewaluacja, podsumowanie ankiet od odwiedzających, opracowanie wniosków z warsztatów i spotkań. Ale projekt w galerii SIC! to nie tylko działania grup badawczych – to także cała seria wydarzeń towarzyszących: warsztaty, spotkania, rozmowy. One również zostaną zamknięte i zarchiwizowane. Potem przechodzimy do kolejnych etapów procesu: praca z architektami nad wnętrzami, konkursy dla artystów na projektowanie „białych plam”, przygotowanie szczegółowego programu nowej siedziby, kontynuacja działań w Żyjni jako portalu do przyszłej siedziby.
Dominika Drozdowska: Przed nami jeszcze sporo działań w ramach „Wyprawy na 17. Południk”. Spotkamy się m.in. z Ewą Klekot, która opowie o rzekach i biotopie rzecznym. To bardzo symboliczne, bo cały Śląsk, już w samej nazwie (od staropolskiego „ślęg” – wilgoć), jest regionem wody i wilgoci, a mnogość rzek w tej krainie była punktem wyjścia dla jej badań. Planujemy też warsztaty z Renatą Bonter-Jędrzejewską poświęcone pracy z „dziką gliną” – materią pozyskiwaną bezpośrednio z ziemi, a nie w postaci fabrycznej masy ceramicznej – w połączeniu z technologią druku 3D.
Do tego dojdą spotkania, w których obie grupy badawcze będą wymieniać wiedzę i doświadczenia oraz wspólnie szukać materiałów do „skarbca”. Wciąż ważny pozostaje dla nas wątek edukacji – Magdalena Kreis rozpocznie pracę z dziećmi ze szkoły podstawowej sąsiadującej z przyszłą siedzibą. Chcemy, by to najmłodsi opowiedzieli architektom, jak wyobrażają sobie przestrzenie dla dzieci. Dzięki temu już dziś budujemy sąsiedzką relację z lokalną społecznością.
Maciej Bujko: Wciąż zapraszamy do śledzenia naszych działań i całego procesu w ramach „Wyprawy na 17. Południk”. I oczywiście 5 grudnia – na otwarcie po generalnym remoncie galerii Dizajn, która przemienia się już w pełni w Żyjnię przy ul. Świdnickiej.
_____________________________
Maciej Bujko – Dyrektor BWA Wrocław Galerie Sztuki Współczesnej. Założyciel Fundacji TIFF Collective oraz pomysłodawca TIFF Festival, który współtworzył w charakterze dyrektora programowego od 2010 do 2019 roku. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Filmową, Telewizyjną i Teatralną im. Leona Schillera w Łodzi w 2013 roku oraz Instytut Twórczej Fotografii w Opavie w 2015 roku. W 2019 roku obronił doktorat na PWSFTviT.
Mika Drozdowska – kuratorka wrocławskiej galerii SIC! BWA Wrocław (którą przekształciła z Galerii Szkła i Ceramiki), kładąc nacisk na eksperyment i poszukiwanie nowych wartości. Jej zainteresowania skupiają się na szkle i ceramice jako mediach sztuki współczesnej. Z kolei jej doświadczenie i głębokie zainteresowanie sztuką w przestrzeni publicznej powoduje, że stara się operować na styku tych dwóch obszarów (czego przykładem jest projekt gry miejskiej GlassGo! oraz Sztuka na Zamówienie – Mobilna Galeria z wystawą Gatunki Inwazyjne Bena Wright’a).
_____________________________
Anna Pajęcka – ur. 1992, redaktorka działu teatr w „Dwutygodnik.com”. Studiowała w Instytucie Kultury Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Publikuje w „Szumie”, „Czasie Kultury”, „Tygodniku Powszechnym”.
_____________________________
