Jak widzą Cię moje płuca, a jak czuje się z Tobą moja wątroba? – to pytania, które stały się punktem wyjścia do pracy nad spektaklem tanecznym „Goździk w pustej muszli”. Aleksandra Bożek-Muszyńska opowiada o tym, jak relacje zapisują się w ciele, o inspiracji rzeźbą Brâncușiego „Pocałunek” oraz o powrocie do spektaklu pokazywanego w tym roku na Międzynarodowym Festiwalu Retroperspektywy w Łodzi.

 

 

Maja Caban: Spotykamy się dziś w związku z Międzynarodowym Festiwalem Retroperspektywy, który trwa w Łodzi. W programie tanecznym pokażecie swój duet “Goździk w pustej muszli”. Opowiedz proszę w jakich okolicznościach powstał  i co było Waszą inspiracją?

Aleksandra Bożek-Muszyńska: Nasz spektakl miał premierę w listopadzie 2021 roku, cztery lata temu, a powstał w ramach programu rezydencyjnego  „Rollercoaster. Młodzi Kolekcjonerzy Wrażeń” Krakowskiego Teatru Tańca. Do tego projektu zaprosiłam wspaniałą ekipę: nad ruchem pracowałam wspólnie z Piotrem Skalskim, muzykę w wersji premierowej na żywo robił fantastyczny Marcin Janus, a projektantką oświetlenia była niezastąpiona Ewa Garniec. Z Piotrem Skalskim przyjaźnimy się od wielu lat i zależało mi nad tym, żeby stworzyć razem jakąś dłuższą pracę.

Pierwszym obrazem, od którego zaczęło się pączkowanie koncepcji tej pracy, był moment zobaczenia na żywo rzeźby rumuńskiego twórcy Con­stan­ti­na Brân­cu­şi Po­ca­łu­nek”. Pamiętam zdjęcie tej rzeźby jeszcze z liceum, z książki do plastyki i wydawało mi się wtedy, że jest ona ogromna… Tymczasem gdy zobaczyłam ją na żywo, w Philadelphia Museum of Art, okazało się, że ma około 70 cm i to niewielka statuetka wykuta w kamieniu. Pamiętam swoje zaskoczenie, ale też bardzo mieszane uczucia: jakiś taki rodzaj zachwytu, a z drugiej strony rozczarowania, niezgody na uchwycenie tej relacji, miłości w tak statyczny sposób… w kamieniu. Nie wiedziałam na początku, co konkretnie wzbudziło takie mieszane uczucia, ale coraz częściej wracała do mnie myśl o tym, że nie ma nic bardziej dynamicznego niż relacja. Szczególnie relacja miłosna, romantyczna jest w moim poczuciu bardzo ruchoma. I to chyba zaczęło ze mną rezonować, że w związku dwojga ludzi nie ma nic stałego, zatrzymanego, że to jest jakaś utopia. Nic nie pozostaje takie jak na początku w momencie pierwszego spotkania i związania, rzeczy później zaczynają się rozchodzić i schodzić - jest w tym ciągła dynamika i ruch.

Taki był początek naszych rozmów i analiz z Piotrem (Skalskim). W tym czasie kończyłam też kurs BMC (Body Mind Centering), gdzie dużo pracowaliśmy na pogłębionej świadomości ciała, poprzez pracę na systemach i organach wewnętrznych.  Postanowiliśmy więc też w tej pracy skorzystać z metod pracy BMC.

 

 

Pierwszym obrazem, od którego zaczęło się pączkowanie koncepcji tej pracy, był moment zobaczenia na żywo rzeźby rumuńskiego twórcy Con­stan­ti­na Brân­cu­şi Po­ca­łu­nek”.

 

 

Body Mind Centering bada relacje między ciałem, umysłem, a ruchem, wprowadza do świadomości tancerza pracę z całymi systemami (np. kostnym, krwionośnym, układem pokarmowym czy nerwowym). W jaki sposób wykorzystywaliście to podejście w procesie twórczym? Wiem też, że dużo pracujesz metodami improwizacji ruchowej, czy przy Goździku” też tak było?

Tak, tutaj od początku mieliśmy bardzo jasno określone narzędzia, z których będziemy korzystać w procesie twórczym. Improwizowaliśmy dużo, ale była to bardziej improwizacja zadaniowa, oparta na wybranych zagadnieniach z pracy z narządami w podejściu BMC. Częścią pracy nad spektaklem było również przeprowadzenie ankiet wśród bliskich nam osób, które były długofalowych relacjach romantycznych. Pytaliśmy w nich, właśnie z perspektywy BMC -  jak mój organizm widzi twój organizm”? Co by było gdyby zobaczyć nasze poszczególne organy i dać im głos:  co o Tobie powiedziałoby moje serce, jak widzą Cię moje płuca, a jak się czuję z Tobą moja wątroba? Czułam, że nie zależy mi na stawianiu jakichś pogłębionych diagnoz relacyjnych, bardziej chciałam spróbować odkleić się od myślenia z głowy” i popatrzeć na siebie w relacji od strony całego organizmu. Teksty zebrane z ankiet były dużą inspiracją i część z nich pojawia się w spektaklu. Ostatecznie spektakl jest dość precyzyjnie ustawiony, ma konkretną strukturę i sekwencje ruchowe, ale jest w nim jakaś przestrzeń na improwizację, zwłaszcza w kontekście długości trwania poszczególnych scen.

 

tancerka na scenie wygięta w jedną stronę, w tle tancerz leży na podpartej ręce

 

fot. A. Hordziej

 

 

Wspominałaś, że premiera spektaklu odbyła się cztery lata temu, ciekawa jestem jak taki “żywy” materiał ewoluuje z czasem? Jak wraca Wam się do grania tego spektaklu?

Jestem sama bardzo ciekawa! (śmiech) Bardzo cieszymy się, że dostaliśmy zaproszenie na Retroperspektywy, bo faktycznie graliśmy Goździka...” w sumie tylko kilka razy po premierze i to w różnych obsadach. Ostatni raz w zeszłym roku z Januszem Orlikiem. Na festiwalu zagramy w pierwotnej obsadzie, czyli z Piotrem. I jestem bardzo ciekawa, bo oczywiście mamy strukturę, stworzony spektakl, ale ja też bardzo lubię brać to, co przychodzi w danym momencie i sprawdzać, jak nam jest z danym tematem i działaniem teraz. Myślę, że w jakichś niuansach, w tym byciu ze sobą i w trwaniu spektakl będzie się ciągle zmieniał i trochę ewoluował. Ostatecznie to się okaże w momencie spotkania na scenie, w żywej wymianie między sobą i z publicznością.

 

 

Częścią pracy nad spektaklem było również przeprowadzenie ankiet wśród bliskich nam osób, które były długofalowych relacjach romantycznych

 

 

A czy myślisz, że to taki rodzaj spektaklu, który będzie dojrzewał” z Wami…?

Na pewno będzie się zmieniał, bo nasze ciała się zmieniły, choćby fizycznie. Perspektywa i podejście do bycia w długoletnim związku też przecież w nas ewoluuje z czasem. Choć ważne dla mnie jest to, że nie jest to historia jakiejś konkretnej relacji czy mojego związku, tylko próba wyjścia od jakiegoś obrazu i refleksji nad nim. Oczywiście korzystaliśmy ze swoich doświadczeń oraz z ankiet w naszym procesie twórczym, ale potem pojawiały się już bardziej abstrakcyjne elementy i obrazy.  To, co jest dla mnie ważne w pracy, to złapanie jakiejś prostoty i esencji danego tematu. Mam też wrażenie, że w długoletnich związkach ta codzienność jest zupełnie inna, to nie są same fajerwerki. Szukaliśmy tych ziarenek, które wypełniają codzienność i pozwalają nam trwać przy sobie. Myślę, że są to proste rzeczy.

 

kobieta w żółtej koszulce na ramiączkach pokazuje język

 

Aleksandra Bożek-Muszyńska, fot. Helena Ganjalyan

 

 

 

Żyjąc z kimś w relacji uczymy się siebie nawzajem, właśnie przez tą wspólną codzienność, przez małe zachowania, ale też zmiany nastrojów, język ciała, podświadomie się do siebie “dostosowujemy”. Czy to było też Wasze założenie i myślenie, że faktycznie nasze ciała się w jakiś sposób synchronizują, uczą siebie nawzajem?

To jest bardzo ciekawe podejście, ale  tworząc spektakl chyba nie mieliśmy takiego założenia. Zaczęliśmy od siebie, od pogłębionej obserwacji i zauważania tego co się dzieję z naszymi organizmami. Im bardziej jesteśmy w sobie osadzeni tym bardziej widzimy w jasny sposób ten drugi organizm. Zaczęliśmy od obserwacji tego bycia z druga osobą, zauważania drugiego organizmu, przy jednoczesnym bardzo jasnym widzeniu, gdzie mój organizm się kończy, a gdzie się zaczyna twój. I znajdowania tego, co jest wspólne. Na przykład: czasem bardziej Cię słyszę i moja wątroba się synchronizuje z twoją, a czasami jest tak, że jasno wybieram, że dzisiaj słucham bardziej swojej wątroby niż twojej… (śmiech).

Często rozpoczynam pracę od potrzeby dowiedzenia się jak inni widzą i czują dany temat. Tak było również przy pracy nad moim wcześniejszym solo o prokrastynacji (Dzień, w którym V. dała mi do myślenia albo jak się pozbyłam prokrastynacji”). Wiedziałam jak to jest u mnie, ale zastanawiało mnie jak inni się czują z tym tematem. Przyglądam się innym relacjom, innym związkom, organizmom innych ludzi i wtedy wracam jeszcze raz do siebie. Myślę, że trochę tak to u mnie działa.

Zresztą były w tej pracy bardzo wzruszające dla mnie momenty, kiedy na przykład dałam tę ankietę do wypełnienia moim rodzicom… Zobaczenie związku swoich rodziców w takiej romantycznej relacji było dla mnie niezwykle poruszające. Przyglądanie się tematowi długoletnich związków, prawdziwej bliskości i temu co ją współtworzy,  to był dla mnie  niezwykle ważny proces. Pozwolił wielu sprawom przyjrzeć się dokładnie, z czułością, a do innych zdystansować.

 

 

Akurat w tym spektaklu mamy już ułożoną większą strukturę, ale zawsze pozwalamy sobie być trochę kapryśnymi”.

 

 

 

Chciałabym Cię zapytać jeszcze o temat wiodący tegorocznego festiwalu Retroperspektywy, czyli hasło W formie”. Jak czytasz i odbierasz w kontekście swojej pracy tanecznej i ruchowej ten temat? W jakiej jesteś relacji z formą…? (śmiech)

Tak, zastanawiałam się też nad tym przed naszą rozmową i gdzieś mi przemknęła rozmowa, krótki wywiad z Davidem Bowie, który wspomina o tym, że forma jest dla niego czymś wtórnym. I ja mam bardzo podobnie. To znaczy najpierw muszę wiedzieć, co, a to jak, czyli forma pojawia się u mnie później. Ona wyłania się dość naturalnie w momencie, kiedy zaczynam nad czymś pracować i kiedy udaje mi się złapać i zamknąć tę myśl w ostateczną wersję. Od ponad dwóch lat współkuratoruję wraz z Iloną Trybułą w Warszawie Scenę tańca improwizowanego [sic!], gdzie co miesiąc zapraszamy różnych gości. I tutaj zagadnienie formy daje nam jakąś bazę, przestrzeń do eksploracji, ale nadal pozostaje ono dość otwarte. W zależności od tego, jakich zapraszamy gości, takie ustalamy założenia wyjściowe, od tego zależy potem proces i działanie.  Mam poczucie, że w improwizacji proces i produkt dzieje się w tym samym momencie, że to jest jednocześnie obserwacja i działanie, zarówno otwieranie procesu, jak i tworzenie produktu, tego co widoczne.  Tak sobie myślę, że najbardziej lubię takie rozumienie formy ruchomo-elastyczne” (śmiech).

Jest w języku angielskim takie słowo - whimsical”, to można przetłumaczyć na język polski jako „kapryśny”. Czyli będąc w oczekiwaniu na impuls pozostajesz kapryśny:  pozwalasz sobie zmieniać zdanie w trakcie i pójść za czymś innym co cię zaciekawiło w ciele lub w otoczeniu . To jest chyba coś, co mnie wciąż trzyma w inspiracji, fascynuje i strasznie to lubię. Akurat w tym spektaklu mamy już ułożoną większą strukturę, ale zawsze pozwalamy sobie być trochę kapryśnymi”.

 

 

 

___________________________

 

Aleksandra Bożek-Muszyńska – tancerka, choreografka, performerka, trenerka biznesu, tłumaczka i filolożka. Jest twórczynią kilkunastu autorskich choreografii, a jej prace były prezentowane m.in. w Berlinie, Budapeszcie, Filadelfii, Melbourne, Nowym Jorku, Warszawie i Wiedniu. Stypendystka MKiDN 2024, Alternatywnej Akademii Tańca 2015–2017 realizowanej przez ASF by Grażyna Kulczyk oraz beneficjentka programu Global Practice Sharing w Movement Research w Nowym Jorku. W latach 2007–2020 związana z warszawskim teatrem „Mufmi” Anny Piotrowskiej, gdzie była koordynatorką do spraw artystycznych, instruktorką i choreografką. W 2017 roku wraz z Hanną Bylką-Kanecką założyła kolektyw „Holobiont”, którego celem są interdyscyplinarne projekty wielopokoleniowe. Jedna z jej ostatnich choreografii „Goździk w pustej muszli” została wyróżniona w kategorii Najlepszy spektakl taneczny w sezonie 2021/22 przez miesięcznik „Teatr”. Od 2022 roku współpracuje z Justyną Sobczyk z „Teatru 21”, stworzyła choreografie do przedstawień: „Rodzina” (koprodukcja z TR) oraz „You can fail! Porażka show” (koprodukcja z Teatrem Komedia). W 2023 roku wraz z Iloną Trybułą zainicjowała scenę tańca improwizowanego „[Sic!] Saute” w Centrum Łowicka w Warszawie, którą wspólnie kuratorują. W swoich pracach bada granice między prostotą i naiwnością, prezentacją i facylitacją oraz znajdowaniem schematów i łamaniem ich. Aspekt wizualny oraz swoiste poczucie humoru są charakterystyczne dla jej prac.

 

___________________________

 

 

Maja Caban – tancerka, aktorka, instruktorka teatralna, prowadzi w Łodzi Nataradża joga Shalę, gdzie praktykuje i uczy Ashtangi Jogi. Podczas Festiwalu Retroperspektywy odpowiedzialna za program taneczny.

 

___________________________

 

Zdjęcie główne: fot. A. Hordziej

 

 

Patronite