Tryptyk „Jakubowska, Jakubowska, Jakubowska”, który 9 października zostanie pokazany dwukrotnie w Szkole Filmowej w Łodzi podczas Festiwalu Łódź Wielu Kultur, to artystyczna próba przywołania postaci Wandy Jakubowskiej – reżyserki, scenarzystki, profesorki i jednej z nielicznych kobiet, które zapisały się w historii polskiego kina. O przywoływaniu jej ducha i o współczesnych znaczeniach jej filmów z Weroniką Szczawińską rozmawia Marta Zdanowska.

 

 

Marta Zdanowska: O Wandzie Jakubowskiej, reżyserce i wykładowczyni PWSF w Łodzi można powiedzieć, że miała kilka odsłon w swojej biografii. Najpierw tę przedwojenną, kiedy jako panienka z dobrego domu wyjechała z ojcem do Rosji i przeżyła tam rewolucję, a po powrocie związała się z socjalistami i zaczęła kręcić filmy. Jej zaginiony film „Nad Niemnem” według scenariusza Iwaszkiewicza zapowiadał się na wielki hit. Czas wojny to uwięzienie za konspirację w Auschwitz i praca w podobozie Rajsko, gdzie panowały względnie dobre warunki jak na obóz. I wreszcie rzeczywistość powojenna: ideowa komunistka uczy jak robić filmy, jest o krok od nominacji na rektorkę Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi, ale zostaje zwolniona za wolnościowe poglądy. Pisała o Jakubowskiej Monika Talarczyk-Gubała, za chwilę ukaże się książka Joanny Ostrowskiej, która poświęci jej część swojej opowieści. Jaka będzie wasza historia Jakubowskiej, opowiadana przecież przez kilkoro artystów?

Weronika Szczawińska: Ponieważ nasze zdarzenie sceniczne tworzą trzy osobne grupy, każda z nich koncentruje się na czymś innym. To spojrzenie autorskie i fragmentaryczne, które nie rości sobie prawa do objęcia całej biografii Jakubowskiej. Muszę przyznać, że coraz ostrożniej podchodzę do pracy ze ściśle pojętymi biografiami w teatrze, ogromną pracę w tej dziedzinie wykonują badaczki i robią to po prostu lepiej. Bez książki Moniki Talarczyk-Gubały nie potrafiłabym o Wandzie Jakubowskiej powiedzieć jednego sensownego zdania i nie zamierzam z takimi osiągnięciami konkurować. Czekam też z zaciekawieniem na książkę Joanny Ostrowskiej. Wchodzenie w czyjąś biografię w momencie, kiedy nie ma się zniuansowanego obrazu, wydaje mi się momentami nie do końca etyczne. Stawiam mocno na czysto artystyczne środki: fantazję, formę, spotkanie tu i teraz; raczej zdarzenie na kanwie biografii, a nie  zdecydowane twierdzenia.

 

Pracujemy nad trzema realizacjami. Agnieszka Jakimiak i tworzący z nią w tandemie Mateusz Atman zajmują się obrazami obozu, wojny i historii wywiedzionymi z „Ostatniego etapu”, które wyprowadzają nas ku współczesności. Pracują w formule video eseju, zastanawiając się, jak te obrazy działają na nas dzisiaj i co możemy z nimi zrobić, umieszczając je we współczesnym kontekście. Tworzą też do pracy komentarz na żywo. Marta Szlasa-Rokicka razem z dramaturżką Jowitą Mazurkiewicz będą zdecydowanie najbliżej biografii Jakubowskiej, ale nie w sensie jej psychologicznej reinterpretacji czy odkrywania nowych faktów. Interesują je artystyczne genealogie i znikanie z oficjalnej historii. Budują ciekawą konstrukcję, która dotyczy właściwie dwóch „znikających” reżyserek: fikcyjnej Agnieszki, bohaterki „Człowieka z marmuru” Wajdy i realnej Wandy Jakubowskiej. Wyciągają na wierzch fakt, że w mainstreamowej opowieści o polskim kinie to właśnie zniknięciem Agnieszki nasza kultura przejęła się bardziej niż symbolicznym zniknięciem Wandy. Wieloetapowość dość długiego życia Wandy Jakubowskiej również odgrywa dla obu artystek rolę, zwłaszcza jeśli chodzi o etap przedwojenny; zapraszają nas do stawiania pytań i snucia fantazji.

 

 

       A gdybyśmy miały opowiedzieć o kobiecej bohaterce zbiorowej, która interesuje nas tu i teraz, wysnuć fantazję, kto by to był?

 

 

Ja natomiast zajmuję się głównie „Ostatnim etapem”. A raczej spotkaniem tego filmu z moją grupą twórczą. Mam wielkie szczęście współpracować przy tym projekcie z czterema świetnymi młodymi aktorkami, studentkami Szkoły Filmowej: Niną Kwapisiewicz, Darią Lisowską, Julią Pawlak, Matyldą Wojsznis. Rozpoczęłyśmy naszą pracę od rozmowy o „Ostatnim etapie”. Szalenie mnie zainteresowało, co z filmu może dziś rezonować w osobach urodzonych na początku lat dwutysięcznych, już po śmierci Wandy Jakubowskiej i w ogromnej odległości czasowej od premiery filmu. Moim zdaniem podtrzymywanie żywości kultury jest możliwe dzięki odświeżaniu spotkania z kluczowymi dziełami. Dlatego przygotowujemy zdarzenie sceniczne, które z jednej strony ustanawia dość subiektywną perspektywę tego, jak na „Ostatni etap” patrzą osoby bardzo młode, zajmujące się aktorstwem. Z drugiej strony zwracamy uwagę na istnienie w skarbcu polskiej kultury tak niesamowitego filmu z kobiecą bohaterką zbiorową. A gdybyśmy miały opowiedzieć o kobiecej bohaterce zbiorowej, która interesuje nas tu i teraz, wysnuć fantazję, kto by to był? Co wynika z tego, że dwudziestoparolatki spotykają „Ostatni etap”, albo „Ostatni etap” spotyka dwudziestoparolatki?

 

 

Julia Pawlak, Nina Kwapisiewicz, Matylda Wojsznis, Daria Lisowska, fot. Marcin Polak

 

 

 

Jak już wspomniałyśmy „Jakubowska, Jakubowska, Jakubowska” nie będzie typowym spektaklem, ale rodzajem tryptyku scenicznego, w którym kilkoro twórców zaprezentuje swoją impresję inspirowaną twórczością Jakubowskiej. Jest tu pani praca, ale także wspomnianych już Agnieszki Jakimiak i Mateusza Atmana oraz Marty Szlasy-Rokickiej i Jowity Mazurkiewicz. Skąd wziął się pomysł na taką właśnie formę pracy?

Otrzymałam zaproszenie do stworzenia wydarzenia teatralnego w oparciu o biografię i twórczość Wandy Jakubowskiej od kuratorki festiwalu, Agaty Siwiak, która otwarta jest na rozmaite modele pracy artystycznej. I właściwie od razu przyszło mi do głowy, że fajnie byłoby zaprosić do tego projektu inne reżyserki. Jakubowska jest jedną z nielicznych kobiet-reżyserek, którą można postawić w centrum polskiej kultury. Interesowało mnie głównie, co zostało z opowieści o jej życiu i reżyserskich działaniach w przekazie polskiej kultury. A skoro pozostała wersja dość oszczędna, która nie dowartościowuje ani jej twórczości, ani praktyki pedagogicznej, to może nie warto pokazywać jednej wersji przeciwstawnej, ale zaproponować spojrzenie pryzmatyczne. Pokazać jak kilka reżyserujących kobiet przyjrzałoby się dziedzictwu Jakubowskiej. Moje zaproszenie innych do projektu wynikało z niechęci do tworzenia monolitu.

 

 

Jakubowska jest jedną z nielicznych kobiet-reżyserek, którą można postawić w centrum polskiej kultury. Interesowało mnie głównie, co zostało z opowieści o jej życiu i reżyserskich działaniach w przekazie polskiej kultury.

 

 

W przeszłości sporo zajmowałam się archiwami. Tworzyłam spektakle, które krążyły wokół fantazji na temat artystów, a zwłaszcza artystek. Nie chciałam powielać tego gestu. Byłam ciekawa, co inne artystki, do których Jakubowska też należy jako część naszego dziedzictwa kulturowego, miałyby o niej do powiedzenia. Chciałam też, żeby historie tworzyły osoby z różnych pokoleń. Zaprosiłam dwie artystki, z którymi czuję powinowactwo, choć mamy inne doświadczenia: Agnieszkę Jakimiak i Martę Szlasę-Rokicką, która jest najmłodsza z nas i zaczyna dopiero II rok na wydziale reżyserii dramatu Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Każda osoba jest szefową swojej części. Wiem wprawdzie, o czym są konkretne części, śledzę ich rozwój, ale niczego nie narzucałam, nie starałam się działać według narzuconego z góry wzoru. Interesuje mnie raczej, jak te trzy części wspólnie się rozwijają i dbam o to, żeby finalnie ze sobą rozmawiały. Mają pewne pola wspólne. W mojej części film „Ostatni etap” zostaje przemielony przez wrażliwość grupy pracujących ze mną aktorek i najważniejsza jest właśnie ta grupa, ale też kobiecy kontekst. Z kolei u Agnieszki i Mateusza ten film jest punktem wyjścia do rozmowy o współczesnych obrazach wojny, a pytanie o legendę i biografię artystki najbardziej interesuje Martę Szlasę-Rokicką i Jowitę Mazurkiewicz, więc ponownie wraca wątek genderowy. Każde z wydarzeń ma też inną formę teatralną: mamy video esej, performatywny one-woman show oraz mikrospektakl z czterema aktorkami  w poszukiwaniu inspiracji wywiedzionej z filmu „Ostatni etap”.

 

 

 

Wasz projekt będzie się rozgrywać w różnych miejscach Szkoły Filmowej: w hali telewizyjnej, w kinie szkolnym, wykorzystując topografię miejsca, które od lat związane jest z powstawaniem filmów. Nieprzypadkowo robicie to w miejscu, gdzie swego czasu reżyserii uczyły tylko dwie kobiety Maria Kaniewska i Wanda Jakubowska właśnie. Przywołujecie ducha Jakubowskiej. Ale czy pytacie też o kobiety-reżyserki współcześnie?

Bliskie jest dla mnie przywoływanie ducha Jakubowskiej w przestrzeni, w której odegrała tak ważną rolę i gdzie dziś wydaje się kompletnie nieobecna w symboliczny sposób. Kiedy zastanawiałyśmy się z zespołem kuratorskim, w jakim miejscu opowiadać o Jakubowskiej i pojawił się pomysł Filmówki, od razu go podchwyciłam, bo wydaje mi się to gestem potrzebnym, choć przewrotnym. Wejdźmy do tej przestrzeni i powiedzmy głośno trzy razy: „Wanda Jakubowska, Wanda Jakubowska, Wanda Jakubowska” i zobaczymy, czy się objawi. Duchy są nieprzewidywalne (śmiech).

 

 

 

Kiedy patrzę na słynne schody z tabliczkami wielkich reżyserów, to figurują tam wyłącznie męskie nazwiska i aż kusi, żeby zainstalować fejkową tabliczkę z Wandą Jakubowską

 

 

 

Jakubowska zostawiła w szkole kawał swojego życia, ale też swojego dziedzictwa w wychowankach, czyli kolejnych pokoleniach polskich reżyserów filmowych. Nie jestem związana z Łódzką Szkołą Filmową, dopiero dzięki próbom mam bliższy kontakt z dziewczynami z wydziału aktorskiego, ale zauważam tę symboliczną nieobecność. Kiedy patrzę na słynne schody z tabliczkami wielkich reżyserów, to figurują tam wyłącznie męskie nazwiska i aż kusi, żeby zainstalować fejkową tabliczkę z Wandą Jakubowską.

Przywołujemy też Jakubowską jako tę, która była jedną z pierwszych polskich reżyserek. Zależało mi na nadreprezentacji kobiet w tym projekcie, żeby zobaczyć, co dzieje się z biografią artystki, kiedy jest brana na warsztat przede wszystkim przez inne artystki. Wyrównanie nieobecności ducha Jakubowskiej przez nadreprezentację artystek ma też znaczenie symboliczne. Bardzo interesują mnie genealogie twórcze, genealogie instytucji. Na przykład w szkołach teatralnych, w których często pracuję, mamy wiele problemów z przywracaniem i budowaniem żeńskich narracji i genealogii.

 

Weronika Szczawińska, fot. Marcin Polak

 

 

 

Nazwiska Jakubowskiej nie ma w Szkole Filmowej, zabrakło go również w Alei Gwiazd na Piotrkowskiej w Łodzi, która powstała po to, aby uhonorować postacie istotne dla świata filmu. Znalazła się tam m.in. aktorka Jadwiga Andrzejewska czy reżyserka Agnieszka Holland. Kilka lat temu Rada Miejska w Łodzi, wybierając filmowych patronów ulic w Nowym Centrum Łodzi, nie zgodziła się na ul. Wandy Jakubowskiej. Jako przyczynę podano możliwą niezgodność z tzw. ustawą dekomunizacyjną. Jakubowska komunizowała przed wojną, jej ruch oporu to Polscy Socjaliści, nie AK i jak wiele bohaterek o lewicowej przeszłości nie jest obecnie mile widziana na historycznych salonach. Czy wątek światopoglądowo-polityczny w jakikolwiek sposób wpłynął na wasze postrzeganie postaci reżyserki?

Tak, on pojawia się w mojej części opowieści, choć nie jest głównym tematem. Fascynuje mnie, jak nierównomiernie i nierówno rozłożona jest pamięć zbiorowa w społeczeństwie, które jest przecież wielopokoleniowe. Dla pewnej grupy wiekowej istotne jest zadanie sobie pytania, co to znaczy, że była komunistką; czy jej poglądy w wyniku dekomunizacji znalazły się na śmietniku historii, a ona sama należy do „straconych bohaterek”? Natomiast dla wielu osób młodszych taka dyskusja jest całkowitą abstrakcją. Czas płynie nieubłaganie i z pewnych dyskusji zostają tylko słowa. Interesowało mnie coś innego. Jeśli powiemy zdanie – „Wanda Jakubowska była komunistką” – jak słowo „komunistka” zdefiniują moje młodsze współpracowniczki? Co ono dla nich w ogóle znaczy?

 

 

 

A co dla nich znaczy słowo komunistka?

Zapraszam na spektakl, żeby posłuchać (śmiech). Ale rzeczywiście mamy taki fragment, w którym padają definicje autorskie. Uważam definicje młodych aktorek za zaskakująco trafne, dlatego, że są one sprzeczne. Zawierają elementy nasłuchu społecznego, w których uzewnętrznia się cały problem ze słowem komunistka: może ono znaczyć coś pięknego i coś trudnego, coś absolutnie stereotypowego i coś zaskakującego. Powstaje dziwna figura utkana z przedwojennej i powojennej wersji komunizmu, z języka propagandy, z roli awansu społecznego. One nie patrzą z jednej, ideologicznej perspektywy, dlatego sprzeczności pokazują wielowymiarowość określenia komunistka. Pojawia się też wątek zablokowania legendy Jakubowskiej przez polską niechęć do poglądów lewicowych i komunistycznych – odgrywa on rolę w części przygotowywanej przez Martę Szlasę-Rokicką i Jowitę Mazurkiewicz. Przekonania Jakubowskiej nie są żadnym problemem dla tworzących nasze zdarzenia sceniczne, choć widzą w nich istotną przeszkodę w utrwalaniu pamięci o niej.

 

 


Weronika Szczawińska, Daria Lisowska, Julia Pawlak, Nina Kwapisiewicz, Matylda Wojsznis, fot. Marcin Polak

 

 

 

Studenci Jakubowskiej czasem nazywali ją „Matką Boską Jakubowską”, pożyczała anonimowo pieniądze i nie chciała zwrotów, potrafiła pomóc w sprawach „niezałatwialnych”, więc jej komunizowanie miało też święte oblicze. Czy dziś cokolwiek z twórczości Wandy Jakubowskiej jest jeszcze do odzyskania? Względnie pamiętamy „Ostatni etap” z 1948 roku, czyli film o Auschwitz i kobiecych więźniarkach obozu. Dla mnie ważny byłby jednak inny film, trącący już dziś myszką, baśniowy „Król Maciuś I”, pokazujący czym jest władza. To także wielka pochwała pacyfizmu w kontekście wojny. Właściwie każdy film Jakubowskiej z wojną w tle, jest przeciw wojnie i to chyba ważne przesłanie dziś, kiedy wojna puka do drzwi.

Tak, zdecydowanie. Żyjemy w świecie, który przesycony jest realną wojną, a z drugiej strony wojna potrafi funkcjonować jako bardzo niebezpieczny, popkulturowy obraz przygody i kompanii braci. To jest potwornie niebezpieczne. Twórczość Jakubowskiej, jak u większości osób, które przeżyły II wojnę światową i potem zajmowały się echem tego tematu w społeczeństwie, ma jednoznaczny wymiar pacyfistyczny. Pokazuje, co wojna robi ludzkim ciałom, relacjom, przyszłości. Ja jestem zafiksowana szczególnie na temacie odzyskiwania „Ostatniego etapu”. Wiem, że jest to pierwszy film obozowy i został bardzo dobrze opisany. Natomiast problem polega na tym, że tak powszechnie, mało kto ten film zna, nawet wśród osób zajmujących się kulturą. Oczywisty jest głównie dla badaczek wojny i reprezentacji Zagłady. Dobrze byłoby uświadomić sobie, jaki my właściwie mamy skarb sprzed lat.

Do odzyskania są też inne wątki. Oczywiście, że „Ostatni etap” nosi ślady ideologii czasu, w którym powstał, niektóre sceny mogą się wydawać w nim bardzo naiwne. Ale z drugiej strony jest kompletnie niedowartościowanym źródłem myślenia o reprezentacji solidarności w ekstremalnie trudnym momencie, co wydaje mi się tematem na czasie. Dotyczy pracy opiekuńczej, wsparcia, solidarności – to hasła aktualne dziś. Jesteśmy przyzwyczajeni, żeby we współczesnym kinie skupiać się na jednostce, która przeprowadza nas przez bitwę czy wojnę, a tutaj mamy kobiecą bohaterkę zbiorową z kilkoma fokalizatorkami. Ich oczami widzimy u Jakubowskiej obóz, ale żadna nie jest ważniejsza od innej.

Bardzo lubię takie zdanie z książki Moniki Talarczyk -Gubały, przypominające, że niewiele polskich filmów zdaje test Bechdel, natomiast „Ostatni etap”, który miał premierę w 1948 roku, robi to celująco. Jeżeli odpowiemy sobie na pytanie, czy w tym filmie są co najmniej dwie kobiety, czy mają imiona i czy rozmawiają o czymś innym niż mężczyźni, to każda scena „Ostatniego etapu” przechodzi test. Ważna jest też różnorodność występujących w nim kobiet: ich pochodzenie, wiek, klasa społeczna. Z podobną uważnością pokazane są zarówno bohaterki wyidealizowane, jak i te okrutne, kapo, złe blokowe. Jesteśmy w stanie zrozumieć motywacje obu grup. Chciałabym, żebyśmy oglądali „Ostatni etap”, kłócili się o niego, rozmawiali, dlatego tak mocno mielę go w swojej części wydarzenia teatralnego.

Warto pamiętać, że nasza opowieść o Jakubowskiej jest pracą artystyczną, ambicją jest otworzenie archiwum reżyserki i zobaczenie, co dziś jest dla nas w niej ważne. Chciałabym, żebyśmy pytali tak jak w przypadku Wajdy: co dziś jest dla nas w jego filmach istotne, czemu się sprzeciwiamy? A ponieważ idę artystyczną drogą, moja opowieść zaczyna się w historii Wandy Jakubowskiej, a dryfuje zupełnie gdzie indziej i mam nadzieję, że będzie to podróż interesująca. Choć trochę szalona.

 

 

____________________________

 

 

Weronika Szczawińska (ur. 1981) – reżyserka, dramaturżka, profesorka Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Laureatka Paszportu „Polityki” w kategorii „Teatr” w 2019 roku. Współpracuje z teatrami w całej Polsce, przygotowywała spektakle m.in. w TR Warszawa, Narodowym Starym Teatrze w Krakowie, Komunie Warszawa, Wrocławskim Teatrze Współczesnym czy olsztyńskim Teatrze Jaracza, była też kierowniczką artystyczną Teatru im. Bogusławskiego w Kaliszu. Wybrane spektakle, które wyreżyserowała: „Genialna przyjaciółka” na podstawie powieści Eleny Ferrante (Wrocławski Teatr Współczesny, 2018), „Lawrence z Arabii” (Teatr Powszechny w Warszawie, 2018), „Nigdy więcej wojny” (Komuna Warszawa, 2018), „Rozmowa o drzewach” (Komuna Warszawa, 2019),  „Onko” (TR Warszawa, 2021),  „Grzyby” (razem z Piotrem Wawerem juniorem, Teatr Powszechny w Warszawie 2022), „Trąbka do słuchania”  Leonory Carrington (Wrocławski Teatr Współczesny, 2023), „Wszystko na darmo” na podstawie powieści Waltera Kempowskiego (Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie), „Wchodzi duch” (Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie/ Gdański Teatr Szekspirowski).

 

 

JAKUBOWSKA. JAKUBOWSKA. JAKUBOWSKA

Weronika Szczawińska, Marta Szlasa-Rokicka, Agnieszka Jakimiak i Mateusz Atman, Jowita Mazurkiewicz

Nina Kwapisiewicz, Daria Lisowska, Julia Pawlak, Matylda Wojsznis – aktorki, studentki Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi.


9 października 2025 (czwartek)
godz. 18:00, 20:00
czas trwania 90 min.
Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera w Łodzi, ul. Targowa 61/63

 

____________________________

 

 

Marta Zdanowska – współzałożycielka Fundacji Łódzki Szlak Kobiet, redaktorka, animatorka literatury i recenzentka teatralna. Sekretarzyni Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima i Nagrody Translatorskiej im. Ireny Tuwim. Prowadzi zajęcia dla twórczego pisania na Uniwersytecie Łódzkim oraz spotkania i warsztaty literackie, związane głównie z herstorią i narracjami kobiet oraz   tożsamościami lokalnymi. Na co dzień pracuje w Domu Literatury w Łodzi, współtworzy Festiwal Puls Literatury. Pasjonatka Dolnego Śląska.

 

____________________________

 

 

Zdjęcie główne: Weronika Szczawińska, fot. Marcin Polak

 

 

Patronite