Nie trzeba słów, by opowiedzieć o lęku i zachwycie. W „OJOJ. Wielkiej historii małej kreski” Aleksandra Pejcz w Teatrze Pinokio pozwala dzieciom odbierać teatr zmysłami. A dorośli mogą nauczyć się od nich, jak wygląda czysta reakcja na świat.

 

 

Historię o kresce, która znaleziona gdzieś na spacerze ożywa w rękach bohatera i staje się współtwórczynią światów, łącznikiem w relacjach międzyludzkich, a ostatecznie przyczyną przemiany – otwarcia się na świat dzięki wyobraźni – widziałam już w poprzednim sezonie w spektaklu Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy w Teatrze Lalek w Olsztynie. Tytułowa „Kreska” występowała tam w formie animacji i sznurka, przeplatanego przez scenę między bohaterami. W „OJOJ. Wielkiej historii małej kreski” z Teatru Pinokio w Łodzi, na podstawie picturebooka Serge’a Blocha, reżyserka Aleksandra Pejcz czyni z kreski znalezionej na spacerze pełnoprawną, materialną bohaterkę – postać o wielu naturach i emocjach, która w rękach zespołu aktorskiego ożywa i staje się perfekcyjnie animowaną lalką. To kreska-ciało i kreska-emocja.

 

 

Dopiero świat wyobraźni pozwala mu zrobić krok do przodu. I w tym właśnie tkwi siła tego przedstawienia: w rezygnacji z opowiadania na rzecz bycia

 

 

Fabuła w gruncie rzeczy jest bardzo prosta – główny bohater, chłopiec o imieniu Ojojek, trochę nieśmiały, trochę zamknięty w sobie (wszystkie lalki w spektaklu stworzył Mateusz Mirowski, obłędne, nieco w duchu animowanych bajek z PRL-u), w konfrontacji z grupą nieznajomych rówieśników (te lalki także są wspaniale animowane, złączone ze stopami performerów dostają żywe, ruchome ciała) jeszcze bardziej się wycofuje. Dopiero świat wyobraźni pozwala mu zrobić krok do przodu. I w tym właśnie tkwi siła tego przedstawienia: w rezygnacji z opowiadania na rzecz bycia. Nie znaczy to jednak, że spektakl jest niemy. Postaci posługują się mową, tylko że mową złożoną z onomatopei i niekończących się wariacji frazy „ojoj”, zdań umuzycznionych, ugadanych. Akcentowane na różne sposoby dźwięki, sygnalizują emocje, które można rozpoznawać nie przez słowa, lecz przez ciało – przez sposób poruszania się, napięcie, rytm dźwięku.

 

Na scenie w mrocznym oświetleniu trzech ubranych na czarno aktorów animuje dużą lalkę chłopca o szarym ciele i czerwonych policzkach, używając czerwonej wstążki

 

„OJOJ. Wielkiej historii małej kreski”, Teatr Pinokio, fot. Daniel Kiermut

 

 

 

Ponieważ to spektakl dla dzieci od czwartego roku życia, odpuściłam sobie próbę doszukiwania się narracji, którą będę mogła sobie uporządkować w historię z początkiem i zakończeniem. Pozwoliłam sobie, dorosłej widzce, po prostu zanurzyć się w świecie tych dźwięków i ruchów. Obserwowałam, kiedy ktoś na widowni wybucha śmiechem. Z radością odnotowałam, jak zachęcone dzieciaki odpowiadają na dźwięki, wchodząc w te same rejestry co postaci na scenie, po prostu dialogując. To w gruncie rzeczy gest, który wspaniale współgra z najmłodszą publicznością. O ile zasób słów czy rozumienie obrazów scenicznych bywa dla różnych grup wiekowych różnie dostępne, o tyle emocje rozpoznaje się intuicyjnie – przez rezonans. 

 

 

Nie jest to też, mimo mojego zachwytu nad techniką, pokaz warsztatowych umiejętności. Raczej opowieść o tym, jak gest, światło i dźwięk potrafią wspólnie wytworzyć emocję

 

 

Intuicyjne są także ruchy, którymi aktorzy animują tytułową Kreskę. Sama Kreska – o ile dobrze widziałam – to kawałek elastycznego, gumowego tworzywa w kolorze czerwonym, który na scenie odprawia przed widzami taniec. Zmienia swoją wielkość, błyskawicznie wymieniana za kulisami przez lalkarzy. Raz staje się zębami potwora zawieszonymi w powietrzu, raz ludzikiem-patyczakiem, jak z komiksów Jacka Świdzińskiego, kiedy indziej motylem, królikiem albo słodkim kotkiem. Sprawność, z jaką zespół – Piotr Pasek, Piotr Osak, Filip Wawrecki i Jagoda Zimała – wyczarowuje te kształty, może młodej widowni przywodzić na myśl iluzję. Ale to nie jest akrobatyka sceniczna, choć momentami tak wygląda. Nie jest to też, mimo mojego zachwytu nad techniką, pokaz warsztatowych umiejętności. Raczej opowieść o tym, jak gest, światło i dźwięk potrafią wspólnie wytworzyć emocję.

 

Na scenie w mrocznym oświetleniu czterech ubranych na czarno aktorów animuje kilka lalek chłopców o szarym ciele i czerwonych policzkach, używając czerwonej wstążki

 

„OJOJ. Wielkiej historii małej kreski”, Teatr Pinokio, fot. Daniel Kiermut

 

 

 

Muzyka Grzegorza Mazonia i światło Alicji Pietruckiej są tu równorzędnymi partnerami aktorów. Podpowiadają widzom, co dzieje się wewnątrz postaci, które nie mówią w żadnym zrozumiałym języku. Na przykład w scenie przemiany Kreski w Kreskę „złą”– tej, gdy coś zaczyna się dziać podskórnie, jeszcze zanim widzimy to na scenie – dźwięk i światło uprzedzają nasze emocje. W teatrze dla najmłodszych to niezwykle ważne: dać dziecku sygnał, że to, co za chwilę się wydarzy, nie dzieje się „na serio”, że strach ma tu formę bezpieczną, rozpoznawalną, ale że może się pojawić. Siedziałam obok chłopca, który półgłosem komentował spektakl do swojej mamy, i bezczelnie przysłuchiwałam się jego interpretacji. Gdy światło zgasło, powiedział: „najbardziej na świecie boję się ciemności”. A kiedy Kreska zaczęła przemieniać się w chytre oczy i wyszczerzone zęby unoszące się nad sceną, dodał: „chyba okaże się, że to sen”. Teatr więc nie tylko opowiada, ale też pozwala dziecku nazwać własny lęk, przeprowadzić go przez siebie i odłożyć na bok, jak zużyty rekwizyt.

 

 

Teatr, który rezygnuje z języka, nie rezygnuje z komunikacji, wręcz przeciwnie, zbliża się do widza najprostszą drogą

 

 

„OJOJ. Wielka historia małej kreski” to przebieżka przez dziecięce emocje, strachy i konfrontacje z tym, co dopiero się poznaje. Odnaleziona przez Ojojka linka otwiera chłopca na relacje z innymi, choć nie od razu. Zanim dojrzeje do wspólnej zabawy, będzie musiał się zawstydzić, przestraszyć, zachwycić i oswoić z tym, że to, co spotykamy na swojej drodze, bywa różne: czasem miłe i dobre, czasem trudne, a czasem po prostu złe. Może nadinterpretowuję, ale tak właśnie czytam ten sceniczny taniec z kreską – znalezioną przecież przypadkiem. To przypadek w najlepszym sensie tego słowa: otwierający, nieprzewidywalny, dający impuls do odkrycia świata. Czy to ciekawość, czy inna emocja towarzysząca wzięciu do domu kawałka czerwonego tworzywa – właśnie ona wprowadza dziecko w przestrzeń, w której możliwe jest wszystko. Samotność Ojojka, jego dystans do świata i to ciche podążanie za Kreską sprawiają, że bohater powoli, ale wyraźnie zaczyna się otwierać. Lekcja z tego jest prosta: kształtują nas doświadczenia – i te dobre, i te codzienne, i te, które przynoszą odrobinę strachu. Pomysł Aleksandry Pejcz, by przeprowadzić widza przez tę podróż bez użycia słowa, jedynie za pomocą dźwięku, obrazu i ruchu, okazuje się wdzięcznym sposobem na wyczarowywanie światów o nieskończonej liczbie otwarć. Teatr, który rezygnuje z języka, nie rezygnuje z komunikacji, wręcz przeciwnie, zbliża się do widza najprostszą drogą.

 

Na scenie w mrocznym oświetleniu czterech ubranych na czarno aktorów animuje kilka lalek chłopców o szarym ciele i czerwonych policzkach, używając czerwonej wstążki

Na scenie w mrocznym oświetleniu trzech ubranych na czarno aktorów animuje używając czerwonej wstążki, podświetlonej fluorescencyjnie

 

„OJOJ. Wielkiej historii małej kreski”, Teatr Pinokio, fot. Dominika Hudziec

 

 

 

Kiedy słuchałam małego widza siedzącego obok, pomyślałam, że warto uczyć się oglądania sztuki od najmłodszych. Strach, który przyniosła ciemność, dziecięcy umysł natychmiast przetworzył w sen – sytuację wyobrażoną, z której za chwilę można się obudzić. Jakby teatr nie był sam w sobie wystarczająco bezpieczną iluzją; jakby trzeba było go jeszcze raz opakować w iluzję w iluzji. Bardzo ciekawe to przedstawienie – zrobione z wyczuciem, spokojne w geście, ale pełne znaczeń. Było to też ciekawe doświadczenie oglądania – broni się forma, broni się wyobraźnia. A może nawet coś więcej: broni się prawo dziecka do poznawania świata we własnym tempie.

 

 

„OJOJ. Wielkiej historii małej kreski”
z inspiracji picturebookiem Serge’a Blocha
Adaptacja i reżyseria: Aleksandra Pejcz
Scenografia, kostiumy i lalki: Mateusz Mirowski
Muzyka: Grzegorz Mazoń
Reżyseria światła: Alicja Pietrucka
Obsada: Piotr Osak, Piotr Pasek, Filip Wawrecki, Jagoda Zimała

 

 

_____________________________

 

 

Anna Pajęcka – ur. 1992, redaktorka działu teatr w „Dwutygodnik.com”. Studiowała w Instytucie Kultury Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Publikuje w  „Szumie”, „Czasie Kultury”, „Tygodniku Powszechnym”.

 

 

_____________________________

 

 

Zdjęcie główne: „OJOJ. Wielkiej historii małej kreski”, Teatr Pinokio, fot. Daniel Kiermut

 

 

Patronite