Od niemal dekady Gabi Warzycka-Tutak kieruje jednym z oddziałów Gdańskiej Galerii Miejskiej – miejscem, w którym młode osoby artystyczne mogą realizować zaskakujące projekty wystawiennicze. Sprzyjają temu: pokaźny budżet na realizację wystaw, przestrzeń zmieniająca się niczym kameleon, otwartość kuratorki na eksperyment i bliska, wspierająca współpraca. O tych doświadczeniach oraz o tym, jak zmienia się praca kuratorki, opowiada w rozmowie z Michaliną Sablik — kolejnym wywiadzie w naszym cyklu rozmów z kuratorkami.
Jak zaczęła się twoja droga jako kuratorki?
Mam background przede wszystkim akademicki. Do GGM trafiłam w 2016 roku z Akademii Sztuk Pięknych na roczne zastępstwo za Marię Sasin i zostałam do teraz, prowadząc jeden z jej oddziałów. Trafiłam od razu na głęboką wodę przygotowywania wystaw na kolejny rok. Początkowe projekty głównie koordynowałam, potem miałam szansę bardziej rozwinąć swoją linię kuratorską. Trafiłam do małego, ale zgranego zespołu, którym wtedy kierował Piotr Stasiowski niezwykle wspierająca mnie osoba na polu instytucjonalnym. Od początku miałam dużo wolności w doborze osób artystycznych i stopniowo rozwijałam profil galerii. W czasie pracy zmieniło się moje podejście do tego jak rozumiem praktykę kuratorską. Początkowo uważałam ją za pracę czysto merytoryczną i intelektualną jako opiekunki czy osoby wyznaczającej kierunek działania. Po latach praktyki zrozumiałam, że jako kuratorka mogę współtworzyć projekty w bliskiej relacji z zaproszonymi osobami artystycznymi.
Zależy nam, aby galeria była przestrzenią eksperymentu — miejscem otwartym, elastycznym, ale też takim, gdzie można popełniać błędy i się uczyć
GGM na Piwnej ma wyrazisty profil. Widzę ją jako „project room” pokazujący wystawy indywidualne, ewentualnie duety młodych twórców. Jak ty scharakeryzowałabyś przestrzeń na Piwnej?
Naszym założeniem jest to, że Gdańska Galeria Miejska 1, zlokalizowana przy ul. Piwnej 27/29, koncentruje się na wystawach młodych twórców oraz pokazach indywidualnych uznanych artystów. Nowatorski, często eksperymentalny charakter programu prezentowanego w GGM1 daje możliwość wglądu w najświeższe trendy sztuki współczesnej. Przed moim przyjściem do GGM był realizowany projekt „Głęboka Woda” poświęcony lokalnym artystom z najmłodszego pokolenia. Podjęłam się jego kontynuacji współpracując ze studentami z gdańskiej ASP oraz Pracowni Działań Przestrzennych Mirosława Bałki w 2017 roku. Te formaty wystaw, o których wspomniałaś czyli projekty indywidualne lub tworzone w duecie wynikają z niezbyt wielkiej kubatury tego miejsca - kameralnej wymagającej skupienia przestrzeni. Wszystkie projekty realizowane od tamtego czasu oparte są na idei relacyjności i bliskiej pracy z artystą. Przyjmują charakter site-specific, wchodząc w dialog z tym miejscem. Zależy nam, aby galeria była przestrzenią eksperymentu — miejscem otwartym, elastycznym, ale też takim, gdzie można popełniać błędy i się uczyć. Kiedy organizuję wystawy w duecie, często zestawiam artystów, którzy wcześniej się nie znali. Z czasem poznają się, zaczynają współpracować — i to właśnie proces budowania tej relacji staje się istotnym elementem projektu.
Jak dobierasz artystów?
Jednym z elementów naszego programu jest coroczna współpraca z konkursem Najlepszych Dyplomy na ASP w Gdańsku. Co roku przedstawiciele GGM wybierają osobę artystyczną do współpracy, z którymi potem współpracowałam kuratorsko. Wśród nich mogę wymienić Martę Krześlak, Martę Hryniuk, Teresę Otulak czy Markiem Wodzisławskim. W kolejnych latach zaczęliśmy zapraszać do współpracy młodych kuratorów zewnętrznych, wśród nich znalazły się: Martyna Pasternak („W dniu jutrzejszym", kuratorka Maja Demska), Dominika Gierszewska („W oczach mi się tli od nowa", kuratorka Alicja Jelińska), Maria Plucińska („Garstką ziemi ciało moje przykryte", kuratorka Andżelika Kliś. W 2026 r. planowana jest wystawa Igi Niewiadomskiej, kuratorowana przez Aleksandrę Migdał. Zależało mi, żeby nie monopolizować tej przestrzeni i oddawać pole także osobom, które nie pracują na stałe z instytucjami i mogą wnosić nową perspektywę. Po drugie, moje wybory kuratorskie wynikają z obserwacji sceny artystycznej w kraju i za granicą, którą rozumiem bardzo szeroko i multidyscyplinarnie – obejmuje muzykę, taniec, modę, kino, literaturę, poezję oraz wszelkie formy wizualnej i performatywnej ekspresji. Staram się, aby każdy projekt był zupełnie inny, a równocześnie wymagający dla mnie oraz rzucający wyzwanie instytucji. Dzieje się to naturalnie jako wypadkowa czasu, doświadczenia i uważnej obserwacji.
Na czym polega ta interdyscyplinarność prezentowanych przez ciebie projektów?
Interdyscyplinarność moich projektów polega na łączeniu różnych mediów, dziedzin i perspektyw artystycznych. Dobrym przykładem jest wystawa Antoniny Nowackiej i Tomasza Umbrasa „Choć tam, gdzie w muszli spoczywa sen", która łączy dźwięk i formę, sen i materię – Nowacka otwiera portale poza językiem, a Umbras tworzy rzeźbiarskie formy z tkaniny, gdzie materialne spotyka się z wyobrażonym. Razem budują efemeryczną przestrzeń, w której odbiorca staje się częścią opowieści. Do każdej wystawy przygotowuję również tekst, który traktuję równolegle jako narrację, podkreślającą wielowarstwowy charakter prezentowanych projektów. Ważnym elementem naszych wystaw jest zapewnienie przez instytucję odpowiedniego budżetu realizacyjnego, który umożliwia pełną realizację projektów. Na Piwnej istotny jest dla mnie także klimat współpracy – bliska relacja z artystami, poznanie ich praktyki oraz wolność wyboru w procesie twórczym.
W jaki sposób udaje Wam się pozyskać na to środki?
Co do finansowania projektów, to razem z zespołem zastanawialiśmy się, co zrobić z faktem, że dostajemy taką samą dotację co roku, a doświadczamy inflacji i ceny usług oraz produkcji rosną. Zdecydowaliśmy do tego, że zmniejszyliśmy liczbę wystaw w danym oddziale z 6-5 w roku do 4 wystaw i tym samym zwiększyliśmy ich budżet. Obawiamy się, że ten proces może się powtórzyć, jeśli nasz organizator nie zauważy potrzeby większego dofinansowania galerii. Artyści pracują u nas w komfortowych warunkach, z pełnym wsparciem przy produkcji i odpowiednim wynagrodzeniem. Niezwykle istotna jest rola naszych asystentów, którzy wspierają produkcję wystaw. Dobrym przykładem jest „Uniesienia / Elations" Agaty Ingarden – dzięki pozyskaniu bezkosztowo wind i wsparciu techników artystka przez trzy tygodnie tworzyła nowe prace. Wystawa powstała w takiej skali dopiero po miesiącach przygotowań, poszukiwań i mapowania złomowisk.
W związku z tym, że mamy bardzo mały zespół, rola kuratora często sprowadza się także do roli producenta. Towarzyszymy blisko w procesie powstawania wystaw
I to widać w efektach w postaci wystaw, które są immersyjne, dopasowane do przestrzeni, zawsze pokazują premierowe prace. Jak wygląda proces ich przygotowania?
Każdy projekt zaczyna się od kilku wizyt studyjnych, dużej ilości spotkań, a cały proces trwa co najmniej rok, czasem dłużej. Większość projektów produkowanych jest przez nas od podstaw. Zależy nam na pokazywaniu premierowych prac. W czasie ostatnich lat nasza przestrzeń ewoluowała niczym kameleon, dostosowując się do wymogów kolejnych wystaw. W związku z tym, że mamy bardzo mały zespół, rola kuratora często sprowadza się także do roli producenta. Towarzyszymy blisko w procesie powstawania wystaw.
Jaki projekt zapamiętałaś jako najbardziej wymagający produkcyjnie?
Jednym z najbardziej ekstremalnych obiektów była 2-metrowa chłodnia z przeszklonymi drzwiami a w niej jądra i penisy wołowe podświetlone pięknym amarantowym światłem, która stanowiła część wystawy Marak Wodzisławskiego „Jouissance”. Samo zbudowanie tego obiektu, pozyskanie dużej ilości podrobów wołowych, ich transport, a potem utrzymanie bezpiecznych warunków sanitarnych w galerii było ogromnym wyzwaniem. Działo się to wszystko w czasie letnich upałów, co tylko potęgowało trudności. Sama lodówka była bardzo głośna i, jak się okazało, uprzykrzała życie osobom mieszkającym nad galerią.
Jednym z najbardziej ekstremalnych obiektów była 2-metrowa chłodnia z przeszklonymi drzwiami a w niej jądra i penisy wołowe podświetlone pięknym amarantowym światłem, która stanowiła część wystawy Marak Wodzisławskiego „Jouissance”
Galeria znajduje się w wyjątkowym miejscu, przy turystycznym deptaku, naprzeciwko Kościoła Mariackiego. Dzięki temu macie wielu spacerujących, którzy wchodzą z ulicy, może czasem nieprzygotowani do oglądania sztuki współczesnej. Jaki projekt był najbardziej zaskakujący?
Oprócz stałego grona odbiorców mamy też wielu turystów. Jeśli ekspozycja na to pozwala, staramy się otwierać drzwi i przyciągać odbiorców. Anegdot jest oczywiście wiele, ale zacznę od tego, że najważniejszymi osobami facylitującymi odbiór sztuki są asystenci galerii. One są twarzami tych miejsc. Teraz pracuje ze mną Natalia Śliwińska, która wprowadza w kontekst prac, a gdy sytuacja tego wymaga – pozwala im na samodzielne odkrywanie ekspozycji. Najbardziej emocjonującym projektem ostatnich lat była wystawa „Im bardziej obkrawasz, tym większa się staje” Krzysztofa Gila prezentowana jako część wystawy zbiorowej „Wołają na mnie “Cygan, choć tak się nie nazywam”, kuratorowanej przez Anię Batko. W ramach instalacji na środku galerii stanął stół ze świecami z oświetloną postacią-manekinem siedzącą obok. Całość była oniryczna, tajemnica, postać wyglądała jakby była żywa i przyciągała tłumy z ulicy. Była też bardzo instagramowa i fotogeniczna. Jej moc płynęła ze scenograficznego podejścia do przestrzeni. Wchodziło się do wnętrza „cygańskiego” namiotu z literackich i historycznych wyobrażeń. Równie zaskakującym epizodem był performans Przemka Branasa w ramach wystawy „I WANNA BE YOUR COLONIZER”, podczas którego para zakochanych zaczęła lizać statek – obiekt artysty wykonany z siarczanu miedzi(II) i bromku/chlorku, zupełnie nas zaskakując.
Wiele wystaw w GGM prezentuje artystów z całej Polski, ale chciałabym zapytać, jak wygląda relacja miejskiej galerii z lokalnym środowiskiem twórczym. Jakie zjawiska są dla Ciebie szczególnie interesujące i w jaki sposób staracie się wspierać lokalnych artystów?
GGM ma trzy oddziały, dzięki którym możemy zadbać o różne potrzeby: prezentację lokalnych twórców, wystawy problemowe, „project room” czy nawiązujące do bogatej historii i kultury Gdańska. Wspomniany przeze mnie projekt „Głęboka Woda” służy „wyławianiu” młodych lokalnych twórców wśród studentów i absolwentów lokalnej ASP. Często to dla nich pierwsza okazja na współpracę z instytucją sztuki w formie warsztatów i działań artystyczno-edukacyjnych. Czasami zdarza się, że osoby, które się tam powracają po latach z projektami indywidualnymi. Tak było w przypadku Patryka Różyckiego, który w 2024 roku zaprezentował wystawę „Nie czuję nostalgii za wstydem, ale za naszym wspólnym czasem” (kuratorka: Katie Zazenski). W 4G organizujemy indywidualne i zbiorowe wystawy, łączące kontekst lokalny i międzynarodowy, a cykliczne wydarzenia, np. Gdańskie Biennale Sztuki, jeszcze mocniej integrują lokalną scenę. Na 2026 rok przygotowuję wystawę zbiorową, w której bierze udział więcej osób z Trójmiasta, a całość jest filmowo konstruowaną opowieścią wizualną.
A w jaki sposób GGM pozycjonuje się w krajobrazie instytucjonalnym Gdańska? Szczególnie w kontekście zmian, które prawdopodobnie zostaną przyjęte przez Radę Miasta.
Sytuacja w Gdańsku jest obecnie bardzo dynamiczna. NOMUS jako oddział MNG ma nowego dyrektora, Piotra Stasiowskiego, podobnie CSW Łaźnia - Martę Kołacz, a u nas mamy dyrektorkę Marię Sasin pełniącą obowiązki. Równolegle kilka miesięcy temu wszystkich obiegła informacja, że podczas sierpniowej sesji Rady Miasta Gdańska przyjęto uchwałę intencyjną w sprawie połączenia Gdańskiej Galerii Miejskiej i Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, co ma zostać potwierdzone w grudniu 2025 roku, a przeprowadzone już w połowie 2026 roku. W środowisku można usłyszeć wiele głosów sprzeciwu, bo są to instytucje o odrębnych profilach programowych, jednak my jako pracownicy dostaliśmy zapewnienie, że zachowamy zatrudnienie, ale nie wiadomo w jaki sposób będzie to realizowane. Obecnie prowadzone są badania dotyczące potrzeb lokalnego środowiska. Pracujemy normalnie nad programem na 2026 rok, mając zapewnienie, że zostanie on w pełni zrealizowany. Nie wiadomo jeszcze, jak nowa instytucja zostanie nazwana ani jaki przyjmie profil programowy. Prawdopodobnie czekają nas duże zmiany.
W naszym cyklu „Kuratorki” rozmawialiśmy z: Martą Czyż, Michaliną Sablik, Dorotą Monkiewicz, Magdaleną Kreis.
__________________
Gabriela Warzycka-Tutak (ur. 1988) – artystka wizualna i kuratorka związana z Gdańskiem. Absolwentka i doktorka gdańskiej ASP, od 2016 roku prowadzi GGM1, oddział Gdańskiej Galerii Miejskiej. Jej praktyka łączy sztukę i kuratorstwo jako dwa uzupełniające się języki twórcze. W swoich projektach poszukuje osobistego wyrazu oraz przestrzeni dialogu. Urodzona w Nowym Sączu, mieszka i pracuje w Gdańsku.
__________________
Michalina Sablik – historyczka sztuki, badaczka, autorka tekstów i kuratorka wystaw oraz programów publicznych. Traktuje sztukę jako narzędzie krytyczne i spekulatywne, pozwalające mierzyć się z przyszłością. Od 2018 roku zrealizowała ponad 20 wystaw w Polsce i za granicą. Współpracuje z licznymi instytucjami, galeriami, organizacjami pozarządowymi i magazynami artystycznymi. Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki (AICA). Pracowała m.in. w Galerii Promocyjnej i Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie, a także w Instytucie Adama Mickiewicza/Culture.pl. Obecnie kończy doktorat na Uniwersytecie Warszawskim.
__________________
__________________
